Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Gorąco pozdrawiam z zachmurzonej i mglistej Szklarskiej Poręby. Z jednej strony – połowa wakacji, końcówka lipca, a z drugiej strony – ciepłe kaloryfery, które nasz Gospodarz, Pan Karol Orłowski, postanowił wczoraj włączyć, bo chłód w domu był już odczuwalny. A to dopiero niespodzianka!
Bez problemu jednak organizujemy sobie czas pobytu, który zwykle staramy się czynić takimi swoistymi rekolekcjami. I właśnie w ramach tego podejmujemy – między innymi – temat naszej Ojczyzny oraz zagrożeń dla jej wolności i suwerenności. Wczoraj obejrzeliśmy sobie film „Mgła”, dzisiaj planujemy następne. Mamy do dyspozycji dużą, piękną salę z pokaźnym monitorem, obejrzenie zatem filmu nie stanowi problemu, a wręcz odbywa się w bardzo uroczystej atmosferze. Uczestniczy w tych spotkaniach także nasz Gospodarz, Pan Karol, który w tych sprawach prezentuje poglądy takie same, jak i my. Po wczorajszej emisji filmu „Mgła” nie brakło bardzo ostrych komentarzy, dotyczących kłamstw, jakie od samego Zamachu Smoleńskiego do dzisiaj wygłasza się w tej sprawie – nie wyłączając ostatniego tak zwanego Raportu Millera. Ja się tylko cieszę, że moja Młodzież patrzy na to tak trzeźwo, co wynika z atmosfery, jaka panuje w ich domach, w których rozmawia się o tym i trzeźwo patrzy się na te problemy. To naprawdę świetne, że są takie rodziny – i chyba jest ich niemało.
Ze swej strony proszę Was, Kochani – w kontekście homilii z zeszłej niedzieli – o modlitwę za naszą Ojczyznę i o aktywność w przywracaniu prawdy, a odkłamywaniu tego, co jest zakłamywane. I o odważne poczucie ważnej roli, jaką mamy do spełnienia, bez żadnego kompleksu czy poczucia niższości. My chrześcijanie, katolicy – jesteśmy pełnoprawnymi obywatelami Rzeczpospolitej z takim samym, jak wszyscy inni, prawem do głosu!
Na dzisiejszą zaś Niedzielę proponuję refleksję dotyczącą pokarmu dla duszy i dla ciała, udzielam także z serca płynącego błogosławieństwa: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
18 Niedziela Zwykła, A,
do czytań: Iz 55,1–3a; Rz 8,35.37–39; Mt 14,13–21
W ewangelicznym opisie rozmnożenia pięciu chlebów i dwóch ryb odnajdujemy świadectwo wielkiej troski Jezusa o ludzi, słuchających Go na pustkowiu. Nie dość, że ich nauczał; nie dość, że uzdrowił – jak słyszymy – ich chorych, to jeszcze przejął się tym, że po całym dniu przebywania z Nim zwyczajnie mogą być głodni. I chociaż to Uczniowie zwrócili uwagę na ten problem, to jednak nie oni, a właśnie Jezus znalazł sposób zaradzenia całej sprawie.
Uczniowie bowiem podpowiadali rozesłanie tłumów do okolicznych wsi. Zapewne nic mądrzejszego w tej sytuacji nie przychodziło im do głowy, ale to nie było najszczęśliwszym rozwiązaniem, bowiem gdyby taki wielotysięczny tłum ruszył nawet do kilku wsi, to wyobraźmy sobie, co by się tam działo: raz, że zwyczajnie wszyscy mogliby nie dostać czegoś do jedzenia, po drugie – już było późno, a więc to nie był czas na długie wędrówki; po trzecie zaś – wszyscy już i tak byli zmęczeni…
W tej sytuacji Jezus, bez zbędnych wyjaśnień, po prostu wziął te chleby, które posiadali, do ręki, odmówił błogosławieństwo i połamawszy – rozdał Uczniom, którzy następnie rozdawali je tłumom. I wtedy okazało, że pięcioma chlebami można było nakarmić rzeszę składającą się z pięciu tysięcy mężczyzn, a zapewne – z takiej samej liczby kobiet i pewnie wielokrotnie większej liczby dzieci. A było tylko pięć chlebów… Dla Jezusa jednak była to liczba na tyle wystarczająca, że mógł nakarmić owych ludzi.
Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że całe to wydarzenie nie jest jakimś podkreśleniem umiejętności kulinarnych Jezusa, nie oznacza także – bynajmniej – zapowiedzi zniesienia plagi głodu na świecie. Po tym rozmnożeniu byli i dalej są ludzie, którym owego codziennego chleba brakuje – często niestety z powodu źle prowadzonej polityki społecznej. Bo darów Bożych, służących zaspokojeniu głodu, jest na świecie tyle, że bez problemu można by ten skutek osiągnąć.
Niemniej jednak, w tym wydarzeniu odnajdujemy inne jeszcze przesłanie. A naprowadza nas na nie czytanie pierwsze, z Proroctwa Izajasza. Słyszymy tam znamienne słowa: Wszyscy spragnieni przyjdźcie do wody; przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy. Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko. Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę na to, co nie nasyci. Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw.
Zauważmy, Kochani, że w tych słowach niejako w jedno „zlewa się” materialne i duchowe rozumienie pokarmu. Oto Bóg przez Proroka zapowiada pokarm i napój, na który stać będzie nawet najuboższych, bo nie będą oni musieli płacić za wino i mleko. Wystarczy tylko słuchać Boga, aby spożywać przysmaki i dusza ludzka mogła zakosztować tłustych potraw. Tymczasem wielu wydaje masę pieniędzy na to, co nie jest chlebem, co nie stanowi istotnej, rzeczywistej wartości.
My dzisiaj wiemy, że Pokarmem, który syci duszę, jest Ciało Chrystusa w Eucharystii. Nie trzeba za ten Chleb płacić, wystarcza go każdemu, jest on cudownie rozmnażany w czasie każdej Mszy Świętej… A po jego spożyciu człowiek jest na tyle silny i na tyle duchowo nasycony, że może za Świętym Pawłem – mówiącym w drugim czytaniu – zapytać: Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował…
Jeżeli tak właśnie jest, Kochani, to dlaczego ludzie jakoś tak z dystansem, ze swoistym niedowierzaniem podchodzą do Stołu Eucharystycznego, do Komunii Świętej? Czemu jeszcze funkcjonuje w tylu sercach i umysłach takie oto myślenie, że przystąpić do Komunii Świętej to wypada na Święta, na pogrzebie w rodzinie, na chrzcinach, ale żeby tak co niedzielę przystępować – to już za często, to już przejaw jakiejś dewocji! Tego typu praktyki może na emeryturze będzie się dało wprowadzać, ale nie teraz, kiedy człowiek taki zapracowany, zabiegany i nie ma czasu zbyt szczegółowo myśleć o tych sprawach.
Tyle tylko, że kiedy przychodzi zwyczajny, fizyczny głód, to człowiek raczej nie czeka na specjalną okazję, tylko stara się jak najszybciej go zaspokoić. Bo głód doskwiera i przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Nie mówiąc już o tym, że kiedy przedłuża się, to powoduje znaczne osłabienie organizmu, wyczerpanie, a w ostateczności – śmierć. Dlatego człowiek stara się go zaspokajać, co więcej: na tym odcinku dogadza sobie, jak może, nie żałując troski o to, aby mieć co jeść i co wypić – i aby to nie było jakieś tam „coś”, ale żeby było to jedzenie smaczne, dobrze przyrządzone, wykwintnie podane, które nie tylko go nasyci, ale jeszcze sprawi mu przyjemność spożywania.
Tymczasem głód duszy wcale tak szybko nie jest zaspokajany. A dlaczego? Czy tylko dlatego, że go nie odczuwamy w sposób fizyczny, że tak wprost nam nie doskwiera? A przecież ten głód przejawia się w inny sposób – w sposób duchowy właśnie! Do jego objawów należy zaliczyć: smutek, duchową rozterkę, wątpliwości, zagubienie, wewnętrzny niepokój, ogólne psychiczne przemęczenie, życiowe znużenie… I takie ogólne poczucie, że się nie ogarnia tylu problemów, że brakuje sił do zaczynania ciągle od nowa, że brakuje pomysłu na rozwiązanie swoich dylematów, na wyleczenie bolączek…
To właśnie dlatego tak często okazuje się, że człowiek jest – w tym wymiarze zewnętrznym – syty, a może wręcz przesycony, do tego także bogaty, dobrze ustawiony, doświadczający sukcesu i powodzenia na tylu odcinkach, a jednocześnie jakiś taki pusty, niespełniony, zagubiony, rozczarowany życiem… Dlaczego tak jest?
A może właśnie dlatego, że zabiegając o pokarm i dostatek dla ciała, zaniedbał pokarm dla duszy… Może – wbrew ostrzeżeniom Izajasza z pierwszego czytania – wydawał pieniądze na to, co nie jest chlebem, a więc na to, co nie zaspokaja jego najgłębszych, duchowych potrzeb – i teraz tak zwyczajnie jest wewnętrznie głodny i spragniony?
Zauważmy, Kochani, że kiedy słuchacze Jezusa trwali przy Nim przez cały dzień, starając się jak najwięcej owego duchowego pokarmu zaczerpnąć dla swej duszy, Jezus sam zatroszczył się o to, aby zaspokoić ich głód fizyczny. Ale stało się to w chwili, gdy ludzie zadbali o pokarm dla duszy. Częściej jednak – jak się wydaje – jest odwrotnie! Częściej człowiek zabiega o pokarm dla ciała, a wtedy Jezus proponuje pokarm dla duszy, jednak wielokrotnie propozycja ta pozostaje bez odzewu. I dlatego mamy w naszej chrześcijańskiej postawie wypracowany taki dziwny styl owego świątecznego przystępowania do Komunii Świętej.
Stanem normalnym – niestety! – dla wielu katolików jest taki stan duszy, który nie pozwala na przyjmowanie stałe Komunii Świętej. Dla takich osób stan łaski uświęcającej, a więc stan czystego serca i sumienia jest stanem nadzwyczajnym, wyjątkowym, świątecznym. A to powinno być dokładnie odwrotnie: możliwość przyjmowania Komunii Świętej i jej faktyczne przyjmowanie powinno być – mówiąc językiem dzisiejszym – standardem naszego chrześcijaństwa, zaś stan nieprzyjaźni z Bogiem, stan obciążonego sumienia w ogóle nie powinien być utrzymywany, a już na pewno nie przez dłuższy jakiś czas!
Kochani, my się musimy naprawdę jak najszybciej wyzwolić z tego złego schematu myślenia, nakazującego traktowanie Komunii Świętej jako jakiegoś specjalnego przywileju dla szczególnie świątobliwych osób. Oczywiście, Komunia Święta jest przywilejem, jest nadzwyczajnym darem, jest pod każdym względem czymś niezwykłym. Ale z woli Jezusa Pokarm ten dany nam jest w obfitości i wystarczy tylko chcieć go przyjąć, aby móc się nim sycić choćby codziennie.
To naturalnie wymaga systematycznej Spowiedzi, najlepiej – co miesiąc. Praktyka duszpasterska wypracowała taki styl, że po Spowiedzi – o ile nie stwierdzimy grzechu ciężkiego – zwykle do miesiąca przyjmuje się Komunię Świętą. Potem trzeba już się wyspowiadać, aby odnowić swoje przymierze z Panem, oczyścić się z grzechu, wzmocnić swą duchową więź z Jezusem – by móc dalej zapraszać Go do serca. Oczywiście, nie trzeba wcale oczekiwać upłynięcia miesiąca, można wcześniej się wyspowiadać. A już na pewno – gdy trafi się nam nieszczęście popełnienia ciężkiego grzechu: wtedy należałoby się wyspowiadać od razu!
Tylko na tej drodze, Kochani, nasza dusza będzie się rozwijać, tylko na tej drodze będzie możliwe wzmocnienie duchowych sił, za pomocą których udźwigniemy ciężar życia. Jeżeli natomiast chcemy tylko o własnych, ludzkich siłach wszystko udźwignąć, a duszę swoją dalej będziemy głodzić miesiącami, albo nawet latami, to nie dziwmy się, że nic z tego nie będzie, bo sił tych najzwyczajniej w świecie nam zabraknie! A wtedy zwykle zaczyna się szukanie ratunku u psychologów i psychoterapeutów. Oczywiście, nie ujmując nic ich fachowości, powinno się jednak rozwiązywanie problemów zaczynać od podstaw, od ich źródeł, a nie za pomocą półśrodków, lub poprzez leczenie samych objawów.
Dlatego – mówiąc już tak najbardziej wprost – kiedy się ma wrażenie, że się nie ogarnia swoich spraw i się za życiem nie nadąża, trzeba zacząć systematycznie i jak najczęściej – pobożnie i z czystym sercem – przyjmować Komunię Świętą! A przestać się oszukiwać i udawać, że się nie wie, skąd się biorą problemy – i co jest ich naprawdę skutecznym rozwiązaniem!
W tym kontekście pomyślmy:
· Co uważam za swoje największe duchowe bogactwo w życiu?
· Jakie są moje najbardziej odczuwalne duchowe potrzeby?
· Na ile potrafię zachować równowagę pomiędzy zaspokajaniem głodu duchowego i fizycznego?
I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, […] ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
"kłamstwo powtarzane wielokrotnie – staje się prawdą" – to XIX wieczna doktryna socjologiczna przejęta jako motto uprawiania propagandy przez Goebbelsa w III Rzeszy. To działa! Mam tylko takie zastrzeżenie: to nie kłamstwo staje się prawdą, bo kłamstwo to kłamstwo, a prawda to prawda i mowy być nie może o żadnej konwersji. Natomiast ludzie będący permanentnie poddawani socjotechnicznym zabiegom zaczynają ulegać iluzji i wierzyć w to co nie jest realne :/. Dlatego Zły, myslę, najwięcej miesza w swiecie polityki i mediów :/.
Pozdrawiam serdecznie
Robert
PS. W Drohiczynie też pogoda tragiczna, ale mimo to przesyłam usmiechy :):):) . Od jutra u mnie urlop :):):)
Dzisiaj tylko przywitam się z Wami
Dobrze, że jesteście
Pozdrawiam
Domownik – A
A co zrobić, by utrzymać w sobie ten stan pragnienia, gdy ma się ogromną chęć uczestnictwa we Mszy i przystąpienia do Komunii Świętej, wtedy, gdy nie ma możliwości (np. gdy w tym czasie nie ma mszy)?
Jak można się wtedy "duchowo zapełnić"?
Może np. czytanie Słowa Bożego?
Napisał Ksiądz, że niektórzy uważają, że przystępować do Komunii Świętej wypada w Święta, na pogrzebie. Aż mnie to zdziwiło, bo szczerze mówiąc nigdy w ten sposób nie pomyślałam, przecież przystępowanie do Komunii podczas mszy niedzielnej, czy w dzień powszedni nie jest oznaką żadnego nawiedzenia. To przykre, że niektórzy tak uważają. Przecież po to głównie idziemy do Kościoła, żeby być blisko Boga, tak tylko, jak jest to możliwe, a Komunia nam w tym "pomaga" – nie ma w tym nic dziwnego, a już na pewno nie jest to przejaw dewocji.
Anno, piękne słowa do nas skierowałaś – jakże rzadko obdarowujemy kogoś dobrym słowem. Ja staram się mówić moim najbliższym przyjaciołom (tym, na których mogę zawsze polegać, którym jestem wdzięczna za coś i tym, którym takie słowa pomogą się uśmiechnąć). Jak to jest u Was? Jak często mówicie swoim przyjaciołom "dobrze, że jesteś"?
Dobrze , że jesteś = Człowieku jesteś mi bliski.
Staram się to mówić słowami, lub bez słów.
Mówię to z uśmiechem , uściskiem ręki, braterskim objęciem , czy gestem pojednania
Staram się to wypowiadać tysiącem gestów , każdego dnia na nowo.
Pozdrawiam
Domownik – A
Warto zauważyć ogromne zaufanie Uczniów do Pana. Bądź co bądź, narazili się na pośmiewisko wychodząc do kilkutysięcznego tłumu z pięcioma chlebami… Wyszli jednak i Bóg zrobił przez nich swoje 🙂
Pozdr.
felix
Dziękuję Robertowi za tę krótką analizę mechanizmu kłamstwa. Jak zawsze u Roberta – konkret i precyzja myśli, poparta szeroką wiedzą i oczytaniem. Dzięki! A co do tego, że urlop wywołuje uśmiech pomimo niepogody, to… jakoś tak już jest! Ciekawe – dlaczego? Kaatrii ma rację, że potrzebę Mszy Świętej, w razie niemożności uczestniczenia w niej, w jakimś stopniu można zaspokoić lekturą Pisma Świętego, szczególnie czytań z liturgii danego dnia, ale też osobistą modlitwą – trochę może dłuższą i bogatszą niż na co dzień. Domownikowi dziękuję za słowa: "Dobrze, że jesteście!" – i sam także do Was wszystkich słowa te kieruję! Dziękuję także Felixowi za ciekawą, oryginalną refleksję! Wszystkich pozdrawiam! Ks. Jacek
"Dziękuję Robertowi za tę krótką analizę mechanizmu kłamstwa. Jak zawsze u Roberta – konkret i precyzja myśli, poparta szeroką wiedzą i oczytaniem. Dzięki!" – proszę Księdza dostałem wstydliwych pąsów i to nie fałszywych :). Staram się tylko dzielić moja "wiedzą" i myslami z Wami wszystkimi, a i tak o wiele więcej od Was dostaję niż jestem w stanie dać :).
''Staram się tylko dzielić moja "wiedzą" i myslami z Wami wszystkimi, a i tak o wiele więcej od Was dostaję niż jestem w stanie dać :). ''
To nie chodzi o licytację, kto daje więcej,a kto mniej
Robecie, nie wiesz ile Ty dajesz nam, a my ile dajemy Tobie. Ubogacamy się wzajemnie. Sam Bóg zaplanował nas ludzi jak jedną układankę. Jeden Człowiek uzupełnia drugiego , aż powstaje z tego cały obraz. W układance potrzebny jest każdy kawalek, także najmniejszy, także ten kanciasty, i ten co stoi całkiem z tyłu.Wszyscy jesteśmy potrzebni 🙂
Dobranoc
Domownik – A
Dokładnie tak jest! I to właśnie stanowi wielkie bogactwo tego bloga, za które jestem Wam przeogromnie wdzięczny! Naprawdę! Ks. Jacek
A my jesteśmy Tobie x Jacku wdzięczni, że stworzyłeś to miejsce, i pozwalasz nam się dzielić : dobrem, mądrością, smutkiem, i przeżytymi dośwadczeniami .
Pozdrawiam
Domownik – A
"To nie chodzi o licytację, kto daje więcej,a kto mniej" – wiem 😉 🙂
Pozdrawiam gorąco ze słonecznych Starych Jabłonek 🙂
Robert
Ale i miejsce na dzielenie na nic by się zdało, gdyby nie było komu i czym się dzielić. Dlatego raz jeszcze dziękuję! I za pozdrowienia ze Starych Jabłonek – też! Ks. Jacek