O twarzy promienistej Mojżesza…

O

Szczęść Boże! Witam i pozdrawiam serdecznie ze Szklarskiej Poręby, gdzie znowu jestem, tym razem z grupką zaprzyjaźnionej młodzieży. Obiecuję pamiętać o Was w modlitwie – w czasie Mszy Świętej i na górskich szlakach. 
                             Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Środa 17 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Wj 34,29–35;  Mt 13,44–46
Wydarzenie, o którym dzisiaj słyszymy w pierwszym czytaniu z Księgi Wyjścia – to mianowicie, że Mojżesz, kiedy zstąpił z góry z dwiema tablicami Dekalogu w ręku sam nawet nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem – ten fakt nie jest tylko ciekawostką, dodaną tak dla ozdoby do całej niezwykłej historii wyjątkowego posłannictwa Mojżesza. Oczywiście, to nie jest jakieś wydarzenie, które w jakikolwiek sposób zmieniałoby bieg historii zbawienia, niemniej jednak jest to swoisty znak, który rzeczywiście jakby na uboczu głównych wydarzeń, ale jednak został dany przez Boga i coś ma nam powiedzieć. A cóż takiego?
A może to właśnie, że oto Mojżesz otrzymał od Boga znak, mający potwierdzić prawdziwość jego misji. Przecież światłość od zawsze była szczególnym symbolem Boga. W czasie wędrówki przez pustynię Bóg zaznaczał swoją obecność słupem ognia! A w Nowym Testamencie Boży Syn, Jezus Chrystus, powie o sobie wprost, że jest Światłością świata. Przeto skoro Mojżesz pokazał się Aaronowi i synom Izraela z obliczem jaśniejącym, a weźmiemy przy tym pod uwagę, że wracał wprost z rozmowy z Panem, to musimy z tego wyciągnąć wniosek jednoznaczny, że Mojżesz był przedstawicielem Boga, był znakiem i głosem Boga, a na swój sposób – chociaż trzeba to właściwie zrozumieć – był twarzą Boga dla swego Narodu.
W wersetach poprzedzających w Księdze Wyjścia dzisiejsze czytanie odnajdujemy informację, że Mojżesz rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz. To bardzo szczególny przywilej, jakim został przez Boga obdarzony. Bóg tu na ziemi nikomu nie pozwalał się oglądać w ten sposób, Mojżesz także zapewne nie widział Boga w całym Jego majestacie i pięknie, bowiem to widzenie zarezerwowane jest na czas wieczności. Tu na ziemi ludzie nie mogą Boga bezpośrednio tak oglądać. Niemniej jednak Mojżesz dopuszczony został do bardzo bliskiej zażyłości z Bogiem, został zaszczycony szczególnym wybraniem przez Boga. Tak właśnie powinniśmy rozumieć stwierdzenie o rozmowie twarzą w twarz z Bogiem – i tutaj winniśmy szukać przyczyny, dla której twarz Mojżesza jaśniała blaskiem.
On po prostu na swojej twarzy nosił odblask chwały samego Boga, On nosił znak szczególnego Bożego wybrania i szczególnego Bożego umiłowania! A jednocześnie znak, że misja, jaką pełni, jest mu zlecona przez samego Boga, przeto ludzi winni pełne posłuszeństwo okazać Mojżeszowi – tak jak samemu Bogu! Bo to przez usta Mojżesza Bóg swój Naród nauczał i upominał, poprzez jego decyzje swój Naród sądził, poprzez jego ręce przekazał swemu Narodowi kamienne tablice z zapisanymi na nich zasadami ponadczasowymi, nieśmiertelnymi – zasadami Dekalogu.
Wszystkich tych czynności i znaków dokonał Bóg przez Mojżesza, a oto dzisiaj dodamy jeszcze, że przez jego twarz objawił rąbek swojego Boskiego Oblicza! Widzimy zatem, że ten zewnętrzny blask na twarzy Mojżesza wyrażał w istocie wewnętrzne, duchowe obdarowanie człowieka. Blask ów był tylko znakiem danym na zewnątrz, mającym zasygnalizować rzeczywistość wewnętrzną.
W Ewangelii dzisiejszej, będącej fragmentem Ewangelii z ostatniej niedzieli, ponownie słyszymy o skarbie, który ponieważ ma wielkość wartość, domaga się najpierw odkrycia, a potem podjęcia intensywnego działania w celu jego zdobycia. Nie jest to zatem coś, co błyszczy na zewnątrz.
Skarb ukryty w roli trzeba było tam znaleźć – choćby przypadkiem, ale jednak. Drogocenna perła także sama – mówiąc kolokwialnie – nie „wchodzi w rękę”, trzeba za nią pochodzić. Tak to już bowiem jest, Kochani, że wszystko, co w naszym życiu jest najcenniejsze, nosimy głęboko w sercu! Bo to wszystko, co ma wartość największą, zwykle jest niewidzialne dla oka.
Ale widzialne dla oka jest – tak często wymalowane wręcz na twarzy – szczęście człowieka, który czegoś wielkiego doświadczył. Przecież wyraz naszej twarzy, naszych oczu wielokrotnie znacznie więcej mówi, niż całe mnóstwo słów. I dlatego widać po naszej twarzy, że oto doświadczyliśmy czegoś bardzo radosnego, jakiegoś wielkiego szczęścia. Kiedy indziej znowu – że coś nas bardzo zabolało, ktoś nas rozczarował… To wszystko widać na naszych twarzach, w naszych oczach… Szkoda tylko, że tak często po wyjściu z kościoła, ze Mszy Świętej, po przyjęciu Komunii Świętej, nie widać na naszych twarzach Bożego blasku, owej wielkiej radości, która dopiero co napełniła nasze serca!
Może zatem trzeba, abyśmy jeszcze głębiej starali się przeżywać każde spotkanie z Panem we Mszy Świętej, w Jego Słowie i Sakramentach, abyśmy zarówno wyrazem twarzy, swoim uśmiechem i pogodą ducha, widoczną w naszych oczach, jak też konkretnymi dobrymi słowami i czynami potwierdzali, że naprawdę spotkaliśmy Pana, że do nas przemówił i obdarzył nas wielkim Skarbem, który nosimy w sercu!
W tym kontekście zastanówmy się:
·        Czy po samych moich słowach i gestach widać, że żyję w przyjaźni z Bogiem?
·        Czy nie przenoszę na innych swoich złych humorów i nastrojów?
·        Czy inni zawsze bez obawy mogą podejść do mnie z każdą swoją sprawą i być pewni, że potraktuję ich „po ludzku”?
Królestwo Niebieskie podobne jest do skarbu, ukrytego w roli

7 komentarzy

  • Już wyjaśniam proszę ks. co mnie boli. A mianowicie to, że żyjemy w kraju niesprawiedliwości i gnijącej moralności. Dzisiaj łatwiej jest żyć pyskownikom niż ludziom, którzy zachowują zdrowy rozsądek, a jak jeszcze mówią o Bogu to już w ogóle o nich się mówi "że coś im padło na głowę".
    Mojżesz poddał się sprawiedliwemu osądowi na równi ze wszystkimi, chociaż był przez Boga wywyższony. A co dzisiaj u "mojżeszów" czasów współczesnych? Wykorzystują często władzę do gwałtu, przemocy, oczerniania innych.

    Pozdrawiam,
    Urszula

  • '' Szkoda tylko, że tak często po wyjściu z kościoła, ze Mszy Świętej, po przyjęciu Komunii Świętej, nie widać na naszych twarzach Bożego blasku, owej wielkiej radości, która dopiero co napełniła nasze serca ''

    Nie zawsze to jest możliwe, nawet jeśli Człowiek pragnie by tak właśnie było. Jest to marzenie wielu ludzi, nawet i moje, by tak się własnie poczuć szczęśliwie, radośnie, być pełną blasku ….

    Podobno wiara nie polega na uczuciach
    szczęście, radość jest uczuciem, stanem ….
    Czasem Człowiekowi musi wystarczyć samo ''twarde '' wierzę, bez blasku

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Tak, napisałam, że wiara nie polega na uczuciach.
    Uczy mnie tego Spowiednik, i powtarza to bardzo często.

    Pytasz mnie czym jest wiara
    Wiara jest twardym ufam , zawierzam , jestem, niezależnie od naszego stanu, czy jesteśmy radośni, czy smutni.
    Wiara – Bóg
    Aby doznać kim jest Bóg powinno się podnieść głowę do góry, i spróbować zobaczyć wszechswiat, oddalone od nas o miliony lat świetlnych gwiazdy, wobec których istnienie Ziemi naszej jest małym, nieznaczącym epizodem, a istnienia Człowieka nie da się porównać nawet do istnienia małej jednej iskry.I wtedy się przekonamy, że nie potrafimy zrozumieć Najwyższego. Bo cokolwiek powiemy o Nim, że jest wszechmocny, nieskończony, wszędzie zawsze obecny, jest Dobrem, Sprawiedliwością, wszystko jest bardziej nieprawdą , aniżeli prawdą. Nikt z nas nie jest w stanie Go wyrazić żadnym słowem, bo nie jesteśmy Go w stanie pojąć.

    Wierzyć – to znaczy padać , i się podnosić z '' Jezu ufam Tobie ''

    Pozdrawiam

    Domownik – A

  • Oczywiście, że wiara nie sprowadza się do uczuć. Ale jestem przekonany, że po człowieku widać, czy jest zjednoczony z Bogiem, czy nie; czy ma czyste sumienie, czy nie bardzo; czy jego uśmiech jest szczery i jasny, czy wymuszony… To zależy od tego, jak bardzo jest – albo nie jest – zjednoczony z Bogiem! Ks. Jacek

  • A co z ludźmi niewierzącymi ?
    nie zjednoczonymi z Bogiem ?
    Oni też posiadają szczery, jasny uśmiech ….

    Czasem może nawet bardziej, niż niejeden Człowiek wierzący

    Domownik – A

  • Tak? Tylko ja bym się zastanowił, co znaczy stwierdzenie "człowiek niewierzący". Bo może się okazać, że to ktoś, kto jednak ma bliską relację z Bogiem, chociaż sam myśli co innego. Natomiast jeżeli mamy na myśli kogoś, kto wprost odrzuca Boga, albo Bóg jest mu obojętny, to ja osobiście nie wierzę w szczerość ich uśmiechu… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.