Nie poprawiajmy Boga…

N

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, dzisiaj już druga niedziela Wielkiego Postu. Nie marnujmy czasu łaski! Przypomnijmy sobie o wielkopostnym postanowieniu! Nie odkładajmy Spowiedzi na ostatnie dni przed Świętami!
     A dzisiaj – moje słówko…
Na głębokie i religijne przeżywanie Dnia Pańskiego przesyłam kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

2 Niedziela
Wielkiego Postu, B,
do
czytań:  Rdz 22,1–2.9–13.15–18;  Rz 8,31b–34; 
Mk 9,2–10
Wydarzenie, o którym mowa w
dzisiejszym pierwszym czytaniu, jest pod każdym względem niezwykłe. Oto Bóg domaga
się od Abrahama, aby złożył w ofierze
swojego jedynego syna, Izaaka.
Tak, właśnie tego wymodlonego, wytęsknionego,
upragnionego jedynego syna… Co prawda, jeśliby się tak wczytać dokładniej, to
Bóg nie mówi wprost o zabiciu syna,
można nawet mówić o wypowiedzi w pewnym sensie niejednoznacznej, bo Bóg mógł myśleć
o złożeniu ofiary w sposób duchowy, jakiś symboliczny, zastępczy…
Jednak Abraham zrozumiał to
jednoznacznie, że Bóg żąda od niego ofiary
w tym wymiarze jak najbardziej dosłownym i ostatecznym,
a więc – ofiary z
życia syna. I wszystkie kroki, jakie podjął, zdają się wskazywać, że do takiego właśnie finału zmierza. A
jest to postawa o tyle piękna i wręcz heroiczna, o ile też na swój sposób
dziwna… Bo przecież Abraham znany był z
tego, że droczył się z Bogiem, dyskutował z Nim, targował się
… A tu, w chwili,
w której Bóg żąda od niego ofiary z jedynego syna, on bez słowa rusza, o nic nie pyta, nie dyskutuje, nie zgłasza żadnych
wątpliwości,
których wręcz cały bezmiar powinien mu się w głowie kłębić…
Nic z tych rzeczy!
On jasno zrozumiał Boże
polecenie. Bóg się nie mógł pomylić, bo
precyzyjnie określił, że ma on wziąć swego
syna jedynego, którego miłuje
i złożyć go w ofierze. Jedynego syna, którego
miłuje… Przecież Abraham nie miał innego syna – tylko tego jednego! I
rzeczywiście go miłował! A Bóg jakby na ironię – jeszcze to podkreślił: którego miłujesz… Zrozumiał zatem
Abraham, że Bóg się nie pomylił, że wie,
co robi;
że wie, czego żąda – nie pozostaje zatem nic innego, jak wolę Bożą
wypełnić…
Możemy się tylko domyślać,
co wtedy przeżywał, o czym wtedy myślał, co
przeżywało jego ojcowskie serce
… A jednak – przemógł to wszystko, wyciszył
w sobie na ile mógł wzmagający się we
wnętrzu straszny ból duchowy
i postanowił wypełnić wolę Bożą. W całości – i bez zastrzeżeń.
I wtedy okazało się, że Bóg
wcale nie chce ofiary z życia Izaaka,
chce natomiast ofiary serca Abrahama.
Dlatego nie dopuszcza do śmierci
chłopca. Oszczędza go, skoro Abraham dla
Boga postanowił go nie oszczędzić.
Bóg go oszczędził, uratował, Abraham zaś
w rzeczywistości złożył swego syna w
ofierze!
Tak, możemy to stwierdzić: złożył swego syna na sposób duchowy, on w swoim sercu potrafił ustawić właściwą
hierarchię wartości.
A w tej hierarchii to Bóg zajmował pierwsze miejsce,
Izaak – chociaż był synem jedynym i umiłowanym – zajmował miejsce wyraźnie dalsze.
I okazało się, że Bóg,
którego Abraham umieścił w centrum swego
serca i swego życia,
wcale nie żąda odrzucenia nikogo z ludzi, a już
szczególnie – umiłowanego syna. Okazało się, że miłość do Boga można pogodzić z miłością do człowieka. A wręcz jest
to jedna miłość, tylko w różny sposób realizowana.
Abraham zatem, okazując
miłość do Boga, tak wiele wygrał. Wszystko
wygrał, bo ocalił swoją bliskość do Boga, ale też – ocalił syna.
Będąc gotowym
ofiarować go Bogu tak całkowicie, a ostatecznie ofiarując go na sposób duchowy,
w rzeczywistości go ocalił i zatrzymał
przy sobie. Bóg mu go nie zabrał.
Bóg go oszczędził. Bóg oszczędził syna
Abrahama, natomiast – jak mówi Paweł Apostoł w drugim czytaniu – Bóg nie oszczędził własnego Syna, ale Go za nas wszystkich wydał
Przepięknie pisze dziś o
tym Apostoł Narodów, zaczynając swój wywód od słów, które w rzeczywistości
mogłyby być jego podsumowaniem: Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
Rzeczywiście, jeżeli taki Bóg jest z
nami, to któż przeciwko nam? Jeżeli taki Bóg, który ocala człowieka, ale poświęca z bezgranicznej miłości do
tegoż człowieka swego Syna – jeżeli taki Bóg jest z nami,
to któż lub cóż
może zagrozić, przeszkodzić, któż się może sprzeciwić?
Kochani, to wszystko, co tu
sobie mówimy i rozważamy, musi nas skłonić do refleksji nad tym, że Bogu warto zaufać, że On wie, co robi. Tak,
to prawda – to jest łatwo powiedzieć na kazaniu, a w konkretnej sytuacji, kiedy
trzeba sprostać sytuacji po ludzku
zupełnie niezrozumiałej,
wszystko wygląda inaczej. Jednak postawa Abrahama
i jego miłość do Boga, odwzajemniona
przez daleko większą miłość Boga do Abrahama i do każdego człowieka,
zdaje
się nas przekonywać, że warto Bogu zaufać bezgranicznie.
Zaufać Bożej woli, Bożej propozycji, nie
poprawiać Boga,
nie narzucać Mu swojej wizji świata i swoich planów, ale
przyjąć te, które Pan proponuje. Nawet,
jeżeli są one niezrozumiałe, albo nie do końca zrozumiałe.
A Pan będzie nas tak na
spokojnie przekonywał, że jesteśmy na dobrej drodze i że nikt, kto Jemu zaufał
bezgranicznie, nie będzie zawiedziony,
bo jeżeli nawet nie od razu, to w pewnej dłuższej
perspektywie
przekona się, że
postąpił słusznie.
Pan niekiedy – owszem –
daje takie bardzo czytelne i wyraziste znaki, jak ten na Górze Przemienienia, o czym dzisiaj usłyszeliśmy w
Ewangelii. Ale tak jak w życiu Apostołów, tak i w naszym życiu, tego typu znaki są czymś bardzo szczególnym
i wyjątkowym.
One nie dokonują się na co dzień, to Pan wybiera czas, w którym uznaje, że trzeba aż tak bardzo
mocnej interwencji i takiego jednoznacznego ukazania swojej chwały.
Najczęściej jednak, to Boże
wychodzenie do człowieka i to Boże przekonywanie człowieka do siebie dokonuje się w tak zwanej szarej
codzienności.
Bóg tak kieruje losami człowieka, że kiedy ten zaufa Mu w
sposób szczery i bezgraniczny, postępując według Bożych planów, z pewnością przekona
się, że postępuje właściwie, podejmuje decyzje mądre – i na pewno nie pogubi się w chaosie tylu spraw, które go dotyczą w jego
rozbieganej rzeczywistości.
Módlmy się zatem dzisiaj,
Kochani, o umiejętność szczerego, wręcz dziecięcego zaufania Bogu. Módlmy się o
otwartość na Boga. Abyśmy się z Bogiem nie wykłócali, a jeżeli pytamy Go: „Boże,
dlaczego?” – to byśmy byli otwarci na Jego odpowiedź,
a nie nastawiali się
z góry na odrzucenie Jego propozycji. Módlmy się o taką miłość do Boga i takie
zaufanie do Niego, jakiego przykład dał dzisiaj Abraham.
Módlmy się o tę odwagę i
jasność umysłu, byśmy Boga nie
poprawiali, nie pouczali, jak ma kierować naszymi losami;
byśmy Mu nie przedstawiali swoich planów jedynie do
podpisu i do realizacji,
ale byśmy mieli – i chcieli – przedstawić Bogu czystą kartkę ze swoim podpisem, na
której to kartce Bóg będzie pisał swoją wolę, a my z góry i bez zastrzeżeń będziemy gotowi wolę tę zaakceptować i
zrealizować
– wiedząc, że Bóg nie jest politykiem na przedwyborczym wiecu,
obiecującym przysłowiowe gruszki na wierzbie, ale jest miłującym Ojcem, który naprawdę chce naszego dobra,
naszego zbawienia, i który dla tego zbawienia nie oszczędził własnego Syna, ale
za nas wszystkich wydał Go w ofierze
. Uwierzmy w tę wielką miłość!
A w tym kontekście
zastanówmy się:
·       
Z
jakim przekonaniem i świadomością mówię codziennie „Bądź wola Twoja”?
·       
Czy
staram się nie poprawiać Boga i nie narzucać Mu swojej woli?
Jak rozmawiam z Bogiem o sprawach dla mnie najtrudniejszych?
To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie

7 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.