Do jakiego należymy Kościoła?

D

Właśnie – do jakiego? Chrystusowego – czy swojego prywatnego? Zachęcam do refleksji, w której pomocą – o czym wspominam w rozważaniu – może być najnowsza książka Benedykta XVI. Proponuję Wam, Kochani, jej spokojną lekturę. A na dzisiejszy Dzień Pański życzę wszystkim wielu Bożych świateł – i odpoczynku! 
                               Gaudium et spes!  Ks. Jacek 

3 Niedziela Zwykła, A,
do czytań:  Iz 8,23b–9,3; 1 Kor 1,10–13.17;  Mt 4,12–23
W dawniejszych czasach upokorzył Pan krainę Zabulona i krainę Neftalego, za to w przyszłości chwałą okryje drogę do morza wiodącą przez Jordan, krainę pogańską – takie słowa słyszymy dzisiaj w pierwszym czytaniu, z Proroctwa Izajasza. I rzeczywiście, północne tereny Izraela, a więc dzisiejsza Galilea, w swoim czasie najbardziej ucierpiały wskutek najazdu wojsk asyryjskich i deportacji ludności.
To właśnie do plemion zamieszkujących te tereny zwraca się Prorok, zapowiadając – po czasie nędzy, ucisku i niewoli – nadejście nowej epoki, charakteryzującej się światłem wolności i radości, pod panowaniem mesjańskiego króla. Oto słyszymy przepiękne słowa, dobrze nam zresztą zapewne znane, bo stanowią także treść pierwszego czytania na Pasterce: Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką. Nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. […] Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemiężcy, jak w dniu porażki Madianitów.
Spełnienia tychże zapowiedzi – a przynajmniej początku ich spełniania – powszechnie upatruje się w działalności Jezusa właśnie na tych terenach, właśnie w Galilei i w Jego osiedleniu się w Kafarnaum, o czym słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. Ewangelista Mateusz podkreśla dodatkowo, że Galilea także w czasach Jezusa narażona była na wpływy pogańskie – słyszymy przecież określenie: Galilea pogan. Dlatego zapewne to właśnie tam Jezus postanowił wzmóc swoją aktywną działalność.
Warto tu może zauważyć, że bibliści dopatrują się pewnych różnic w tłumaczeniu tego fragmentu Proroctwa Izajasza, które zacytował Mateusz. Mówi się nawet o pewnej modyfikacji tegoż tekstu w stosunku do tego, co jest u samego Izajasza – modyfikacji dokonanej przez Mateusza, a mającej na celu wydobycie właśnie tego aspektu, że Galilea była rzeczywiście na owe wpływy pogańskie narażona.
Zatem Jezus zwrócił się do plemion najbardziej zagrożonych – On naprawdę szukał zagubionych owiec Izraela. I nie tylko Izraela, bo przecież Jego misja miała wkrótce objąć cały świat. To właśnie do realizacji tej misji powołał Jezus – jak słyszeliśmy – Apostołów. I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o Królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu – jak przepięknie podsumowuję tę działalność Jezusa Ewangelia Mateuszowa.
 A jakież to choroby i jakież słabości mogły nękać lud? Na pewno te wszystkie, z których Jezus uzdrawiał tych, którzy do Niego przychodzili: cała gama ludzkiego cierpienia! Ale czyż do owych ludzkich słabości nie należy zaliczyć również tych, o jakich wspomina dziś Paweł Apostoł, w swoim Pierwszym Liście do Koryntian, którego fragmentu wysłuchaliśmy w drugim czytaniu?
Oto bowiem, kiedy Paweł opuścił Korynt, aby po zakończeniu swojej drugiej podróży misyjnej udać się do Palestyny, do Koryntu przybył Apollos, a po nim – jak podają inne źródła – prawdopodobnie też Piotr. Ich obecność i nauczanie sprawiły, że we wspólnocie młodego Kościoła powstały trzy odłamy, a ich członkowie odwoływali się do swoich nauczycieli jako ich założycieli. I być może w reakcji na tę sytuację, powstaje jeszcze jedna grupa – to grupa tych, którzy odwołują się już do samego Chrystusa, pomijając wszystkich nauczycieli.
Pisząc o tym, Paweł dramatycznie stwierdza: Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, […], że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa. Ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa”. Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?
Właśnie! Zauważmy, że Paweł nie opowiada się za żadną frakcją, ale jasno wskazuje, że to Chrystus jest Głową Kościoła i to wokół Niego, a nie wokół poszczególnych głosicieli i nauczycieli, winni gromadzić się uczniowie. Ci zaś – jak wynika z ostatniego zdania dzisiejszego drugiego czytania – którzy głoszą Słowo Boże i sprawują Sakramenty,nigdy nie mogą przysłaniać sobą Osoby Jezusa Chrystusa!
Kochani, kiedy tak czytamy i rozważamy to dzisiejsze Boże Słowo, to chyba niejako od razu chce się je przenieść na naszą sytuację i na nasze realia. Bo i do nas Chrystus przychodzi jako do tych, którzy przez życie często nie mniej jesteśmy doświadczani, jak owa Kraina Galilejska, o której pisze Izajasz i w której działał Jezus. I nas dotykają przeróżne problemy: a to ze zdrowiem, a to z pracą, a to z ułożeniem wzajemnych relacji w małżeństwie, w rodzinie, a to w dogadaniu się z sąsiadami…
Myślę, moi Drodzy, że nie ma tu sensu dalsze wyliczanie przeze mnie, bo Wy to lepiej wszystko wiecie – w końcu o tym głównie rozmawiamy w trakcie odbywającej się aktualnie wizyty duszpasterskiej.Modlitwą ogarniamy wszystkie Wasze problemy, prosząc Jezusa, aby On sam wkroczył – mówiąc kolokwialnie – „do akcji” i pomógł w rozwiązaniu Waszych najdotkliwszych bolączek!
Ale nie można nie wspomnieć o jeszcze jednym problemie, na jaki zwraca uwagę drugie czytanie: problemie podziału pomiędzy wierzącymi. Co więcej – a o tym mówicie, Kochani, w trakcie wizyty duszpasterskiej – wydaje się, że nawet w stanowisku pasterzy Kościoła w naszej Ojczyźnie daje się zauważyć pewne różnice. Jakkolwiek nie ma żadnych różnić – i to trzeba stwierdzić bardzo jednoznacznie, stanowczo i z całą odpowiedzialnością – gdy idzie o kwestie dogmatyczne czy fundamentalne kwestie moralne, bo w tych sprawach wszyscy mówią na szczęście jednym, mocnym głosem, to w kwestiach szczegółowych, takich jak ocena działań tej, czy innej partii, czy też ocena działań tego, czy innego polityka, czy wreszcie ocena takiej, czy innej inicjatywy – jak chociażby Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy –słyszymy różne opinie i nawet rozbieżne głosy.
I tak, jak Koryntianie za czasów Pawła, taki dzisiaj katolicy w naszej Ojczyźnie zdają się mówić: „ja jestem katolik postępowy – a ja jestem katolik tradycyjny”. „Ja jestem od Ojca Dyrektora – a ja jestem od Księdza Bonieckiego.” „Ja jestem z Kościoła Toruńskiego – a ja jestem z Kościoła Łagiewnickiego.” To właśnie na tego typu zakusy dzisiaj sam Jezus, ustami i słowami Pawła odpowiada nam jednoznacznie i zdecydowanie: nie ma Kościoła Toruńskiego i nie ma Kościoła Łagiewnickiego! Nie ma Kościoła Ojca Dyrektora i nie ma Kościoła Księdza Bonieckiego! Nie ma Kościoła postępowego i Kościoła konserwatywnego, czy – jak chcą niektórzy – zacofanego, zaściankowego! Nie ma Kościoła, którego główną Księgą jest „Tygodnik Powszechny” i Kościoła, którego główną wyrocznią jest Radio „Maryja”! Nie ma takiego Kościoła!
Jest jeden Kościół – Kościół Jezusa Chrystusa, Pana naszego,który dla nas i dla naszego zbawienia został umęczony i zabity, a po trzech dniach zmartwychwstał. I to On jest Głową Kościoła, w Jego zaś imieniu tym, który umacnia braci w wierze i jednoczy tenże Kościół, jest Papież Benedykt XVI – tak jak wcześniej byli nimi Sługa Boży, nasz wielki Papież Jan Paweł II i wszyscy Poprzednicy, począwszy od Piotra.
Wszystkie te kwestie bardzo szczegółowo i wnikliwie analizuje i wykłada właśnie Papież Benedykt XVI w swej najnowszej książce „Światłość świata”, do przeczytania której szczerze zachęcam – książce stanowiącej długą i bardzo wszechstronną rozmowę Papieża z niemieckim dziennikarzem, Peterem Seewaldem. W rozmowie tej poruszona zostaje między innymi również kwestia owych różnic w spojrzeniu na sprawy wiary.
Papież – w swoim stylu – analizuje to bardzo wnikliwie i rzeczowo, zachęcając nas wszystkich, abyśmy nigdy nie zapominali, iż jesteśmy jednym Kościołem i oficjalne nauczanie tegoż Kościoła, wyrażone w orzeczeniach Papieża i biskupów, nauczających w jedności z nim, stanowi miarodajne i autorytatywne kryterium, do którego powinno się odnosić wszystkie swoje prywatne opinie, jeżeli się chce, aby pozostały one w zgodzie z nauczaniem Kościoła.
Wbrew pozorom, Kochani, nie jest to zadanie wyłącznie dla biskupów, księży, osób zakonnych i studentów teologii, ale dla nas wszystkich, abyśmy byli dobrze zorientowani w nauczaniu Kościoła, dotyczącym tak różnorodnych kwestii moralnych i społecznych, jak wiele ich dzisiaj istnieje w naszym wielokulturowym i szybko rozwijającym się świecie.
Sięgajmy zatem do nauczania Benedykta XVI, przeczytajmy jego najnowszy wywiad, sięgajmy ponownie – niektórzy może dopiero po raz pierwszy – do nauczania Jana Pawła II! Zbliżająca się Beatyfikacja może być ku temu mocną zachętą. A wreszcie także – módlmy się o jedność między nami, wierzącymi w Chrystusa! W tym tygodniu, poświęconym jedności chrześcijan, zacznijmy budowanie prawdziwej jedności – od własnego podwórka!
A w tym kontekście pomyślmy:
  • Czy na co dzień jednoczę, czy skłócam ludzi ze swego otoczenia?
  • Czy na sprawy moralne, społeczne i polityczne staram się patrzeć przez pryzmat nauczania Kościoła, czy przez pryzmat własnego „widzimisię”?
  • Czy nauczanie Kościoła akceptuję w całości, czy wybiórczo?
Upominam was, bracia, w imię naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów – byście byli jednego ducha i jednej myśli!

2 komentarze

  • To prawda, że powinniśmy w jednym duchu podążać do Ojca …

    To prawda, że powinniśmy w jednym duchu podążać do Ojca Niebieskiego. Z tym, że ogień który On rozpala w każdym z nas jest inny. Wtedy ci u których się on ledwo tli nie mogą zrozumieć tych, których ogarnął wręcz pożar. Bywa też i odwrotnie. Jezus patrzy z litością na tych najsłabszych i ich nie potępia.
    Wspólnoty organizowane przy kościołach trochę mi przypominają te podziały.
    Zamykają się one na ogół. I ja się im nie dziwię, bo jest im z tym dobrze. Ale cóż one wnoszą dla reszty Kościoła – dla tej słabszej części. Niektóre grupy przedstawiają wizję szczęśliwości przed potencjalnymi kandydatami aby ich przyciągnąć do siebie niczym sekty. I to chyba miał na myśli św. Paweł.
    A co z tymi, którzy stracili wiarę i stali się wręcz wrogami Kościoła? Czy duchowieństwo ma prawo wyręczać się tymi grupami? Oczekiwane jest zaangażowanie ze strony świeckich w szerzeniu ewangelii, ale jaki mamy przykład. Jak niewielu jest duchownych publicznie noszących sutannę, czy choćby koloratkę. Kto z was widział biskupa w marszu w obronie życia? Nie mają nawet zamiaru odpisywać na listy, chociaż mają swoich sekretarzy, gdy się ich o to prosi. Czy o to chodzi by Kościół sprowadzić do katakumb w małych grupkach, a sutanna nie była wyrzutem sumienia dla ludzi?
    Może trochę przesadziłem, ale chciałem pokazać w czym widzę problem.

    ~Dasiek, 2011-01-23 14:51

    Oj, chyba trochę przesady jest w tej wypowiedzi! Ja jeszcze raz chciałbym zapytać "Daśka", czy nie widzi niczego pozytywnego w działalności Kościoła i w postawie duchowieństwa? Przecież wspólnoty, istniejące w parafiach, wcale nie muszą być zamknięte niczym sekty! Takie zjawisko również ma miejsce, ale nie można tylko na tym budować całego obrazu wspólnot! To niesprawiedliwe! Bardzo wiele wspólnot działa poprawnie i to one właśnie ożywiają parafie. Według soborowego nauczania teologii pastoralnej, parafia winna być wspólnotą wspólnot! Ze swego doświadczenia – przynależności i prowadzenia wspólnot – wiem, że jakkolwiek nigdy nie prowadziłem wspólnoty zamkniętej i zawsze można było się do niej dołączać, to jednak często nie było tym zbyt wielkiego zainteresowania, bo wiązało się to jednak z pewnymi wymaganiami, z pewną zmianą stylu – wtedy nie wystarczałoby już "odstanie" godzinki pod chórem i szybka ucieczka do domu. Takie wspólnoty pozwalają zaangażować świeckich i włączyć ich do konkretnej odpowiedzialności za Kościół. Naturalnie, zawsze należy czuwać, aby nie stawały się kółkami "wzajemnej adoracji", ale potępianie ich z definicji, czy dążenie do ich rozwiązania – nie byłoby działaniem ani mądrym, ani sprawiedliwym. A co do świadectwa, dawanego przez księży, to trudno mi się wypowiadać, żeby nie być sędzią we własnej sprawie. Mogę tylko mówić w swoim imieniu, a ja akurat bardzo lubię chodzić w sutannie: chodzę w niej do szkoły, na każde spotkanie przy parafii i w domach, u ludzi, jeżeli jestem zaproszony, a odkąd pracuję w Warszawie, to zacząłem ją celowo zakładać nawet idąc do sklepu po bułki – właśnie po to, aby kłuć w oczy ludzi, którzy często te oczy odwracają lub spuszczają. Albo przyglądają się z pogardą i lekceważeniem. Ale cóż się dziwić tym ostatnim, jeżeli nawet ci życzliwi nie potrafią się zdobyć na jedno pozytywne słowo… Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za głos!

    ~Ks. Jacek, 2011-01-24 13:54

  • Załóżmy, że neokatechumenat przyciągnie większość osób z danej parafii. To co wtedy? Czy wszyscy zmieszczą się w salce na plebanii. Żeby praktykować swoje obrzędy raczej nie wrócą do świątyni. Żeby mogli jakoś funkcjonować będą musieli się podzielić by móc swobodnie łamać się chlebem i spożywać wino od pana Kiko po 50zł. To chyba dlatego budowane są sale przyparafialne. Czy kościoły są dla nich zbyt obszerne? A może chcą coś ukryć przed resztą parafian?
    Uważam że chcą ukryć brak wielowiekowego poszanowania i czci do Najświętrzego Sakramentu. Niby ma to być powrót do źródeł. Skoro tak, to sprzedajmy kościoły muzułmanom. Oni będą wiedzieli co z nimi zrobić.
    Niech Ksiądz wybaczy mi znowu odrobinę przesady, ale tak mnie boli gdy mój Biskup widzi sposób aktywizacji świeckich jedynie w neokatechumenacie.

    ~Dasiek, 2011-01-24 18:17

    Wiem, że w moich wypowiedziach wylewa się gorycz. Ale to z troski o przyszłość Kościoła i obecności w nim moich dzieci, znajomych i przyjaciół. Co do pozytywnych rzeczy w Kościele, to świadczą same o sobie i nie trzeba mojego kadzidła na forum by się wśród nas chrześcijan nie wkradła pycha.
    Liczę, że o pozytywnych rzeczach będziemy mogli kiedyś jeszcze porozmawiać osobiście.
    Dziękuję za świadectwo.

    ~Dasiek, 2011-01-24 19:15

    Założeniem tego forum jest szczerość i otwartość, ale też swobodna wymiana poglądów – różnych poglądów. Jeżeli ktoś prezentuje tylko negatywne na jakąś kwestię, to mam prawo przypuszczać, że tylko takie w danej sprawie posiada. Jeżeli bowiem negatywne są prezentowane tak obszernie, to dlaczego nie można nawet napomknąć pozytywnych? Dlaczego można je poruszyć tylko w rozmowie osobistej (którą oczywiście podejmę bardzo chętnie), a ich ewentualne zapisanie na forum miałoby się okazać kadzeniem i dogadzaniem czyjejś próżności? Czy idąc za takim sposobem rozumowania nie należałoby prezentowania poglądów negatywnych nazwać dogadzaniem szatanowi? Oczywiście, że nie – tak samo, jak prezentacja poglądów pozytywnych nie musi być kadzeniem, czy przerysowywaniem sprawy! To jest zwykły obiektywizm, zwykła uczciwość. Uczciwość, do której mają prawo Czytelnicy tego bloga – bo o naszej prywatnej rozmowie o pozytywach przecież nie będzie wiedziało zbyt wiele osób. Dlatego jednak proszę, aby starać się widzieć każdą sprawę z każdej strony, albo jasno powiedzieć: żadnych pozytywów nie widzę! A co do przesadnego promowania neokatechumenatu w Diecezji Siedleckiej – w pełni się zgadzam. Jestem w stanie zaakceptować go jako jedną z wielu wspólnot, jako jedną z propozycji, to na pewno nie jedyną. I – rzecz jasna – muszą postępować w zgodzie z prawem Kościoła. Serdecznie dziękuję za aktywność na blogu i szczerą troskę, która rzeczywiście przebija się z tych wpisów!

    ~Ks. Jacek, 2011-01-28 22:48

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.