Szczęść Boże! Dziękuję Domownikowi za wczorajsze świadectwo. Odpiszę na nie później, na spokojnie… Zapraszam też innych…
A dzisiaj słów kilka o poezji i prozie. W życiu…
Gaudium et spes! Ks. Jacek
21 grudnia 2011., środa,
do czytań: Pnp 2,8–14; Łk 1,39–45
Pierwsze czytanie – to przepiękny poemat. Poemat opisujący wizytę ukochanego, którego oblubienica porównuje do gazeli i jelonka, podkreślając jego zwinność i płynność ruchów. Pragnienie znalezienia się blisko ukochanej sprawia, że jest on gotów pokonać każdą przeszkodę. Stojąc pod jej oknem, słowami pełnymi uczucia zaprasza ją na spacer po wiosennych polach… I długo by jeszcze można – wczytując się w treść kolejnych wersów – zachwycać się pięknem i wyrazistością zawartych tam obrazów.
Ewangelia także podejmuje wątek spotkania, jakiegoś zbliżania się, przyjścia jednej osoby do drugiej, przy czym od razu zauważamy, że nie odbywa się to w atmosferze tak poetyckiej, jak w tym wcześniejszym opisie, ale w sposób jak najbardziej zwyczajny… Ot, taka proza życia…
Bo jaka poezja jest w tym, że jedna Niewiasta w stanie błogosławionym idzie do drugiej, aby jej pomagać, gdyż ta druga, starsza, z pewnością z niemałymi trudnościami znosiła swój stan, dlatego koniecznie trzeba było jej pomóc. Ale czyż Maryja, skoro była młodsza, to nie odczuwała żadnych utrudnień? A chociażby – trudów drogi?… Z pewnością odczuwała. A jednak podjęła niemały wysiłek, by pospieszyć do swojej krewnej. Piękne to i wzruszające, ale poezji w tym nie ma żadnej! Żeby jeszcze raz powtórzyć: zwyczajna proza życia…
I takie oto swoiste zderzenie, jak to, o którym mówimy – zderzenie poezji i prozy – często ma miejsce w naszym życiu. Także na odcinku wiary. Bo nasza wiara – to często taka poezja! Piękne słowa i deklaracje, za którymi nie idą żadne konkretne postawy i czyny. Innym razem jest znowu odwrotnie: tak nas przytłacza codzienność i jej „zwyczajność”, że aż przydałoby się trochę wprowadzić piękna, refleksji, no właśnie – odrobinę poezji… Mówiąc inaczej: taka proza – że aż wieje groza… (to próba nieudolnego wprowadzania poezji do naszych rozważań – próba zupełnie nieudana…). W każdym razie, niektórzy tak są tą swoją codziennością przytłoczeni, że nie potrafią od niej oderwać wzroku i niczego poza nią nie widzą…
Jedna i druga postawa nie jest zbyt dobra. Najlepiej byłoby wszystko połączyć i spróbować nasze słowa i piękne zapewnienia, deklaracje, ale też modlitwy, rozważania – zamieniać na konkretne czyny, natomiast konkretnym czynom, zachowaniom i postawom naszej codzienności nadawać posmak piękna… I trochę też poezji… Zobaczymy wówczas, jak zmieniać się będzie nasza codzienność i o ile łatwiej będzie ją przeżywać…
W tym kontekście zastanówmy się:
· Czy dostrzegam piękno w spełnianiu swoich codziennych obowiązków?
· Jak bronię się przed znużeniem codziennością?
· Jak wygląda – na tej ostatniej adwentowej „prostej” – realizacja mojego postanowienia?
Oto on! Oto nadchodzi!
Rozważając ten piękny poemat z pierwszego dzisiejszego czytania, naszła mnie taka refleksja, że człowiek zakochany wszystko widzi innymi oczami. Pamiętam swoje pierwsze zakochanie. Wówczas wady mojego przyszłego małżonka tłumaczyłam sobie jako zmęczenie, przepracowanie. Później, niestety otworzyłam oczy i zobaczyłam zbyt powierzchowną ocenę mojego wybranka. Co wcale nie znaczy, że przestałam go kochać. Wiadomo, że nikt z nas nie jest idealny. Dlatego musimy nauczyć się widzieć dobro w innych ludziach.
W wolnej właśnie chwili, po konsultacji z Księdzem Jackiem, pragnę wykorzystać tego bloga do rozpowszechnienia wspaniałej idei Róży Różańcowej rodziców za dzieci. Pomysł w parafii Ojca Pio narodził się z inicjatywy księdza Mariusza. Codziennie każdy członek tej Róży odmawia w intencji swoich dzieci, zięciów, synowych i chrześniaków wyznaczoną cząstkę (tzw. dziesiątkę) różańca. Z rozmów ze znajomymi wiem, że już są pierwsze efekty tej modlitwy. Dlatego też proponuję abyśmy dzielili się swoimi spostrzeżeniami i zamieszczali tutaj doświadczenia. Przecież właśnie przez dawane świadectwo przyczyniam się do wzrostu wiary moich braci w Chrystusie.
Z Panem Bogiem.
Droga Mirko – masz rację, że człowiek zakochany wszystko "widzi innymi oczami". Jest to oczywiście uroczy stan, ale ja kojarzę go (żartobliwie)jako podobny do stanu odurzenia – co nawet procesami chemicznymi w naszym organizmie można wykazac ;). To tak tylko – w oderwaniu od adwentowych rozważań ;).
Pozdrawiam
Robert
Jeszcze mały offtop – chociaż uważam, że każdy poruszający serce temat jest do przypomnienia zawsze i wszędzie:
Na fali ostatniego udania się na Sąd Boży koreańskiego satrapy polecam przeczytanie tego felietonu. Oglądałem kilka miesięcy temu doskonały dokument – relację uciekinierów z tego "najlepszego kraju". Szok dla każdego wrażliwego człowieka! http://gpch.pl/index.php/opracowania/657-korea-ponocna-zy-ucinionych-felieton
Bardzo mnie cieszy inicjatywa mojego Następcy w Parafii Ojca Pio, dotycząca modlitwy różańcowej. Nie tylko z wpisu Mirki, ale także z kilku telefonów, jakie otrzymałem, dowiedziałem się, że pomysł ten "chwycił". Jakże się z tego cieszę! A tak od siebie dodam, że w tej Parafii jest to inicjatywa bardzo potrzebna… Ks. Jacek