Szczęść Boże! Dzisiaj trochę o cudach, które dzień w dzień dokonują się w naszym życiu…
Gaudium et spes! Ks. Jacek
20 grudnia 2011., wtorek,
do czytań: Iz 7,10–14; Łk 1,26–38
Słowa, które dzisiaj usłyszeliśmy w liturgii, są chyba najbardziej reprezentatywnymi tekstami Adwentu.
Zapowiedź Izajasza, skierowana do Achaza – władcy, który jak mógł, tak starał się pominąć pomoc Bożą i ratunku dla swego kraju szukał w ludzkich układach i politycznych sojuszach – otóż, zapowiedź ta koncentruje się na pojawieniu się niezwykłego Syna, Emmanuela, narodzonego z Panny, a więc Niewiasty, którą Izajasz określa słowem „Alma”, oznaczającym kobietę niezamężną, ale zdolną już do małżeństwa, ewentualnie: mężatkę, nie będącą jeszcze matką; czy też – jak chcą tłumacze aleksandryjscy w II wieku przed Chrystusem – „Parthenos”, co oznacza Dziewicę. Tak, czy owak, mowa jest o nadzwyczajnej interwencji Bożej, związanej z narodzeniem się tegoż Syna…
I w podobnym tonie brzmi zapowiedź, zawarta w Ewangelii, w dobrze nam znanym fragmencie opisującym zwiastowanie Maryi narodzenia Jezusa Chrystusa. Słyszymy nawet, że Maryja wprost zapytała o to, jak dokona się owa wielka i niezwykła zapowiedź. To dość istotna sprawa, tym bardziej, że nie dowiedzieliśmy się tego z pierwszego czytania, gdyż – jako rzekliśmy – Achaz nie był zainteresowany interwencją Boga. On chciał sprawę rozwiązać po swojemu.
Maryja jednak gotowa jest podjąć Boże zaproszenie, chce jednak dowiedzieć się czegoś więcej o sprawie, którą mogłaby ją – mówiąc kolokwialnie – „zwalić z nóg”… Zresztą, chyba każdy z nas zachowałby się podobnie, bo na każdym z nas taka zapowiedź wywołałaby podobne wrażenie. Dlatego Maryja pyta – i otrzymuje stosowne wyjaśnienia. I zgadza się na wolę Bożą, stając się w tym momencie Matką Zbawiciela, Emmanuela, który akurat wtedy zaczyna żyć pod Jej sercem.
Postawa Maryi i postawa Achaza każą nam dzisiaj głęboko wejrzeć w nasze serca i zapytać samych siebie o naszą… otwartość na cud! Tak, dokładnie – nie przesłyszeliśmy się: otwartość na cud! Bo Pan Bóg dokonuje cudów na każdym kroku! Ja wiem, że w tej chwili zapewne wiele osób myśli sobie: „Co on wygaduje?!”
A jednak, będę się upierał przy swoim, mając na uwadze tyle rozmów odbytych w konfesjonale i poza nim, w których to rozmowach bardzo wiele osób wprost mówi o sprawach może niewielkich, ale aż nadto wyrazistych, a dotyczących jakiegoś nagłego rozwiązania nabrzmiałych problemów, jakiegoś niespodziewanego finału skomplikowanej sytuacji… W to wszystko wpisują się także przypadki nie aż tak spektakularne, ale dość wyraziste – powrotu do zdrowia z jakieś uciążliwej czy skomplikowanej choroby… Może to nie są tak jaskrawe przykłady, jak te, których wymaga się do beatyfikacji czy kanonizacji, ale są to na tyle czytelne sytuacje, że dają do myślenia.
A czy spokój sumienia, który wraca po dobrej Spowiedzi – to nie jest cud Boski? A czy każde Przeistoczenie chleba w Ciało Chrystusa i wina w Jego Krew – to nie jest prawdziwy cud? A czyż tym cudem nie jest poczęcie się nowego życia pod sercem matki, a potem stopniowy rozwój dziecka, jego dojrzewanie, dorastanie w mądrości?…
Kochani, my nawet nie dostrzegamy tak wielu cudów, które ciągle się dokonują! A może nieraz dostrzegamy, ale tak wewnętrznie to ich nawet nie chcemy, bo sobie myślimy, że Bóg da mi coś, ale za to będzie czegoś ode mnie oczekiwał, na przykład – zmiany życia i postępowania… Więc może lepiej tych cudów nie doświadczać, ale niech będzie „święty spokój” i Bóg niczego ode mnie nie będzie chciał?… To brzmi paradoksalnie, ale niektórzy z nas – niestety – tak właśnie myślą…
Trzeba więc modlić się dla nich o kolejny cud – cud zmiany takiego ciasnego myślenia!
W tym kontekście zastanówmy się:
· Jakie małe czy większe cuda dokonały się w moim życiu w ostatnim czasie?
· I co ja na to?
· Jak wygląda realizacja mojego adwentowego postanowienia?
Dlatego Pan sam da wam znak…
Jestem codziennie świadkiem cudu.
Nie zdziwię się, jeśli ktoś się ze mną nie zgodzi, i stwierdzi, że to co napiszę jest banalne ? zwyczajne, na pewno nie mieszczące się w ramach cudu.
Cofnę się w czasie o trzynaście lat.
Mam dwuletniego Synka, prześlicznego szkrabka. Ja już wiem, że nigdy więcej nie zostanę Mamą. Decyduję się z Mężem na przysposobienie Dziecka z Państwowej Placówki.
Wybieram z Mężem konkretny Dom Dziecka.
Wchodzimy do dużej sali, gdzie bawią się dzieci.
Pod stolikiem siedzi czteroletnia dziewczynka, nie potrafiąca prawie wcale mówić, unikająca kontaktu zarówno z dziećmi, jak i z dorosłymi. W drugim końcu sali, bawi się jej o dwa lata starsza Siostra. Dziewczynki podchodzą do mojego Syna, chwytają za małe rączki, i zaprowadzają do swojego pokoiku.
Nawiązały z nami kontakt.
To nie ja z Mężem wybraliśmy dzieci, to dzieci wybrały nas.
Dzisiaj gdy patrzę na swoje dzieci, zarówno na Syna, jak i na Córy, gdy widzę uśmiech na twarzach swoich Pociech,gdy słyszę ich spokojne równe oddechy podczas snu, brak strachu , nie mogę tego nie nazwać cudem.
Co ja na to ?
Jestem szczęśliwa, że wtedy tak się stało.
Pozdrawiam
Domownik – A
Kolejnym cudem jest to, że po tylu operacjach, zabiegach,żyjąc z bólem na codzień, normalnie funkcjonuję, uśmiecham się do Życia.
Przepraszam, że dwa komentarze pod rząd wysłane, miałam to umieścić w jednym.
Domownik – A
Nie szkodzi! Takich komentarzy to i tysiąc może być – oczywiście: jeden za drugim! Ks. Jacek