Tak, chrześcijanin to człowiek „z klasą”, na wysokim poziomie, człowiek nieprzeciętny! Człowiek, który daje z siebie zawsze „więcej” – jak tego przykład mamy dziś w postawie Jezusa! Witając wszystkich bardzo serdecznie, zapraszam do refleksji nad tym aspektem naszego chrześcijańskiego świadectwa!
A ja dzisiaj z całego serca przesyłam ŻYCZENIA URODZINOWE, WSPARTE MODLITWĄ, MOJEMU NAJSERDECZNIEJSZEMU PRZYJACIELOWI, KS. LESZKOWI MUĆCE, prosząc Was, abyście tego tak mi bliskiego Człowieka – i Jego młode kapłaństwo – również wsparli swoimi modlitwami. Z góry za to dziękuję!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota 6 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań: Hbr 9,1–3.11–14; Mk 3,20–21
Trzeba przyznać, że dość oryginalnie dobrany jest w Liturgii Słowa dzisiejszy fragment Ewangelii Marka. Zawiera bowiem tylko dwa wersy, mówiące właściwie coś, co wydawałoby się zupełnie mało istotne, a do tego jeszcze pokazujące Jezusa w świetle – tak to ujmijmy – mało korzystnym.
Oto bowiem słyszymy, że tłum – jak zawsze – cisnął się do Jezusa, a On, przyszedłszy do domu i widząc to wielkie zgromadzenie, zaczął się nim zajmować, tak że nawet na posiłek nie miał czasu ani On sam, ani Jego uczniowie. W tej sytuacji rodzina, zaniepokojona tym, co się dzieje, przybywa, aby Go wręcz powstrzymać, bo zaczęto podejrzewać, żeodszedł od zmysłów! Trzeba powiedzieć, że to dość radykalna ocena sytuacji. Ale to właściwie wszystko, co znajdujemy w dzisiejszej Ewangelii. O co zatem chodzi? Jakie jest jej konkretne przesłanie? Bo chyba raczej nie to, że Jezus naprawdę odszedł od zmysłów?…
Nie, na pewno nie! Cały czas działał bardzo rozważnie i mądrze, natomiast rzeczywiście – działał bardzo intensywnie! Poświęcał się bez reszty dobru i zbawieniu człowieka! Oddał człowiekowi i sprawie jego zbawienia dosłownie wszystko: wszystkie swoje ludzkie siły, cały swój ziemski czas, cały swój zapał… Przez trzy lata swojej publicznej działalności stopniowo składał ofiarę z siebie, co przypieczętował ostatecznie złożeniem największej i najdoskonalszej Ofiary, kiedy to – jak mówi w pierwszym czytaniu Autor Listu do Hebrajczyków – przez własną krew wszedł na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy wieczne odkupienie. Wtedy to już naprawdę oddał samego siebie i całego siebie – bez reszty! To natomiast, co czynił w ciągu całej ziemskiej działalności, było przygotowaniem, wprowadzeniem do tej największej Ofiary.
Kochani, Jezus swoją postawą uczy nas „dawać więcej” – zawsze więcej z siebie! Uczy nas tego, abyśmy nie poprzestawali na tym, co minimalne i konieczne, ale abyśmy przekraczali samych siebie, abyśmy zawsze szukali sposobów okazywania większej miłości, większego zaangażowania, większego dobra… Bo chrześcijanin – to nie minimalista, to nie miernota, to nie ktoś przeciętny, szary, zwyczajny…
Chrześcijanin – to człowiek „z klasą”, to człowiek na wysokim poziomie moralnym, to człowiek ciągle do czegoś większego i lepszego dążący, to człowiek stawiający sobie coraz wyższe cele, to człowiek nieprzeciętny, to człowiek ofiarny i pracowity, to człowiek który od siebie wymaga – nawet gdyby inni od niego nie wymagali! Dobrze znamy te ostatnie słowa z nauczania Jana Pawła II.
Jezus, który w ofiarowaniu siebie samego i siebie całego – człowiekowi i sprawie jego zbawienia – posunął się aż do pozornej utraty zmysłów, uczy nas umiejętności składania samych siebie i całych siebie w codziennej ofierze Bogu!
W tym kontekście pomyślmy:
- Czy Mszę Świętą i modlitwę traktuję jako radosne i chętnie podejmowane spotkanie z Bogiem, czy jako wymuszony koniecznością obowiązek?
- Czy w relacjach z Bogiem kieruję się zasadą ciągłego „dawania więcej”, czy tylko tym, co minimalne i niejako konieczne?
- Czy taką samą zasadą kieruję się w kontaktach z ludźmi?
Krew Chrystusa […] oczyści wasze serca z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu!