Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Wszystkim życzę wspaniale przeżytego Dnia Pańskiego. Jak zawsze, przesyłam błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
25 Niedziela Zwykła, A,
do czytań: Iz 55,6–9; Flp 1,20c–24.27a; Mt 20,1–16a
Myślę, że jeśli tak chcieć wsłuchać się w treść dzisiejszej Ewangelii, to od razu pojawi się w niejednym sercu wątpliwość, o co w tym wszystkim chodzi? Czyżby Ewangelia promowała niesprawiedliwość?
Bo już na pierwszy rzut oka coś tu po prostu nie gra: robotnicy byli zapraszani do pracy o różnych porach dnia i jakkolwiek – możemy się tego domyślać – pracowali porządnie i uczciwie, to jednak wynagrodzenia nie otrzymali sprawiedliwego. Bo dostali po równo. A my już od dawna wiemy, że sprawiedliwie – to wcale nie znaczy równo.
Żeby bowiem zachować reguły sprawiedliwości, to trzeba uwzględnić wiele okoliczności i zastrzeżeń, wiele sytuacji takich czy innych, trzeba wziąć pod uwagę zaangażowanie w pracę, ale też i potrzeby człowieka, jego warunki rodzinne, społeczne – i tak dalej. Takie stanowisko zajmuje w tej sprawie nawet nauka Kościoła, a tu dziś słyszymy niespodziewanie – i to w Ewangelii! – iż gospodarz winnicy wszystkich potraktował mechanicznie, automatycznie, podszedł do całej sprawy bardzo szablonowo: po prostu – wszystkim dał po równo!
Co prawda, o taką kwotę ze wszystkimi się poumawiał, jednak trudno nam zaakceptować, iż bez względu na to, ile kto czasu pracował, o której porze włączył się do dzieła , to i tak wszyscy dostali po równo. Od razu – jak wspomnieliśmy – wyczuwamy, że coś tu jest nie w porządku. Nawet pomimo tego, że mamy do czynienia z Ewangelią. I dlatego pytamy: o co tu chodzi? Na czym polega to działanie ewangelicznego gospodarza i co chce nam powiedzieć Jezus w dzisiejszym Słowie?
Pomocą w poszukiwaniu odpowiedzi na tak postawione pytania może się tu okazać dzisiejsze pierwsze czytanie. A w nim słyszymy stwierdzenie samego Boga, który mówi: Myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami, mówi Pan. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi.
Właśnie, sposób myślenia Boga całkowicie odbiega od ludzkiego sposobu myślenia. I w inny sposób Bóg patrzy na człowieka, niż ludzie na siebie nawzajem patrzą. My, ludzie, na wszystko patrzymy przez pryzmat naszej, ludzkiej logiki. I dobrze, bo wrodzone poczucie domaga się od nas stosowania zasad słuszności i sprawiedliwości.
Jednak w relacjach z drugim człowiekiem może się okazać, że stosowanie prostych sposobów myślenia nie jest możliwe, bo bardzo można w ten sposób tego drugiego skrzywdzić. Każdy człowiek bowiem – to wielka indywidualność. Każdy człowiek – to jakiś wielki bezmiar: bezmiar przeżyć, bezmiar odczuć… I nie ma dwóch takich samych ludzi, nie ma dwóch takich samych sytuacji, nie ma dwóch takich samych ludzkich historii, dwóch takich samych ludzkich charakterów i temperamentów.
Na każdego człowieka trzeba nam patrzeć odrębnie, indywidualnie i nie ma sensu porównywanie sytuacji, w jakiej znajduje się jeden człowiek do tej, w jakiej znajduje się drugi. Oto bowiem okazać się może, że będą to dwie sytuacje tak bardzo podobne, że na pierwszy rzut oka identyczne. Tymczasem jednak przy bliższym przyjrzeniu się szybko się okazuje, że te dwie sytuacje różni tak bardzo wiele.
Podobnie, nieraz się może wydawać, że moja postawa jest dokładnie taka sama, jak tego drugiego, a oto tak inaczej układają się drogi naszego życia. Nie ma jednak dwóch takich samych ludzkich postaw, nie ma dwóch takich samych charakterów, nie ma dwóch takich samych ludzi. Wielkim Bożym darem – czasami może nawet za mało docenianym – jest to, że wszyscy jesteśmy inni, że różnimy się między sobą. Bo jak bardzo smutny byłby obraz rzeczywistości, gdybyśmy byli wszyscy tacy sami, gdybyśmy byli identyczni. Na szczęście, tak nie jest!
Różnimy się między sobą, uzupełniamy się nawzajem, jesteśmy na siebie nawzajem otwarci. A Pan Bóg – lepiej, niż ktokolwiek z nas – orientuje się w tych różnicach, w owej różnorodności naszych postaw, charakterów i sytuacji. I dlatego w inny sposób podchodzi do każdego z nas. My zaś, patrząc z boku, nie potrafimy tego zrozumieć i dlatego często buntujemy się przeciwko Bogu: dlaczego temu drugiemu powodzi się lepiej, niż mi? Ja chodzę co niedzielę do kościoła, a on – od przypadku do przypadku. I jemu tak dobrze wiedzie się w pracy i w domu, i wszędzie, a mi – ciągle wiatr w oczy…
A czemuż to znowu ten pijak, którego codziennie z sinym nosem widzimy, tarzającego się po kałużach i sypiającego po rowach – ciągle tarza się po tych kałużach i sypia po tych rowach i nic mu się nie dzieje, nie imają się go żadne choroby, a oto umiera matka kilkorga małych dzieci, czy ojciec, który utrzymywał całą, wielodzietną rodzinę. I jak tu wierzyć w Bożą sprawiedliwość? A jeżeli nie ma tej Bożej, to trudno mówić o jakiejkolwiek, bo w ludzką sprawiedliwość to często o wiele szybciej przestajemy wierzyć.
I znowu: dlaczego w domu tego drugiego tak dobrze jest wszystko urządzone, on ma na wszystko, dobrze zarabia, dobrze mu się wiedzie, nie musi każdej złotówki oglądać z każdej strony – a oto ja pracuję dniami i nocami i już mi sił braknie, a jeżdżę o wiele gorszym, jakimś starym samochodem i w moim domu o wiele biedniej jest, niż u tamtego.
Kochani, takie pytania pojawiają się przy wielu okazjach, a z tych pytań niejednokrotnie rodzi się zwykła zazdrość o to, że drugiemu jest lepiej i w ogóle wszędzie tam, gdzie nas nie ma – tam jest zawsze lepiej. Przyznaję, że i ja wielokrotnie zadawałem sobie podobne pytania i sam stawałem w obliczu tego typu wątpliwości.
Było tak jednak do czasu, gdy zacząłem spowiadać i rozmawiać z ludźmi w zaufaniu o ich osobistych problemach, które – jako księdzu – zaczęli mi powierzać. A wtedy, przyznam, bardzo się zdziwiłem, bowiem ludzie, których skądinąd znałem i o których myślałem, że im się tak dobrze powodzi, że im się jak najlepiej układa, przychodzili z takimi problemami i z takimi historiami ze swego podwórka i swego domu, że niejednokrotnie przeżyłem szok. I dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak pobieżnie oceniałem tychże ludzi i ich sytuację.
Często znałem ich od lat i byłem przekonany, że w ich domu taka sielanka. Wszystko mają, niczego im nie brakuje, pełnia szczęścia. Piękny dom, nowy, sprawny samochód, a przede wszystkim – taka pozycja społeczna. A jednak wystarczyło kilka minut bardzo szczerej rozmowy, aby przekonać się, że jest zupełnie, ale to zupełnie inaczej. Problemy, nieporozumienia, spięcia, różne trudne sytuacje… Niczego takiego nie było widać na pierwszy rzut oka, a jednak…
Dlatego, Kochani, nie możemy sobie nawzajem niczego zazdrościć, nie powinniśmy jakimś zawistnym okiem patrzeć na drugiego. Raczej dziękujmy za to, co mamy, cieszmy się z tego, co posiadamy, a przede wszystkim – cieszmy się z ludzi, wśród których żyjemy! Podziękujmy Bogu za swoją rodzinę, za swoich bliskich i dobrą atmosferę swego domu.
Na pewno, wiele jest do poprawienia, wiele jest do zmiany na lepsze – tak w odniesieniu do naszych ludzkich relacji wzajemnych, jak i do tej sfery materialnej naszego życia. Ale wiele jest też dobra – na pewno! – w naszym własnym domu, w naszej rodzinie, w naszym otoczeniu, w naszym miejscu pracy. Trzeba to dobro tylko dostrzec, trzeba je docenić i Bogu za nie dziękować. Nie ma natomiast czego innym zazdrościć i wyliczać, że ktoś ma więcej czy lepiej.
I tak samo do Boga nie powinniśmy żywić żalu czy pretensji, że z innymi postępuje inaczej, niż z nami, czy też jednym daje to, a drugim tamto. Nie możemy o to mieć pretensji do Boga, bo On najlepiej wie, co komu z nas potrzebne jest w danym momencie i chociaż nam wydawać się może, że Bóg się pomylił w swoich zrządzeniach i nie tak rozsądził sprawy, jak byśmy się mogli spodziewać, to jednak On sam wie najlepiej, że może właśnie temu tarzającemu się w kałużach pijakowi potrzeba jeszcze czasu na nawrócenie i Bóg właśnie taki czas i taką szansę daje, a z kolei ten młody ojciec rodziny, którego Bóg do siebie zabrał – może akurat w tym momencie najlepiej jest na to przejście przygotowany, gdyż jeżeli pożyłby następnych dwadzieścia lat, to może stałby się takim samym, jak ten biedny pijak…
Nie wiemy tego, co by było i kiedy, ale Bóg wie to najlepiej i patrzy nie tylko na ten moment, który jest teraz, ale patrzy daleko w przyszłość i rozpoznaje, co człowiekowi jest potrzebne i co będzie dla niego dobrem, a co będzie jakąś szkodą.
Myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami, mówi Pan. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi. Kochani, jakkolwiek by to paradoksalnie nie brzmiało, ale chyba musimy powiedzieć: I dzięki Bogu, że tak jest! Dzięki Bogu za to, że Jego myśli nie są naszymi i Jego drogi także! Dzięki Bogu za to! Bo na takim porządku rzeczy to jednak my najlepiej wychodzimy. Gdyby natomiast drogi Boga i Jego myśli miały być takie, jak nasze, to dopiero wówczas odczulibyśmy, jaki to niekorzystny układ.
Dlatego, moi Drodzy, zaufajmy Bogu! Zaufajmy Bogu i Jego rozstrzygnięciom! Nie poprawiajmy Boga! Chociaż byśmy nawet mieli być tak zdziwieni, jak zdziwieni byli robotnicy z dzisiejszej Ewangelii, iż tak, a nie inaczej rozstrzygnięta została kwestia ich wynagrodzenia, to jednak zaufajmy Bogu bez reszty! Boża ekonomia jest inna od ludzkiej, Boża sprawiedliwość jest inna od ludzkiej, Boże myśli górują nad ludzkimi myślami i Boże drogi nad ludzkimi drogami.
A chociaż na pierwszy rzut oka wydawać nam się będzie, że Boże rozstrzygnięcie jest niezrozumiałe, a nawet niesprawiedliwe, to z perspektywy czasu bardzo często widać, że Bóg miał rację i jednak dobrze rozstrzygnął.
Ja wiem, że jest to bardzo trudno przyjąć i zrozumieć akurat w tym momencie, kiedy się to dzieje i na pewno księdzu na ambonie łatwiej jest o tym mówić na kazaniu, niż przeżyć śmierć kogoś bliskiego, czy jakiś inny dramat w rodzinie. Na pewno tak jest i z pokorą chylę czoła przed wszystkimi dramatycznymi przeżyciami, i przed każdą łzą bólu, wylaną w takim trudnym momencie.
Naprawdę, bardzo szczerze współczuję takich przeżyć i bardzo mocno i jasno chcę też powiedzieć, że w takiej chwili nie wolno wstydzić się łez, ani nie należy się obawiać postawić Bogu bardzo konkretnych pytań: „Panie Boże – dlaczego? Co chciałeś przez to powiedzieć? Dlaczego tak rozstrzygnąłeś? Pomóż mi to zrozumieć!” Nie wolno nam się obawiać postawić takich pytań! I ja dzisiaj chcę podkreślić to z całą mocą raz jeszcze, iż z największym szacunkiem i pokorą odnoszę się do wszystkich takich przeżyć.
Ale też jestem tu po to, w tym miejscu i przy tej ambonie, aby w oparciu o Słowo Boże dzisiejszej niedzieli z całą mocą powiedzieć, że nawet najcięższe przeżycia – to jeszcze nie koniec świata. To nie jest rozpacz, to nie jest tragedia, to nie jest jakaś katastrofa! Po każdej burzy przychodzi słońce, a po każdej nocy – blask poranka! Po każdej ciężkiej chwili przychodzi promyk radości, a po każdym trudnym przeżyciu – blask nadziei!
My ze swej strony starajmy się natomiast wszystko odnosić do Boga i Jemu bez reszty zaufać. Starajmy się wypełnić to polecenie, które Prorok Izajasz kieruje dzisiaj także do nas: Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko!
Szukajmy Pana w każdej sytuacji i nigdy nie traćmy nadziei! Nie traćmy zaufania do Boga i tego najgłębszego przekonania, że On zawsze wie więcej, kocha nas najmocniej i chce dla nas jak najlepiej!
W tym kontekście pomyślmy:
· Czy stać mnie na to, aby uwierzyć, że Bóg mądrze kieruje losami moimi i innych?
· Czy nie oceniam innych i ich sytuacji zbyt szybko i na podstawie pobieżnej obserwacji?
· Czy w obliczu wątpliwości, rozterek i trudnych doświadczeń zwracam się z nimi do Boga, czy też od razu obrażam się na Boga?
Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. […] Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej!
Bóg każdego dnia szuka robotników.
Jedni robotnicy pracują całe dnie, drudzy tylko parę godzin. Na koniec każdy z nich otrzymuje zapłatę – wynagrodzenie, i sporo ponad to jeszcze. Obliczene zapłaty nie jest bardzo dokładne, pedantyczne, jest ono pełne wyrozumiałości, swobodne.
Bóg na pewno nie jest Bogiem drobiazgowym, małodusznyn, skąpym. Bóg jest Bogiem dającym każdemu hojnie. Jest Bogiem życzliwym, idącym każdemu robotnikowi na rękę. A my ?
My niejednokrotnie jesteśmy zazdrośni, że Bóg daje innym, ponieważ inni traktowani są przez Boga tak samo. Nie podoba się nam to, że Bóg spogląda radośnie, a my patrzymy smutnymi , zazdrosnymi oczami. Jakże często nie cieszymy się, ponieważ Bóg czyni innym ludziom dobrze. Nie cieszymy sie, że Bóg rozumie innych ludzi, pomaga im, wspiera ich. Bóg ma otwarte serce, a nasze serca często są skąpe, ciasne Dlaczego jesteśmy zazdrośni, jeśli my sami jesteśmy wspaniałomyślni?
No właśnie dlaczego ?
Dlaczego jesteśmy zazdrośni, o naszych bliźnich?
Niejednokrotnie czujemy się zaniedbywani przez Boga, czasem uważamy, że Bóg faworyzuje innych, a nas stawia poza innymi.Dlaczego nie potrafimy się cieszyć, kiedy Bóg czyni dobrze naszym bliźnim ?
Takie podejście do życia, często nas przytłacza, czyni nas smutnymi ludźmi. Doprowadzamy do tego, że w każdym bliźnim, widzimy przeciwnika. Dlaczego tak musimy mysleć? Dlaczego musimy być tacy ambitni?
Często sami to przeżywamy, widzimy, czujemy , jak to jest pięknie pomagać bliźnim, wspierać ich, ale….
Często nie potrafimy zdobyć się na radość, gdy drugi człowiek odnosi sukcesy, nie możemy się śmiać, chwalić, oklaskiwać, gdy im się udaje coś naprawdę wielkiego.
Obyśmy potrafili w swoim życiu śmiać się z innymi, móc oklaskiwać ich szczerze z całego serca. Obyśmy potrafili się z innymi cieszyć z tego, co im sprawia radość życia.
Wyprzedzam pewnie teraz odpowiedź x Jacka :), że również jest wielu ludzi którzy potrafią, śmiać się, cieszyć się sukcesami innyych, żyć bez zazdrości… 🙂
Pozdrawiam
Domownik – A
Aniu, prawda – niestety kiedy nasze postrzeganie zaczyna byc w nurcie, o którym również wspomniał ks.Jacek: on jest taki nikczemny, taki podły i niewierzący, taki Nergal po prostu 😉 – dlaczego Boże pozwalasz aby dobrze mu było? Dlaczego dajesz jasny sygnał, że zło popłaca? :/. Otóż zło nie popłaca, a jesli tak myślimy, to po prost brak nam wiary, albo nasza wiara jest strasznie naiwna. Nasze postrzeganie zamyka się na życiu doczesnym, ba, tylko na jakimś jego fragmencie – i już oczekujemy gromów lub chmur chwały :). Niestety dzisiaj stac mnie tylko na to: dzisiejsza przypowieśc to nic innego jak sprawiedliwośc miłości, jeśli ktoś uważa, że jest w niej coś niesprawiedliwego, to brak mu miłości, a jeśli brak mu miłości to nie zrozumie jej sprawiedliwości :).
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo gorąco – jutro dzień refleksji w związku z kolejnym rokiem przemijania na tym świecie i kolejnym bliżej Chrystusa 😉 (Oby 🙂 )
Rzeczywiście, Anna wyprzedziła moją wypowiedź, bo ja – jak zwykle zresztą – uważam, że nie jest aż tak źle. Albo inaczej: nie wszyscy tak podchodzą. Ja mam obecnie radość pracować z Proboszczem, który cieszy się z sukcesów i powodzenia innych, traktując to jako element budowania wspólnego dobra. I mógłbym jeszcze wiele takich osób wskazać, które tak do życia podchodzą! Nie przeczę natomiast, że postawy, wskazane przez Annę, są – i to całkiem często. Ale tutaj podpisuję się pod opinią Roberta i Jego analizą tego zjawiska. Szczęść Boże! Ks. Jacek
No tak…
Wychodzi na to , że Domownik nie potrafi napisać nic optymistycznie, i wszystko widzi w '' czarnych kolorach''
Nic bardziej mylnego….
Próbuję tylko dać myślenia tym, którzy może '' przypadkiem'' zajrzą tutaj, i odnajdą siebie w tym co piszę…
Sama umiem cieszyć się, radować z szczęścia drugiego Człowieka.. Zresztą gdy zaczęłam prowadzić swój blog, pisałam o tym – własnie o radości… Jak znajdę chwilkę, to poszukam ten wpis, i umieszczę go tutaj, o ile Gospodarz blogu nie ma nic przeciwko.
Pozdrawiam
Domownik – A
"Wychodzi na to , że Domownik nie potrafi napisać nic optymistycznie, i wszystko widzi w '' czarnych kolorach'' " – a ja wcale tak nie uważam :), wiele razy pisałaś tutaj, na blogu, rzeczy bardzo optymistyczne 🙂
Pozdrawiam Anno 🙂
R.
Ja też tak nie uważam! Myślę po prostu, że dyskutujemy na poziomie – i to jest zupełnie w porządku. Nie odbieram inaczej wpisów Anny, jak tylko mobilizację do myślenia i wzniecenie "twórczego niepokoju" w celu dalszych poszukiwań. Tak trzymać! Ks. Jacek