Szczęść Boże! Serdecznie pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby! Wczoraj wyprawa na Śnieżkę naprawdę się udała, chociaż mgły spowiły szczyt góry na cały dzień. Jednak wiatr co chwila je rozpędzał i można było zobaczyć wspaniałe widoki. Pamiętam o Was w modlitwie na szlaku i w czasie Mszy Świętej. Dziękuję za wczorajsze wypowiedzi, na które w spokojnej chwili odpiszę. I zapraszam do dyskusji na wszystkie nurtujące nas tematy. A dzisiaj patronuje nam „zabiegana” Święta – Marta, która troszczyła się i niepokoiła o wiele… Niech wyprosi nam ona mądrość łączenia codziennej pracy z codzienną modlitwą!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Marty,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: 1 J 4,7–16; Łk 10,38–42
Patronka dnia dzisiejszego, Marta, pochodziła z Betanii, miasteczka położonego na wschodnim zboczu Góry Oliwnej, w pobliżu wioski Betfage, odległego od Jerozolimy około trzech kilometrów. Była siostrą Marii i Łazarza, których Chrystus darzył przyjaźnią. Bardzo wiele razy gościła Go w swoim domu. Święty Łukasz opisuje szczegółowo jedno z takich spotkań, a opis ten usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii.
Martę wspomina w Ewangelii także Święty Jan, odnotowując wskrzeszenie Łazarza. Wyznała ona wtedy wiarę w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego. Ewangelista Jan opisuje ponadto wizytę Jezusa u Łazarza na sześć dni przed Wieczerzą Paschalną, gdzie posługiwała właśnie Marta. To z Betanii Jezus wyruszył triumfalnie na osiołku do Jerozolimy w Niedzielę Palmową. Wreszcie w pobliżu Betanii Pan Jezus wstąpił z Góry Oliwnej do nieba.
Na Wschodzie kult naszej dzisiejszej Patronki datuje się od wieku V, na Zachodzie – od wieku VIII. Już w wieku VI istniała w Betanii bazylika na miejscu, gdzie miał stać dom Łazarza i jego sióstr. A prowansalska legenda głosi, że po Wniebowstąpieniu Jezusa Żydzi wprowadzili Łazarza, Marię i Martę na statek bez steru i tak puścili ich na Morze Śródziemne. Dzięki Opatrzności wszyscy wylądowali szczęśliwie na wybrzeżu Francji, niedaleko Marsylii. Łazarz miał zostać pierwszym biskupem tego miasta, Marta założyła w pobliżu żeński klasztor, a Maria pokutowała w niedalekiej pustelni. To jednak tylko piękna legenda.
Słuchając zaś Bożego Słowa, przeznaczonego w liturgii Kościoła dokładnie na dzisiejsze wspomnienie, jesteśmy uczestnikami wspomnianego już wcześniej spotkania Jezusa z Martą i Marią w ich domu. I to właśnie dzisiejsza nasza Patronka uwijała się koło rozmaitych posług, podczas gdy Maria siedziała u nóg Pana i przysłuchiwała się jego mowie. Sytuacja dość łatwa do wyobrażenia i – zapewne – dość częsta w niejednym domu, kiedy to żona w kuchni robi pięć rzeczy jednocześnie, a mąż „zmęczony po pracy”, przed telewizorem czyta sobie gazetę. Oczywiście, tak nie musi być i zapewne w wielu domach już tak nie jest, ale może się jeszcze tu i ówdzie zdarzyć i zapewne łatwo sobie wyobrazić taką sytuację.
Zauważmy jednak, że stopień przyjaźni Jezusa z siostrami musiał być dość znaczny, bowiem Marta nie krępowała się poprosić Pana o interwencję w takie zwyczajnej sprawie. Przenosząc to na realia naszej codzienności, w podobnej sytuacji Marta odwołałaby na chwilę Marię do osobnego pomieszczenia i na ucho powiedziałaby jej, co myśli. Tutaj Marta nie krępuje się poprosić samego Gościa, aby nakazał Marii – było, nie było: gospodyni tego domu – zająć się Nim.
I chyba raczej możemy się domyślać, że Maria ostatecznie wstała i pomogła siostrze, pomimo tego, że odpowiedź Jezusa była taka, jaka była. A jaka? Właśnie, Jezus doceniając posługę, gościnność i zapobiegliwość Marty, jednak zasugerował, aby przyjęła ona trochę z postawy Marii. Jezus nie skrytykował Marty za zbytnie zaangażowanie w sprawy doczesne, z pominięciem tych duchowych. Nie! Jezus docenił gościnność Marty. Ale wskazał jej jednocześnie, że sprawy ducha też są istotne i nie można ich – w tym codziennym zabieganiu – całkowicie pominąć.
Jakże to ważne, Kochani, abyśmy umieli łączyć nasze codzienne zabieganie z modlitwą, chwilą refleksji, momentem swoistego „zatrzymania się”… A konkretnie chodziłoby o to, aby podarować sobie czasami małą przerwę w pracy, aby się pomodlić, wyciszyć, pomyśleć, odpocząć… I nie dotyczy to bynajmniej tylko i wyłącznie o gospodyń domowych! Tu chodzi o wszystkich zabieganych i zapędzonych ludzi, a to jest zjawiskiem dzisiaj nader częstym.
I właśnie ci wszyscy, zabiegani i zapędzeni, powinni dziś usłyszeć słowa Jezusa, skierowane do Marty: Troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało, albo tylko jednego. Czego? Tego, o czym Święty Jan Apostoł mówi w dzisiejszym pierwszym czytaniu: miłości do Boga i miłości wzajemnej. Tak! To nasze codzienne zabieganie i zaangażowanie winno doskonalić nas w miłości! Wtedy będzie miało sens.
Dlatego naprawdę potrzeba chwil zatrzymania w codziennym morderczym biegu, ale też potrzeba wypracowania umiejętności zwracania się do Boga w modlitwie w trakcie pracy. A chociażby – poprzez tak zwane akty strzeliste, czyli krótkie, jednozdaniowe, czy nawet krótsze formy zwrócenia się do Pana w trakcie jakiegoś zajęcia. Oczywiście, mogą to być też i dłuższe formy rozmowy, na przykład – w czasie gotowania obiadu, przejazdu autobusem lub samochodem, w drodze na uczelnię czy do pracy, w drodze do sklepu…
Kochani, my naprawdę mamy bardzo dużo takich momentów, w których moglibyśmy – gdybyśmy tylko o tym pamiętali – zwracać się do Pana z naszymi bieżącymi sprawami w prostych, szczerych słowach. To nic nie kosztuje – ani dodatkowego trudu, ani nie zabiera jakiegoś dodatkowego czasu, a może stanowić formę stałej łączności z Panem.
Warto też sięgać po Pismo Święte, aby w ten sposób zasłuchać się w słowa Pana, jak tego przykład dała dziś Maria. I tu też nie chodziłoby o jakieś nadzwyczajnie długie godziny lektury, na które zwykle przecież „nie ma czasu”. Ale choćby kilka zdań, nawet w podróży autobusem, przy wykorzystaniu jakiegoś małego, „kieszonkowego” wydania Pisma Świętego… A przecież Słowo Boże możemy dziś znaleźć także w Internecie, przed którym codziennie tak wiele czasu spędzamy.
Kochani, jeśli się tylko chce – naprawdę można wnieść w codzienny bieg i zapędzenie trochę światła Bożego, trochę Bożych natchnień. Trzeba jednak o to zawalczyć, postarać się, dostrzec potrzebę tego. A wtedy z pewnością uda się połączyć postawę Marty z postawą Marii – i wiele pożytku z tego wyniknie! Niech dzisiejsza Patronka wyprosi nam taką umiejętność!
W tym duchu zastanówmy się:
· Czy nie zdarzają mi się dni zupełnie bez kontaktu z Bogiem?
· Czy nie uważam czasu przeznaczonego na rozmowę z Bogiem za czas zmarnowany, w którym można było jeszcze coś zrobić?
· Czy nie odkładam rozmowy z Bogiem na jakieś nieokreślone „później”, które w rzeczywistości oznacza „nigdy”?
Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało, albo tylko jednego…
Droga Marty
Droga służenia najbliższym ludziom.
To droga gospodyń domu, matek, żon , mężów – tych których udziałem jest przede wszystkim troska , by nakarmić domownków , więc, by kupić na czas to co potrzeba, przygotować posiłek z którego wszyscy by byli zadowoleni ,by nie było nic przesolone, niedogotowane, ale w sam raz.
Droga Marty , to droga miłości rozmienionej na drobne ma tysiące schyleń, podnoszeń, ruchów, czynności nieważnych, drobnych takich jak zmywanie, zamiatanie, układanie rzeczy na swoje miejsca, mycie okien, pranie, prasowanie, czynności które niczego nie zmieniają, nie spowodują przewrotu świata, ale starają się , by było w domu tak , jak być powinno. Droga Marty , droga miłości rozmienionej na uśmiechy, zapytania i odpowiedzi,cierpliwe wyjaśniania , bardzo spokojne tłumaczenia, wyważone upominania, powstrzymywanie się, niejednokrotnie z ogromnym wysiłkiem , by nie wybuchnąć gniewem, żalem, wymówkami, żeby nie postawić na swoim , zeby nie mieć racji, żeby nie udowodnić, ale żeby pomóc, poprowadzić, pokierować.Droga Marty, droga miłości której się często nie dostrzega, do której jesteśmy przyzwyczajeni, którą uważamy za coś zupełnie normalnego , zwyczajnego. Droga Marty to po prostu droga strzeżenia domowego ogniska.
Tak,przyznaję się, że miewam dni zupełnie pozbawione kontaktu z Bogiem. Nie uważam czasu przeznaczonego na rozmowę z Bogiem za zmarnowany. Rozmowa z Nim, to dla mnie nie lada wyczyn. Nie potrafię z Nim rozmawiać, nie nie chcę, tylko nie umiem.
Pozdrawiam
Domownik – A
Jeden z poetów napisał, że modlitwa jest trudną twórczością… Coś w tym jest! Ale mamy całe życie na to, żeby się jej uczyć. Natomiast co do poematu o drodze Marty, to zapewniam, że gdybym dzisiaj miał jeszcze gdzieś mówić kazanie, to – oczywiście zaznaczając Osobę Autorki – pozwoliłbym sobie to zacytować! Coś fantastycznego! Zresztą, nie mówię, że nie wykorzystam tego w przyszłości w ten sposób. Serdecznie dziękuję! Ks. Jacek
Trzeba przyznac, że nasz Domownik ma piękny dar układania słów :). Zawsze miło się czyta. Dzięki.
Pozdrawiam
Robert
Witam!
A moja Kochana Żona ma własnie na imię Marta i jest podobnie jak ta z Ewangelii zatroskana, uśmiechnięta, często właśnie te drobne gesty świadczą o Jej miłości do mnie. Czasem nawet gdy ja czegoś zapomnę zrobić, albo zwyczajnie nie mam czasu, to Ona po cichu, bez rozgłosu czy krzyku zrobi to, czym ja miałem się zająć.
I to jest właśnie piękne. Często widzę jak przygotowuje coś na święta lub wizytę gości.
W wielu domach jest wtedy niepotrzebna nerwówka, krzyk, wrzask, przekleństwa. Brak czasu na przemyślenia dotyczące powagi i znaczenia danych świąt. Póki co kuchnia mojej Żony i Jej w niej obecność przypomina oazę spokoju. Wszystko tam ma swoje miejsce, jest uporządkowane. Wszystko dobrze zaplanowane, w tle słychać jakąś audycję poświęconą np. Wielkanocy czy Bożemu Narodzeniu (Żona uwielbia świąteczne audycje III Programu PR – to nie jest ukryta reklama;). Przyznam szczerze, że właśnie tym swoim spokojem zafascynowała mnie, kiedy jeszcze śpiewaliśmy razem w chórze P. Karwowskiego. A później wszystko się zaczęło i trwa do dziś…
Bogu dziękować, że mam taką właśnie Martę:)
Serdecznie Wszystkich pozdrawiam!!!
Dawid
Dawidzie
Po prostu Marty, Anny takie już są :))
(wiem, skromnością teraz nie grzeszę ) 🙂
a poważnie
Wszystkiego Najlepszego dla Twojej Żony, z okazji imienin
Pozdrawiam
Domownik – A
Świetnie ta wypowiedź Dawida komponuje się z wypowiedzią Domownika – prawda, Robercie? Bo świadectwo Dawida to też poemat, tylko pisany konkretem codzienności. Bardzo dziękuję za te piękne słowa, a jednocześnie proszę o przekazanie Żonie najserdeczniejszych imieninowych życzeń. Szczęść Boże! Ks. Jacek
Dziękuję w imieniu Żony, życzenia przekażę. Zresztą prosiłem, żeby osobiście zajrzała na bloga.
Wszystkim Martom składam najserdeczniejsze życzenia!:)
Pozdrawiam!
Ola – znajomapolonia.com
Szczęść Boże,
Muszę przyznać, że bardzo poruszyło mnie dzisiejsze rozważanie. Myślę, że w pełni oddaje ono istotę naszych czasów. W obecnych, zabieganych czasach mało osób potrafi znaleźć równowagę o której Ksiądz piszę. Ja również czasem mam z tym problem. Takie rozważania uświadamiają mi, że trzeba coś zmienić 🙂
"gdzie mąż wraca zmęczony po pracy i czyta sobie gazetę"
Wczoraj byłam świadkiem, jak w wielodzietnej rodzinie, ojciec po pracy przygotowywał kolację, a żona mu pomagała. Przy tym rozmawiali, a po spożyciu posiłku wszyscy razem usiedliśmy, by napić się kawy i porozmawiać.
To jest prawdziwa miłość, gdy żona prosi męża, aby pokroił koperek, a on nie mówi "jestem zmęczony, zrób sobie sama", tylko wspólnie z nią przygotowuje posiłek.
Mam nadzieję, że też będę tak potrafiła:)
"Troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało, albo tylko jednego. Czego? Tego, o czym Święty Jan Apostoł mówi w dzisiejszym pierwszym czytaniu: miłości do Boga i miłości wzajemnej"
piękne słowa, adekwatne do moich ostatnich przemyśleń na temat miłości.
Czy można modlić się do Boga w sposób nieformalny? To znaczy, w ciągu dnia, rozmawiać z nim, zadawać jakieś pytania? Jak to ksiądz napisał, "akty strzeliste". Czy to jest dobre? Często tak mam, że gdy coś robię, to myślę o Bogu, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym jakoś głęboko, myślałam, że "tak po prostu mam", co więcej, że to coś złego, bo nie oddaję wtedy należytego szacunku Bogu.
1. Zdarzają mi się dni zupełnie bez kontaktu z Bogiem – dobrze by było, gdyby Ksiądz jeszcze zadał pytanie, czy mam tego świadomość. Mam, kolokwialnie mówiąc "łapię się na tym", ale to chyba dobrze, bo to znaczy, że jednak o Nim myślę, prawda?
2. Czas przeznaczony na rozmowę z Bogiem nigdy nie jest czasem zmarnowanym! Jest to najbardziej wartościowy czas, jaki można mieć w ciągu całego dnia!
3. Nie wiem. Proszę o doprecyzowanie pytania: jeśli "później" oznacza "nigdy", to chodzi o "nigdy danego dnia"? Bo jeśli "nigdy" oznacza definitywne "nigdy", to znaczy, że od momentu powiedzenia "później" już w ogóle.
Dawidzie, masz cudowną żonę!
Anno, pięknie to napisałaś, aż miło się czyta!
Prawda proszę Księdza 🙂
Wtrącę tutaj, bo widzę, że ktoś wysłał link do znajomapolonia.com – widzę, że to jakiś portal randkowy dla wierzących. Jaki jest Wasz stosunek do tego?
Czy modlitwę można nazwać "rozmową" z Bogiem? Jeśli byłaby to rozmowa, to byłby wyczuwalny jakiś bezpośredni kontakt z tą Osobą. Czy nie jest to raczej "zwierzenie" ze swoich emocji i doświadczeń? Przypomina to bardziej rozmowę na forum internetowym, gdzie odpowiedź nie przychodzi od razu, a w tym wypadku jeszcze zazwyczaj jest ukryta w słowach innych ludzi albo jakiś wydarzeniach.
Podobnie modlitwa Pismem Świętym jest bardziej słuchaniem i rozważaniem niż rozmową, chociaż zawiera w sobie więcej "namacalnego" kontaktu z Bogiem- w końcu to Jego słowa.
Czy niektóre nasze myśli mogą pochodzić od Boga, czy jest to tylko produkcja naszego serca powstała na bazie naszej teoretycznej wiedzy o Nim z Pisma?
'' Czy modlitwę można nazwać "rozmową" z Bogiem? Jeśli byłaby to rozmowa, to byłby wyczuwalny jakiś bezpośredni kontakt z tą Osobą. Czy nie jest to raczej "zwierzenie" ze swoich emocji i doświadczeń? ''
Modlitwę można nazwać '' rozmową'' z Bogiem.
Modlitwę można nazwać również '' monologiem''
Ja mówię – Bóg słucha….
Niezależnie od formy modlitwy, zawsze jest kontakt bezpośredni z Bogiem. Nawet jeśli my tej bliskości nie czujemy. Niezależnie od tego czy Bóg do nas mówi, czy nas słucha jest zawsze tak samo blisko. To tylko my się od Niego oddalamy.
Domownik – A
Zwierzanie się ze swoich emocji i doświadczeń – brzmi ciekawie. Macie jeszcze jakieś pomysły na nazwanie "rozmowy" z Bogiem?
Może nie tyle, co zwierzanie, ale informowanie Boga, co u nas słychać, dziękowanie i proszenie Go o potrzebne łaski. A czasem tylko myślenie o nim.
Coś czuję, że nie da się tego nazwać jednym słowem.
(i właśnie sobie uświadomiłam, że znowu przegapiłam 20.00!}
W odpowiedzi na prośbę Kaatrii o doprecyzowanie pytania, zawierającego owo: "nigdy" – to właśnie nie chciałbym tego precyzować, aby nie ograniczać nikomu własnego, indywidualnego spojrzenia na problem.
A co do modlitwy, która jest – jak czytamy wyżej – monologiem, informowaniem Boga… No cóż, to nie jest tak, jak rozmawiać z człowiekiem, który tu i teraz stoi naprzeciwko i mówi do nas, lub słucha. Z Bogiem rozmawia się nieco inaczej – przynajmniej na początku. Bo w miarę intensywnego praktykowania modlitwy zmienia się ona, pogłębia i ten kontakt z Bogiem staje się coraz bardziej bezpośredni. Weźmy tu za przykład modlitwę Błogosławionego Jana Pawła II, o którym mówi się, że dosłownie rozmawiał z Bogiem jak z kimś tuż obok obecnym. Natomiast ja bym zaryzykował stwierdzenie, że już na tym "pierwszym" etapie modlitwy Bóg o wiele bardziej i uważniej nas słucha, niż niejednokrotnie drugi człowiek, który jest obok i wydaje się, że słyszy, co do niego mówimy, a w rzeczywistości – nie zawsze… Ks. Jacek