Tymi słowami, rozpoczynającymi pieśń, tak chętnie śpiewaną przez Pielgrzymów Kodeńskich, pozdrawiam z tego szczególnego miejsca, skąd posyłam Wam wyrazy mojej duchowej modlitewnej łączności i pamięci przed Jezusem i Jego Matką o tym, co stanowi treść Waszego życia! I tylko jedną sprawę chciałbym podkreślić: Kochani, dziś jest już czwarta niedziela Wielkiego Postu! Już czwarta… Na jakie pytanie w tym momencie powinniśmy sobie odpowiedzieć? Dobrze wiemy!
Przyjmijcie zatem, od Tronu Królowej Podlasia, płynące z głębi serca, moje kapłańskie błogosławieństwo: w imię Ojca i Syna + i Ducha Świętego. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
4 Niedziela Wielkiego Postu, A,
do czytań: 1 Sm 16,1b.6–7.10–13a; Ef 5,8–14; J 9,1–41
Wydarzenie ewangeliczne, którego dziś jesteśmy świadkami, jest – jak wiele innych znaków, dokonanych przez Jezusa – dane nam wszystkim nie po to, abyśmy się jedynie zachwycili tym, iż jakiś niewidomy dwa tysiące lat temu odzyskał pełnię zdrowia. Jaką bowiem korzyść mielibyśmy z takiej wiedzy? Tymczasem jednak wydarzenie to odsłania przed nami ogrom Bożej mądrości i mocy, działającej w celu uzdrowienia człowieka z szeroko rozumianej ślepoty, jaka dotyka go w życiu.
Nawet ten dzisiejszy fragment, jeżeli wczytamy się weń uważnie, ukaże nam rozumienie ślepoty jako choroby fizycznej, a więc faktycznego nieposiadania wzroku cielesnego, ale także – jako skazy duchowej, będącej efektem grzechu, czego szczególnym przykładem i wyrazem jest ślepota, jakiej przykład dają faryzeusze: ślepota polegająca na wewnętrznym zacietrzewieniu i zamknięciu serca na jakiekolwiek argumenty, mające zmienić ich sposób myślenia i przeczące ich z góry założonym, „jedynie słusznym” przekonaniom. I chyba napiętnowanie owej duchowej ślepoty jawi się nam dzisiaj jako zasadnicze przesłanie czytanej perykopy. A czyni to Ewangelista w dość oryginalnej formie.
Najpierw zwraca naszą uwagę to, że niewidomy w ogóle nie wykazał żadnej inicjatywy w celu swego uzdrowienia.On po prostu niejako przypadkiem znalazł się na drodze, którą przechodził Jezus. I to uczniowie wskazali na niego, pytając, za jakie grzechy – swoje, lub może swoich bliskich – ponosi taką karę. Jezus odpowiada, że całej tej kwestii nie można sprowadzać do takiej uproszczonej zależności, polegającej na natychmiastowym kojarzeniu każdego nieszczęścia z grzechem, który musiał nieszczęście to spowodować.
Jezus, próbując zmienić ten sposób myślenia, uzdrawia niewidomego, który później – jeśli tak można powiedzieć –odwdzięcza się Jezusowi bardzo dojrzałym sposobem myślenia i bardzo przenikliwym wzrokiem duchowym,będącym jawnym przeciwieństwem duchowej ślepoty faryzeuszy. Niemniej jednak sposób, w jaki się o tym dowiadujemy, jest fantastyczny.
Ewangelista bowiem – chyba celowo – zastosował metodę narastającej dramaturgii. Najpierw bowiem słyszymy zwykły (niezwykły?) opis uzdrowienia i dopiero potem dowiadujemy się, że to był szabat. To jest celowy zabieg narratora – umieszczenie tak istotnej informacji dopiero w tym miejscu. Bo od tego momentu niejako – mówiąc tak potocznie – „dopiero się zaczęło”! Przecież Żydzi uważali leczenie za czynność, która narusza odpoczynek szabatu i było ono w tym dniu zakazane! A zatem – faryzeusze już mieli argument, aby całe wydarzenie wziąć „na warsztat” swoich dociekań. I naprawdę, trudno się nie uśmiechnąć, słuchając, czego to nie dokonywali, aby znaleźć jakikolwiek powód do oskarżenia Jezusa.
Najpierw zatem przesłuchali samego uzdrowionego. Ten opowiedział wszystko dokładnie, jak było. Jednak to nie mogło przemówić do opornych umysłów faryzeuszów, tak że aż przywołali rodziców uzdrowionego. Ci – zwyczajni, prości ludzie – ze zwykłego strachu przez grożącymi im konsekwencjami, wymawiają się od udzielenia jednoznacznej odpowiedzi.
Zatem, ponownie przesłuchiwany jest sam uzdrowiony. Ten nadal odważnie obstaje przy swoim stanowisku, w ogóle nie zrażając się jakimkolwiek niebezpieczeństwem, twardo przyznaje się do faktu uzdrowienia przez Jezusa, dodatkowo jeszcze wykazując brak konsekwencji w stanowisku faryzeuszów, bowiem ci twierdzili, że nie wiadomo, skąd Jezus pochodzi, podczas, gdy niewiele wcześniej, w trakcie innych wydarzeń, twierdzili coś dokładnie przeciwnego – że wiedzą, kto jest ojcem i matką Jezusa. A zatem – wiedzą, czy nie wiedzą?
Naturalnie, faryzeusze cały czas wiedzieli, z kim mają do czynienia i także zdawali sobie sprawę, czyją mocą dokonują się znaki i wydarzenia, których są świadkami.Przecież nawet między nimi doszło w tej sprawie do rozdwojenia! Jeżeli jednak ciągle sprzeciwiali się i nie dopuszczali do siebie żadnych, nawet najbardziej ewidentnych i wprost stawianych argumentów, przeczących ich teoriom, to znaczy, że byli naprawdę zupełnie ślepi i – co gorsza – na tę ich ślepotę nie było ratunku! Bo oni sami nie chcieli po prostu być wyleczeni! Pozostali więc nadal ślepi. A w dodatku jeszcze – śmieszni!
Niech ich postawa będzie dla nas ostrzeżeniem!Święty Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu, z Listu do Efezjan, zachęca swoich wiernych, ale i nas wszystkich, w słowach: Postępujcie jak dzieci światłości. Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda.Badajcie, co jest miłe Panu. I nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności, a raczej piętnując, nawracajcie tamtych. O tym bowiem, co u nich dzieje się po kryjomu, wstyd nawet mówić.
Właśnie, ciemność jest naturalnym środowiskiem zła. Światło, które rozprasza mroki ciemności, sprzyja natomiast dobru. Ślepota, która jest ciemnością w człowieku, także staje się sprzymierzeńcem wszystkiego, co dokonuje się w ciemności. Naturalnie, mówimy o ślepocie duchowej, bowiem ta fizyczna – jak potwierdza wiele przykładów nawet z naszego otoczenia – wcale nie musi ograniczać człowieka do zwykłego, bardzo często aktywnego, dobrego działania i bardzo pozytywnej, wzmożonej pracy! Natomiast ślepota duchowa jest już prawdziwym dramatem, tym bardziej wielkim i bolesnym, im większy opór napotyka próba jej wyleczenia.
Postawa faryzeuszów, a także tych, których zachowanie piętnuje dziś Paweł, jasno uświadamia nam, jak dramatycznie wygląda życie ludzi trwających w ciemnościach, ludzi wewnętrznie ślepych. Całego ich nieszczęścia dopełnia jeszcze fakt ich najgłębszego przekonania, że przecież oni nic złego nie robią! To nie oni błądzą! To wszyscy dookoła – mówiąc kolokwialnie – powariowali, dlatego „czepiają się” ich nie wiadomo o co! A przecież to oni mają rację! Oni zawsze mają rację! Oni się nie mylą nigdy! Oni wiedzą, jak postępować, co im tam ktoś będzie mówił! Ba, oni jeszcze innym mogą podpowiedzieć, pouczyć, wskazać drogę…
A tymczasem o tym, jak żyją i co się u nich dzieje po kryjomu – jak pisze dziś Paweł Apostoł – to nawet wstyd mówić! Biedni, nieszczęśliwi ludzie… Ślepi… Bezgranicznie ślepi…
Zapewne, Kochani, myślimy w tym momencie o wielu znanym nam ludziach, także tych z pierwszych stron gazet i z ekranów telewizorów, którzy na prawo i lewo przyznają się do swoich związków z Kościołem i do tego, jak to oni „kiedyś” z Papieżem rozmawiali, a z tym, czy owym biskupem to ich wiąże wieloletnia znajomość, a nawet wielka przyjaźń, natomiast ich zasługi do Kościoła i Ojczyzny to są takie i takie, dlatego czują się oni upoważnieni do wygłaszania swoich „nieomylnych” i absolutnie obowiązujących – z mocą co najmniej dogmatu – urojonych przemyśleń, bałamutnych, opacznych stwierdzeń, prywatnych „mądrości”!
Wszystko to, co mówią, nie ma zwykle nic wspólnego z nauką Jezusa, wprost sprzeciwia się moralnemu i społecznemu nauczaniu Kościoła, a najczęściej – w ogóle nie ma nic wspólnego z prawdą! Jest to zatem postawa najtrafniej wyrażona się w stwierdzeniu jednego z filozofów, że jeżeli to, co mówię, nie jest zgodne z rzeczywistością, to tym gorzej dla rzeczywistości! Prawdziwie biedni ludzie… Ślepi… Dramatycznie ślepi… Tym bardziej, im bardziej arogancko i bezczelnie próbują pokazać, że takimi nie są!
A jednak – Bóg zna serce człowieka. W pierwszym czytaniu, z Księgi Proroka Samuela, słyszymy, że namaszczonym na króla został nie ten, który według powszechnego mniemania miał zostać wybrany, ale ten, którego wskazał Bóg, chociaż to akurat przeczyło przekonaniu wszystkich pozostałych. A dlaczego tak się stało? Odpowiedź znajdujemy w słowach samego Boga, który do Proroka Samuela rzekł: Nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce.
Dlatego dzisiaj prosimy Pana, aby popatrzył także na nasze serca – i aby nie czekał, aż my sami oprzytomniejemy, by poprosić Go o interwencję, o uzdrowienie, ale aby podszedł do nas tak, jak do ślepego z dzisiejszej Ewangelii i uzdrowił! Nas – właśnie nas! Bo my nie możemy tylko patrzeć na tych ludzi, którzy denerwują nas, wręcz porażają swoją arogancją, wyrażającą się – jak już wspomnieliśmy – w tym właśnie, że sami będąc duchowo ślepymi udają, że takimi nie są i jeszcze roszczą sobie prawo do przewodzenia innym i wskazywania innym drogi! Ich postawa rzeczywiście denerwuje i nie można jej zaakceptować! Ale my musimy czuwać nad tym, abyśmy niepostrzeżenie sami nie stawali się takimi ludźmi i abyśmy także jak najszybciej – z Bożą pomocą – pokonywali w sobie chociażby najmniejszej elementy owej duchowej ślepoty!
To jest nasze zadanie właściwie na całe życie, ale tak bardzo szczególnie – na ten święty i wyjątkowy czas. Niech zatem Wielki Post będzie czasem szerokiego otwierania oczu na sprawy Boże i leczenia się z najmniejszych choćby przejawów ślepoty duchowej!
W tym duchu zastanówmy się:
- Czy zawsze dokładnie analizuję swoją postawę, starając się coś w niej na lepsze zmieniać?
- Czy swego myślenia nie zamknąłem w jakimś schemacie – czy jestem otwarty na nowe propozycje, nowe rozwiązanie?
- Jak wygląda realizacja mojego wielkopostnego postanowienia?
Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus!
Szczęśc Boże!
Dziękuję za ten bardzo interesujący tekst.
"Wszystko to, co mówią, nie ma zwykle nic wspólnego z nauką Jezusa, wprost sprzeciwia się moralnemu i społecznemu nauczaniu Kościoła, a najczęściej – w ogóle nie ma nic wspólnego z prawdą!" – punctum quaestionis :). Tu mi się przypomniała sentencja : "Jestem za 'in vitro', bo jestem za życiem" :/
~Robert, 2011-04-03 13:52
Właśnie takie sytuacje miałem na myśli. Dziękuję za wpis i pozdrawiam!
~Ks. Jacek, 2011-04-05 16:53
Czy my katolicy powinniśmy być tolerancyjni? Otóż nie – nawet gdyby cokolwiek miało pozór grzechu. Św. Paweł mówi o piętnowaniu zła przez dzieci światłości. Jeśli nimi pragniemy być nie możemy nawet myśleć, że nas to nie dotyczy. Obojętność na otaczające nas zło powoduje, że wychodzi ono z ukrycia i pleni się wkoło. Zło jest agresywne i boimy się go by nie nadepnąć mu na odcisk. Ale czy tak być powinno? Jezus miał litość nad grzesznikami, ale też piętnował grzesznych lecz pysznych faryzeuszy.
W obecnych czasach człowiek piętnując zło może narazić się na wrogość otoczenia i to wszystko bo ma małe znaczenie. Natomiast kapłan, czy biskup oddziałuje na rzesze i nie powinien myśleć o poprawności politycznej bo odpowie przed Bogiem za to, że był sługą nieużytecznym.
~Dasiek, 2011-04-03 14:42
Dziękuję za głos. W pełni się z nim zgadzam!
~Ks. Jacek, 2011-04-05 17:04