Patrzeć głębiej, dostrzegać więcej…

P
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny obchodzi Ksiądz Mariusz Szyszko, mój serdeczny Przyjaciel już od tak zwanej „piaskownicy”, czyli od najmłodszych lat, kiedy to razem chodziliśmy do jednej podstawówki, potem do tego samego liceum, ale przede wszystkim – kiedy razem pełniliśmy posługę lektorską w naszej Parafii. Przy tej okazji, chcę bardzo serdecznie podziękować Księdzu Mariuszowi za wierną przyjaźń i wieloraką pomoc, jakiej wciąż doświadczam. Życzę natomiast nieustannego zapału, gorliwości, pogody ducha, radości i nadziei w pełnieniu kapłańskiej posługi. O to właśnie będę się dzisiaj dla Księdza Mariusza, mojego kochanego Przyjaciela, gorąco modlił.
          Życzę Wszystkim błogosławionego i dobrego dnia!
                                             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
3 Tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 6,8–15; J 6,22–29

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Szczepan
pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu.
Niektórzy
zaś z synagogi, zwanej synagogą Libertynów i Cyrenejczyków, i
Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji,
wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Nie mogli jednak sprostać
mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał.
Podstawili
więc ludzi, którzy zeznali: „Słyszeliśmy, jak on mówił
bluźnierstwa przeciwko Mojżeszowi i Bogu”. W ten sposób
podburzyli lud, starszych i uczonych w Piśmie. Przybiegli, porwali
go i zaprowadzili przed Sanhedryn.
Tam
postawili fałszywych świadków, którzy zeznali: „Ten człowiek
nie przestaje mówić przeciwko temu świętemu miejscu i przeciwko
Prawu. Bo słyszeliśmy, jak mówił, że Jezus Nazarejczyk zburzy to
miejsce i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał”.
A
wszyscy, którzy zasiadali w Sanhedrynie, przyglądali się mu
uważnie i widzieli twarz jego, podobną do oblicza anioła.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Nazajutrz
po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora,
spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej
oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że
Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem
w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie
dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie.
A
kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także
Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali
Jezusa. Gdy Go zaś odnaleźli na przeciwległym brzegu, rzekli do
Niego: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?”
W
odpowiedzi rzekł im Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego,
żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm,
który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn
Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”.
Oni
zaś rzekli do Niego: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali
dzieła Boże?”
Jezus
odpowiadając, rzekł do nich: „Na tym polega dzieło zamierzone
przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał”.

Kiedy
brakuje argumentów, potrzebnych dla obrony swej tezy, a teza jest
tak subiektywnie ważna, że trzeba ją
„przepchnąć” pomimo wszystko, wówczas cóż pozostaje?
Słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu: kłamstwo,
oszczerstwo, złorzeczenie…
Ot, takie prywatne „piekiełko”,
które można „zafundować” przeciwnikowi.
Tak
właśnie się stało w odniesieniu do Szczepana: kiedy ci, którzy
wystąpili do rozprawy z nim nie
mogli

[…]
sprostać
mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał,
wówczas
nie pozostało im już nic innego, jak tylko podburzenie
ludu, przemoc i oszczerstwa

fałszywych świadków. Oczywiście, w ten sposób można każdego,
kto głosi rzeczy niewygodne, uciszyć. Ale czy
to faktycznie oznacza
moralne
zwycięstwo
– czyli takie zwycięstwo,
o jakie naprawdę by tutaj
chodziło?

Jak
się wydaje, w
omawianej sytuacji
nikt w takich
kategoriach nie myślał, bo ci, którzy wystąpili przeciwko
Szczepanowi, bynajmniej nie
dbali o żadne konwenanse
i
o żadną dyplomację.

Im chodziło
przede wszystkim o to, aby postawić na swoim, ocalić swoją
pozycję, a temu, kto mógłby jej zagrozić – i to bez względu na
to, czy rzeczywiście mógłby – w jakikolwiek sposób zamknąć
usta!
W
całej sprawie Szczepana mamy do czynienia z jakąś straszną,
potężną nagonką.

A w takich warunkach nie ma mowy o jakiejkolwiek wymianie zdań, nie
ma możliwości przedstawiania swoich argumentów, nie ma możliwości
obrony… Wszystko bowiem, co by się nawet powiedziało – daje
przeciwnikom do
rąk
jedynie
kolejny
argument do ataku.

Według zasady, że „wszystko, co powiesz, może być użyte
przeciwko tobie”. Tak właśnie dokonuje się nagonka
na
człowieka.
W
dzisiejszym pierwszym czytaniu słyszymy opis zaledwie początku tak
zwanej rozprawy nad Szczepanem,
ale
już widzimy to wrogie nastawienie jego przeciwników, dążących za
wszelką cenę do jego skazania. A przecież dokładnie
tak samo odbył się „proces” Jezusa,

tak samo później, na przestrzeni wieków, odbywały się „procesy”
wielu świętych i sprawiedliwych ludzi, których praktycznie nie
dopuszczono do głosu,

a jeżeli nawet próbowali się bronić, to i tak nie miało to
żadnego znaczenia, bo wyrok był już właściwie z góry założony
i wydany: chodziło
tylko
o to, aby szybko
pozbyć się niewygodnego człowieka.
Oczywiście,
w każdej takiej sytuacji to ów osaczony i odrzucony okazywał się
moralnym
zwycięzcą

i historia takim właśnie ludziom przyznaje rację. Czy to jednak
jest na tyle satysfakcjonującym rozwiązaniem całej sprawy, abyśmy
mieli
się godzić na takie traktowanie kogokolwiek?

Czy może właśnie tym bardziej powinniśmy zadbać o to, aby nigdy
nikogo tak nie traktować,

aby nie dołączać się – poprzez dopowiadanie oskarżeń
i krzywdzących opinii

– do nagonki na kogokolwiek?
To
często nie są tak spektakularne sprawy, jak ta, opisana dzisiaj,
czy jak tak zwany „proces” Jezusa. Ale to jest codzienne
plotkowanie, obmawianie,

którego efektem jest budowanie złej
opinii
o
konkretnym człowieku, bez dania mu możliwości obrony. Bo o jakiej
jego obronie można mówić, jeżeli cała rozmowa odbywa się poza
jego plecami, bez jego wiedzy?…

W
dzisiejszej Ewangelii Jezus poucza ludzi – między
innymi – aby nie zatrzymywali całej uwagi na tym, co widać na
zewnątrz. Mówi do nich wyraźnie: Szukacie
Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście
jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który
ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn
Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec.
Rzeczywiście,
zapewne
nikt z nich nie myślał aż tak bardzo o tym, aby dostrzegać
głębsze wymiary
wydarzenia,
jakie
się dokonało. Oni się po prostu dobrze
najedli

i mieli przed sobą człowieka, który mógł im to zagwarantować
jeszcze
wiele razy w przyszłości.

Jezus jednak nie pozwala na tym koncentrować całej uwagi –
pokazuje właśnie głębsze
wymiary całej sprawy.
I
ludzie – jak się wydaje – zrozumieli to pouczenie, o czym
świadczyć może pytanie, jakie w tym kontekście postawili
Jezusowi.
Obyśmy
i my także – w relacji zarówno do Boga, jak i do drugiego
człowieka – starali
się patrzeć głębiej i dostrzegać więcej,

niż tylko to, co widać na zewnątrz. Wtedy na pewno uda się
uniknąć niemądrych
i
niepogłębionych opinii

o Bogu i o sprawach wiary, jak też – krzywdzących,
niesprawiedliwych, szkodliwych opinii

o drugim człowieku…
Pomyślmy
zatem:

Czy
zawsze staram się wypowiadać opinie wyważone i przemyślane, czy
ulegam pozorom i pierwszym wrażeniom?

Czy
staram się budować dobrą opinię o drugim człowieku, czy też go
obmawiam i oskarżam?

Co
robię i gdzie szukam pomocy, kiedy przeciwko mnie rozpętywana jest
nagonka?

Cóż
mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?

16 komentarzy

  • http://polskaniepodlegla.pl/kraj-swiat/item/6440-po-sokolce-legnica-kolejny-cud-eucharystyczny-w-polsce
    Mam nadzieję, że nasz były biskup może wreszcie zrozumiał ile zła wyrządził w diecezji siedleckiej wprowadzając procesyjne przystępowanie do komunii i tępiąc wszystkich, którzy pragnęli przyjmować Pana Jezusa na kolanach. Zastanawiam się czy nie zabraknie mu tyle determinacji żeby teraz to wszystko odwrócić. Niech osoby należące do neokatechumenatu zastanowią się do czego on prowadzi. Indoktrynacja neokatechumenalna była tak ogromna, że musiało się to skończyć przeniesieniem biskupa. Wzywam wszystkich kto wierzy w prawdziwe istnienie Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie do przyjmowania go tylko na kolanach.
    Dasiek

  • Kurczę, jak byłem młodszy jeszcze jakieś 25 lat od tego Roberta, który jest dzisiaj, to nie było żadnego problemu z przyjmowaniem komunii: wszyscy klękali przed ołtarzem i otwierali usta. Nie klękał ten, kto nie mógł z przyczyn zdrowotnych. Teraz porobiono komedie….

  • Przecież można podejść do ołtarza procesyjnie razem ze wszystkimi i przyjąć Pana Jezusa w postawie kleczącej

    AniaM

  • Można. U mnie nikt tego nie robi, ale już w sąsiedniej parafii część osób tak. A np. jak jadę do rodzinnego Drohiczyna mojej żony, to komunia przyjmowana jest na klęczkach. Dlatego napisałem o "komediach", bo zrobiło się z tym zamiast coś normatywnego, to "co parafia, to obyczaj" 🙂

  • Ja nie pamiętam jak było 25 lat temu , ale pamiętam jak było jak byłam mała. Kiedyś i w mojej parafii wszyscy klękali do Komunii Św. w niedziele.

    Gdy z czasem zauważyłam, że coraz mniej ludzi klęka, to wtedy zaczęłam się zastanawiać… I zapytałam tu na blogu. Teraz wiem, że na stojąco też można przyjąć Komunię Św., ale jak uklękniemy, to korona nam z głowy nie spadnie:)
    Pozdrawiam
    Gosia

  • Oprócz trzech pytań Księdza, które przemyślę, Jezus zwraca dziś moją uwagę na przyczynę szukania z Nim spotkania, na motywy budowania z Nim osobistych relacji. Męczennika Szczepana poproszę o odwagę i męstwo w wyznawaniu wiary w każdej sytuacji życia.

  • Usunąłem ordynarny komentarz "JanaJanowicajakiegośtam". Granice chamstwa po raz kolejny zostały przekroczone. Czerwona kartka! I tak będzie cały czas – nie musimy znosić czyichś frustracji. Ks. Jacek

  • Do dyskusji na temat przyjmowania Komunii Świętej na stojąco lub klęcząco odniosę się w środowym słowie wstępnym. A Annie dziękuję za poszerzenie obszaru refleksji, zawartej w moich pytaniach. Pozdrawiam serdecznie! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.