Człowiek Boży… odchodzi od zmysłów?…

C
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w kontekście dzisiejszego liturgicznego wspomnienia Bohaterskich Męczenników Podlaskich – Unitów z Pratulina, bardzo mocno i doniośle brzmi wezwanie do modlitwy o zjednoczenie chrześcijan!
             Módlmy się zatem!
                                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
2 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Bł. Wincentego Lewoniuka i Towarzyszy,
Męczenników
Podlaskich,
do
czytań: 2 Sm 1,1–4.11–12.19.23–27; Mk 3,20–21
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:
Po
śmierci Saula, po
zwycięstwie nad Amalekitami, wrócił Dawid i zatrzymał się przez
dwa dni w Siklag. Na
trzeci dzień
przybył jakiś człowiek z obozu, z otoczenia Saula. Odzienie miał
podarte, a głowę posypaną ziemią. Podszedłszy do Dawida, padł
na ziemię i oddał mu pokłon. Dawid zapytał go: „Skąd
przybywasz?” Odpowiedział mu: „Ocalałem z izraelskiego obozu”.
Rzekł do niego Dawid: „Opowiedz mi, proszę, co się tam stało?”
Opowiedział więc, że ludzie uciekli z pola walki, wielu żołnierzy
zginęło, i że również
ponieśli
śmierć Saul i jego syn Jonatan.
Dawid,
schwyciwszy swe szaty, rozdarł je. Tak też uczynili wszyscy
mężowie, którzy z nim byli. Potem lamentowali i płakali, i
pościli aż do wieczora, ponieważ
padli od miecza
Saul i
syn jego, Jonatan, i lud Pana,
i dom Izraela.
O
Izraelu, twa chwała na 
górach
umarła. Jakże
zginęli
bohaterowie? Saul i Jonatan, kochający
się
i mili
przyjaciele,
za życia i w śmierci nie są rozdzieleni. Wszak
oni
bystrzejsi od orłów, dzielniejsi od lwów. O, płaczcie nad Saulem,
córki izraelskie: On was ubierał w prześliczne szkarłaty, złotymi
ozdobami upiększał stroje. Jakże zginęli
wśród boju bohaterowie?
Jonatan
zabity
na wzgórzach.
Żal mi ciebie, mój bracie, Jonatanie. Tak bardzo byłeś mi drogi!
Więcej ceniłem twą miłość niżeli miłość kobiet. Jakże
zginąć
mogli wśród boju bohaterowie?
Jakże przepadły wojenne oręża?”
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet
posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się,
żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.
I
oto stało się to, czego właściwie powinien oczekiwać Dawid i
wszyscy, którzy stanowili z nim jedną „ekipę”: ustało
ostatecznie zagrożenie ze strony Saula!
Ostatecznie i
definitywnie! Saul zginął, a z nim – jego syn, Jonatan oraz wielu
żołnierzy, po stronie Saula walczących.
I
jakkolwiek trudno było oczekiwać od Dawida, aby cieszył się z
klęski swoich rodaków, czy z faktu śmierci swego przyjaciela
Jonatana, to mieliśmy prawo przewidywać, że wieść o śmierci
Saula
– nawet jeżeli nie w sposób jakiś entuzjastyczny –
przyjmie on jednak z uczuciem pewnej ulgi. Bo – co by nie
mówić – skończyło się poważne zagrożenie dla jego życia!
A
tymczasem, nie tylko nie było entuzjazmu z powodu odejścia Saula,
ani nawet odczucia ulgi, ale wielki ból, wielki płacz i
dojmujące odczucie pustki, tęsknoty, rozstania… W słowach
Dawida, opłakującego śmierć króla i Jonatana, pobrzmiewa
naprawdę szczery podziw dla ich męstwa i uznanie dla ich
postawy. Swoje uczucia wyrażał Dawid takimi choćby słowami: O
Izraelu, twa chwała na 
górach
umarła.
Jakże
zginęli
bohaterowie? Saul i Jonatan, kocha
jący
się

i
mili
przyjaciele
,
za życia i w śmierci nie są rozdzieleni.
Wszak
oni
bystrzejsi od orłów, dzielniejsi od lwów. O, płaczcie nad Saulem,
córki izraelskie: On was ubierał w prześliczne szkarłaty, złotymi
ozdobami upiększał stroje. Jakże zgin
ęli
wśród boju
bohaterowie?
Szczerze
mówiąc, kiedy się tego słucha, to wręcz uporczywie ciśnie się
na usta ten komentarz, który o Jezusie dzisiaj wypowiedzieli ludzie
obserwujący jego rozliczne działania: Odszedł
od zmysłów!
Pamiętając
bowiem chociażby o tym wszystkim, o czym czytaliśmy w ostatnich
dniach, czyli o wzmożonych
wysiłkach Saula, podejmowanych w celu zabicia Dawida,

a jednocześnie zakładając, że żal Dawida po śmierci Saula jest
szczery

– bo niby dlaczego miałby nie być szczery – to naprawdę można
zapytać, o
co tu chodzi?…
Co
tak naprawdę kieruje Dawidem, kiedy
w
taki
sposób opłakuje
śmierć człowieka, który do samego końca był jego – nazwijmy
to wprost – śmiertelnym wrogiem? Co
powoduje, że
Dawid tak go teraz żałuje?
Czy
Dawid rzeczywiście
odszedł
do zmysłów
?…

A
czy
Jezus
odszedł
od zmysłów,

kiedy nie zważając na zmęczenie i brak czasu, by
choć
minimalnie
o siebie zadbać,
okazywał
swą troskę ludziom,
którzy
tak
tłumnie do Niego ciągnęli?
Czy
Jezus
odszedł
od zmysłów?…

Myślę,
że bez obawy o obrazę Boga i o jakąś herezję, można śmiało
stwierdzić, że tak!
Odszedł
od zmysłów!

Ale
zakładając, że mówimy
o
zmysłach
ludzkich,
czyli
o ludzkim
sposobie
myślenia – takim
czysto ludzkim
– to Jezus rzeczywiście odszedł
od takiego sposobu myślenia.

Od ludzkiej logiki, od ludzkiej zapobiegliwości, od czysto ludzkiej
konieczności
„zadbania o siebie”…
Od
tego wszystkiego odszedł Jezus – podobnie, jak Dawid odszedł od
jakże oczywistego dla ludzi pragnienia
zemsty i odwetu…

A nawet – czysto ludzkiego
poczucia sprawiedliwości,

które samo w sobie nie jest niczym złym i nie polega na zemście,
ale na realnej
ocenie sytuacji,

domagającej
się nazwania czarnego czarnym, a białego białym, czyli nazwania
pewnych rzeczy „po imieniu”.

Jako
rzekliśmy, samo
w sobie takie działanie jest słuszne,

a nawet pożądane, jeżeli weźmie się pod uwagę konieczność
wysłania do człowieka, który innych krzywdzi, sygnału,
że nie jest bezkarny i nie wolno mu wszystkiego.

W tym kontekście, twarda opinia Dawida o Saulu byłaby czymś
zupełnie
naturalnym.

Podobnie, jak czymś zupełnie naturalnym byłoby, że Jezus i
Apostołowie kazaliby
poczekać troszkę przychodzącym ludziom,
aby
w tym czasie coś zjeść
i złapać
oddech… Takie działanie – w jednym i w drugim przypadku –
byłoby czymś naturalnym i czymś „po
myśli” ludzkiej.
Ale
okazało się, że Jezus – podobnie,
jak wcześniej
Dawid – odszedł
od zmysłów,

czyli od takiego po
ludzku logicznego i pragmatycznego myślenia,

a wszedł na jakiś poziom, który dla „zwykłego” człowieka
wydaje się nieosiągalny… Ale
to właśnie tak
żyje i tak postępuje – człowiek Boży!

On żyje na jakimś innym poziomie, na jakiejś innej płaszczyźnie,
aniżeli większość pozostałych ludzi…
I
naprawdę, nie
chodzi tu o bujanie w obłokach,

czy o
jakieś
chorobliwe oderwanie
od rzeczywistości

– nie! Człowiek Boży żyje może bardziej realnie i może jeszcze
mocniej
stąpa po ziemi, niż inni ludzie. Ale poprzez swoje zjednoczenie z
Bogiem – mówiąc kolokwialnie – „nadaje”
na zupełnie innych „falach”,
działa
w zupełnie niekonwencjonalny sposób! W sposób nieprzeciętny,
oryginalny, chociaż zapewne dla
wielu – dziwaczny, nieroztropny, niezrozumiały…
A
może nawet szkodliwy…
Cóż,
tak to już jest z tym człowiekiem Bożym… A
kto
jest takim człowiekiem, kto
nim może być?

Oczywiście – każdy!
Każdy,
kto odważy się na życie może nie zawsze łatwe, proste i po
ludzku logiczne, uporządkowane, ale komu marzy się bycie
prawdziwie wielkim!

Bo
to właśnie ci, którzy odchodzą od tych ludzkich zmysłów – od
tego ludzkiego, „sztampowego” sposobu postrzegania świata i
przeżywania swojej codzienności – zadziwiają świat, „trzęsą
światem”, są prawdziwie
wielcy!
Boży
ludzie…
Takimi
właśnie ludźmi – na wzór Jezusa i Dawida – byli Patronowie
dnia dzisiejszego, Błogosławieni
Męczennicy Podlascy z Pratulina: Wincenty Lewoniuk i dwunastu jego
Towarzyszy.
Byli
oni
członkami
Kościoła unickiego, powstałego na mocy Unii Brzeskiej z 1596 roku.
Ponieśli śmierć
męczeńską 24

stycznia
1874 roku

z rąk żołnierzy rosyjskich, którzy w imieniu cara chcieli
przemocą
narzucić im prawosławie.

Męczennicy pratulińscy oddali swoje życie w obronie wiary i
jedności Kościoła. Ojciec
Święty Jan Paweł II dokonał ich
Beatyfikacji
w Rzymie,
w
dniu

6 października 1996 roku,

w
czterechsetną rocznicę zawarcia Unii Brzeskiej.
Warto
w tym miejscu dopowiedzieć, że Błogosławiony
Wincenty Lewoniuk i jego
dwunastu
Towarzyszy byli mężczyznami
w wieku od 
dziewiętnastu
do
pięćdziesięciu
lat.

Z zeznań świadków i dokumentów historycznych wynika, że byli
ludźmi
dojrzałej wiary.

Masakra,
jakiej
dokonano na nich, gdy bronili swego kościółka,
zapewne trwałaby dłużej i
więcej byłoby zabitych,
gdyby nie to,
ze niektórzy żołnierze – szczerze współczując Unitom –
strzelali w powietrze, oraz gdyby nie
wypadek postrzelenia
jednego
carskiego
żołnierza
przez inne
go.
Bo
właśnie wskutek tego wydarzenia przerwano
ogień i żołnierze bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi, które
otworzyli siekierą. Do świątyni wprowadzono „rządowego”
proboszcza.
Rozproszony
lud zbierał swoich rannych,
których było około
stu
osiemdziesięciu
.
Ciała zabitych leżały na cmentarzu kościelnym przez całą dobę.
Potem pogrzebano je bezładnie, wrzucając do wspólnej
mogiły, którą zrównano z ziemią,
aby
nie pozostawić żadnego śladu po pochówku. Zostali oni
pogrzebani
przez wojsko rosyjskie potajemnie,
bez
szacunku i bez udziału najbliższej rodziny. Miejscowi ludzie jednak
podpatrzyli,
a następnie
dobrze
zapamiętali miejsce,
w
którym złożono ciała.

Po
odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku, grób
Męczenników
został należycie upamiętniony. 18
maja 1990 roku, szczątki Męczenników zostały przewiezione z grobu
do świątyni parafialnej.
Obrona
świątyni, otoczonej uzbrojonym wojskiem, nie była skutkiem
chwilowego przypływu gorliwości, ale konsekwencją
głębokiej wiary mieszkańców Pratulina.

A
oto ci, którzy tamtego pamiętnego dnia zginęli przed świątynią:
Wincenty
Lewoniuk
jako
pierwszy,

a
z nim razem:
Daniel Karmasz, Łukasz Bojko, Konstanty Bojko, Konstanty Łukaszuk,
Bartłomiej Osypiuk, Anicet Hryciuk, Filip Kiryluk, Ignacy Frańczuk,
Jan Andrzejuk, Maksym Gawryluk, Onufry Wasyluk, Michał Wawryszuk.
Ja
chcę dzisiaj – już
po raz kolejny – z
dumą podkreślić, że uważam tych prostych, a przecież tak
niezwykłych ludzi, za swoich
Rodaków i Przyjaciół.

Wielkim zaszczytem dla mnie jest fakt, że pochodzę z tych
rejonów,
w
których
Męczennicy uniccy
tak odważnie świadczyli o swojej wierze i jej bronili. Dokonywało
się to bowiem
nie
tylko w Pratulinie,
ale
także
w Drelowie, w Kodniu
i
w
całej okolicy,
także w Białej Podlaskiej.

Świadectwo
Podlaskich
Męczenników naprawdę
napełnia serce dumą, ale w takim samym stopniu także

zobowiązuje…
Do
czego?
Do
tego, by coraz bardziej stawać się człowiekiem
Bożym… 

6 komentarzy

  • DZIEŃ SZÓSTY – sobota, 23 stycznia 2016 r.
    Modlitwa
    Niebieski Ojcze, udziel nam pokory, byśmy słyszeli Twój głos, przyjęli Twoje wezwanie i podzielali Twoje marzenie o jedności chrześcijan.
    Pomóż nam mocniej doświadczyć bólu z powodu braku jedności. Tam, gdzie podział pozostawił nas z sercami z kamienia, niech ogień Twojego 
    Ducha Świętego rozpali nasze serca i zainspiruje nas wizją stanowienia
    jedności w Chrystusie, tak jak On stanowi jedno z Tobą, aby świat mógł
    uwierzyć, że Ty Go posłałeś. Prosimy o to w mię Jezusa. Amen.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.