Wielkie świadectwo – w drobiazgach…

W

Szczęść Boże! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Elżbieta Jaśkowska, moja Ciocia z Olsztyna. Dziękując za życzliwość i nasz dobry kontakt – życzę wszelkiego dobra! Pamiętam w modlitwie!

Ja dzisiaj – jak co środę – planuję dyżur na Wydziale, na ulicy 3 Maja. O 17:00 – spotkanie akademickiej wspólnoty formacyjnej BANDA «CZARNEGO». Natomiast o 19:00 – Msza Święta w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele, po czym: Koronka do Bożego Miłosierdzia za Zmarłych i Adoracja Najświętszego Sakramentu w ciszy, do godziny 21:00.

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan mówi dzisiaj do mnie? Co takiego ważnego i konkretnego chce mi dzisiaj przekazać? Duchu Święty, tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 33 Tygodnia zwykłego, rok I,

19 listopada 2025., 

do czytań: 2 Mch 7,1.20–31; Łk 19,11–28

CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI MACHABEJSKIEJ:

Siedmiu braci zostało schwytanych razem z matką. Bito ich biczami i rzemieniami, gdyż król Antioch chciał ich zmusić, aby skosztowali wieprzowiny zakazanej przez Prawo.

Przede wszystkim zaś godna podziwu i trwałej pamięci była matka. Przyglądała się ona w ciągu jednego dnia śmierci siedmiu synów i zniosła to mężnie. Nadzieję bowiem pokładała w Panu. Pełna szlachetnych myśli zagrzewając swoje kobiece usposobienie męską odwagą, każdego z nich upominała w ojczystym języku. Mówiła do nich: „Nie wiem, w jaki sposób znaleźliście się w moim łonie, nie ja wam dałam tchnienie i życie, a członki każdego z was nie ja ułożyłam. Stwórca świata bowiem, który ukształtował człowieka i wynalazł początek wszechrzeczy, w swojej litości ponownie odda wam tchnienie i życie, dlatego że wy gardzicie nimi teraz dla Jego praw”.

Antioch był przekonany, że nim gardzono, i dopatrywał się obelgi w tych słowach. Ponieważ zaś najmłodszy był jeszcze przy życiu, nie tylko dał mu ustną obietnicę, ale nawet pod przysięgą zapewnił go, że jeżeli odwróci się od ojczystych praw, uczyni go bogatym i szczęśliwym, a nawet zamianuje go przyjacielem i powierzy mu ważne zadania. Kiedy zaś młodzieniec nie zwracał na to żadnej uwagi, król przywołał matkę i namawiał ją, aby chłopcu udzieliła zbawiennej rady.

Po długich namowach zgodziła się nakłonić syna. Kiedy jednak nachyliła się nad nim, wtedy wyśmiewając okrutnego tyrana, tak powiedziała w języku ojczystym: „Synu, zlituj się nade mną. W łonie nosiłam cię przez dziewięć miesięcy, karmiłam cię mlekiem przez trzy lata, wyżywiłam cię i wychowałam aż do tych lat. Proszę cię, synu, spojrzyj na niebo i na ziemię, a mając na oku wszystko, co jest na nich, zwróć uwagę na to, że z niczego stworzył je Bóg i że ród ludzki powstał w ten sam sposób. Nie obawiaj się tego oprawcy, ale bądź godny braci swoich i przyjmij śmierć, abym w czasie zmiłowania odnalazła cię razem z braćmi”.

Zaledwie ona skończyła mówić, młodzieniec powiedział: „Na co czekacie? Jestem posłuszny nie nakazowi króla, ale słucham nakazu Prawa, które przez Mojżesza było dane naszym ojcom. Ty zaś, przyczyno wszystkich nieszczęść Hebrajczyków, nie uciekniesz z rąk Bożych”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus opowiedział przypowieść, dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi.

Mówił więc: „Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić.

Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: «Zarabiajcie nimi, aż wrócę».

Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: «Nie chcemy, żeby ten królował nad nami».

Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał.

Stawił się więc pierwszy i rzekł: «Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min». Odpowiedział mu: «Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami».

Także drugi przyszedł i rzekł: «Panie, twoja mina przyniosła pięć min». Temu też powiedział: «I ty miej władzę nad pięciu miastami».

Następny przyszedł i rzekł: «Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył i żąć, czegoś nie posiał».

Odpowiedział mu: «Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał».

Do obecnych zaś rzekł: «Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min».

Odpowiedzieli mu: «Panie, ma już dziesięć min».

Powiadam wam: «Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach»”.

Po tych słowach ruszył na przedzie zdążając do Jerozolimy.

Pierwsze czytania liturgii Mszy Świętej w tym tygodniu pokazują nam przykłady bardzo różnego odniesienia ludzi do Boga. W poniedziałek usłyszeliśmy o wielu nieprawościach, dokonywanych przez naród wybrany; o odstępstwie od kultu Boga JAHWE i wielu związanych z tym grzechach. Wczoraj natomiast, dzisiaj i jutro – otrzymujemy świadectwo postaw niezwykle pięknych i bohaterskich, związanych wręcz z męczeńskim oddaniem życia przez tych, którzy ani na krok nie chcieli ustąpić, gdy idzie o przestrzeganie praw, ustanowionych przez Boga.

I tak oto wczoraj słyszeliśmy o heroicznym bohaterstwie czcigodnego starca Eleazara. Mogliśmy docenić jego stanowczość i nieustępliwość, gdy idzie o poszanowanie tychże praw, chociaż sprawa dotyczyła kwestii tak – powiedzielibyśmy –zwyczajnej”, jak zjedzenie kawałka wieprzowiny. My dzisiaj powiedzielibyśmy, że to jest w ogóle jakiś totalny banał, bo kto by tam robił jakiekolwiek problemy ze zjedzeniem kawałka tego, czy innego mięsa!

A jednak! Bo tu nie o mięso chodziło, ale o wierność Bogu i Jego prawom, które On sam wyraźnie ustanowił i jasno określił. Ale – dobrze! Powiedzmy tak: Eleazar miał dziewięćdziesiąt lat w chwili próby, o której wczoraj słyszeliśmy, mógł więc poświęcić tę – jak sam określił – «maleńką resztkę życia» i złożyć ją na ołtarzu wierności Bogu.

Ale dzisiaj słyszymy o podobnym heroizmie, ale już w odniesieniu do siedmiu ludzi młodych! Tak przynajmniej możemy uważać, skoro – jak słyszymy – ich męczeńską śmierć obserwowała matka, która przyglądała się […] w ciągu jednego dnia śmierci siedmiu synów i zniosła to mężnie. Z pewnością, było to dla niej – tak po ludzku – bardzo trudne doświadczenie.

Ona jednak była heroicznie silna, nadzieję bowiem pokładała w Panu. Pełna szlachetnych myśli zagrzewając swoje kobiece usposobienie męską odwagą, każdego z nich upominała w ojczystym języku. Mówiła do nich: „Nie wiem, w jaki sposób znaleźliście się w moim łonie, nie ja wam dałam tchnienie i życie, a członki każdego z was nie ja ułożyłam. Stwórca świata bowiem, który ukształtował człowieka i wynalazł początek wszechrzeczy, w swojej litości ponownie odda wam tchnienie i życie, dlatego że wy gardzicie nimi teraz dla Jego praw”.

Takie świadectwo daje o niej dzisiaj Autor Drugiej Księgi Machabejskiej. A dodajmy jeszcze, że w dzisiejszym czytaniu mamy jedynie krótką, jednozdaniową informację o śmierci sześciu synów, a dokładniej opisane okoliczności, w jakich miał ponieść je siódmy, czyli ostatni z nich. W samej jednak Księdze – warto to sobie odczytać – znajdziemy opis męczeństwa wszystkich pozostałych. Na tle tychże świadectw – bohaterstwo i siła wiary matki jaśnieje jeszcze wyraźniej.

Natomiast koniecznie musimy podkreślić i zaakcentować bohaterstwo owych siedmiu jej synów. Bo oni – w odróżnieniu od wczorajszego bohatera, starca Eleazara – położyli na szali swoje młode życie! Przed Eleazarem był już tylko ta «maleńka resztka życia», ale przed nimi – być może – jeszcze wiele lat, wiele sukcesów i osiągnięć, wiele pięknych i wzniosłych chwil! I oni to wszystko tak po prostu poświęcili. A może właśnie – wcale nie „tak po prostu”, ale z wielkim przekonaniem, że nie da się inaczej. I że tu nie chodzi o kawałek takiego czy innego mięsa, ale o wierność Bogu – nawet w tak drobnych sprawach.

Nie zgodzili się bowiem na żadne ustępstwo – chociażby na tej zasadzie, że co prawda w tej sprawie to może ustąpimy, bo jest drobna, ale już jak się trafi jakaś większa, to na pewno staniemy mężnie do boju. Otóż, nie! Jeżeli być wiernym – to we wszystkim! I w stu procentach! Bo gdyby chcieć przyjąć taki sposób myślenia, o jakim tu mówimy, to trzeba by określić granicę, od której jesteśmy już nieustępliwi i wierni Bogu, a do której jeszcze możemy sobie to i owo „poluzować”… Co ma być tą granicą?

I jeżeli nawet zgodzimy się ją ustawić na jakimś etapie lub poziomie, to kto nam zabroni przesunąć ją sobie w tę lub drugą stronę – raczej w tę stronę łagodniejszą i mniej wymagającą?… Dlatego opisane dzisiaj wydarzenie uczy nas tego właśnie, że w sprawach Bożych mamy być nieustępliwi i jednoznaczni – w każdych okolicznościach. Bo my dzisiaj słyszymy o jedzeniu wieprzowiny, co z naszego punktu widzenia na pewno nie może być traktowane jako sprawa, za którą należy oddawać życie. Ale dla ówczesnych ludzi – w tamtym kontekście kulturowym i religijnym – taką była.

My mamy inne przestrzenie i okoliczności do dawania świadectwa. I też niektóre z nich mogą nam się wydawać banalne, bo czyż nie można w takich czy innych drobnych sprawach nieco ustąpić? Czy to wspólne mieszkanie bez ślubu to już naprawdę takie przestępstwo? A czy upicie się od czasu do czasu to naprawdę taki dramat? A jak się do kościoła w niedzielę czasami nie pójdzie – to jest o co robić zamieszanie? A jak wszyscy gadają na Kościół, na księży i ośmieszają wartości chrześcijańskie – to muszę się zaraz pchać ze swoimi argumentami i stawać kantem do całego świata? Czy to coś zmieni?

Właśnie, Drodzy moi, to jest ta granica kompromisu, którą chcielibyśmy może sobie gdzieś tam ustalić, ale którą łatwo – naprawdę: bardzo łatwo – będzie przesunąć! A Ewangelia dzisiejsza przypomina nam, że przyjdzie nam kiedyś stanąć na Sądzie. I odpowiedzieć coś na pytanie Jezusa: „Dlaczego nie chciałeś mojego królowania?”

Owszem, dzisiaj słyszymy o królu, który raczej nie cieszył się dobrą reputacją o swoich przyszłych, a – jak się miało dalej okazać – faktycznych poddanych. Odniesienie tego obrazu do konkretnych postaci i wydarzeń historycznych potwierdza, że chodziło o naprawdę brutalnego władcę. Dlatego nie odnosimy całej tej historii do naszej rzeczywistości na zasadzie „jeden do jednego”, tylko wchodzimy głębiej, aby wyciągnąć taki oto wniosek, że to od nas zależy, na ile wykorzystamy talenty, ale i okoliczności, które zostaną nam dane, aby uznać nad sobą panowanie Jezusa i wejść z Nim w relację. Wybierając w ten sposób życie – także to wieczne.

Jeżeli natomiast tego życia nie wybierzemy, tspotka nas duchowa śmierć, czyli wieczne potępienie. Ostatnie zdania dzisiejszej Ewangelii właśnie o tym mówią: owo pościnanie przeciwników nie oznacza jakiejkolwiek mściwości Jezusa, ale konsekwencję dobrowolnie dokonanego wyboru. W tym przypadku – odrzucenia panowania nad sobą Jezusa, a tym samym: odrzucenia życia! To nasz wybór – wolny i świadomy. I nasze konsekwencje.

Dlatego też trzeba naszej czujności i otwartości serca, aby w tych dokładnie okolicznościach, w jakich przyszło nam żyć, nie przegapić żadnej okazji do dania świadectwa Jezusowi. Choćby to była sytuacja najdrobniejsza, a okoliczność – pozornie banalna. W tych sprawach nie ma okoliczności banalnych i nieważnych! Każda jest istotna – i żadnej nie wolno nam przegapić.

Bo każda jest dla nas szansą dania świadectwa całemu światu – a przede wszystkim chyba samemu sobie – że Jezus naprawdę jest moim Panem! I że naprawdę w Niego wierzę! I że naprawdę Go kocham!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.