Szczęść Boże! Serdecznie pozdrawiam wszystkich w kolejnym dniu, który dał nam Pan. Moi Drodzy, Chciałbym Was poinformować, że w Parafii Celestynów organizujemy – w dniach od 9 do 16 września 2012. – pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Osiem dni – śladami Jezusa. Koszt: 3200 zł i 90 dolarów. Gdyby ktoś brał pod uwagę możliwość takiego wyjazdu, to proszę o kontakt. Pierwszeństwo w zapisach mają oczywiście Parafianie Celestynowscy, ale – póki co – nie ma tłumów. Wyjazd organizuję z Franciszkańskim Biurem Pielgrzymkowym „Patron” z Warszawy, a naszym Przewodnikiem będzie O. Tomasz Kowalski, z którym byłem na podobnej pielgrzymce rok temu, jeszcze z Parafii Św. O. Pio z Warszawy. Pozostaję do dziś pod silnym wrażeniem fachowości Ojca Tomasza. Liczę, że tak samo wszystko przebiegnie tym razem. Zatem, proszę o namysł. W dniu 5 lutego organizujemy w Celestynowie spotkanie wstępne z Ojcem Tomaszem. Liczymy się z tym, że jeśli chętnych nie będzie, to wyjazd odwołamy.
Raz jeszcze życzę wszystkim błogosławionego dnia!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
A oto kolejne słówko Księdza Marka na dziś:
Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego…
Kiedy tak siedziałem sobie rano i rozmyślałem nad tymi słowami, wyobrażałem sobie jak Jezus stoi na górze i po imieniu wzywa poszczególnych ludzi i oni wchodzą do Niego na górę. I pomyślałem sobie – co oni wtedy czuli? I zacząłem sobie wspominać różne momenty swojego życia – myśl o powołaniu, wstąpienie do seminarium, święcenia, dekret na parafię, decyzja o wyjeździe na Syberię… I pamiętam jak ja wtedy się czułem. Na przykład święcenia – czytają twoje imię, nazwisko, ty wychodzisz na środek i mówisz: jestem. To chyba coś takiego jak wtedy, tam na górze.
To są te momenty szczególne, kiedy jest wielka radość – radość wybrania, radość posłania, radość nowej przygody i pójścia w nieznane… Może i jakaś niepewność, ale taka fajna niepewność. Wydaje mi się, że właśnie tak czuli się Apostołowie, gdy wchodzili na tę górę, wzywani przez Jezusa po imieniu… – Rozpierająca radość i duma wybrania, i gotowość oddać wszystkie swoje siły, a nawet i życie dla Jezusa. A potem… Potem przychodzi szarość, codzienność, zmęczenie, rutyna, i szukanie siebie, kto z nas pierwszy, kto większy… I nie wiadomo kiedy znajdujesz siebie na końcu tej dzisiejszej Ewangelii – „który właśnie Go wydał”.
I chyba tak bardzo ważne jest, żeby wracać do początku – Jezus wybrał tych których sam chciał… Wracać do źródła, wracać do tego pierwszego entuzjazmu, a przede wszystkim do tych pierwszych motywacji, może nieco idealistycznych, naiwnych, ale jasno określających kierunek. Wracać do tego pierwszego wezwania Jezusa, który sam chciał. I uświadomić sobie, że tego chciał, chce Jezus.
Przepraszam, że może dużo mnie w tym co piszę, ale to nie słowo do Was, ale moje osobiste rozmyślanie dziś. Może nie powinienem tego pisać, ale…
I jeszcze o tym, że Jezus chciał. To zdanie, to słowo, ta myśl, że Jezus sam chciał, jakoś najmocniej mnie dziś dotyka.
Trwa Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. W Polsce jakoś nie tak czułem potrzebę tych modlitw jak tu, w kraju teoretycznie prawosławnym, praktycznie pogańskim, w którym jakieś garstki ludzi szukają jak gdyby po omacku Pana Boga i na tym jadą najprzeróżniejsze wyznania, religie i sekty. Jak nam przeszkadza to, że ludzie przychodzą i mówią – ja nie katolik, ja chrześcijanin. Tu bardziej boli podział Kościoła. I tęskni się tu za jednością Chrystusowego Kościoła.
Wczoraj spotkaliśmy się z luteranami uzgadniając przebieg nabożeństwa, które będzie jutro u nas. I tak mnie zastanawia, tyle Kościołów, wyznań, a wszędzie Bóg działa, i słucha modlitw. Bóg ma cierpliwość do nas, i jest jakby ponad tymi podziałami, na pewno ich nie chce, ale Jemu to nie przeszkadza, żeby działać – On działa tak jak chce. I to jest piękne. Na spotkaniach „Międzyreligijny Dialog” (są takie) jeden profesor, filozof, bardzo ciekawy człowiek, uważający się za prawosławnego, choć niepraktykujący, opowiadał jak sam odprawiał egzorcyzmy nad opętaną dziewczyną. Sam nie będąc praktykującym, przetłumaczył egzorcyzmy katolickie, znalazł jeszcze jakieś prawosławne i dwa dni czytał te modlitwy nad opętaną dziewczyną. I mówi: a co miałem robić. Inni by ją oddali do szpitala psychiatrycznego i było by po niej. Nie miałem się do kogo zwrócić, to cóż, człowiek potrzebuje pomocy to pomogłem, potem oddałem ją do jakiegoś klasztoru prawosławnego i tam powiedzieli, że już się nią zajmą. Ale najdziwniejsze jest to, że te egzorcyzmy jej pomogły. Odradzam próbować tak działać, ale ta prosta, szczera chęć pomocy człowiekowi, ta prosta wiara, chyba wzruszyła samego Pana Boga. On działa tak jak chce. I to jest piękne. Ważne, żebyśmy i my temu Jego działaniu zechcieli się poddawać i działali też, tak jak On chce.
Wejść na górę, by… lepiej widzieć.
Wejść na górę, by zachwycić się widokami, stworzeniem.
Wejść na górę, by nasycić serce i oczy.
Nie zdobędzie się szczytu, jeśli nie ma wejścia na górę. Ominie wtedy człowieka widok, a pozostanie tylko wyobraźnia.
Wejść na górę by oderwać się od codzienności, od rzeczywistości. Takie wejście daje zawsze człowiekowi możliwość świeżego, innego spojrzenia na życie.
Bóg wchodzi na górę, idzie zawsze przed nami, ale spogląda za siebie, przywołując nas do siebie. On przedarł nam szlak, my musimy za Nim kroczyć. On idzie przed nami, obok nas, i za nami.
Jakże często dopada nas zmęczenie, zniechęcenie, pytania o sens wspinaczki.Zdarza się nam pomylenie szlaku, próba obejscia, czy pójście na skróty.
Bóg przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego.
On zaprasza każdego z nas do wejścia na górę, i doskonale zdaje sobie sprawę, że nie każdy człowiek jest wstanie iść tym samym szlakiem .
Każdy z nas doskonale zna szlak koloru czerwonego, niebieskiego, czarnego. I to nie ma nic wspólnego z dyskryminacją.
Czy jedni maja łatwiej, czy trudniej, to już tylko nasz osobisty punkt widzenia. Jak jest naprawdę, to wie tylko sam Bóg.
Bez wejścia na górę za Chrystusem nie ma możliwości wsłuchania się w Jego słowo. Bez podjęcia trudu nie ma odkrycia faktu bycia człowiekiem powołanym do tego, by Mu towarzyszć.
Bycie, życie z Bogiem sprawia, ze Jego głosimy obecnego w codzienności. Bez prawdziwego towarzyszenia to będzie tylko abstrakcją.
Tak myślę o wchodzeniu na swoją górę….
Czuję się jak Syzyf….
Każdy upadek, jest kamieniem który enty raz spada w dół…
Pozdrawiam
w stanie *** oczywiście miało być
Bóg działa tak jak chce- myślę, że realizuje swój plan względem każdego z nas. I chyba nie istotne jest kim jesteśmy, tylko jak my wypełniamy daną nam rolę i to głównie w stosunku do drugiego człowieka, bo przecież Bóg przychodzi do nas w ludziach. Często się jednak zastanawiam, dlaczego raz potrafimy być aniołami i aż zagłaskać z miłości drugą osobę a innym razem tą samą osobę dosłownie zagryźć. Czy to słaba wiara, czy brak wiary…..
Pozdrawiam
Urszula
Szamani też wyrzucają złe duchy za pomocą swych praktyk, ale czy to znaczy, że powinniśmy korzystać z ich posługi? Czy można celebrować mszę świętą razem z wrogami papieża i Matki Bożej?
Na czym ma polegać cierpliwość Boga wobec nas? Dla mnie to jest jakaś partyzantka w wykonaniu niektórych kapłanów KK w tworzeniu jakichś wydumanych liturgii.
Może warto by było najpierw ujednolicić daty świąt Wielkanocnych w imię ekumenizmu, by Jezus zajął się zebraniem swojej owczarni. To smutne, że nie stać nikogo na taki niewielki znak pokory.
Dasiek
"Może warto by było najpierw ujednolicić daty świąt Wielkanocnych w imię ekumenizmu, by Jezus zajął się zebraniem swojej owczarni" – różnica dat jest wynikiem tradycji posługiwania się innym kalendarzem. Zresztą, myślę, że dla Chrystusa to jest najmniejsze zmartwienie :). Np. Jezus nie rodził się w zimie, ale z pewnego względu obchodzimy Boże Narodzenie w grudniu i czy z tego powodu tkwimy w fałszu :)? Nie.
Jeśli nie w zimie, to kiedy się narodził? I jaki to powód o którym nie wiemy jest tego przyczyną? U Marii Valtorty w Poemacie Boga-Człowieka jest piękny opis narodzenia Pana Jezusa i wszystkich okoliczności temu towarzyszących.
Przeciwieństwem pychy, która stała się źródłem podziału Kościoła, jest pokora której oczekuje Pan Jezus. Od niej uzależnione jest działanie Ducha Świętego w jednoczeniu Kościoła. Jestem pod wrażeniem słów Pana Jezusa z prywatnego objawienia:
Czy muszę, Ojcze, jeszcze jeden raz pić Kielich ich podziału?
A może ujednolicą przynajmniej Święto Wielkanocy,
łagodząc część Mojego cierpienia i bólu?
Czy to królestwo ciemności będzie trwać jeszcze dłużej?
Podzielili Moje Ciało i zapomnieli,
że to Moja Głowa umacnia i podtrzymuje razem całe Ciało.
O, Ojcze! Zjednocz ich i przypomnij im,
że przez Moją Śmierć na Krzyżu dałem im Mój Pokój.
Wlej Ducha Prawdy w Jego Pełni w ich serca,
a kiedy zobaczą swoją nagość, zrozumieją.
Wybacz im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.
Dlatego wszelkie działania ludzkie w tworzeniu nowych ujednolicanych liturgii opartych na ludzkim rozumie są skazane na niepowodzenie.
Dasiek
"Jeśli nie w zimie, to kiedy się narodził?" – najprawdopodobniej na wiosnę :). Wynikac to może chociażby z treści zawartych w ewangeliach. O rzymskich pogańskich świętach narodzin Mitry i sol invictus przypadających dokładnie na dzień 25.12 zapewne słyszałeś? Nie to jest jednak w tym najważniejsze. Najważniejsze jest to, że obchodzimy 25.12 urodziny Chrystusa, a nie Mitry i to jest najwyraźniej plan Boży :). Niestety współczesne neopogaństwo zaczyna coraz dynamiczniej wdzierac się w różne obszary działalności człowieka – również przywracane są stare, przedchrześcijańskie kulty religijne :(.
Zgodnie ze wskazaniami KK jestem ostrożny co do objawień prywatnych :). Przecież ponoc Vassula Ryden w rozmowie z Kongregacją Nauki Wiary wyjaśniła naturę "objawień", wynika z tego, że są to bardziej jej prywatne przemyślenia niż Boże objawienia.
Żydowskie Święto Świateł jest czasem kiedy narodził się Chrystus."Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia" Jezus przyszedł wypełnić Prawo i bez powodu tego czasu nie wybrał. Przypisywanie pogańskich świąt jest w tym przypadku nieuzasadnione i błędne.
A czy kazania nie są prywatnymi przemyśleniami, lub dzielenie się słowem w wielu grupach nim nie jest? Jeśli znasz lepszy sposób na zjednoczenie chrześcijan to powiedz. Okradanie liturgii Kościoła w celu zbliżenia jej do rozłamowców nie służy ani Bogu ani ludziom. Pozwólmy działać Świętemu Duchowi poprzez uniżenie i pokorę, a nie radosną, pyszną twórczość.
Dasiek
Dasiek, stwierdzenie, że "A czy kazania nie są prywatnymi przemyśleniami, lub dzielenie się słowem w wielu grupach nim nie jest?" w kontekście prywatnego objawienia, które okazało się nie objawieniem tylko "przemyśleniami" jest nadużyciem. Żaden kapłan (może oprócz ks. Natanka), którego znam lub słuchałem nie twierdzi, że jego kazania są wynikiem Bożego objawienia :).
"Przypisywanie pogańskich świąt jest w tym przypadku nieuzasadnione i błędne." – Chanuka jest świętem ruchomym, a w zimę się nie wypasa ;).
A co ma chanuka wspólnego ze świętami rzymskimi? I znowu wszystko się rozbija o kalendarz, a najbardziej Twój sposób rozumowania.
W wyniku czego Szaweł stał się Pawłem i głosił ewangelię? A w wyniku czego św. Dominik głosił wspaniałą wartość Różańca świętego. A jakie to zdarzenie skłoniło św. Franciszka by wzywał ludzi do czynienia pokuty? Albo co skłoniło ks. Stefano Gobbi do założenia Kapłańskiego Ruchu Maryjnego.
Drogi Robercie zaczerpnij ze skarbnicy K.K. i pojmij że Bóg nieustannie podaje dłoń ratunku swoim dzieciom. A jakże często zostaje ona odtrącona przez ludzką pychę.
Dasiek
Drogi Daśku, z całym szacunkiem, ale czuję się jak Bieniek Rapaport – postac grana przez E. Dziewońskiego w znakomitym skeczu K. Toma (Konrad Runowiecki) pt. "Sęk". Jestem w momencie kiedy to wspomniany Bieniek żałuje, że wcześniej wypowiedział znamienne "w tym sęk" :).
Pozdrawiam
Robert
Właściwie, to jakoś tak trudno mi jednym mądrym zdaniem podsumować całą powyższą dyskusję, poza tym, że przypomnę – o czym wspominałem wiele razy – o ostrożności w powoływaniu się na objawienia prywatne. ONE BEZWZGLĘDNIE MUSZĄ BYĆ PODDANE OCENIE KOŚCIOŁA!!! Ks. Jacek