Bóg wystawił sobie namiot – Namiot Spotkania!

B

Szczęść Boże! Serdecznie pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby. Pogoda wspaniała – w przeciwieństwie do tego, co dzieje się w całej Polsce. Zamierzamy to dzisiaj wykorzystać i iść w góry, aby nacieszyć oczy i serca pięknem, podarowanym przez Pana. I uczynić właśnie góry takim namiotem spotkania, o jakim dziś usłyszymy w pierwszym czytaniu. Kochani, zapewniam o mojej pamięci w modlitwie – tam wysoko – o wszystkich Waszych sprawach. Pozdrawiam Was w imieniu całej mojej Ekipy!
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Czwartek 17 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Wj 40,16–21.34–38;  Mt 13,47–53
Z uwagą słuchamy lub czytamy opis kolejnych czynności, jakie wykonywał Mojżesz, ustawiając Namiot Spotkania – miejsce zamieszkiwania Boga pośród swego ludu, wędrującego przez pustynię. Autor biblijny pokazuje nam kolejne etapy powstawania tegoż przybytku, opisując z pieczołowitością nawet techniczne szczegóły z tym związane. Jeżeli jeszcze uświadomimy sobie, że kilka wersów wcześniej te same szczegóły zamieszczone zostały na kartach Biblii, tyle że w formie polecenia, wydanego przez Boga – aby Mojżesz tak a tak to uczynił – to może zrodzi się w naszym sercu niejakie zdziwienie, po cóż nam wiedzieć o takich subtelnościach, związanych z budową namiotu?
A może właśnie dlatego, że – jak się dowiadujemy z drugiej części dzisiejszego czytania – obłok okrył Namiot Spotkania, a chwała Pana napełniła przybytek. […] Ile razy obłok wznosił się nad przybytkiem, synowie Izraela wyruszali w drogę, a jeśli obłok nie wznosił się, nie ruszali w drogę, aż do dnia uniesienia się obłoku. Namiot zatem, który ustawił Mojżesz, nie był zwykłym namiotem, jakich wiele ustawiali synowie Izraela w czasie wędrówki, gdy zatrzymywali się na postój. Namiot ten był – jako rzekliśmy – miejscem pomieszkiwania Boga pośród swego ludu, miejscem rozmowy Boga z człowiekiem, prawdziwym Namiotem Spotkania.
Dlatego Bóg sam chciał niejako namiot ten wystawić – i w tym celu właśnie wydaje tak szczegółowe polecenia Mojżeszowi, które ten skrupulatnie wypełnia. Namiot Spotkania wyraźnie odróżniał się od innych – i nie każdy mógł sobie do niego tak po prostu wejść. Bóg szczegółowo określił, kiedy i na jakich zasadach ludzie mogą się do niego zbliżać. Bo było to miejsce szczególne, miejsce święte, miejsce Boże – Namiot Spotkania
Takim miejscem spotkania są także nasze dzisiejsze świątynie – chociaż akurat jeśli idzie o ich poszanowanie przez niektórych wchodzących do nich ludzi, to można by mieć wiele zastrzeżeń… Takim miejscem powinno być wreszcie każde ludzkie serce – przecież wszyscy jesteśmy świątyniami Ducha Świętego od chwili Chrztu Świętego! Niestety, zarówno te nasze świątynie duchowe, jak i te materialne, mieszczą w sobie zarówno dobro, jak i zło – w tym sensie, że jak w ludzkim sercu znaleźć można przejawy dobra, ale i grzech, tak do świątyni wchodzą ludzie, którzy żyją w przyjaźni z Bogiem, jak i ci, którzy grzeszą, ale chcą się nawracać; a wreszcie i tacy, którzy traktują świątynię jak obiekt muzealny, czy w ogóle nie wiadomo, jak traktują, jeśli wziąć pod uwagę – na przykład – ich strój, czy sposób zachowania…
I dopiero na końcu czasów nastąpi definitywne oddzielenie tego, co dobre, od tego, co złe – tak, aby wieczna świątynia, ta w Domu Ojca, mogła promieniować blaskiem niczym nie zmąconej świętości! Zapowiedź tego ostatecznego rozprawienia się ze złem niesie dzisiejsza Ewangelia.
Jakże zatem ważnym jest, Kochani, abyśmy naprawdę dbali o czystość naszych duchowych świątyń – naszych serc, aby były one miejscem prawdziwej obecności Boga i takimi namiotami rzeczywistego naszego z Nim spotkania! I aby także od nas płynął do innych przykład poszanowania świątyń materialnych, naszych kościołów i kaplic, w których odbywa się nasze ciągłe spotykanie Boga we Mszy Świętej, w Jego Słowie i Sakramentach – i które z tego właśnie powodu zawsze winny być traktowane jako miejsca  święte, miejsca wyciszenia, modlitwy; miejsca, w których obowiązuje odpowiedni strój, w których nie rozmawia się na głos, w których zdjęcia robi się dyskretnie, w których nie żuje się gumy, w których wycisza się lub wyłącza telefony komórkowe, a nie wybiega się po każdym sygnale, żeby odbyć rozmowę lub odebrać smsa…
To my, Kochani, mamy innym dawać przykład takiego poszanowania miejsca świętego. Ale będzie to możliwe o tyle, o ile zadbamy o czystość naszych duchowych świątyń, wyrzucając z nich już teraz – nie pod koniec życia – wszystko, co złe, a pielęgnując w nich wszystko, co dobre, piękne i szlachetne.
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy stale dbam – przez systematyczną Spowiedź – o czystość mojej duchowej świątyni?
·        Czy w kościele jestem odpowiednio ubrany, nie rozmawiam zbyt głośno, czy w ogóle nie rozmawiam bez potrzeby, czy nie żuję gumy, nie posługuję się telefonem komórkowym?
·        Czy potrafię taktownie, ale konkretnie zareagować, gdy ktoś obok mnie nieodpowiednio zachowuje się w świątyni?
Obłok bowiem Pana za dnia zakrywał przybytek, a w nocy błyszczał jako ogień w oczach całego domu izraelskiego w czasie całej ich wędrówki.

26 komentarzy

  • Pytania, które Ksiądz zadał nurtują mnie od dawna. Zaraz wytłumaczę dlaczego, ale najpierw kilka słów wstępu.
    Ludzie robią różne dziwne rzeczy w trakcie Mszy Świętej. Rozumiem zachowanie dzieci, nie możemy zabronić ludziom przychodzenia z dziećmi tylko dlatego, że robią hałas. Chociaż… często trudno mi się skupić, gdy wokół mnie zaczyna biegać dziecko. Myślę sobie "mogli przecież przyjść na mszę dla dzieci", ale potem dociera do mnie "a może nie zdążyli, przecież nie możemy im nakazać, żeby chodzili na daną mszę, bo ich dziecko zachowuje się głośno, też mają prawo przyjść do Boga, gdy tego pragną".

    Zatem wracając do pytań. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dotyczące Spowiedzi, zawsze mam wrażenie, że jest jej za mało. Być może nie jest pełnowartościowa. Chciałabym, aby była. Jednak brakuje mi czegoś u księży. Nie wiem, jak z nimi rozmawiać. Mam wrażenie, że często chcą usłyszeć regułkę, wydać werdykt i do widzenia. Być może problem tkwi we mnie, może nie dostałam odpowiedniej nauki "jak się spowiadać", nie wiem.

    Drugie pytanie… Wydaje mi się, że w kościele zachowuję się odpowiednio. Staram się unikać skąpych ubrań, bluzek odkrywających ramiona (chociaż jest to trudne, bo w mojej szafie takie właśnie przeważają, ale zawsze jest jakiś szal, sweterek). Telefon wyjmuję czasem, żeby sprawdzić godzinę, ale to raczej po zakończeniu mszy, żeby sprawdzić, czy mogę jeszcze spokojnie pozostać i pomodlić się w ciszy.

    Przechodzimy do ostatniego pytania… Ludzie dorośli czasem mnie przerażają, ale boję się im zwrócić uwagę. Kiedyś zwróciłam uwagę gimnazjalistom, którzy przychodzili w środku mszy, rozmawiali, a potem szli po wpis do książeczki od bierzmowania.
    Natomiast trudno mi zwrócić subtelnie uwagę osobie, która podczas kazania przegląda Internet… lub osobom, które wchodzą po rozpoczęciu mszy i przepychają się między ławkami, żeby usiąść.
    Po pierwsze, nie powinni się spóźniać. Jeśli już się spóźnili, to nie powinni robić zamieszania. Przecież nawet w szkole tego uczą…
    Tylko…gdybym miała zwracać uwagę każdej osobie, która robi źle… To moje uczestnictwo we Mszy Świętej ograniczyłoby się do rozmawiania z ludźmi…

  • Trochę z "innej parafii": oczywiście pojawił się kolejny szum medialny w sprawie in vitro :/. Będąc jedną nogą już na wyjeździe, nieopatrznie rano włączyłem śniadaniowe TV, a tam: jednym z tematów – in vitro! Biegające po studiu rodzeństwo, a starszy chłopczyk został poczęty właśnie tą metodą. Wszystko super, hiper i the best, no i komentarz człowieka kryształowej moralności, niejakiego Tomasza Kammela (czy jak to tam się pisze) mniej więcej taki: "jeśli ktokolwiek ma jakiekolwiek wątpliwości w kwestii moralnej do metody in vitro, to niech spojrzy na tego wspaniałego chłopca". Rozumiem, że celebryta ma prawo do idiotyzmu i marnej wiedzy w wielu tematach bo…… w końcu jest celebrytą, a zajmowanie się sobą, swoim wyglądem i będąc pod ciągłym stresem "czy dobrze się wyszło" – niestety nie pozostawia ani czasu, ani wiele przestrzeni w mózgu na pojmowanie rzeczywistości głębiej niż wypicie kilku drinków. Zatem, telewizyjny fircyk wskazuje wszystkim tym, którzy tej metodzie nie klaszczą miejsce w kącie "wyrzutu sumienia" :/. Używa przy tym retoryki płaskiej, argumentując mniej więcej tak: "Spójrzcie na tego chłopca po przeszczepie serca, jego życie jest piękne i ważne. Gdyby nie przeszczepy to tego życia by nie było!" Zapomniał tylko dodac, że organ nie był pobrany od dawcy, który zmarł śmiercią tragiczną, a od uśmierconego innego dziecka np. z Brazylii :/. Dla owego typa ważne jest tylko to życie "piękniejsze", to które widzi – reszta jest g..no warta!!!

  • Świetnie, pobierajmy narządy od biednych dzieci, bo i tak zaraz umrą z głodu i nędzy. Czy nie lepiej byłoby zaadoptować dziecko niż TWORZYĆ nowe życie?! Mało jest dzieci, które potrzebują rodziny?! Wiem, że to trudne, bo każda kobieta pragnie urodzić własne dziecko, ale czasem Bóg ma inny plan.
    Ludzie zaczęli bawić się w Boga. Nie wyjdzie im to na dobre!

    Korzystając z okazji, także zmienię trochę temat. Coś mnie natchnęło, żeby napisać "apel do Boga" – o miłości, do Boga, do ludzi. Rozważanie na temat tego, czego On od nas pragnie… Czego jest za mało. Może Ksiądz zna odpowiedź na to pytanie, bo ja już nie wiem sama.
    Zapraszam: http://zbior-mysli-nieuporzadkowanych.blogspot.com/

  • Kaatrii
    A Ty byś podjęła się adopcji dziecka
    Gdybyś wiedziała, że sama nie możesz zostać biologiczną Mamą ?

    Piszesz, że to trudne
    Wszystko zależy od tego, jak na to spojrzymy.
    Ludzie się boją przyswajać dzieci porzucone, boją się , tłumaczą to sobie '' jaka matka,taka corka, jaki ojciec taki syn'' Wydają wyrok na człowieka który jest dopiero na starcie zycia. Mają obawy, '' co z niego wyrośnie, przecież geny…. ''

    Zostanie biologiczną Mamą też nie jest prostą sprawą.Chyba, że się wychodzi z założenia, ze zajście w ciążę, urodzenie = spełnienie
    Problemy z dziećmi zawsze były, są, i będą, niezależnie od tego czy to dziecko przysposobione z placówki, czy przez nas urodzone.

    Pytasz czy '' Czy nie lepiej byłoby zaadoptować dziecko niż TWORZYĆ nowe życie?! ''
    przepraszam, ale pierwsze skojarzenie
    po co Ci nowy psiak , jak mozna pójść do schroniska, i kupić sobie , przygarnąć szczenię

    To nowe życie , niezależnie od tego jak się narodzi, jest Człowiekiem
    i tak myślę, że każdy ma prawo żyć
    Nie jestem Bogiem, i bałabym się postawić to pytanie , jakie Ty postawiłaś

    By przyjąć porzucone dziecko , trzeba wpierw sobie zadać pytanie w imię jakich wartości chcę to uczynić

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Domowniku – przecież Kaatrii postawiła to pytanie w konkretnej sytuacji: poczęcia pozaustrojowego, kiedy to we wstępnej selekcji wybiera się jedno życie, to "najdoskonalsze", a morduje się te "niedoskonałe" – w tym kontekście człowiekowi rzeczywiście wydaje się , że "tworzy" nowe życie. Tylko jakim kosztem! Oczywiście że to życie dla Boga jest tak samo ważne jak każde inne, bo nie ono jest temu winne jak powstało. Dodam jeszcze, że coraz więcej badań dowodzi tego, o czym w mediach nie mówią: iż dzieci poczęte metodą in vitro mają zdecydowanie większy procent powikłań genetycznych będących powodem różnych schorzeń. Nie mówi się też od dużej liczbie aborcji wśród kobiet będących w ciąży za sprawą in vitro – przynajmniej w UK, ale myślę, że wszędzie.
    Pozdrawiam
    Robert

  • Robercie
    A ja postawiłam to pytanie
    konkretnie w sytuacji gdyby Kaatrii nie mogła mieć własnego dziecka ….
    Postawiłam to pytanie, bo tylu ludzi mówi o biednych , osieroconych dzieciach, że powinno się im tworzyć domy miłości, tylko…ciągle dlaczego tak mało ludzi się na to decyduje ?

    W sumie to pytanie było skierowane do każdego kto mówi o przysposobiebiu dzieci, a sam mając warunki nie czyni tego

    Nie chciałam by to co napisałam , było odebrane jako '' atak'' na wypowiedź Kaatrii , jeśli tak to zostało odebrane, to przepraszam

  • Odnoszę wrażenie, że nie wszystkie wypowiedzi są do końca dobrze rozumiane – zgodnie z intencją Autorów. Dlatego prośba: starajmy się swoje wypowiedzi "dopowiadać" do końca, wszystko wyrażać najprościej, jak się da i najjaśniej, jak się da. Z kolei Odbiorców – Czytelników proszę o uważne wczytanie się w treść wypowiedzi. I zasada generalna: zawsze zakładamy u drugiego dobrą wolę i nie przypisujemy nikomu tego, co nie chciał powiedzieć! Serdecznie dziękuję za wypowiedzi i za dyskusje! Ks. Jacek

  • Zapomniałam się podpisać pod ostatnią wypowiedzią

    No cóż, wiek już nie ten, i pamięć…. 😀

    Pozdrawiam

    Domownik – A

  • Pytanie, które postawiła Kaatrii z sugestią, żebym pomógł znaleźć odpowiedź, jest dość ogólne, dlatego koniecznie domaga się doprecyzowania. A tak w ogóle zajrzałem na bloga Kaatrii – zachęcam i Was. Podobnie jak na bloga, prowadzonego przez Domownika, chociaż nie śmiem się "wpraszać", dlatego może Domownik zechciałaby podać nam wszystkim adres. Naprawdę, oba blogi są świetne: mądre i głębokie! Dzięki! Ks. Jacek

  • Domowniku-A: Strzeż mnie Panie przed posądzaniem kogoś o złe intencje w kwestii odpowiedzi na posty :), nie to miałem na myśli – byc może źle zrozumiałem Twoją wypowiedź, ale wynika to z tego fragmentu: "Pytasz czy '' Czy nie lepiej byłoby zaadoptować dziecko niż TWORZYĆ nowe życie?! ''
    przepraszam, ale pierwsze skojarzenie
    po co Ci nowy psiak , jak mozna pójść do schroniska, i kupić sobie , przygarnąć szczenię

    To nowe życie , niezależnie od tego jak się narodzi, jest Człowiekiem
    i tak myślę, że każdy ma prawo żyć
    Nie jestem Bogiem, i bałabym się postawić to pytanie , jakie Ty postawiłaś"

    Druga częśc jakoś tak mi się skojarzyła z sytuacją, kiedy jednak dopuszcza się metodę in vitro bo…… jednak powstaje nowe życie, które też jest człowiekiem. Jeśli źle zrozumiałem – mea culpa :).
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

  • Nie wiem czy dobrze teraz robię, ale napiszę coś ''z innej parafii'' najwyżej ks Jacek poczęstuje mnie banem, o co w sumie dziś sama poprosiłam
    Spróbuję wytłumaczyć dlaczego tak zareagowałam .

    Moje pierwsze Dziecko zmarło.
    Urodziłam drugie, ale po narodzinach, bardzo się rozchorowałam. Wiedziałam,że już więcej nie zostanę Mamą. Gdy Syn miał dwa lata, przysposobiliśmy dwójkę dzieci z ośrodka.Tak, więc stałam się Mamą trójki dzieci. Ludzie tłumaczyli mi, próbowali mnie odciągnąć od tego pomysłu, używając właśnie takich argumentów jakie podałam w pierwszym poście.Co więcej, zarzucali mi, że poszłam sobie na łatwiznę, przecież łatwiej jest zabrać dziecko, czy dzieci z bidula, niż chodzić przez dziewięć miesięcy w ciąży, a potem przezywać ból – poród. Odradzali mi przysposobienie dzieci ludzie, którzy naprawdę mieli warunki by stworzyć porzuconym dzieciom prawdziwy dom.
    Dzisiaj po 12 latach od tego czasu, gdy powiedziałam TAK w ośrodku , potwierdzę to co napisała Kaatrii – Bóg miał wobec mnie inny plan.
    Dziś wiem, że musiałam stracić Syna, rozchorować się, by dojrzeć do tego , aby stworzyć dom dwójce dzieci niekochanych przez biologicznych rodziców.

    Jutro , mój pierworodny Syn miałby 15 lat, nigdy o Nim nie zapomnę, ale gdy patrzę na uśmiechnięte buzie moich Cór, teraz już pannic, wiem, że to co miało miejsce, musi mieć sens, nawet jesli jest niezrozumiały dla mnie…

    Myślę, że byłam Wam winna to wytłumaczenie

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • ks Jacku
    Zawsze jesteś mile widziany na moim blogu 🙂

    Do Kaatrii, też zaglądam, czytam co pisze

    A co do mojego blogu
    No nie wiem, nie podawałam adresu, by się nie nazywało, ze piszę tutaj, by powiększy sobie ilość odwiedzin u siebie.
    Zresztą ks Jacku, mój blog, to tylko blog skromnej kobiety, która próbuje tylko przekazać coś Czytelnikom , ale nie ma w nim takich mądrości jak u Ciebie 🙂

    Pozdrawiam

    Domownik – A

  • Ojjj strasznie się dużo postów pojawiło, czuję się w obowiązku do odpowiedzenia po kolei. (Patrzcie, jak to jednym zdaniem można rozpętać gorącą dyskusję).

    Domowniku,
    czy ja bym się podjęła adopcji dziecka? Doskonale wiem, że jest to trudne dla osób, które nie mogą mieć własnch dzieci. Jednak nie zapominajmy o przypadkach, gdy Bóg właśnie tak chce – gdy nasze błagania zostają wysłuchane dopiero, gdy zdecydujemy się dać miłość dziecku zaadoptowanemu. Niezbadane Są Wyroki Boskie.
    Gdybym miała wybierać między uśmierceniem dziecka z Brazyliii po to, aby wpomóc się i urodzić własne dziecko, to nie wiem, czy mogłabym żyć i wychowywać dziecko z tą świadomością, że przyczyniłam się do odebrania komuś życia…
    Domowniku, dość trudno mi odpowiedzieć na Twoje pytania, bo ja mam 23 lata, nie mam męża, ani nawet kandydata, a co tu dopiero mówić o dzieciach. Dlatego mówię to, co mi podpowiada w tej kwestii serce. Na daną chwilę nie umiałabym odpowiedzieć na Twoje pytanie (odnośnie tworzenia nowego życia i adopcji) z własnego doświadczenia. Myślę, że też wiele zależy od partnera, z którym jesteśmy, od tego, czy on też będzie w stanie pokochać "obce" dziecko.

    Domowniku, teraz czytam Twojego przedostatniego posta. Dziękuję Ci za to świadectwo Twojego życia. Będzie to dla nas nauka na przyszłość. Nigdy nie zapomnisz swojego Syna, ale widzę, że pogodziłaś się z Boskim planem przygotowanym dla Ciebie, to bardzo dobrze.

    Ja jeszcze spróbuję nawiązać do tego, że przysposobienie dzieci odradzały osoby, które miały dobre warunki, by stworzyć im dom. Próbuję tych ludzi zrozumieć. Wydaje mi się, że kieruje nimi strach. Ale "nie jestem Bogiem", może Oni mają jakąś inną misję do wykonania.

    Ks. Jacku,
    moje pytanie było odnośnie tego, czego może brakować w naszym życiu odnośnie miłości do drugiego człowieka, odnośnie znalezienia drugiej połówki, jeśli postawiliśmy już Boga na pierwszym miejscu. Jeśli stawiamy tylko jedno kryterium, że ta druga osoba też musi być osobą wierzącą i kochającą Pana Boga (jakoś dziwnie połowa kandydatów się ulatnia wtedy). Zastanawiam się jaki jest sens cierpień, nietrafionych zauroczeń w drodze do znalezienia tej swojej drugiej połowy. Czy chodzi o to, żeby potem docenić tego drugiego człowieka? Jednak, czy nie jest tak, że w końcu zwątpimy, że dojdziemy do wniosku, że nie uda nam się z nikim związać i postaniemy sami?

    Kilka lat byłam w związku i teraz, gdy jestem sama, nasuwają mi się różne takie trudne pytania.
    Tylko bardzo proszę nie odbierać tego, jako desperacji w dążeniu do znalezienia partnera!!!

    Ja poprostu filozofuję i chciałabym znaleźć odpowiedzi na pytania, które nurtują mnie od dawna i myślę, że takie pytania zadaje sobie niejedna dziewczyna i że niedługo moje młodsze siostrzenice zaczną zadawać takie pytania, chciałabym umieć im odpowiedzieć. 🙂

    Ps. A natchnieniem do moich tekstów na blogu są często wypowiedzi Księdza i Wasze 🙂

  • Również chciałbym podziękować Annie za swiadectwo jej życia :). Kiedy dyskutowalismy o adopcji dzieci, pamiętasz? Wówczas pojawił się wniosek, że Bóg powołuje ludzi do różnych "życiowych zadań" i po prostu każdy, komu na tym zależy powinien się na to powołanie uwrażliwic. Wewnętrzną membraną czuć czy to co robi w życiu z własnej woli współgra z wolą Pana. Dlatego nie każdy nadaje się do bycia księdzem, do życia w klasztorze, na bycie misjonarzem, do życia w ogromnej rodzinie, do życia w samotnosci lub do adopcji dzieci, czy nawet posiadania własnych. Ważne aby drogę swojego życia przeszedł pod rękę z Chrystusem i zbytnio z tej drogi nie zbaczał ;).
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

  • Robercie
    Zgadzam się z Tobą , ze nie każdy może być księdzem, piekarzem, czy stworzyć niespokrewnionym dzieciom dom. Każdy z nas został stworzony do konkretnego powołania. Tyle, ze nie zawsze próbujemy je odczytać, a cóż dopiero w nim wytrwać. Ale za to świetnie potrafimy dawać innym ''dobre rady'' jak żyć, jesteśmy tacy mądrzy, tylko ciekawe dlaczego często nasze życie jest takie kulawe….

    przepraszam, to nie żadna aluzja ….
    po prostu głośno myslę, i trochę odbiegam od tematu..Ale myślę, ze już trochę się do tego przyzwyczailiście. Wiem, że mi to wybaczycie 🙂

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Kochani, dobrze by było, gdybyście nie patrzyli na mojego bloga jako na ekspozycję nadzwyczajnej mądrości, przy której bledną inne inicjatywy, inne blogi. Ja naprawdę tak tego nie pojmuję, ja chcę się tylko dzielić prostym rozważaniem Słowa, które to Wy ubogacacie swoimi przeżyciami i doświadczeniami. I niech tak pozostanie.
    A dylematy Kaatrii – jak sądzę – rozwiązują się w miarę czasu. Mówiąc trochę z uśmiechem, ja nie mogę za dużo o tym powiedzieć, skoro sam sobie nie umiałem znaleźć żony… Ale byłem na kilku ślubach osób – mówiąc oględnie – "niepierwszej młodości", którzy swoje zaślubiny przeżyli niezwykle radośnie i uroczyście, a dzisiaj są szczęśliwymi małżonkami. I sami to komentowali stwierdzeniem: "Warto było poczekać"… Nie można zatem tracić nadziei i… humoru! Trzeba natomiast prosić o światło Ducha Świętego. Ks. Jacek

  • "Ale za to świetnie potrafimy dawać innym ''dobre rady'' jak żyć, jesteśmy tacy mądrzy, tylko ciekawe dlaczego często nasze życie jest takie kulawe…." Ale to już jest trochę inna kwestia :). Myslę, że trochę się zraziłas tymi radami odradzającymi Ci adopcję – czy myslała bys podobnie, gdyby ludzie doradzali co innego? Często jest tak jak z ewangeliczną drzazgą i belką, ale to nie może przekreslać sensu dawania sobie rad tout court. Zgadzam się, że ludzie bardzo często nie odnajdują swojego powołania.
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

  • Zgadzam się z tym, że powinniśmy dawać sobie dobre rady – nie po to, aby się wymądrzać, ale żeby sobie nawzajem pomagać. I dlatego uważam, że adresat takich rad nie powinien traktować ich jako jakiegoś pouczania, ale powinien zawsze przemyśleć intencje, jakimi kieruje się ten, kto daje owe rady, bo często okaże się, że jest to szczera troska i prawdziwa życzliwość! Ks. Jacek

  • ''Myslę, że trochę się zraziłas tymi radami odradzającymi Ci adopcję – czy myslała bys podobnie, gdyby ludzie doradzali co innego? Często jest tak jak z ewangeliczną drzazgą i belką, ale to nie może przekreslać sensu dawania sobie rad tout court ''

    Nie zraziłam się z powodu rad odradzającymi adopcję.
    To nie były jedyne '' złote rady '' jakie otrzymałam w swoim życiu. Dostaję rady,ale nie zawsze się do nich dostosowuję.Zwłaszcza gdy dostaję je od ludzi, którzy nie mają '' posprzątanego własnego podwórka ''.
    Ja też często radzę ludziom , gdy mnie o to poproszą. Ale nie oczekuję od nich, by się do tych dostosowali. Każdy ma wolną wolę .
    ks Jacku gdybym słuchała kazej rady, zwłaszcza '' tej złotej'' dziś by mnie już tutaj wśród Was nie było.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Ale ja nie pisałem o słuchaniu każdej rady! W końcu wśród siedmiu darów Ducha Świętego – jest też dar rozumu! Ks. Jacek

  • zjadam dziś literki – przepraszam

    Miało być każdej ***
    by się do tych rad ***

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • "…powinniśmy dawać sobie dobre rady – nie po to, aby się wymądrzać, ale żeby sobie nawzajem pomagać. I dlatego uważam, że adresat takich rad nie powinien traktować ich jako jakiegoś pouczania, ale powinien zawsze przemyśleć intencje, jakimi kieruje się ten, kto daje owe rady, bo często okaże się, że jest to szczera troska i prawdziwa życzliwość" – o takich sytauacjach własnie myslałem. Problem też może leżeć w formie jaką owe rady przyjmują, bo niestety często mogą – niestety – przyjmować formę pouczania. Liczą się jednak, jak to Ksiądz ładnie ujął – intencje, którymi radzący się kieruje :).
    "Ale ja nie pisałem o słuchaniu każdej rady! W końcu wśród siedmiu darów Ducha Świętego – jest też dar rozumu" – no własnie! I jest jeszcze dar rady :D.
    Serdecznie pozdrawiam
    Robert

  • Dziękuję Księdzu za odpowiedź:) Moje dylematy faktycznie się rozwiązują. Miałam chwilę ogólnego zwątpienia w sens życia, miłości. Ale właśnie wczoraj postanowiłam wybaczyć byłemu chłopakowi i dać mu szansę na koleżeństwo. Nagle problem się rozwiązał. Nie potrafiłam Go nienawidzić, bo przez Niego nienawidziłam wszystkich chłopaków i miałam negatywny stosunek do miłości.
    Będę się teraz modlić o cierpliwość:)
    Życie chociaż czasem trudne, jest piękne! Cieszmy się nim, jak tylko możemy i nie traćmy czasu na smutki! :)))

  • Właśnie! A ten blog niech będzie forum, na którym będziemy sobie pomagać w pokonywaniu owych smutków. Robertowi dziękuję za dopowiedzenie, z którym się całkowicie zgadzam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.