Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:
►Ksiądz Sławomir Zaczek – starszy Kolega w kapłaństwie;
►Sławomir Florek – dobry Znajomy z Białej Podlaskiej.
Życzę Im, aby wszystko, co stanowi treść Ich życia, służyło im do codziennego zdobywania Nieba! Wspieram Ich w tym moją modlitwą!
Drodzy moi, byłem wczoraj w Kodniu – o czym nie wspomniałem rano, bo nie wiedziałem, że będę. Jednak dzień tak się ułożył, że mogłem być. A skoro ja byłem, to Wy byliście tam ze mną – w moim sercu i w moich modlitwach.
Drodzy moi, przypominam o możliwości zdobywania odpustu zupełnego, który możemy ofiarować za Zmarłych. Odwiedzajmy w tym celu – do 8 listopada – nasze cmentarze i tam módlmy się za naszych Bliskich, którzy nas poprzedzili na drodze do wieczności. Pomódlmy się w tym celu także w intencjach Ojca Świętego i Kościoła, przyjmijmy Komunię Świętą oraz wyzbądźmy się jakiegokolwiek przywiązania do grzechu. To są stałe i dobrze nam znane warunki uzyskania odpustu zupełnego.
Ja dzisiaj mam dyżur duszpasterski na Wydziale Nauk Rolniczych, przy ulicy Prusa, a potem – jestem u siebie, w Siedlcach, co da mi możliwość oddzwonienia na tysiąc telefonów i załatwienia dwóch tysięcy spraw! Liczę, że uda się coś zrobić. I pomodlić – w Kaplicy, którą mam „nad sobą”, piętro wyżej.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, pomyślmy, co Pan dzisiaj konkretnie – tu i teraz, w tych warunkach i w tej sytuacji, w jakiej żyję – chce do mnie powiedzieć. Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 31 Tygodnia zwykłego, rok II,
5 listopada 2024.,
do czytań: Flp 2,5–11; Łk 14,15–24
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:
Bracia:
Niech was ożywia to dążenie,
które było w Chrystusie Jezusie.
On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi
i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka.
Uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci,
i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko
i darował Mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych,
i aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest Panem,
ku chwale Boga Ojca.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: „Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”.
Jezus mu odpowiedział: „Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: «Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe». Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: «Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Drugi rzekł: «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Jeszcze inny rzekł: «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść».
Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: «Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych». Sługa oznajmił: «Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce». Na to pan rzekł do sługi: «Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony».
Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”.
Jeśli się wypowiadać precyzyjnie i trzymać się prawdy, to należałoby stwierdzić, że [Chrystus Jezus] istniejąc w postaci Bożej, w rzeczywistości skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem. Bo po prostu było Bogiem, Bogiem – Człowiekiem, odwiecznym Synem Bożym. I takie są fakty, temu zaprzeczyć ani tego zanegować się nie da.
Przyszedł jednak taki czas – zbawienny i błogosławiony dla nas – kiedy Chrystus Jezus ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dokonał tego dla naszego dobra – dla naszego wiecznego dobra, wiecznego zbawienia – dla naszego szczęścia.
Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca.
Możemy zatem powiedzieć, że Boży Syn – z miłości do nas – „na jakiś czas zrezygnował” ze swojej Boskiej chwały, albo przynajmniej ją ukrył za swoim człowieczeństwem, aby stać się jednym z nas, aby uniżyć się aż do poniesienia śmierci – i to śmierci krzyżowej – jednak Bóg znów chciał Go mieć u siebie i dlatego oddał Mu w całej pełni udział w Boskiej swej chwale. Oczywiście, to bardzo pobieżne i „na skróty” opowiedzenie tego, o czym mowa w dzisiejszym pierwszym czytaniu, bo nad każdym zdaniem należałoby przeprowadzić dogłębną i wieloaspektową refleksję.
Natomiast możemy stwierdzić z całą pewnością, że Boży Syn po to – jak śpiewamy w kolędzie – opuścił „ślicznie Niebo” i wybrał ziemskie „barłogi”; po to niejako opuścił miejsce na swoim Tronie w Niebie (chociaż wiemy, że w rzeczywistości zawsze tam był), aby otworzyć nam drogę do tegoż Nieba, do tej wiecznej Uczty, którą swoją Męką, krzyżową Śmiercią i chwalebnym Zmartwychwstaniem wysłużył.
On nam wysłużył możliwość udziału w tejże Uczcie – mówiąc znowu bardzo „na skróty”: „załatwił” nam zaproszenie na tę Ucztę. Każdej i każdemu z nas. Natomiast na pewno – nie „załatwił” nakazu doprowadzenia siłą (jak obecna bandycka władza w Polsce siłą doprowadza na przesłuchania przed swoje nielegalne komisje, albo siłą zamyka niewinnych ludzi, poddając ich torturom). Do Nieba nikt nikogo nie doprowadza siłą – i nigdy nie będzie tak doprowadzał.
Dlatego może niestety dojść – i zapewne nieraz dochodzi – do takiej oto sytuacji, niezwykle sugestywnie i obrazowo ukazanej przez Jezusa w dzisiejszej Ewangelii, iż pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: «Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe». Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: «Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Drugi rzekł: «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Jeszcze inny rzekł: «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść».
Jaki był finał całej sprawy? Mógł być tylko jeden: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty.
Swoją drogą – tak od ludzkiej strony patrząc – jak musi być przykro Jezusowi, który tak bardzo starał się i poświęcał dla nas, a oto musi patrzeć na to, iż wielu ludzi nie korzysta z owoców Jego poświęcenia, cierpienia, wielogodzinnego umierania na krzyżu… Sami, na własne życzenie, pozbawiają się tak wielkiego szczęścia – i tak wielkiej szansy! I cóż zrobić? Nic się nie da zrobić, bo nie da się człowieka zmusić do tego, by chciał być szczęśliwym, skoro on na siłę chce być nieszczęśliwym!
Jest więc to bardzo ważnym wskazaniem dla nas, a właściwie przypomnieniem, że zaproszeń Pana naprawdę nie wolno lekceważyć! A nawet – tak po prostu i po ludzku – nie warto lekceważyć. Bo cóż zyska człowiek, który odmówi udziału w Uczcie Pana, aby pójść do… no, właśnie, dokąd? Co jest w stanie zastąpić to wielkie szczęście, jakie Ojciec Niebieski proponuje każdej i każdemu z nas, a które Boży Syn wysłużył swoim bezgranicznym poświęceniem? Co jest większym szczęściem i większą szansą dla człowieka? Czy jest cokolwiek?…
Może więc dzisiaj warto postawić sobie pytanie, na ile już teraz, już dzisiaj, już tutaj, w czasie swojej ziemskiej pielgrzymki, korzystam z zaproszeń Pana – a chociażby do stałej bliskości z Nim w Sakramentach, na modlitwie, czy w Jego słowie, które ciągle czytam, słucham i rozważam? Czy – pomimo tego, że mam dużo różnych spraw na głowie i tyle zadań, które każdego dnia muszę wypełniać – staram się jednak nie zlekceważyć i nie pominąć, ale całym sercem skorzystać z każdego zaproszenia, z jakim zwraca się do mnie Pan?…
Dziś wieczorem znowu krzyczałem na Matkę Bożą, bo nie mogłem zasnąć. Nie wiem, czy chciałam obrazić Maryję, czy próbowałam do Niej dotrzeć: „Dziewico Maryjo, nie złość mnie! Dlaczego wołam, a Ty mnie nie słyszysz, nie obejmujesz mnie? Uderz mnie w głowę, abym zemdlała!”.
Czy można tak rozmawiać z Matką Bożą?
Boję się takich stanów i nie chcę, żeby się powtórzyły.
Co powinnam zrobić?
NIE! NIE MOŻNA! NIE MOŻNA KRZYCZEĆ NA MATKĘ BOŻĄ! Proszę z Nią z miłością rozmawiać!
xJ