Wierni – zawsze i wszędzie!

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę święceń biskupich przeżywa Ksiądz Arcybiskup Andrzej Dzięga – w swoim czasie: Dziekan Wydziału Prawa na KUL, na którym studiowałem. Życzę mocy ducha i wszelkiego Bożego błogosławieństwa, o które też będę się dla Niego modlił.

A ja mam dzisiaj dość dużo zaplanowanych spraw: zaraz ruszam do Rektoratu naszej Uczelni, aby omówić sprawy, związane z Opłatkiem uniwersyteckim, potem jadę do Sióstr Sakramentek właśnie po opłatki, które będą do pobrania w naszym Duszpasterstwie; jednocześnie rozwiozę Ogłoszenia naszego Duszpasterstwa, odwiedzę Sklep diecezjalny, zrobię drobne zakupy, zajrzę do Mechanika – i takie tam różne… A po południu – jeszcze nie wiem. Mam wstępny plan, ale zobaczymy, jak się uda do południa wszystko ogarnąć.

We wszystkim zdaję się na Pana i powierzam to wszystko Matce Bożej Kodeńskiej. I – jak zawsze – otwieram się na niespodzianki ze strony Pana i naszej Matki…

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan mówi dzisiaj do mnie? Z jakim – bardzo osobistym i konkretnym przekazem zwraca sie właśnie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 34 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Andrzeja Dunc–Lac, Kapłana i Towarzyszy,

Męczenników,

24 listopada 2025., 

do czytań: Dn 1,1–6.8–20; Łk 21,1–4

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA DANIELA:

W trzecim roku panowania króla judzkiego Jojakima przybył król babiloński Nabuchodonozor pod Jerozolimę i oblegał ją. Pan wydał w jego ręce króla judzkiego Jojakima oraz część naczyń domu Bożego, które zabrał do ziemi Szinear do domu swego boga, umieszczając naczynia w skarbcu swego boga.

Król polecił następnie Aszfenazowi, przełożonemu swoich dworzan, sprowadzić spośród Izraelitów z rodu królewskiego oraz z możnowładców młodzieńców bez jakiejkolwiek skazy, o pięknym wyglądzie, obeznanych z wszelką mądrością, posiadających wiedzę i obdarzonych rozumem, zdatnych do służby w królewskim pałacu. Zamierzał ich nauczyć pisma i języka chaldejskiego. Król przydzielił im codzienną porcję potraw królewskich i wina, które pijał. Mieli być wychowywani przez trzy lata, by po ich upływie rozpocząć służbę przy królu.

Spośród synów judzkich byli wśród nich Daniel, Chananiasz, Miszael i Azariasz. Daniel powziął postanowienie, by się nie kalać potrawami królewskimi ani winem, które król pijał. Poprosił więc nadzorcę służby dworskiej, by nie musiał się kalać.

Bóg zaś obdarzył Daniela przychylnością i miłosierdziem nadzorcy służby dworskiej. Nadzorca służby dworskiej powiedział do Daniela: „Obawiam się, by mój pan, król, który przydzielił wam pożywienie i napoje, nie ujrzał waszych twarzy chudszych niż młodzieńców w waszym wieku i byście nie narazili mojej głowy na niebezpieczeństwo u króla”.

Daniel zaś powiedział do strażnika, którego ustanowił nadzorca służby dworskiej nad Danielem, Chananiaszem, Miszaelem i Azariaszem: „Poddaj sługi twoje dziesięciodniowej próbie: niech nam dają jarzyny do jedzenia i wodę do picia. Wtedy zobaczysz, jak my wyglądamy, a jak wyglądają młodzieńcy jedzący potrawy królewskie, i postąpisz ze swoimi sługami według tego, co widziałeś”.

Przystał na to ich żądanie i poddał ich dziesięciodniowej próbie. A po upływie dziesięciu dni wygląd ich był lepszy i zdrowszy niż innych młodzieńców, którzy spożywali potrawy królewskie. Strażnik zabierał więc ich potrawy i wino do picia, a podawał im jarzyny.

Dał zaś Bóg tym czterem młodzieńcom wiedzę i umiejętność wszelkiego pisma oraz mądrość. Daniel miał dar rozeznawania wszelkich widzeń i snów. Gdy minął okres ustalony przez króla, by ich przedstawić, nadzorca służby dworskiej wprowadził ich przed Nabuchodonozora.

Król rozmawiał z nimi i nie można było znaleźć pośród nich wszystkich nikogo równego Danielowi, Chananiaszowi, Miszaelowi i Azariaszowi. Zaczęli więc sprawować służbę przy królu. We wszystkich sprawach wymagających mądrości i roztropności, jakie przedstawiał im król, okazywali się dziesięciokrotnie lepsi niż wszyscy wykładacze snów i wróżbici w całym jego królestwie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki.

I rzekł: „Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie”.

Niesamowitą historię opisuje nam dzisiaj pierwsze czytanie! Niesamowicie budującą i podnoszącą na duchu – chociaż jej kontekst wydaje się być bardzo nieprzychylny. Oto bowiem w trzecim roku panowania króla judzkiego Jojakima przybył król babiloński Nabuchodonozor pod Jerozolimę i oblegał ją. Pan wydał w jego ręce króla judzkiego Jojakima oraz część naczyń domu Bożego, które zabrał do ziemi Szinear do domu swego boga, umieszczając naczynia w skarbcu swego boga.

To nie tylko klęska militarna czy zwykłe zawirowanie historyczne. To bardzo mocny cios w morale narodu! Bo skoro święte miasto Jerozolima zostało zdobyte, a dom Boży obrabowany z przedmiotów kultu, które następnie zostały przekazane na rzecz kultu bóstw pogańskich, to – doprawdy – gorszy upadek trudno sobie wyobrazić.

I w takiej sytuacji znaleźli się trzej młodzi ludzie, którzy nie tylko, że odczuli na sobie skutki zaistniałej sytuacji – jak wszyscy członkowie ich narodu – ale dodatkowo jeszcze znaleźli się w samym centrum tej niesamowicie trudnej sytuacji, czyli w pałacu króla najeźdźcy! Jak się dowiadujemy, król polecił następnie Aszfenazowi, przełożonemu swoich dworzan, sprowadzić spośród Izraelitów z rodu królewskiego oraz z możnowładców młodzieńców bez jakiejkolwiek skazy, o pięknym wyglądzie, obeznanych z wszelką mądrością, posiadających wiedzę i obdarzonych rozumem, zdatnych do służby w królewskim pałacu. Zamierzał ich nauczyć pisma i języka chaldejskiego. Król przydzielił im codzienną porcję potraw królewskich i wina, które pijał. Mieli być wychowywani przez trzy lata, by po ich upływie rozpocząć służbę przy królu. Spośród synów judzkich byli wśród nich Daniel, Chananiasz, Miszael i Azariasz.

Bardzo trudna – z jednej strony – sytuacja, ale z drugiej: bardzo wyjątkowa i specyficzna. Bo ci trzej młodzi ludzie faktycznie znaleźli się w niewoli, ale nie zostali skazani na jakieś ciężkie roboty, ale dopuszczeni do bezpośredniej bliskości króla, aby pełnić – co by nie mówić – dość zaszczytną funkcję: funkcję królewskich doradców! I – jak się dowiadujemy – eksperyment się udał!

Jak słyszymy: Gdy minął okres ustalony przez króla, by ich przedstawić, nadzorca służby dworskiej wprowadził ich przed Nabuchodonozora. Król rozmawiał z nimi i nie można było znaleźć pośród nich wszystkich nikogo równego Danielowi, Chananiaszowi, Miszaelowi i Azariaszowi. Zaczęli więc sprawować służbę przy królu. We wszystkich sprawach wymagających mądrości i roztropności, jakie przedstawiał im król, okazywali się dziesięciokrotnie lepsi niż wszyscy wykładacze snów i wróżbici w całym jego królestwie.

Dość nietypowa sytuacja – przyznajmy – jak na niewolników! Natomiast ciekawą także kwestią była owa próba, której zostali poddani. I tu nawet nie chodziło o to, co będę jedli: czy będą to takie, czy inne jarzyny, a może jednak uszczkną coś z królewskiego stołu. Czyli – mówiąc krótko – nie chodziło o dietę, o menu, o ogólne wrażenia estetyczne czy smakowe. Tu chodziło o wierność Bogu! Tak, dokładnie o to, że nawet w tych niesamowicie trudnych dla nich warunkach – trudnych, ale i niebezpiecznych, bo czymś naprawdę niebezpiecznym było przebywanie w bezpośredniej bliskości władcy, który wedle swego humoru i nastroju mógł z nimi zrobić, co chciał – zachowali wierność swoim zasadom! Bożym zasadom.

Akurat w kwestii może nie aż tak zasadniczej i ważnej, bo jedynie w kwestii doboru spożywanych pokarmów, ale ta kwestia była wówczas także ważną! To z naszej perspektywy może drobiazg, ale ich mógł kosztować życie! Natomiast Pan tak pokierował całą sprawą, iż ta wierność w kwestii owego drobiazgu przełożyła się na bezmiar Bożego błogosławieństwa dla tych młodych ludzi, iż nawet w okolicznościach tak niesprzyjających, a wręcz wrogich, mogli pozostać sobą, mogli zachować swoją godność, swoją wiarę, swoją piękną postawę! Zostali za to obdarzeni wyjątkową mądrością, którą zachwycili króla – najeźdźcę! Czyli – co by nie mówić – wroga!

Nawet w takich okolicznościach ci młodzi ludzie okazali się duchowymi zwycięzcami – bo cały swój los złożyli w ręce Boga i Jemu się bezgranicznie oddali. I to On sam zwyciężył w nich i przez nich. Ci wzięci do niewoli młodzi ludzie okazali się totalnymi zwycięzcami moralnymi całej sytuacji i tych okoliczności, w jakich się znaleźli. Bo Pan sam wziął w swe ręce ich los i docenił tę wierność w drobiazgach. I z tych to właśnie drobiazgów Pan uczynił duchowe bogactwo – także intelektualne bogactwo – którym owi młodzi ludzi mogli obdarować nawet swoich wrogów. Zachowując – po raz kolejny to mocno podkreślmy – swoją godność, swój honor, wierność zasadom, wierność Bogu i miłość do Niego. Pan to wszystko sprawił – bo docenił drobiazgi.

Podobnie, jak Jezus dostrzegł dar ubogiej wdowy i – można tak chyba powiedzieć – pomnożył jej dar. Owszem, nic dzisiaj nie wiemy na ten temat, czy w jakikolwiek sposób została za swój piękny gest i dar wynagrodzona materialnie, chociaż możemy być pewni, że skoro Jezus dostrzegł, że ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie to nie zostawił jej samej z jej niedostatkiem. Tego jednak nie wiemy, bo nie zostało to zapisane.

Wiemy natomiast o tym, jak wielkim bogactwem duchowym dla Kościoła jest jej niezwykły gest, skoro od dwóch tysięcy lat zachwyca się nim tylu ludzi, czytających ten fragment Łukaszowej Ewangelii. Przepiękny przykład jej gigantycznego zaufania do Boga jest dla nas wzorem wręcz niedościgłym, ale też zachętą do tego, byśmy w żadnych okolicznościach nie czuli się zwolnieni z wierności Bogu i dawania świadectwa tejże wierności.

Powiedzmy to sobie jasno: żadne okoliczności nie są tak niesprzyjające ani tak złe, tak niekorzystne czy tak trudne, by się nie dało zachować wierności Bogu i o niej wyraźnie zaświadczyć: ani okoliczności polityczne, ani społeczne, ani także materialne! Jeżeli ktoś otworzy przed Jezusem swoje serce, zaufa Mu totalnie, odda Mu swoje życie i wszystko, co swoje – to Pan to dobro pomnoży i uczyni wielkim bogactwem i wielkim zwycięstwem! Podkreślmy to bardzo mocno: w każdych okolicznościach! Także – a może: przede wszystkim – tych najtrudniejszych.

Doskonałe wręcz potwierdzenie tego, co mówimy, i przykład takiej właśnie postawy otrzymujemy w świadectwie heroicznego męstwa Patronów dnia dzisiejszego, którymi są Andrzej Dunc–Lac, Kapłan i jego Towarzysze, Męczennicy wietnamscy. Co wiemy o ich historii?

Otóż, pierwsi misjonarze, którzy przynieśli wiarę chrześcijańską do Wietnamu, przybyli tam w XVI wieku. Przez kolejne trzy stulecia chrześcijanie byli prześladowani za swoją wiarę. Wielu z nich poniosło śmierć męczeńską, zwłaszcza podczas panowania cesarza Minh–Manga, w latach 1820–1840. Zginęło wtedy od stu do trzystu tysięcy wierzących.

Stu siedemnastu Męczenników z lat 1745–1862 Jan Paweł II kanonizował w Rzymie, 18 czerwca 1988 roku. Ich Beatyfikacje odbywały się w pierwszej połowie XX wieku. Wśród kanonizowanych znalazło się dziewięćdziesięciu sześciu Wietnamczyków, jedenastu Hiszpanów i dziesięciu Francuzów. Było to ośmiu biskupów i pięćdziesięciu kapłanów, pozostali zaś to ludzie świeccy, w tym jedna kobieta – Agnieszka, matka sześciorga dzieci.

Andrzej Dung–Lac, który reprezentuje wietnamskich Męczenników, urodził się około 1795 roku, w biednej, pogańskiej rodzinie, na północy Wietnamu. Pod wpływem katechety przyjął Chrzest i imię Andrzej, a 15 marca 1823 roku przyjął święcenia kapłańskie.

Jako kapłan w parafii Ke–Dam, nieustannie głosił słowo Boże. Często pościł, wiele czasu poświęcał na modlitwę. Dzięki jego przykładowi wielu tamtejszych mieszkańców przyjęło Chrzest. W 1835 roku Andrzej Dung został aresztowany po raz pierwszy. Dzięki pieniądzom, zebranym przez jego parafian, został uwolniony. Żeby uniknąć prześladowań, zmienił swoje imię na Andrzej Lac i przeniósł się do innej prefektury, by tam kontynuować swą pracę misyjną.

10 listopada 1839 roku ponownie go aresztowano, tym razem wspólne z innym kapłanem, Piotrem Thi, którego odwiedził, by się u niego wyspowiadać. Obaj ponownie zostali zwolnieni z aresztu – po wpłaceniu odpowiedniej kwoty. Okres wolności nie potrwał jednak długo. Po raz trzeci aresztowano ich po kilkunastu zaledwie dniach. Trafili wówczas do Hanoi. Tam przeszli niezwykłe tortury. Obaj zostali ścięci mieczem 21 grudnia 1839 roku.

A oto jak ten straszny czas prześladowań opisuje jeden z Towarzyszy Andrzeja, Święty Paweł Le–Bao–Tinh, w liście do alumnów Seminarium Ke–Vinh, wysłanym w roku 1843: „Ja, Paweł, uwięziony dla imienia Chrystusa, chcę wam opisać moje cierpienia, w których codziennie jestem pogrążony, abyście zapaleni miłością do Boga, oddawali Mu ze mną chwałę, bo na wieki Jego miłosierdzie.

To więzienie jest prawdziwym obrazem wiecznego piekła: do okrutnych udręczeń wszelkiego rodzaju, jak pęta, żelazne łańcuchy i kajdany, dołącza się nienawiść, mściwość, obelgi, słowa nieprzyzwoite, przesłuchania, złe czyny, fałszywe przysięgi, przekleństwa, wreszcie trwoga i smutek. Bóg, który niegdyś wybawił trzech młodzieńców z pieca ognistego, zawsze jest przy mnie, uwolnił mnie od tych utrapień i zmienił je w słodycz, bo na wieki Jego miłosierdzie.

Pośród tych cierpień, które innych zwykle przerażają, z łaski Bożej napełniony jestem radością i weselem, ponieważ nie jestem sam, lecz z Chrystusem. Sam nasz Mistrz dźwiga cały ciężar krzyża, a na mnie nakłada najmniejszą i ostatnią część. Jest On nie tylko widzem mojej walki, lecz sam walczy i zwycięża – i całą walkę doprowadza do końca. Dlatego na Jego głowie spoczywa wieniec zwycięstwa, a w Jego chwale uczestniczą także Jego członki.

Jak zniosę to widowisko, oglądając codziennie władców, mandarynów oraz ich siepaczy, znieważających święte imię Twoje – Panie, który siedzisz nad Cherubinami i Serafinami? Oto Krzyż Twój jest deptany stopami pogan! Gdzie jest Twoja chwała? Widząc to wszystko, zapalony miłością ku Tobie, wolę – po obcięciu członków – umrzeć na świadectwo Twojej miłości. Okaż, Panie, swoją potęgę, zachowaj mnie i podtrzymaj, aby moc ukazała się w mojej słabości i wsławiła się wobec pogan, aby Twoi nieprzyjaciele nie mogli w pysze podnosić swojej głowy, gdybym się zachwiał w drodze.

Najdrożsi bracia, słysząc to wszystko, z radością składajcie dzięki Bogu, od którego pochodzą wszelkie dobra, błogosławcie ze mną Pana, bo na wieki Jego miłosierdzie. Niech uwielbia dusza moja Pana i niech się raduje duch mój w moim Bogu, bo wejrzał na pokorę swojego sługi. […] Przez moje usta i mój rozum zawstydził filozofów, którzy są uczniami mędrców tego świata, bo na wieki Jego miłosierdzie.

Piszę wam to wszystko, aby zjednoczyła się wiara wasza i moja. Wśród tej burzy aż przy Tronie Bożym zarzucam kotwicę, żywą nadzieję, która jest w moim sercu. Wy zaś, najdrożsi bracia, tak biegnijcie, abyście osiągnęli wieniec; włóżcie pancerz wiary i chwyćcie oręż Chrystusa – zaczepny i obronny – jak uczył Święty Paweł, mój Patron. Lepiej wam z jednym okiem lub bez członków wejść do życia, niż z wszystkimi członkami być odrzuconymi.

Pomóżcie mi waszymi modlitwami, abym mógł walczyć według prawa – i to toczyć dobry bój aż do końca, abym szczęśliwie ukończył mój bieg! Jeżeli już się nie zobaczymy w tym życiu, w przyszłym świecie będziemy szczęśliwi, gdy stojąc przy tronie niepokalanego Baranka, jednogłośnie będziemy śpiewali Jego chwałę, radując się zwycięstwem na wieki.” Tyle ze świadectwa jednego ze wspominanych dzisiaj Męczenników.

A my, słuchając Bożego Słowa, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, oraz wpatrując się w bohaterską postawę Męczenników wietnamskich, pomyślmy raz jeszcze, jak – z pomocą Bożą i pod Bożym natchnieniem – tworzyć duchowe bogactwo z drobiazgów! I jak być wiernym Bogu w owych drobiazgach – tak, by żadne okoliczności nie mogły stanąć temu na przeszkodzie, a wręcz służyły dobru! Służyły zbawieniu!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.