Bardzo serdecznie witam w poniedziałek – na początku nowego tygodnia pracy. Oby był to dobry i owocny czas! Uczyńmy go takim! Niech nam w tym pomoże także modlitwa, do której zachęcam!
Wczoraj, we wpisie wstępnym, zaprosiłem Was, Kochani, do wspólnej modlitwy poprzez odmawianie Ojcze nasz… o godz. 20.00. W razie wątpliwości, o co chodzi, proszę raz jeszcze odczytać wczorajszy wpis wstępny. Bardzo się cieszę, że trzy Osoby zechciały się włączyć. Ciekawą propozycję zgłosił Dasiek – propozycję ustawienia sygnału na komórce o tej godzinie. Dziękuję za ten pomysł! Myślę, że będzie to potrzebne, dopóki zwyczaj tej codziennej modlitwy nie „wejdzie w krew”. Raz jeszcze zapraszam wszystkich do modlitewnej wspólnoty i do sygnalizowania intencji, w jakich mamy zwracać się do Boga. I raz jeszcze proszę: jeżeli ktoś chce się włączyć, niech chociaż króciutkim wpisem poinformuje nas o tym, byśmy mieli świadomość, w jak dużej wspólnocie jesteśmy.
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek 1 tygodnia Wielkiego Postu,
do czytań: Kpł 19,1–2.11–18; Mt 25,31–46
Pierwsze dzisiejsze czytanie, z Księgi Kapłańskiej, zawiera wiele szczegółowych przepisów, które bardzo przypominają dobrze nam znane przykazania Dekalogu.Usłyszane przed chwilą pouczenie, jakie Pan skierował do Mojżesza, a przez niego – do całego Ludu, jest więcpowszechnym wezwaniem do świętości. Powszechnym – jakkolwiek w tradycji judaizmu pojawiło podwójne rozumienie tejże świętości, bo jedni twierdzili, że należy jej strzec i chronić ją mnóstwem szczegółowych przepisów, tworząc tak zwany „płot wokół Tory” – co jednak czyniło tę świętość niedostępną dla prostych ludzi – a inni znowu pojmowali ją jako dar i zadanie stojące przed każdym Izraelitą, a także nawróconym poganinem.
W całym tym zbiorze pouczeń najważniejszym jest to, które usłyszeliśmy na końcu: polecenie miłości bliźniego. I chociaż Izraelici za bliźnich początkowo uważali wyłącznie innych Izraelitów, to jednak już w Starym Testamencie pojawia się odniesienie tego określenia także do cudzoziemców.Jezus rozszerzy zaś je na wszystkich ludzi – także nieprzyjaciół!
I w ogóle – w nauczaniu Jezusa wszystkie polecenia Boże, jakie dzisiaj słyszeliśmy, zostają bardzo wzmocnione i zyskują bardzo wyjątkowe znaczenie, bowiem Jezus siebie samego uczyni adresatem każdego ludzkiego działania. W scenie Sądzie Ostatecznego, tak obrazowo ukazanej nam w dzisiejszej Ewangelii, zawarta została zapowiedź, że wszyscy będziemy sądzeni z uczynków miłości – uczynków dokonanych lub nie dokonanych – wobec drugiego człowieka, a tym samym: wobec Jezusa!
Kochani, my tak dobrze znamy tę scenę, wiele razy słyszeliśmy ten ewangeliczny opis! Myślę, że wielu z nas byłoby w stanie nawet z pamięci powtórzyć wiele z zawartych tam sformułowań. Jednak postarajmy się nie ulec takiemu przekonaniu, że my już to wszystko dobrze wiemy, tylko raz jeszcze, właśnie dzisiaj, u początku Wielkiego Postu, zechciejmy głęboko w sercu przejąć się tymi słowami: byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie… Właśnie –daliście Mi… przyjęliście Mnie…
Całkiem zrozumiałe wydaje się w tym momencie pytanie sprawiedliwych: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Zrozumiałe to pytanie, bo przecież oni tylko – tak zwyczajnie – czynili dobro swoim bliźnim. Okazało się jednak, że czynili je także – a może: przede wszystkim – samemu Jezusowi.
Takiego samego „olśnienia” doznają niesprawiedliwi, którzy w tym momencie przekonają się, że wszystko zło, które zafundowali innym, uczynili w rzeczywistości samemu Jezusowi.
Jakże zatem ważnym jest, Kochani, abyśmy zawsze pamiętali, że Jezus żyje w drugim człowieku i dlatego cokolwiek temu drugiemu czynimy, to czynimy Jezusowi. A jednocześnie – jakże silną motywację daje nam ta prawda do czynienia dobra! Szczególnie wtedy, kiedy już przychodzi zniechęcenie i pojawia się takie oto przeświadczenie, że dalsze okazywanie miłości komuś, kto nie potrafi jej docenić, odwdzięczyć, a czasami nawet dostrzec – nie ma sensu!
Jezus dzisiaj mówi, że czynienie dobra ma sens i zyskuje wielką wartość, jeżeli wszystko, co czynimy, czynimy z miłością i ze względu na Niego samego!
W tym kontekście zastanówmy się:
- Czy w każdym człowieku widzę oblicze Jezusa – także w grzeszniku, w którym jest to oblicze Jezusa cierpiącego?
- Czy nigdy nie oddzielam miłości do Boga od miłości do człowieka?
- Czy nikogo nie uważam za na tyle mało ważnego, aby nim pogardzać, nie odbierać jego telefonów, czy lekceważyć jego prośby?
Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili!
Szczęść Boże.
Piękna spiritus movens wspólnej modlitwy.
Wiele osób odwiedza ten blog (statystyka blogu), tyle osób zapewne czyta rozważania, które tak przystępnie Ksiądz przedstawia, ale… . Ale tak trudno podjąć deklarację w tak niby małej sprawie. Tylko kilka osób zdeklarowało wspólną modlitwę o 20:00, to mało, a może we współczesnej pogoni dużo…. Tudzież, tak jak wielu z nas, mi również trudno jest składać obietnice, na które może zabraknąć tzw. pokrycia. Kiedyś postanowiłam postarać się choć przez chwilkę westchnąć do Miłosierdzia Bożego o 15:00 każdego dnia. Udaje mi się to w 70-80%….Czasami udaje mi się odmówić koronkę, czasami ledwo „ofiarowanie”, czasami tylko westchnienie, a jeszcze kiedy indziej – 15-ta minie niezauważalnie. Tak mało, a tak dużo… . Powiem tak: postaram się również o 20-tej wezwać imię Boga. Wiem, powie Ksiądz – postaram się to mało, że nic nie może być połowicznie, że jest radykalne TAK albo NIE. Ale szarość, ten kolor pośredni między czarnym a białym, w życiu przeciętnego człowieka dominuje…
Rozważając czytania mówiące o miłości bliźniego nasuwa się wiele epizodów z własnego życia. Własne spostrzeżenia, własne teorie na to, co wokół się dzieje, na wiarę. Jezus jest dla mnie siłą w życiu, ale jest mi trudno widzieć „oblicze Jezusa w każdym człowieku”. Wiem, ze to metafora, ale idąc dalej – trudno jest patrzeć na przystojnego mężczyznę, piękną kobietę i widzieć w nich tylko świętość…. Kochać bliźniego, bardziej prosto i zrozumiale, to czynić w ten sposób, aby bliźni czuli się tak, jak byśmy sami chcieli czuć się w danej sytuacji. W większości swojego życia tak postępowałam. Będąc młodą synową szanowałam teściów licząc również na ich szacunek, a wychowując swoje pociechy myślałam: czas szybko leci, chciałbym, aby moje drugie dzieci szanowały mnie tak jak ja szanuję swoich teściów…Jestem szczęśliwą teściową.Gdy stawałam się bardziej dorosła, a w pracy dostawałam co rusz jakąś młodą osobę do wprowadzenia w „arkana” wykonywanych czynności, to starałam się traktować te młode osoby tak, jak ja chciałabym, aby już wkrótce moje dzieci w swoich pierwszych pracach były traktowane. I udało się, z wieloma młodymi osobami wciąż utrzymuję kontakt, choć nasze drogi dawno się rozeszły. Moje dzieci swoje pierwsze prace bardzo miło wspominają, jak i swoich pierwszych pracodawców.
Teraz jestem zarówno przełożoną jak i podwładną. Swoich podwładnych traktuję tak, jakbym sama chciała być traktowana przez przełożonych (choć czasami jest to bardzo trudne). W zamian otrzymuję uśmiech i szacunek Szefa oraz troskę i zaufanie pracowników. Przekonałam się, że za wszystkie czyny są wystawiane faktury, za które trzeba zapłacić (również za te słabsze chwile, które przeszły prawie jak tsunami), a dobro i zło czynione bliźnim wraca do każdego z nas jak bumerang…
Dłuższa refleksja, ponieważ dopadła grypsko, „LB” i trochę czasu na coś innego niż to, co pochłania na co dzień.
Życzę prostej drogi do wyznaczonych celów.
~Ja, 2011-03-15 18:22
Bardzo ładny wpis. Z tego co piszesz, wnioskuję, że jestes "po prostu" dobrym człowiekiem i znalazłas drogę godnego życia, drogę w Chrystusie. Co do modlitwy to – w moim mniemaniu – ważna jest intencja, podejmujesz zobowiązanie "TAK" lub "NIE" w pełni swiadoma chęci dotrzymania zobowiązania. Czasem się nie uda, trudno. Ale to nie moze być argument za podjęciem decyzji na "NIE" bo…. i tak się nie uda ;). Starajmy się, próbujmy – jestem pewien, że Bóg to docenia. Kiedys przez dłuższy czas obserwowałem na piasku mrówkę, próbującą wniesć cos "pod górkę". Zsuwała się wiele razy w dół, zaczynając mozolną pracę od początku – w końcu się udało :). Życie niejednego z nas w oczach Boga wygląda być może tak samo jak owo wspinanie się mrówki w moich oczach. Ucieszyłem się bardzo, kiedy "dopięła swego" ;). Wesprzyjmy, proszę, tę ciekawą inicjatywę ks. Jacka :).
Pozdrawiam serdecznie
Robert
~Robert, 2011-03-16 12:00
Znowu dziwnie ustawia mi moje wpisy. Ale tak to jest, jak się nie odpisuje na bieżąco, od razu. Niestety, obecnie nie mam takiej możliwości. W każdym razie, teraz odnoszę się do wpisu Roberta, dziękując za to fantastyczne porównanie do pracy i wysiłku mrówki. Nasza modlitwa i praca nad sobą – to jest właśnie taka mrówcza praca! Nie zrażajmy się zatem trudnościami, ale módlmy się wspólnie, za siebie nawzajem, o dobre owoce naszych duchowych zmagań!
~Ks. Jacek, 2011-03-19 14:32
Co do deklaracji modlitwy o 20.00, to odniosłem się do niej we wpisie wstępnym. Bardzo za nią dziękuję! A co do drugiej części wpisu, to aż tchnie z niej optymizmem i pogodą ducha! Także i za to serdecznie dziękuję! To takie bardzo chrześcijańskie spojrzenie na życie. Wszystkiego dobrego! Szczęść Boże!
~Ks. Jacek, 2011-03-19 14:27
Ja jakoś nie mogę uwierzyć w boga. To co o nim się mówi przez kościół i przez resztę to są gwarantowane bzdury. Nic nie jest udowodnione.
~Kafka, 2011-03-16 20:41
Wiara jest łaską – no i jest….."wiarą" przede wszystkim :), jest zawierzeniem Słowu Bożemu i Jezusowi Chrystusowi, a także działaniu Ducha Świętego. Gdyby istnienie Boga (na co dowodów, tym co wierzą, w zasadzie nie potrzeba) zostało udowodnione, wówczas mówilibyśmy o "nauce" i to właściwie empirycznej :). Wnioskuję po wpisie, że jesteś wyznawcą światopoglądu tzw. "naukowego" ? Zapewne wierzysz, że Boga nie ma – bo przecież też nie jesteś w stanie udowodnic, że Jego nie ma. BTW. czy wiesz ile naukowych paradygmatów zostało obalone, zmienione w ciągu ostatnich 200 lat? A to dopiero początek ;). Otwórz się, na początku po prostu nie neguj Boga – a jestem pewien, że znajdziesz do Niego drogę. Małymi krokami. Są liczne przykłady nawróceń głębokich ateistów, wojujących z Bogiem filozofów, agnostyków oraz ludzi multikulti .
Pozdrawiam Ciebie serdecznie
Robert
~Robert, 2011-03-16 21:56
Ja jakoś nie mogę uwierzyć w boga. To co o nim się mówi przez kościół i przez resztę to są gwarantowane bzdury. Nic nie jest udowodnione.
~Kafka, 2011-03-16 20:41
Jeżeli tak, to dlaczego poruszasz ten temat? Dla mnie jest to czytelny znak, że jednak wcale tak do końca nie myślisz! Szukasz jednak Boga, w którego – jak twierdzisz – nie wierzysz! Wiesz, wydaje mi się, że jesteś tak naprawdę bardzo blisko Niego, o wiele bliżej, niż Ci się samemu wydaje! Co do udowodnienia Jego istnienia, to uważam, że najbardziej przekonujący jest ten dowód, który dokonuje się lub sprawdza w naszym własnym życiu. Dlatego ja proponowałbym – jednak! – wejście w osobisty kontakt z tym poszukiwanym, "niepewnym" Bogiem przez Spowiedź, Komunię Świętą, szczerą, prostą modlitwę i lekturę Pisma Świętego… A Bóg sam da Ci dowody na to, że jest i że Cię naprawdę szczerze kocha! Pozdrawiam, dziękuję za ten odważny głos i proszę o ciąg dalszy…
~Ks. Jacek, 2011-03-19 14:42