Wina nie mają? Naprawdę?…

W

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą:

Ksiądz Mariusz Szyszko – mój serdeczny i oddany Przyjaciel jeszcze z czasów wspólnej służby ministranckiej w naszej rodzinnej Parafii; Człowiek, któremu bardzo wiele zawdzięczam i który zawsze jest blisko, aby wspierać i pomagać;

Ojciec Mariusz Rudzki, Salezjanin, także pochodzący z naszej rodzinnej Parafii;

Ksiądz Biskup Henryk Tomasik – do niedawna: Biskup radomski, a wcześniej: Biskup Pomocniczy siedlecki, udzielający mi w swoim czasie święceń diakonatu i mój Profesor w Seminarium;

Kapłani znajomi i z różnych względów mi bliscy:

* Ksiądz Mariusz Zaniewicz,

* Ksiądz Mariusz Świder,

* Ksiądz Mariusz Korzenecki,

* Ksiądz Mariusz Lech;

* Ksiądz Henryk Demiańczuk,

Ojciec Mariusz Bosek – Oblat, posługujący w Kodniu, Rzecznik prasowy Sanktuarium – Człowiek bardzo życzliwy, z którym mam radość znać się od wielu lat;

Mariusz Majewski – Lektor z mojej rodzinnej Parafii, Członek FORMACJI «SPE SALVI»;

Mariusz Kozłowski – mój Kolega z Klasy ze szkoły podstawowej;

Mężowie i Ojcowie trzech Rodzin, z którymi znajomość sięga jeszcze czasów pierwszego mojego wikariatu, w Radoryżu Kościelnym:

* Mariusz Niedziałkowski,

* Mariusz Kłusek,

* Mariusz Chmielewski;

Znajomi od wielu lat:

* Mariusz Kozak,

* Mariusz Mojzych,

* Mariusz Wojdowski.

Życzę Solenizantom, aby doświadczali w swoim życiu wielu cudów Bożej łaski – o czym więcej w rozważaniu – i umieli je w pełni wykorzystać. Zapewniam o modlitwie!

Ja dzisisaj wyruszam do Parafii Brzozowica, gdzie będę pomagał duszpastersko, a o 20:00 – Msza Święta w naszym Duszpasterstwie.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem do mnie się zwraca osobiście – właśnie dzisiaj? Duchu Święty, tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

2 Niedziela zwykła, C,

19 stycznia 2025., 

do czytań: Iz 62,1–5; 1 Kor 12,4–11; J 2,1–12

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

Przez wzgląd na Syjon nie umilknę, przez wzgląd na Jerozolimę nie spocznę, dopóki jej sprawiedliwość nie błyśnie jak zorza i zbawienie jej nie zapłonie jak pochodnia.

Wówczas narody ujrzą twą sprawiedliwość i chwałę twoją wszyscy królowie. I nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana oznaczą.

Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga.

Nie będą więcej mówić o tobie „Porzucona”, o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona”. Raczej cię nazwą „Moje w niej upodobanie”, a krainę twoją „Poślubiona”. Albowiem spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża.

Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi, i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia: Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim.

Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra. Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu, innemu łaska uzdrawiania przez tego samego Ducha, innemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków.

Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów.

A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi da Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.

Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Oni zaś zanieśli.

A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”.

Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

Następnie On, Jego Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum, gdzie pozostali kilka dni.

Jak dobry dla człowieka jest Bóg! Jak jest wręcz niezmierzony w swojej hojności! Pierwsze czytanie, z Proroctwa Izajasza, to zapowiedź niezwykłego wręcz zmiłowania Bożego nad swoim ludem, nad narodem wybranym – tak, dokładnie nad tym właśnie narodem, który tyle razy buntował się przeciwko swemu Bogu, który tak często odchodził od Niego, łamał Jego przykazania, lekceważył sobie Jego słowa!

Za to spadały nań rozmaite kary, które miały być przestrogą ze strony Boga – ku opamiętaniu i nawróceniu. I zwykle to opamiętanie następowało. A wówczas Bóg litował się nad swoim ludem, nie mógł wręcz patrzeć – jak to możemy przeczytać na kartach Starego Testamentu – na nieszczęście swoich dzieci, dlatego spieszył z okazaniem im miłosierdzia.

I właśnie jednym z takich momentów jest ten, opisany w dzisiejszym pierwszym czytaniu, gdzie słyszymy między innymi takie słowa: Wówczas narody ujrzą twą sprawiedliwość i chwałę twoją wszyscy królowie. I nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana oznaczą. Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga. Nie będą więcej mówić o tobie „Porzucona”, o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona”. Raczej cię nazwą „Moje w niej upodobanie”, a krainę twoją „Poślubiona”. Albowiem spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża.

A już ostatnie zdanie pierwszego dzisiejszego czytania – by się tak wyrazić – przebija wszystkie: Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi, i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje.

Oczywiście, słowo: Budowniczy jest tu napisane wielką literą, wiemy zatem, o jakiego «Budowniczego» chodzi. Natomiast przekaz ten dobitnie udowadnia, że Bóg naprawdę okazywał swoją miłość i miłosierdzie swojemu ludowi w sposób wręcz niezwykły, wylewny, nadzwyczaj hojny – jak już sobie wspomnieliśmy. I tak, jak to dzisiaj zostało nadmienione, tak też zostało to określone jeszcze w kilku miejscach, na kartach Starego Testamentu, iż miłość Boga do swego ludu ukazywana była jako podobna do miłości dwojga oblubieńców, dwojga zakochanych w sobie małżonków! A to bardzo specyficzna relacja i bardzo mocna miłość – zasadniczo… Taką przynajmniej powinna być.

Jeżeli zatem miłość Boga do swego ludu jest tak właśnie ukazana i Bóg nie wstydzi się i nie krępuje, ani nie waha, by aż tak oddać się do dyspozycji swoich dzieci, to ta Jego miłość musi być naprawdę ogromna! I dlatego okazywana w sposób wręcz rozrzutny!

Dokładnie tak, jak miało to miejsce na weselu w Kanie Galilejskiej, na którym Bóg Wcielony, Boży Syn, Jezus Chrystus, także okazał ludziom miłość w sposób rozrzutny. A może tutaj właśnie najbardziej pasowałoby określenie: wylewny. Na pewno – niezwykle hojny!

Oto bowiem, kiedy już po jakimś czasie trwania wesela, okazało się, że «wina nie mają», Jezus przyszedł z pomocą. Można by powiedzieć, że to nie była aż tak ważna sprawa, jak uzdrowienie z ciężkiej choroby, czy choćby wskrzeszenie syna wdowy, która pozostałaby bez niego sama i skazana na marny los. Dlatego Jezus mógł się w ogóle nie przejąć tym, co usłyszał od swojej Matki.

Zresztą, Jego słowa: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? – różnie w różnych tłumaczeniach ujmowane: to drugie zdanie raz w formie pytającej, a raz twierdzącej – mogłoby nawet sugerować chęć odcięcia się od całej sprawy. A jednak Matka zdecydowanie poleciła weselnym sługom: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Uznała bowiem, że to nie jest jakaś tam sobie nieważna sprawa, ale właśnie sprawa bardzo istotna.

W rzeczywistości, taką była, gdyż taki błąd organizacyjny, jak zbyt mała ilość wina na weselu, mógłby okryć niesławą młodych małżonków na całe życie! Bo przez lata wspominano by ich jako tych, na weselu których ludzie nie mogli się w pełni ucieszyć weselną radością, gdyż właśnie zabrakło wina. Tak w tamtej ówczesnej kulturze było. I dlatego Jezus jednak postanowił pomóc, poratować w biedzie. A już tak postanowił i tak zrobił – to z pełnym rozmachem!

Bo kazał napełnić wodą sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. I tę wodę – w którymś momencie, zupełnie dla wszystkich niepostrzeżenie – uczynił winem. I teraz, w zależności od tego, czy stągwie te «mogły pomieścić dwie, czy trzy miary», to wina, które się w nich pojawiło, mogło być od trzystu osiemdziesięciu czterech do pięciuset siedemdziesięciu sześciu litrów! I to – jak się mieliśmy dowiedzieć zaraz od starosty weselnego – wina bardzo dobrego! No, miał Jezus gest, co?

Naprawdę, miłość wylewna – w dosłownym tego wyrażenia znaczeniu! Już pomijając nawet sposób, w jaki Jezus tego dokonał, bo był to sposób niezwykle oryginalny. Chociaż z pewnością napawający niemałą obawą sługi weselnego przyjęcia, bo przecież oni dokładnie wiedzieli, co nalewali do stągwi – że była to woda – a oto mają zaczerpnąć i zanieść staroście weselnemu, a więc osobie naprawdę ważnej i znaczącej na tym przyjęciu, w atmosferze narastającego napięcia, spowodowanego brakiem wina.

I w takiej sytuacji podać owemu staroście kubek czystej wody – może i dobrej, ale jednak wody – to mogło na nich ściągnąć w najlepszym razie jego gniew, o ile nie gorsze konsekwencje. Dlatego z pewnością drżała ręka tego, który ów kubek wtedy podawał. Okazało się jednak że nie tylko nie było powodów do obawy, ale był powód do wielkiej radości! Doprawdy, hojna, wręcz rozrzutna jest miłość Boga do człowieka! Jak już daje, to daje.

Ale może ktoś w tej chwili powiedzieć, że to chyba nie jest tak do końca! Albo że nie wszyscy mają takie szczęście, nie u wszystkich na weselu jest Jezus, nie w każdym domu dokonuje On takich nadzwyczajnych cudów. Bo przecież żyjemy tak, jak żyjemy i może nawet nie klepiemy jakiejś strasznej biedy, i mamy co do garnka włożyć, i jak siadamy do rodzinnego przyjęcia, to i ta butelka dobrego wina się znajdzie, ale znowu aż tak nam się nie przelewa, nie mamy wrażenia jakiegoś przesytu.

A kiedy modlimy się o zdrowie dla siebie albo dla kogoś bliskiego, to jakoś tak nie możemy się tego doprosić; a i tych pieniędzy trochę więcej by się przydało, bo to i samemu ma się wydatki, i dzieciom trzeba pomóc, i wnukom… I tak moglibyśmy wymieniać długo przykłady tego, że jednak nie jest aż tak różowo, jak tu sobie mówimy, że wszystkiego mielibyśmy mieć w nadmiarze i że nam Pan aż tak dużo miałby dawać… Może od czasu do czasu coś tam się i trafi, ale żeby tak zawsze? Właśnie, jak to pojmować?…

Czyżbyśmy byli gorsi od ludzi tamtych czasów, którzy tak wiele otrzymywali, a my nie? A może to dlatego, że Jezus był tam z nimi wtedy, i Matka była, dlatego można było zaradzić problemowi? Bo chociaż teoretycznie, ale nie da się całkowicie wykluczyć, że w tym samym czasie, nawet w tamtej okolicy, zdarzyły się takie wesela, na których zabrakło wina. I rzeczywiście go zabrakło – tak całkowicie. I była bieda. I nie było komu poratować nowożeńców, musieli więc jakoś żyć z tą skazą na honorze. A tym dzisiejszym się tak udało, że akurat Jezus był, więc zaradził.

Czemu tak jest? Czemu my dzisiaj – jako rzekliśmy – nie mamy wrażenia jakiegoś nadzwyczajnego przesytu, jakiegoś deszczu darów z nieba, a już na pewno: deszczu pieniędzy?…

Zapewne na takie i tym podobne pytania próbuje nam dzisiaj odpowiedzieć Święty Paweł, który w drugim czytaniu poucza swoich wiernych w Gminie chrześcijańskiej korynckiej – ale i nas poucza – że różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim. Owszem, tu już nie chodzi o wino na weselu, ale o coś znacznie większego. O co?

O obdarowywanie człowieka przez Boga przeróżnymi darami. Jak dalej słyszymy: Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra. Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu, innemu łaska uzdrawiania przez tego samego Ducha, innemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków.

I zdanie, które na końcu wszystko chyba wyjaśnia: Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce.

Otóż, właśnie! Pan – przez swego Ducha – daje każdemu tak, jak chce! Ale tak, by służyło to wspólnemu dobru wszystkich, dobru wspólnoty Kościoła. Jak widzimy, te dary są różnorodne. Każdy otrzymuje jakiś inny. I można sobie wyobrazić sytuację, w której ten, obdarowany darem języków, zazdrości temu, który otrzymał dar uzdrawiania, bo jakoś bardziej mu akurat tamten dar pasuje… A jednak – żeby to jeszcze raz wyraźnie i mocno powtórzyć – wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra; a także: wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce.

I tak jest, Drodzy moi, z każdym darem, jakiego nam Pan udziela, w każdej sferze: także tej materialnej, także tej zdrowotnej. On udziela tak, jak chce – ale nie na zasadzie kaprysu i humoru, jaki ma danego dnia, ale kierując się miłością do człowieka i pragnieniem prawdziwego dobra człowieka. Prawdziwego, czyli takiego, jak je rozumie Bóg, a nie człowiek. Przynajmniej – nie zawsze człowiek je tak rozumie.

Bo Bóg wie lepiej, co jest człowiekowi bardziej potrzebne i co jest dla niego prawdziwie dobre, a co tylko pozornie. Chociaż my możemy być nawet bardzo mocno przekonani, że to właśnie my wiemy lepiej i że to właśnie to, co my uważamy za dobre i czego tak bardzo od Boga chcemy, jest tym dobrem najprawdziwszym i najbardziej upragnionym – to jednak Bóg to wie lepiej.

Ja sam pamiętam, jak w czasie tak zwanej pandemii bardzo ciężko psychicznie przeżywałem to wszystko, co się wówczas działo: te wszelkie absurdalne ograniczenia, zamknięte kościoły i to wszystko, co wtedy z nami wyprawiali. I tyle razy prosiłem Pana na modlitwie – wręcz zrozpaczony – żeby mi pomógł, bo jakoś tak wyjątkowo ciężko psychicznie to znosiłem. I godzinami wręcz trwałem na adoracji, w mieszkaniu się modliłem, Pismo Święte czytałem – a tu nic.

To znaczy, ja tak myślałem, że nic. Owszem, widziałem, że Pan o mnie nie zapomniał, bo w tym czasie wiele spraw dobrze się ułożyło i w mojej posłudze duszpasterskiej naprawdę dobrze szło, i w relacjach z ludźmi też się układało… Ileż to razy nawet słyszałem, że ktoś – po rozmowie ze mną, albo po Spowiedzi u mnie – mówił potem, że tak mu to pomogło, tak go wzmocniło. A ja pytałem Pana, dlaczego to oni odchodzą tacy umocnieni po rozmowie ze mną, a ja sam nie mogę doczekać się ukojenia tego wewnętrznego bólu i rozterki.

I tak wręcz wykłócałem się z Panem na modlitwie, a dzisiaj widzę, że to wszystko naprawdę miało sens. Bo On naprawdę wie, co robi. Trzeba Mu tylko zaufać. Owszem, to jest bardzo trudne – szczególnie w sytuacji, kiedy modlimy się o czyjeś zdrowie, a tymczasem ten ktoś odchodzi, nawet nieraz w młodym wieku. Wtedy najmocniej wybrzmiewa to pytanie: „Panie, dlaczego? Dlaczego tak rozsądziłeś? Co chciałeś mi – i moim bliskim – przez to powiedzieć?” Tak, to bardzo trudne sprawy. I w takiej sytuacji zaufać – to wielka sprawa. I wielka wiara.

Ale o taką się dla siebie nawzajem dzisiaj modlimy. O to, aby nawet w takiej sytuacji zaufać. I w każdej codziennej, w której będzie nam się wydawało, że to ten drugi więcej otrzymał, że lepiej od nas otrzymał, lepsze dary przypadły mu w udziale. Zaufajmy Panu! On naprawdę wie, co robi. Uwierzmy, że wszystko […] sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce; oraz że wszystkim […] objawia się Duch dla wspólnego dobra. Uwierzmy w to!

I dostrzeżmy to wszystko – ten cały bezmiar darów, którym zostaliśmy już obdarowani i codziennie jesteśmy obdarowywani. I nie zapomnijmy za nie wszystkie Panu naszemu podziękować…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.