Panie, Ty wiesz, że Cię kocham!

P
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny obchodzi Weronika Kowalska, a imieniny obchodzi Michał Pieńkowski – oboje, w czasie mojej rezydentury w Parafii w Trąbkach, bardzo aktywnie zaangażowani w działalność ówczesnych Wspólnot młodzieżowych. Dziękując Im za życzliwość i stały kontakt, życzę nieustannego zapału i optymizmu, radości i nadziei, w codziennym świadczeniu o Chrystusie! Modlę się dla Nich o taką odwagę, o jakiej wspominam dzisiaj w rozważaniu, na kanwie przemowy Piotra i Apostołów.
        Moi Drodzy, dzisiaj już szósta rocznica Zamachu Smoleńskiego. Cieszy fakt, że w tym roku – po raz pierwszy – rocznica ta będzie właściwie upamiętniona. Właściwie, czyli na poziomie państwowym, z zaangażowaniem najwyższych czynników Państwa Polskiego. Niech rocznicowym obchodom towarzyszy nasza intensywna modlitwa w intencji wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego dramatycznego Wydarzenia.
        Na głębokie, religijne i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – kolejnej niedzieli Okresu Wielkanocnego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

3
Niedziela Wielkanocy, C,
do
czytań:
Dz 5,27b–32.40b–41; Ap 5,11–14; J 21,1–19
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Arcykapłan
zapytał apostołów: „Zakazaliśmy wam surowo, abyście nie
nauczali w to imię, a oto napełniliście Jerozolimę waszą nauką
i chcecie ściągnąć na nas krew tego Człowieka?”
Odpowiedział
Piotr i apostołowie: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi.
Bóg naszych ojców wskrzesił Jezusa, którego straciliście,
przybiwszy do krzyża. Bóg wywyższył Go na prawicę swoją jako
Władcę i Zbawiciela, aby dać Izraelowi nawrócenie i odpuszczenie
grzechów. Dajemy temu świadectwo my właśnie oraz Duch Święty,
którego Bóg udzielił tym, którzy Mu są posłuszni”.
I
zabronili apostołom przemawiać w imię Jezusa, a potem zwolnili. A
oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się
godni cierpieć dla Imienia Jezusa.
CZYTANIE
Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ja,
Jan, ujrzałem i usłyszałem głos wielu aniołów dokoła tronu i
Zwierząt, i Starców, a liczba ich była miriady miriad i tysiące
tysięcy, mówiących głosem donośnym: „Baranek zabity jest
godzien wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć,
i chwałę, i błogosławieństwo”.
A
wszelkie stworzenie, które jest w niebie i na ziemi, i pod ziemią,
i na morzu, i wszystko, co w nich przebywa, usłyszałem, jak mówiło:
„Siedzącemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, i
chwała, i moc na wieki wieków”. A czworo Zwierząt mówiło:
„Amen”. Starcy zaś upadli i oddali pokłon.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
znowu ukazał się nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten
sposób:
Byli
razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany
Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów.
Szymon Piotr powiedział do nich: „Idę łowić ryby”.
Odpowiedzieli mu: „Idziemy i my z tobą”. Wyszli więc i wsiedli
do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili.
A
gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie
nie wiedzieli, że to był Jezus.
A
Jezus rzekł do nich: „Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?”
Odpowiedzieli
Mu: „Nie”.
On
rzekł do nich: „Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a
znajdziecie”. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej
wyciągnąć.
Powiedział
więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: „To jest
Pan!” Szymon Piotr, usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na
siebie wierzchnią szatę – był bowiem prawie nagi – i rzucił
się w morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą
sieć z rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko, tylko około
dwustu łokci.
A
kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na
nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: „Przynieście
jeszcze ryb, któreście teraz ułowili”. Poszedł Szymon Piotr i
wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu
pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości sieć się
nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: „Chodźcie, posilcie się!”
Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: „Kto Ty
jesteś?”, bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął
chleb i podał im, podobnie i rybę.
To
już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy
zmartwychwstał.
A
gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: „Szymonie,
synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?”
Odpowiedział
Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”.
Rzekł
do niego: „Paś baranki moje”.
I
powtórnie powiedział do niego: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz
Mnie?”
Odparł
Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”.
Rzekł
do niego: „Paś owce moje”.
Powiedział
mu po raz trzeci: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?”
Zasmucił
się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: „Czy kochasz Mnie?”
I rzekł do Niego: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię
kocham”.
Rzekł
do niego Jezus: „Paś owce moje.
Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i
chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz
ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz”.
To
powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A
wypowiedziawszy to, rzekł do niego: „Pójdź za Mną!”
To
nie Jezusowi potrzebne było trzykrotne zapewnienie ze strony
Piotra, że Go kocha. Jezus o tym na pewno wiedział. Co więcej,
Jezus o tym wiedział także wtedy, gdy Piotr zarzekał się,
jak tylko mógł najmocniej, że nigdy się swego Mistrza nie wyprze.
Jezus, chociaż wiedział, że będzie inaczej, to raczej nie miał
wątpliwości, że Piotr naprawdę Go kocha, a ów moment
zawahania się, wyparcia się – powiedzmy to wprost: zdrady! –
będzie skutkiem nade wszystko słabości i strachu, a nie
wyrachowania, czy tym bardziej braku miłości do Mistrza…
Jezus
o tym wszystkim wiedział, dlatego Jemu nie było potrzebne
trzykrotne zapewnianie przez Piotra, że Go kocha. I nie miał też
problemów ze słuchem, z powodu których Piotr musiałby aż
trzy razy powtarzać to samo, żeby do Jezusa wreszcie dotarło. Nie,
nic z tych rzeczy.
Jeżeli
natomiast dzisiaj Piotr rzeczywiście musiał aż trzykrotnie
odpowiedzieć na pytanie swego Mistrza, czy Go kocha, to tylko i
wyłącznie dlatego, że takie wyznanie potrzebne było samemu
Piotrowi!
Tak, właśnie jemu, aby to on mógł przekonać
– i znowu: nie Jezusa, a samego siebie – że naprawdę
kocha Jezusa!
I że Jezus naprawdę w jego życiu jest kimś
ważnym! Najważniejszym!
Piotr
sam musiał w to uwierzyć, musiał sam siebie o tym przekonać,
musiał to jasno publicznie stwierdzić, patrząc prosto w oczy
Jezus
owi, którego wzroku z pewnością w tym
momencie rad byłby unikać… Dobrze wiemy, dlaczego… I gdyby nie
ta interwencja Jezusa, to pewnie tak by trwało już ciągle, dopóki
Jezus nie wstąpiłby do Nieba – Piotr na pewno, przez cały ten
czas, wstydziłby się spojrzeć swemu Mistrzowi w oczy.
I
dlatego Jezus chciał wyzwolić Piotra z tej przygniatającej
świadomości dokonanej
zdrady, z tego poczucia klęski,
jakiejś przegranej; chciał go – nie bójmy się tego wprost
powiedzieć – podnieść z upadku.
Oczywiście,
zapewne w sercu Piotra pozostało do końca życia wspomnienie tamtej
dramatycznej nocy, kiedy to trzykrotnie zapierał się Jezusa.
Niektóre piękne legendy podają, że ilekroć potem słyszał
pianie koguta, to płakał. To tylko legendy, dlatego nie wiemy, czy
akurat tak było naprawdę, ale trudno sobie wyobrazić, że byłby
w stanie zapomnieć
tak ciężkich przeżyć.
Natomiast
pytania, które postawił mu dzisiaj Jezus i odpowiedzi, jakich Piotr
w szczerości swego serca udzielił, miały spowodować – i
spowodowały – że Piotr znowu stanął na równe nogi,
podniósł się, odzyskał swoją godność i poczucie wartości;
mówiąc krótko: zrehabilitował się.
I
to właśnie po to były potrzebne te Jezusowe pytania – może
wręcz uporczywe, bo z takim naciskiem po trzykroć powtarzane, ale
skoro Piotr trzykrotnie publicznie powiedział ze strachu, że Jezusa
nie zna, to teraz mógł i powinien także trzykrotnie powiedzieć
– już tym razem z miłością – że nie tylko Go zna, ale że
Go naprawdę kocha.
A że nie były to tylko słowa, to Piotr
potwierdził całym swoim późniejszym życiem. I swoją
śmiercią.
Moi
Drodzy, to wszystko, co tu sobie mówimy, pokazuje, jak bardzo
Jezusowi zależy na człowieku!
I jak chętnie daje mu drugą,
trzecią, dziesiątą, tysięczną szansę! Oby tylko człowiek
chciał z niej skorzystać… Bo Jezusowi naprawdę zależy na
człowieku!
I On sam zaprasza człowieka do współpracy.
Wymownym tego znakiem są owe ułowione przez Apostołów ryby,
które Jezus kazał do
dać do tych, które sam już
wcześniej ułożył na ognisku.
Owszem,
On byłby w stanie sam wszystko zrobić, sam wszystko przygotować i
człowiekowi podarować. Ale Jemu bardzo zależy na twórczym
wkładzie człowieka.
W tym sensie, udział człowieka w całej
tej współpracy nie jest jedynie wyłącznie
dekoracyjny,
albo podejmowany „pro forma”. Nie! Jezusowi
bardzo na tym udziale człowieka zależy – pomimo tego, że sam
jest w stanie bez problemu wszystko zrobić. A dlaczego Mu tak
zależy?
A
dlatego, że w ten sposób człowiek jasno pokazuje Jezusowi, że i
jemu
także na więzi ze swoim Bogiem zależy! W
ten sposób każdy z nas może wyrazić i potwierdzić to, co Piotr
dzisiaj wypowiedział swoim trzykrotnym zapewnieniem: Tak,
Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.

My
też mamy szansę to wyrazić – i to nie tylko słowami, ale
właśnie konkretnym
działaniem,
konkretną
współpracą z Jezusem, realizowaną
w codzienności.
Zobaczmy,
kiedy Piotr wypowiedział wobec Jezusa swoje trzykrotne zapewnienie o
miłości, wówczas już
właściwie wszystkim,
co potem robił, słowa te potwierdzał.

Jego rozliczne działania apostolskie, podejmowane z takim
zaangażowaniem i – powiedzmy to wyraźnie – z
wielką odwagą
pokazały,
że nie pozostało w nim nic
z tego zastraszonego Piotra,

który tamtej nocy chował się przed oczami ludzi, a zauważony
przez nich i niejako przyparty do muru, zapewniał, że nie
zna Jezusa.
Kiedy
ten właśnie zdradzony Jezus dał mu szansę zrehabilitowania się,
a Piotr z tej szansy skorzystał, to Kościół otrzymał w tym
momencie naprawdę wielkiego
i charyzmatycznego przywódcę!

Tak – wielkiego i charyzmatycznego, bo tylko taki był w stanie
rzucić wyzwanie całemu ówczesnemu światu, całemu
establishmentowi
Izraela,
do
przedstawicieli
którego powiedział
dziś jasno
i zdecydowanie: Trzeba
bardziej słuchać Boga niż ludzi. Bóg naszych ojców wskrzesił
Jezusa, którego straciliście,
przybiwszy
do krzyża
.
Bóg wywyższył Go na prawic
ę
swoj
ą
jako Władcę i Zbawiciela, aby
dać
Izraelowi nawrócenie i odpuszczenie grzechów. Dajemy temu
świadectwo my właśnie oraz Duch Święty, którego Bóg udzielił
tym, którzy Mu są posłuszni.

Słyszeliśmy
te słowa w pierwszym czytaniu.
Czy
rozpoznajemy w tym Pasterzu Kościoła, w tym Namiestniku Chrystusa –
tamtego
zastraszonego
człowieczka

z wielkoczwartkowej nocy?… Zobaczmy, jaka zmiana się w nim
dokonała. I jak bardzo chciał – po raz kolejny – udowodnić,
że naprawdę kocha Jezusa.

I że Go kocha bardziej,
niż inni

bo i o to Jezus go zapytał, a on o tym zapewnił. W ten sposób
Piotr realizował misję, jaką Jezus tamtego poranka zlecił mu w
słowach: Paś
owce moje! Paś baranki moje!
Ale
ta jego nieugięta postawa miała też doprowadzić do spełnienia
się na nim następnych słów Jezusa – tych, w
których zapowiedział On, jaką śmiercią Piotr uwielbi Boga:
Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i
chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz
ręce

swoje,
a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz.

Wiemy,
że przyszedł i taki moment – ostatni moment w życiu ziemskim
Piotra – w
którym
swoją
męczeńską
śmiercią
potwierdził
już tak ostatecznie,
że
tymi słowami, które naprawdę wyrażały jego duchowe nastawienie,
nie było
stwierdzenie:
Nie
znam tego Człowieka,

ale zapewnienie:
Panie,
Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham…

I
tą swoją postawą Piotr uczy
nas
dzisiaj
takiej samej postawy,

realizowanej w naszej codzienności. Tym
bowiem, czego najbardziej potrzeba dzisiejszemu światu – a w tym
także naszej Ojczyźnie – jest
odważne,
radosne, pełne entuzjazmu i zapału świadectwo katolików.

Bo my, katolicy – ludzie wierzący, przyjaciele Jezusa – niemalże
przepraszamy
wszystkich
wokół,
że żyjem
y!
I że jesteśmy wierzącymi!
Jak
ognia boimy się jasnej deklaracji, że jesteśmy katolikami, nie
mówiąc już o tym, abyśmy upomnieli
się o poszanowanie zasad ewangelicznych

w życiu codziennym. Ów miażdżący kompleks
niższości,
w
jakim wielu katolików żyje; owo poczucie jakiejś niewytłumaczalnej
obawy, czy wręcz strachu

o to, by ktoś nas nie posądził o nadmierną pobożność; ciągłe
uleganie owej obrzydliwej
poprawności politycznej i obyczajowej

– to wszystko sprawia, że tak bardzo dochodzą do głosu ci,
którzy próbują walczyć z Bogiem i Kościołem. Rozzuchwala
ich nasza bierność, nasz strach.

Skoro
mają otwartą przestrzeń do działania, bo
katolicy siedzą „pochowani po kątach”, to mogą
robić co chcą!

I mówić, co chcą – coraz bardziej bezczelnie i arogancko! Bo z
naszej strony nie ma komu powiedzieć: Trzeba
bardziej słuchać Boga niż ludzi!

Niestety,
z naszej postawy częściej można by wydedukować inne słowa: Nie
znam tego Człowieka…

Owszem, one wprost nie są wypowiadane, ale wielu katolików swoim
strachem, swoim zakompleksieniem, takie właśnie nastawienie wyraża.

I
to nie tylko na płaszczyźnie światowej, nie tyko na płaszczyźnie
europejskiej – chociaż na tej akurat najbardziej to widać.
Również w naszym małym „światku”, w naszych codziennych
relacjach rodzinnych i sąsiedzkich

już nawet nie mówiąc o tych w pracy czy w szkole – coraz
bardziej brakuje takiego bardzo
otwartego i

odważnego
świadectwa.
Niestety,
wielu z
nas,
katolików, do dziesięciu przykazań Dekalogu dodaje jedenaste:
„Nie wychylaj się!”

I tego jedenastego – przynajmniej na płaszczyźnie wiary – o
wiele bardziej przestrzega,

niż dziesięciu pozostałych razem wziętych!
Czy
przesadzam w tym, co tu mówię? Tak pewnie
po
cichu myślisz,
Droga Siostro, Drogi Bracie –
czyż nie?…

A
jeżeli tak, to odpowiedz – przede wszystkim sobie, ale i Jezusowi
czy
masz odwagę

powiedzieć swojemu koledze, czy swojej koleżance, że mieszkanie
we dwoje bez ślubu jest grzechem

i że tak nie można? A masz odwagę powiedzieć, że w dni postne
zachowujesz rzeczywiście post nie
dlatego, że się odchudzasz, ale dlatego, że to wynika z Twojej
wiary?

A czy masz odwagę nie pójść na dyskotekę w Wielkim Poście
dlatego, że to wynika z Twojej wiary, a
nie dlatego – jak to może pokrętnie tłumaczysz
że
się źle czujesz,

albo Cię noga boli?
A
masz odwagę przypomnieć swojej sąsiadce – nie z jakąś
wyższością, ale szczerze, prosto, z życzliwością i uśmiechem,
chociaż stanowczo – że w niedzielę nie robi się zakupów? Masz
taką odwagę, czy
sam razem z nią na te zakupy idziesz?

A
masz odwagę w czasie rozmowy, przy rodzinnym lub świątecznym
stole,
zabrać
głos w obronie wiary i Kościoła,

kiedy ktoś z domowników albo gości naśmiewa się z tych spraw,
albo na ich temat wygaduje niestworzone głupstwa? Masz taką odwagę,
czy
poprawność polityczna dotarła już do Twojego domu,

dlatego z zażenowaniem chowasz wzrok, albo skrzętnie zmieniasz
temat rozmowy?… A
w pracy, lub w gronie kolegów i koleżanek – stać
Cię na takie jasne i odważne stanowisko?
A
masz odwagę publicznie
uczynić znak krzyża przed kościołem, przed podróżą, przed
posiłkiem? Podkreślam: w
miejscach publicznych! Masz taką odwagę?
Czy
może
zanim
go uczynisz, to najpierw rozglądasz
się, czy nikt wokół nie patrzy?…
A
masz odwagę powiedzieć gościom, którzy niespodziewanie przybyli
do
Ciebie w
niedzielę, że jeszcze
nie byłeś na Mszy Świętej, dlatego musisz ich zostawić, aby
pójść do kościoła?
A
jeżeli to są Twoi bliscy – może własne dorosłe dzieci – to
czy masz odwagę zapytać
ich, czy aby oni na pewno byli na Mszy Świętej?

Czy może jest tak, że spotykają się ze sobą członkowie jednej
rodziny – wszyscy wierzący – a każdy wobec każdego wstydzi się
w ogóle wspomnieć o tym, co najważniejsze?…
A
czy
masz odwagę, uczestnicząc w jakimś zbiorowym
wyjeździe, w trakcie którego wypada niedziela, upomnieć
się o możliwość uczestniczenia we Mszy Świętej?

Czy z góry zakładasz, że skoro organizatorzy już rozpisali
program wyjazdu i tego nie uwzględnili, to nie ma już
co
mieszać i
komplikować?…
I to pomimo tego, że ten wyjazd odbywa
się przecież za Twoje pieniądze?

A czy masz odwagę upomnieć się o taką właśnie możliwość
udziału we Mszy Świętej dla
swego dziecka, które w niedzielę wyjeżdża na zawody
sportowe?
Masz taką odwagę?
I
można
by jeszcze długo wymieniać, Kochani, sytuacje, które z całą
pewnością dobrze znacie z własnego domu, z własnego podwórka –
sytuacje, w których nie
słowami, ale swoją postawą

i swoją odwagą każda
i każdy z nas wypowiada
to zapewnienie: Panie,
Ty wszystko wiesz; Ty wiesz, że Cię kocham;

albo
swoim tchórzostwem wyraża nastawienie całkowicie inne: Nie
znam tego Człowieka.

Tylko
to drugie – dobrze mieć to na uwadze – jest
zdradą Jezusa!

Nazywajmy rzeczy po imieniu!
I
zdajmy sobie jasno sprawę z tego, że nie będzie lepiej na świecie,
nie będzie lepiej w Europie, nie będzie lepiej w naszej Ojczyźnie,
jeżeli my, katolicy – przyjaciele Jezusa, ludzie wiary – nie
wyzwolimy się wreszcie z tego przeklętego zakompleksienia, z tego
obrzydliwego strachu,

i jeżeli nie będziemy
wreszcie z
entuzjazmem, radością i odwagą, patrząc ludziom prosto w oczy –

świadczyć
o swojej wierze!
Zaczynając
od własnego domu i własnego podwórka… Już
od dzisiaj…

10 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.