O potężnym i cichym objawianiu się Boga…

O

Szczęść Boże! Witam bardzo serdecznie i dziękuję za wczorajsze wpisy! 
        Kolejne nawałnice znowu przyniosły zniszczenia.  Wychodzą na jaw wszelkie zaniedbania w infrastrukturze, stąd tyle zalań i podmyć. Ale nie sposób nie zobaczyć w tym wszystkim Bożego znaku! Mówcie, co chcecie! Ja osobiście tak uważam! Bo co myśleć o tym, że ktoś w jednej chwili traci dorobek całego życia?… Oczywiście, nasuwa się taka ludzka refleksja, że dramaty te dotykają ludzi prostych, gdzieś na wsiach, bo oni mieszkają skromnie, nie są zabezpieczeni przed takimi wyładowaniami atmosferycznymi, więc wszystko skupia się na nich, podczas gdy mieszkańcy dużych miast mogą czuć się bezpiecznie. To są bardzo trudne sprawy i trudne pytania – co najwyżej można przypomnieć, że Bóg nie działa na zasadzie natychmiastowej kary za zło, nie można więc stwierdzić, że ci, których spotykają wspomniane nieszczęścia, są większymi grzesznikami od innych. Czasami może się okazać dokładnie odwrotnie – że ci, którzy po ludzku najbardziej zasłużyliby na takie doświadczenie, są od niego wolni.
          Dlatego wszyscy – wszyscy bez wyjątku! – powinniśmy bardzo głęboko przemyśleć swoje życie i zastanowić się, co Bóg chce nam powiedzieć? Przed czym chce nas ostrzec? A tych, których dotknęły nieszczęścia, związane z wyładowaniami atmosferycznymi, wspierajmy gorącą modlitwą! Niech to będzie – między innymi – jedna z naszych intencji o 20.00! I nie traćmy nadziei! Ale koniecznie – podejmijmy refleksję!
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Czwartek 16 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Wj 19,1–2.9–11.16–20b;  Mt 13,10–17
Słuchając dzisiejszego Bożego Słowa, widzimy, jak w różny sposób Bóg objawia się człowiekowi. W pierwszym czytaniu, z Księgi Wyjścia, słyszymy, iż Bóg objawia się ludowi na górze Synaj. Jak wyglądało to objawienie?
Autor biblijny relacjonuje nam: Trzeciego dnia rano rozległy się grzmoty z błyskawicami, a gęsty obłok rozpostarł się nad górą i rozległ się głos potężnej trąby, tak że cały lud przebywający w obozie drżał ze strachu. Mojżesz wyprowadził lud z obozu naprzeciw Boga i ustawił u stóp góry. Góra zaś Synaj była cała spowita dymem, gdyż Pan zstąpił na nią w ogniu, i uniósł się dym z niej jakby z pieca, i cała góra bardzo się trzęsła. Głos trąby się przeciągał i stawał się coraz donioślejszy.
Kochani, jak my byśmy zareagowali, znalazłszy się w takiej sytuacji, w jakiej przyszło dzisiaj Narodowi Wybranemu spotkać swego Boga? Jak my byśmy zareagowali na widok trzęsącej się, dymiącej i grzmiącej góry? A to właśnie tak Bóg objawiał swoją potęgę – zresztą: i tak w stopniu minimalnym! Przecież chwała i potęga Boga przewyższa wszystkie góry i wszystkie przyrodnicze i atmosferyczne zjawiska! Wystarczyło jednak, aby Bóg odsłonił mały rąbek swej chwały, a już ludzi ogarnął wielki strach.
Jezus tymczasem, będący przecież także objawiającym się Bogiem, nie wzbudzał u swoich uczniów, ani u gromadzącego się przed Nim ludu takiego strachu. Zresztą – żadnego strachu nie wzbudzał! No, może czasami, jak dokonał jakiegoś znaku, to obserwatorzy z przejęciem, a nieraz – właśnie! – z pewnym strachem przyjmowali do wiadomości, że mają do czynienia z Kimś niezwykłym! Ale to były pojedyncze przypadki, zasadniczo Jezus był jednym z ludu: tak samo, jak i całe otoczenie, przeżywał ludzkie trudności, zmęczenie i w ogóle wszystko, co ludzkie – do tego stopnia, że pozwolił na to, iż został odrzucony, sponiewierany, zabity
A kiedy nauczał, to imał się przeróżnych środków wyrazu, aby przybliżyć ludowi swoją naukę. Dzisiaj w Ewangelii tłumaczy swoim uczniom i nam wszystkim, dlaczego naucza w przypowieściach. No, właśnie dlatego, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą, ani nie rozumieją. A zatem – trzeba poszukiwać takich sposobów, które pozwolą im w końcu uwierzyć, zobaczyć, zrozumieć
Zauważmy więc, jak różne są te dwa obrazy objawiającego się Boga: ten z pierwszego czytania i ten z Ewangelii. Czyżby to miało znaczyć, że w jednym przypadku objawia się ktoś inny od tego, który objawia się w drugim przypadku? Czyżbyśmy mieli do czynienia z jakąś zmianą w podejściu samego Boga do człowieka? A może jest to zmiana obrazu Boga: może Bóg przez tyle wieków trochę – mówiąc kolokwialnie – złagodniał, trochę „wygładził” swój obraz, uprzystępnił swoje oblicze?…
Nie! Bóg jest tym samym, który był zawsze – tym samym jest cały czas i niezmiennie będzie! I tak Bóg Starego Testamentu, który dziś objawia swą potęgę, na co dzień – jak dobry i cierpliwy ojciec – znosił kaprysy i humory swoich dzieci. A znowu Jezus, który na co dzień był jednym z ludzi, na Górze Tabor objawił blask swej potęgi, zaś po Jego śmierci góra drżała i skały pękały. Mamy zatem do czynienia z jednym objawieniem się jednego Boga! Naszym zadaniem jest natomiast odkryć to objawienie i przyjąć, nie zapominając ani na moment, z Kim mamy do czynienia!
Bo to, że Bóg objawił się w Jezusie Chrystusie jako jeden z nas; że jest dobry i miłosierny; że przebacza nam grzechy i sam wychodzi z inicjatywą pojednania; że wręcz naprasza się człowiekowi ze swą łaską i daje mu znacznie więcej, aniżeli człowiek jest w stanie wyobrazić sobie, lub zapragnąć – to wszystko nie zmienia faktu, że to jednak Bóg jest Bogiem, a nie my nimi jesteśmy! Zawsze trzeba nam o tym pamiętać, kiedy klękamy do modlitwy, kiedy uświadamiamy sobie nasze grzechy, kiedy układamy jakieś scenariusze na swoje życia: musimy pamiętać, że Bóg jest naszym kochającym Ojcem i Bratem, ale nie przestaje być Panem, pełnym potęgi, chwały i majestatu! Przeto nigdy nie możemy traktować Go jak „kumpla”, czy służącego do wypełniania naszych poleceń. Nie!
To my w całej pełni zależymy od Boga, a nie On od nas i to On kieruje losami świata i naszymi losami, dlatego my sami dla siebie nie jesteśmy punktem odniesienia i nie wolno nam zajmować – w naszym życiu właśnie – miejsca należnego Bogu! Trzeba nam zawsze pamiętać o należytym porządku i właściwej hierarchii: Bóg jest Ojcem, ale jest też Panem – my jesteśmy Jego dziećmi, w pełni od Niego zależnymi. Tak właśnie jest – nie odwrotnie! I całe szczęście, że tak właśnie jest!
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy ochotnym sercem zgadzam się na Bożą wolę, czy może Bogu przedstawiam własną?
·        Czy układając scenariusz na życie – biorę pod uwagę Boga i Jego zdanie?
·        Czy nie próbuję być dla siebie samego ostatecznym punktem odniesienia, wręcz – bogiem?
Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło zobaczyć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli!

10 komentarzy

  • "Kochani, jak my byśmy zareagowali, znalazłszy się w takiej sytuacji, w jakiej przyszło dzisiaj Narodowi Wybranemu spotkać swego Boga? Jak my byśmy zareagowali na widok trzęsącej się, dymiącej i grzmiącej góry? " – pewnie tak, że oto obudził się uśpiony wulkan ;). Ale tak serio: Bóg jako twórca świata, stworzył też (a w zasadzie zwłaszcza) zasady w nim funkcjonujące łącznie z warunkami atmosferycznymi i geologicznymi, jak również ich zmiany i dynamikę rozłożoną w czasie :). Czy korzysta z tych zasad aby dawać nam znaki? Nie wiem, być może – ……pewnie tak. Jest to kwestia wiary nie wiedzy. Cieszę się ogromnie, że nasz ks. Jacek ma tej wiary pełnię :).
    "Czy ochotnym sercem zgadzam się na Bożą wolę, czy może Bogu przedstawiam własną?" – a mógłby Ksiądz to rozwinąć odrobinę? Chodzi mi o właściwe rozpoznawanie co Bożą wolą jest, a co nie jest – rozwińmy to nie tylko do modlitwy, otwarcia się na działanie Ducha Św. itd., ale tak bardziej "po ludzku" ;)? Bo bywa tak, że konsekwencją naszych grzechów czy głupoty jest ciężkie doświadczenie życiowe, a czasem jest ono tym dopustem Bożym, aby nami "wstrząsnąć", poruszyć, obudzić i zachęcić do działania, zmotywować do podejmowania mądrych życiowych decyzji, właściwych i pożytecznych.
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

  • Oczywiście, jednoznacznego wskazania, adekwatnego do wszystkich życiowych sytuacji, być nie może, bo każda sytuacja jest inna. Chodzi mi natomiast o to, że każde nasze działanie mamy "prześwietlać" nauką Jezusa i w tym świetle oceniać. A zatem – jeżeli zaplanowane przeze mnie działanie wyraźnie kłóci się z tym, czego naucza Jezus, to znaczy, że nie jest to zgodne z Jego wolą. I także: jeżeli coś chcę lub próbuję zrobić, a wszystko się układa zupełnie inaczej, a ja w tej sytuacji za wszelką cenę i "po trupach" walczę o to, żeby dopiąć swego, to wtedy mamy do czynienia z "przepychaniem" na siłę swojej woli. I jeżeli sumienie ostrzega mnie przed wykonaniem jakiegoś czynu, albo bardzo ostro wyrzuca mi jakiś czyn dokonany, a ja upieram się przy tym za wszelką cenę, to wówczas właśnie mamy do czynienia z opisaną sytuacją! Wspomniana modlitwa i czyste serce, wzmacniane systematyczna Spowiedzią i częstą Komunią Świętą – będą pomocne w podejmowaniu właściwych decyzji. Ks. Jacek

  • Dziękuję, tak i ja to pojmuję :). Zatem z "przepychaniem" na siłę własnej woli mamy również do czynienia wtedy, kiedy po ciężkim doświadczeniu życiowym wchodzimy jeszcze raz w podobne sytuacje, struktury czy zależności :). Odnoszę to do życia człowieka, jak i szerzej: np. narodu.
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

  • Oj, mamy nad czym się zastanawiać, każdy z osobna i wszyscy razem. W uspokojeniu i ciszy, kiedy przejdzie czas nawałnic należało by przeprowadzić refleksję i pomyśleć nad programem naprawczym. Najwyższy już chyba czas, właściwie przeżywać swoje relacje do Boga i do drugiego człowieka, nawet jeśli to wymaga od nas trudnych decyzji. Bóg po prostu jest.
    No i znów chyba pouczam. Ale tu dodam, że sama też lubię być pouczana i dlatego chętnie zaglądam i czytam to, co pisze ks. Jacek, czy inni komentatorzy.
    Proroków w obecnym czasie też nam się jakoś namnożyło. Sądzę jednak, że dobrze by było, gdyby dla katolików tym najważniejszym był Jezus.
    Pozdrawiam,
    Urszula

  • Czy ochotnym sercem zgadzam się na Bożą wolę, czy może Bogu przedstawiam własną? == a jeśli czegoś bardzo pragnę i chciałabym, żeby tak się stało, ale jestem niecierpliwa? Przecież nie wiem, co Bóg dla mnie przygotował:(
    {przykładowo – mogę się modlić o to, żeby "on" zaprosił mnie na spacer} – nie wiem w ilu tak naprawdę procentach mogę powierzyć się Bogu… Bo jak usiądę i będę się tylko modlić, to zostanę starą panną 😉

    Przydałby się poradnik "Jak się skutecznie modlić, by nasze prośby zostały wysłuchane" Tak wiem, to tak jak z tą książką sensacyjną:D

    Katri

  • '' Przydałby się poradnik "Jak się skutecznie modlić, by nasze prośby zostały wysłuchane ''

    Podobno nasze modlitwy zawsze są wysłuchane , tyle, ze zazwyczaj nie dostajemy o to o co prosimy.
    Gdybyśmy dostawali zawsze, to czego oczekujemy, to by wystarczyło sobie kupić złotą rybkę. Ona by nie patrzyła na to, czego nam naprawdę potrzeba, tylko by spełniała nasze życzenia, prośby, zachcianki
    Podobno , tzn teoretycznie na pewno Bóg wie, co jest dla nas dobre ,i czego tak naprawdę nam potrzeba (piszę podobno, bo mam tego swiadomość, ale mimo to, czasem w to wątpię)

    Domownik – A

  • Nie "podobno", a naprawdę wszystkie nasze modlitwy są uważnie słuchane przez Boga. Co nie oznacza – bynajmniej – że wszystko jest spełnione po naszej myśli! Ale to chyba – na szczęście! Bo gdyby Bóg tak od razu spełniał nasze oczekiwania, a często po prostu: zachcianki, to nic z tego raczej nie wyszłoby dobrego. Bóg widzi więcej i dalej, dlatego chroni nas przed nami samymi, albo proponuje rozwiązania lepsze. Nawet, jeżeli to nie jest widoczne od razu, to na dalszą metę jednak widać, że Bóg wie, co robi i chce naszego dobra.
    Natomiast nasz kontakt z Bogiem nie może polegać na tym, że siedzimy i tylko się modlimy, aż się samo wszystko stanie. Nie! My robimy swoje i robimy najlepiej, jak potrafimy, a modlitwą wzmacniamy nasze działanie, nasze dążenia – i ukierunkowujemy je we właściwy sposób. Modlitwa zatem to nie przykrywka dla bezczynności. Modlitwa musi być połączona z aktywną pracą i osobistą inwencją.
    A co do programu naprawczego dla naszej Ojczyzny, to rzeczywiście: najpierw powinien to być naprawczy program duchowy!
    Bardzo serdecznie pozdrawiam! Ks. Jacek

  • "Bóg widzi więcej i dalej", teraz to ja jestem na dobrej drodze do zwątpienia… Jeśli widzi więcej i dalej, to czemu pozwala na długie trwanie związków bez przyszłości? U mnie tak było – działania + modlitwa i dostałam – kilka lat zaślepienia. Nie przychodzi mi inne wytłumaczenie jak "zdobycie doświadczenia z tego związku na przyszłość", wolałabym dojrzeć w tym jakiś głębszy sens, ale jakoś nie widzę. No… ewentualnie, że związku nie opiera się na kłamstwie, że nie była to miłość, skoro teraz tylko i wyłącznie żal mi tych straconych i poświęconych drugiej osobie lat, gdy mogłam żyć dla kogoś innego, kto by był wobec mnie przynajmniej szczery.

    Katri

  • Nie zapominajmy, że Bóg nie steruje nami jak kukiełkami w teatrze, ale to my sami jesteśmy reżyserami swego losu, kierując się wolnością. Dlatego podejmujemy nie zawsze trafione decyzje, po czasie przekonujemy się, że to i owo mogliśmy zrobić lepiej… Ale takie doświadczenie zawsze jest potrzebne. Natomiast czas zmarnowany bezpowrotnie to taki, który przeżywamy daleko od Boga i wbrew Jego woli! Serdecznie pozdrawiam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.