Jeszcze o cudach, o wierze – i o „zmuszaniu” Boga…

J

Szczęść Boże! Kochani, jak poczytałem we wczorajszych Waszych wypowiedziach o tym moim zerkaniu ze zdjęcia, to poczułem się bardzo „monumentalnie”. Zapewniam jednak o stałej pamięci w modlitwie i – oczywiście – stale czuwam nad blogiem. Nie tylko ze zdjęcia! Natomiast bardzo mnie cieszą Wasze opinie na temat pisania rozważań przez Marka. Bo co jakieś dwa dni muszę Go przekonywać, że naprawdę nie pisze zbyt często – jak Mu się wydaje. Dziękuję za wszystkie Jego rozważania, naznaczone doświadczeniem Kościoła w innej części świata. Znajdziemy to także w dzisiejszym rozważaniu.
      A przy okazji – zapraszam na bloga Michała Stefana, mojego Lektora z Celestynowa, Człowieka o niezwykle szerokich horyzontach intelektualnych i głębi duchowej, z powodu której całe nasze Grono Duszpastersko – Lektorskie nazywa Go Eminencją. On sam o tym swoim forum napisał bardzo pokornie, wręcz dyskredytująco, ale proszę – nie zwracajcie na to uwagi. Zajrzyjcie tam!
   Dziękuję, Kochani, że wczorajszymi swoim wypowiedziami pogłębiliście i poszerzyliście spojrzenie na problem, który tak wnikliwie rozważał Marek: odniesienie sfery materialnej, widzialnej – do duchowej. Wydaje się, że o tym nigdy dość mówić… 
     I dzisiaj jeszcze po linii wiary, cudu – i nalegania na Boga… Zapraszam do rozważenia słówka z mroźnej Syberii. A tak swoją drogą – nie ma informacji, ile jest tam stopni, prawda?…
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Bardzo Wam dziękuję za Wasze
wpisy, z uwagą śledzę co tam nowego się pojawia i czytam i myślę nad tym i
pewnie trzeba by było coś odpowiadać, ale się z tym nie wyrabiam. Wybaczcie.
Jeśli ktoś chce konkretnie jakiejś odpowiedzi czy znać moje zdanie to proszę,
piszcie o tym śmiało i konkretnie.
Dziś na początku rozważania chcę
wyrazić moją radość i wdzięczność Panu Bogu, że daje nam, swojemu Kościołowi,
takich wielkich i wspaniałych papieży. Najpierw Jan Paweł II, teraz Benedykt
XVI. I oto ten obecny wielki papież, ma niesamowite wyczucie potrzeb Kościoła i
dlatego ogłasza rok wiary.
To jest chyba nam wszystkim bardzo
potrzebne, o czym przekonujemy się nawet tutaj, na blogu. Jak ważne jest
zatrzymać się na temacie wiary. Jak nam wszystkim potrzeba, ten temat podejmować
i rozwijać.
Zacznę od wczorajszego spotkania.
Jak wspominałem u nas świetnie się rozwija wspólnota małżeństw. Raz w miesiącu
są spotkania małżeństw, a potem spotkania w grupach – spotkanie mężczyzn i
spotkanie kobiet.
Wczoraj było spotkanie kobiet. Na
tym spotkaniu, młode żony i mamy zaczęły dzielić się swoimi problemami. Kiedy
mówiliśmy o tym, że warto się spotykać, oprócz oficjalnych spotkań także
nieoficjalnie, żeby po prostu lepiej się nawzajem znać, tworzyć wspólnotę, okazało
się, że jedna z nich ma poważny problem ze swoim dzieckiem, to jest coś w rodzaju
nadpobudliwości, dziecko może zacząć krzyczeć, płakać, nie można go uspokoić.
Bardzo dobra, wierząca, katolicka rodzina, ale mają takie chore dziecko. I w
związku z tym boją się, wstydzą się z tym dzieckiem gdzieś iść, zapraszać do
siebie gości, jest to dla nich duży problem.
Na tym spotkaniu owa kobieta
odważyła się tym podzielić, z owymi kilkoma kobietami, które w większości od
dawna zna. W czasie rozmowy na ten temat, gdzie wiele było dobrych słów
podtrzymania jej w tym problemie, myślenia co można zrobić, w końcu zadałem
pytanie o modlitwę. Zamówiliście już Mszę św. za dziecko? Prosiliście innych o
modlitwę?
I mówiliśmy o roli wspólnoty, że
prawdziwa wspólnota, to nie ludzie przed którymi trzeba dobrze wypaść, udawać, tylko
to ludzie przed którymi można się wypłakać, na barki których można zrzucić
trochę swoich ciężarów i problemów, którzy mogą też modlić się za was.
Do tej pory rozmowa szła
normalnie. Aż tu zadałem jej pytanie: – Czy chcesz, żebyśmy teraz wszyscy razem
pomodlili się, i porosili Boga, żeby On dziś uzdrowił twoje dziecko?
Reakcja była nieoczekiwana – Co?
Dziś? Może nie.
Ona przeraziła się tej możliwości,
mówiąc, że nie jest na to gotowa. Zapytałem innych, czy wy wierzycie, że Pan
Bóg może to dziecko uzdrowić? – To okazało się bardzo trudnym pytaniem.
Potem ten temat żeśmy
kontynuowali. Ktoś jeszcze miał swój wielki problem, ale bał się o nim głośno
powiedzieć, poprosić innych o modlitwę. Ktoś miał swój problem, też chorobę
dziecka i na pytanie o wiarę w uzdrowienie, była odpowiedź, że może Bóg chce
tego cierpienia, tego krzyża.
My usprawiedliwiamy Pana Boga,
zamiast go konkretnie prosić. Boimy się cudu. Nie jesteśmy gotowi przyjąć
nieoczekiwanego daru, np. uzdrowienia. Niesamowite.
Mnie to bardzo zastanowiło, ich,
jak widziałem też. Dlaczego Bóg dziś nie daje takich cudów, uzdrowień, jak
dawniej? Bo my się ich boimy, nie chcemy, nie wierzymy. Więc on nie będzie nas
męczył swoimi cudami, uzdrowieniami. Nam tak dobrze…
Popatrzcie jak prosi ta kobieta z
dzisiejszej Ewangelii – Jezus jej odmawia, można nawet powiedzieć – poniża ją.
A ona jeszcze raz prosi, z wiarą, z pokorą, uparcie prosi.
Prosi i wierzy, że Jezus może, ona
jasno formułuje swoją prośbę, nie usprawiedliwia Jezusa, że On może tak chce,
może tak lepiej, ale ona prosi, ona domaga się tego uzdrowienia, ona wierzy,
ona walczy o to uzdrowienie. I Jezus stawia ją nam jako wzór.
Jaka jest nasza modlitwa prośby?
Proste ćwiczenie. Byliśmy na Mszy
św. w niedzielę, może ktoś był wczoraj, albo nawet dzisiaj. Kto jest w stanie
powiedzieć, napisać, o co modliliście się w czasie tej Mszy św. w modlitwie
wiernych? Jakie były wezwania? O co? Za kogo?
Przecież wszyscy powtarzaliśmy –
Ciebie prosimy – wysłuchaj nas Panie. A o co prosimy? My czasem nawet nie
słuchamy samych siebie o co my prosimy? Czy taka modlitwa jest podobna do
uporu, uniżenia kobiety z dzisiejszej Ewangelii?
Kilka dni temu prosiłem o intencje
na blogu. I była jedna intencja, i jaki piękny odzew i głęboka modlitwa. I
wierzę, że ta modlitwa albo już przyniosła swój owoc, albo niedługo przyniesie.
A przecież my mamy mnóstwo problemów, z którymi sobie nie radzimy, z którymi
nam trudno. Czemu krępujemy się powiedzieć o tym, czemu wstydzimy się innych
prosić o modlitwę za nas? Czemu trudno nam uwierzyć, że ta modlitwa może nam
rozwiązać problem? Czy jesteśmy gotowi na to, żeby Bóg dokonał cudu w naszym
życiu? Czy chcemy, żeby On nas wysłuchał? Czy konkretnie go prosimy?
Przecież ten blog, mógłby też
funkcjonować, jako grupa modlitewna, w którym mówimy o swoim problemie, jeśli
on rzeczywiście jest wielki i nas przerasta… Wtedy prosimy o modlitwę i
rzeczywiście się w tej intencji wszyscy modlimy.
Ciekawe, co Wy o tym myślicie…
Pozdrawiam bardzo gorąco ze znów
mroźnej Syberii.

7 komentarzy

  • Pamiętam, jak ks. Jacek zaproponował na blogu wspólne modlitwy codziennie o 20.00 (zdaje się, że powoli zbliżamy się do rocznicy :)), to na początku pojawiały się prośby z intencjami :), ale czy z biegiem czasu te intencje przeniosły się do naszych serc? Bo na blogu przestały byc wspominane i nie pojawiały się nowe. Mam nadzieję, że nie "wywietrzały" ;).
    "Dlaczego Bóg dziś nie daje takich cudów, uzdrowień, jak dawniej? Bo my się ich boimy, nie chcemy, nie wierzymy. Więc on nie będzie nas męczył swoimi cudami, uzdrowieniami. Nam tak dobrze…" – niedawno pisaliśmy o cudach w naszym życiu, może jednak staramy się dostrzegac Boga i Jego cuda wokół nas? Może wciąż zbyt mało w nas wiary, może ta wiara jest, ale zbyt "szeroka", a za mało "głęboka" ;)? Ks. Jacek kiedyś napisał, przepraszam, że może nie dokładnie przytoczę myśl, ale robię to z pamięci: że z Bogiem należy się czasami nawet i sprzeczac, jeżeli mamy jakąś gorącą i ważką potrzebę (nie chodzi tutaj o nowy samochód 😉 ).
    Tak, zapewne człowiek współczesny to człowiek raczej małej wiary. Może inaczej: o wiele więcej jest osób małej wiary, niż tych z wiarą większą :). Ale czy problem dotyczy jedynie nas? Współczesnych? Moim zdaniem nie. Dowodem na to są strony Pisma Świętego :). Przecież jaskrawo dające do zrozumienia jaka postawa względem Boga jest dobra, a jaka zła. Czego Bóg od nas chce, a co nie jest dla Niego zbyt miłe. Co prowadzi do zguby, a co nie. Mimo znaków, Prawa, Nauki, niemalże ciągnięcia ludzi przez Boga za włosy, aby nie potonęli – to i tak ludzie upadali, odwracali się od Niego zwracając się do bałwanów, zapominali o Nim. W zasadzie "przeżerali" własne życie pławiąc się w doczesności mimo problemów, mimo wojen, nędzy, mimo chorób. A co gorsze – dalej będą postępowac tak samo :/, pewnie aż do dnia Sądu. Przykładem jest chociażby Salomon z dzisiejszej perykopy. Zgłupiał na starośc 😉 odwracając się od Boga?
    Dlaczego czujemy się "nieswojo" prosząc Boga, naciskając na Niego w jakiejś naszej sprawie, czy chociażby sprawie bliskiej naszemu sercu? Różne pewnie są tego przyczyny, ale jedna wydaje mi się dośc istotna: my chrześcijanie mamy uformowany – moim zdaniem – nie do końca własciwy stereotyp wyznawcy Chrystusa: otóż to ktoś uległy, do przesady pokorny, w milczeniu znoszący nawet najgorsze cierpienie, taka owieczka potulnie idąca na rzeź.
    A przecież to nie do końca tak! Może raczej: to nie tylko tak :)! Chrześcijaństwo to wyzwanie, to misja, to miłośc w działaniu, świadectwo życia – to nie jest jakaś banalna rzecz, a do nie banalnych rzeczy potrzeba siły :), trzeba byc spolegliwym – w znaczeniu bycia godnym zaufania, pewnym, opiekuńczym – bycia jak opoka :). Do tego potrzeba darów Ducha Świętego! Kto o nich pamięta w modlitwie? Główne cnoty moralne, przypomnę: roztropnośc, sprawiedliwośc, wstrzemięźliwośc i męstwo. Męstwo – nie bójmy się prosic Boga, nie bójmy się z nim rozmawiac! I nie zapominajmy, aby Mu dziękowac :).
    Trochę może za "bojowo" napisałem :), ale taki mam dzisiaj nastrój ;).
    Pozdrawiam wszystkich serdecznie 🙂
    Robert

  • Co my o tym myślimy? Może ksiądz Marek jako pierwszy da dobry przykład. Zachęcając tym samym innych. I napisze nam o swoim problemie z którym sobie nie radzi.

  • Ks. Jacku, to "zerkanie bacznym wzrokiem" – chodziło nam właśnie o to, że Ks. jest cały czas OBECNY. W modlitwie , " na blogu". To tylko przenośnia:)

    Jeśli chodzi o moją ostatnią Msze św., to ofiarowałam Ją mojemu proboszczowi. Za proboszcza. Dlatego, że bardzo nie lubię tego Ks. i jakoś nie mogę się przekonać do niego. Prosiłam Pana Boga, żeby pomógł mi się "przełamać". Czasem o nic nie proszę, a wręcz przeciwnie – dziękuję. Bywa też tak, że idę beż żadnej intencji. Po prostu się pomodlić.

    "Czemu krępujemy się powiedzieć o tym, czemu wstydzimy się innych prosić o modlitwę za nas?" Ja myślę, że to działa trochę na zasadzie : Po co będę pisać o swoim problemie i po co będę prosić o modlitwę za mnie. Każdy ma dość swoich problemów… Z jednej strony wierzymy, że modlitwa "innych" pomoże, ale po co komuś zawracać głowę sobą. Niektórzy wstydzą się swoich problemów, chodź sami nie wiedzą czemu. Jeszcze inni, zmagają się tak długo, że stracili nadzieję, przyzwyczaili się, albo uważają, że widocznie tak musi być. Albo " powiedz swój problem – ja się pomodlę, ale swojego już nie powiem". Niektórzy wolą zmagać się sami – po co ktoś ma się przejmować jeszcze mną. Jeszcze inni przeczytają kogoś problem i stwierdzą, że ich przy tym jest malutki i aż wstyd pisać. Są i tacy, co uważają, że sobie radzą, że jest ok, a wystarczy napomnieć na ten temat i myśli wracają… Myślę, że tych przyczyn jest jeszcze więcej i są naprawdę różne.

    Co do grupy modlitewnej, to naprawdę dobry pomysł. Tylko żeby pisał każdy kto CHCE. Bez zmuszania INNYCH i zakładania, że każdy ma ogromny problem z którym sobie nie radzi. Bywają w życiu człowieka i te dobre dni 🙂

    Oj, znowu się rozpisałam, ale już zmykam.

    Szczęść Boże.

  • '' Co do grupy modlitewnej, to naprawdę dobry pomysł. Tylko żeby pisał każdy kto CHCE. Bez zmuszania INNYCH i zakładania, że każdy ma ogromny problem z którym sobie nie radzi. Bywają w życiu człowieka i te dobre dni 🙂 ''

    Myślę, że chyba nikt z nas nie czuje się tutaj do czegokolwiek zmuszany.
    Tak samo jak nie ma człowieka na świecie, który by nie miał większych, lub mniejszych problemów.
    Oczywiście, że dla każdego z nas problem jest inaczej spostrzegany, ale to nie zmienia faktu, że się go posiada.
    Tak są dobre dni w życiu człowieka, i chwała Panu za to, ale one nie likwidują problemu, tylko pomagają nabrać powietrza ,by móc dalej stawiać dzielnie czoła codzienności, która pewnie nie dla jednego człowieka jest delikatnie bym rzekła.. trudna….

    Pozdrawiam

  • Odniosłem się do tych wpisów już w słowie wstępnym, ale raz jeszcze popieram pomysł wzajemnej modlitwy za siebie, która bardziej, niż przeróżne słowne dywagacje, pomoże komuś z nas w problemach. O których to problemach – z całą mocą podkreślam – naprawdę nikt nie musi dosłownie i obszernie pisać! Serdecznie pozdrawiam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.