O dwóch warunkach przebaczenia…

O

Szczęść Boże! Witam i pozdrawiam! Kochani, przez kilka dni ja będę zamieszczał słówka, bowiem mój Czcigodny Brat pielgrzymuje akurat do… Rzymu! Oj, ten człowiek nie usiedzi na miejscu. Ale to dobrze, że Kościół na Syberii daje o sobie znak w Stolicy Chrześcijaństwa. Wbrew pozorom – to jest bardzo ważne! Życzę zatem Markowi szczęśliwej podróży, owocnego pielgrzymowania i głębokich przeżyć, jakie zwykle towarzyszą wizycie w tym wyjątkowym miejscu.
   A my – bierzemy się do roboty. Wielkopostnej oczywiście! Zapraszam do refleksji o dwóch warunkach przyjęcia przebaczenia…
   Zachęcam również do modlitwy w intencji Ofiar Katastrofy kolejowej na Śląsku…
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
2 tygodnia Wielkiego Postu,
do
czytań:  Dn 9,4b–10;  Łk 6,36–38
Liturgia Słowa dnia
dzisiejszego przedstawia nam dwa warunki,
jakie musimy spełnić, aby móc liczyć na odpuszczenie grzechów ze strony
Boga. To znaczy – uściślijmy od razu – my niczym
nie jesteśmy w stanie zasłużyć na owo przebaczenie grzechów,
bo każdy
grzech jest buntem przeciwko Bogu i w rzeczy samej skazuje człowieka na śmierć
i potępienie. Natomiast wielka i niezmierzona miłość Boga sprawia, że człowiek otrzymuje owo odpuszczenie – i to
jeszcze zanim zdąży o nie poprosić.
Bóg wręcz naprasza się sam ze swoim
miłosierdziem i z propozycją uwolnienia człowieka z ciążącego na nim zła. To
pierwsze zastrzeżenie: niczym nie jesteśmy
w stanie zasłużyć sobie na Boże przebaczenie, ono zawsze jest wynikiem darmowej
miłości Boga.
A drugie zastrzeżenie jest
takie, że spełnienie owych dwóch warunków, o których tu sobie powiemy, również sytuacji tej nie zmieni. Nie
zmieni się bowiem pozycja człowieka wobec Boga – i odwrotnie.
Spełnienie owych dwóch
warunków nie jest więc potrzebne Bogu, bo On i tak grzechy przebacza i okazuje
miłosierdzie swoim zbuntowanym dzieciom. Spełnienie
owych warunków potrzebne jest nam, abyśmy byli w stanie przebaczenie to przyjąć
i głęboko w sercu przeżyć
… Aby ono miało wpływ na kształt naszego życia
duchowego. Jakie są zatem owe warunki?
Na pierwszy wskazuje nam
czytanie z Księgi Proroka Daniela, w którym słyszymy słowa: O,
Panie mój, Boże wielki i straszliwy,
[…]. Zgrzeszyliśmy, zbłądziliśmy, popełniliśmy nieprawość i zbuntowaliśmy
się, odstąpiliśmy od Twoich przykazań
. I dalej: Panie! Wstyd na twarzach niech okrywa nas, […] bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie.
A zatem – uznanie grzechu w sobie, przyznanie się do niego, jest pierwszym
warunkiem skutecznego nawrócenia i przyjęcia Bożego przebaczenia.
Uznanie
prawdy o sobie i o swojej grzeszności, przyznanie się do konkretnych grzesznych
czynów – to jest warunek pierwszy.
O tym, jak jest on trudny
do zrealizowania, przekonujemy się codziennie, a już szczególnie przy okazji
Spowiedzi, kiedy to albo stwierdzamy, że
nie mamy grzechów,
chociaż od ostatniej Spowiedzi minęło pół roku – my nie
mamy się z czego spowiadać, bo właściwie niczego złego nie zrobiliśmy – albo mamy jakieś dwa małe grzeszki… Jest
to w jakimś sensie zjawisko dla naszych czasów symptomatyczne, przed którym
zresztą ostrzegało kilku ostatnich Papieży,
począwszy od Piusa XII.
Wszyscy oni jednym głosem przestrzegali, że największym grzechem naszych czasów jest
brak świadomości grzechu!
Dzisiaj nie chce się mówić
o grzechu, bo lepiej wszystko wytłumaczyć jakimś załamaniem psychicznym, albo splotem różnych wydarzeń lub uwarunkowań
społecznych
… Tak, czy owak, mówi się dużo, aby sprawę tak zamącić, by nie używać pojęcia grzechu, a na ile się
tylko da zatuszować go i przesłonić innymi określeniami lub na siłę go
usprawiedliwić
… A tymczasem, uznanie całej prawdy o grzechu i przyznanie
się do niego może spowodować jakąkolwiek przemianę duchową, natomiast jego ukrywanie
i tłumaczenie na siłę jest tylko
oszukiwaniem samego siebie i pogarszaniem sytuacji.
To jest więc pierwszy
warunek, jaki należy spełnić do godnego przyjęcia przebaczenia. A drugi?
A drugi odnajdujemy w
Ewangelii w słowach samego Jezusa: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest
miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Nie potępiajcie, a nie będziecie
potępieni. Odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone
. Właśnie, Kochani! Odpuszczajcie
– a będzie wam odpuszczone. A zatem – postawa
przebaczenia i w ogóle: miłosierdzie wobec drugiego człowieka,
który tak
samo, jak ja, jest grzeszny i tak samo potrzebuje przebaczenia z mojej strony,
jak ja potrzebuję go od Boga… Jak bowiem
mogę prosić Boga o przebaczenie, jeżeli sam nie potrafię przebaczyć?
Przepięknie wyraża to jedna
z próśb Modlitwy Pańskiej: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy
naszym winowajcom”. Kochani, mówiliśmy już nieraz, że na szczęście Pan Bóg tej prośby nie wysłuchuje tak do końca. Na
szczęście! Bo gdyby Bóg faktycznie tak nam odpuszczał, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom,
to bylibyśmy bardzo biedni! Pan Bóg jednak nie czeka na nasze przebaczenie i
przebacza pierwszy, co jednak nie zwalnia nas z obowiązku przyjęcia właściwej
postawy: postawy miłosierdzia względem
bliźniego.
I to jest warunek drugi…
Zechciejmy zatem otworzyć
serca na te pouczenia Jezusa, aby przeżywanie Wielkiego Postu mogło zaowocować prawdziwym i skutecznym zerwaniem z
grzechem – prawdziwym nawróceniem!
W tym kontekście zastanówmy
się:
·       
Czy
do każdej Spowiedzi przygotowuję się przez solidny rachunek sumienia, czyniony
za pomocą książeczki, czy też stosuję zasadę „coś tam się powie…”?
·       
Czy
zbyt łatwo lub zbyt szybko nie usprawiedliwiam się ze swoich grzechów,
obarczając innych odpowiedzialnością za nie?
·       
Czy
nie pielęgnuję w swoim sercu urazy do kogoś?
Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie

42 komentarze

  • Katastrofa miała miejsce, niedaleko mego miejsca zamieszkania.

    Tam gdzie jest obecne miłosierdzie, tam też jest Bóg.
    Bóg objawia się nam jako miłosierdzie.
    On jest nie tylko miłosierny,ale jest samym miłosierdziem.
    My, nie możemy być samym Miłosierdziem, ale każdy z nas ma szansę, a nawet obowiązek bycia miłosiernym.
    Możemy być miłosierni, tylko wtedy gdy widzimy przed sobą drugiego człowieka.
    Gdy będziemy wpatrywać się w Tego, który jest miłosierdziem, dostrzeżemy wtedy nieskończony dar z siebie, tę miarę, która jest nadobfita.
    Bóg jest miarą naszego przebaczenia i daru z siebie. Dlatego Chrystus woła, byśmy byli miłosierni tak, jak On sam jest miłosierny. Bo odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie.

  • Bóg jest miarą naszego przebaczenia i daru z siebie. To dlatego można powiedzieć, że miarą miłości jest – miłość bez miary! Pozdrawiam! Ks. Jacek

  • bez pomocy Boga nic nie jesteśmy w stanie sami zrobić..nawet przebaczyć bliźniemu..
    możemy mieć tylko wolę wybaczenia

    Ania

    • ''bez pomocy Boga nic nie jesteśmy w stanie sami zrobić..nawet przebaczyć bliźniemu..
      możemy mieć tylko wolę wybaczenia''

      Nie jestem pewna, czy tak jest do konca jak piszesz Aniu
      A co z ludźmi niewierzącymi, innowiercami ?
      Oni też przebaczają – wybaczają.
      Nie możemy tym ludziom zarzucić zakłamania.
      Nie możemy powiedzieć, że oni posiadają '' tylko wolę wybaczenia ''
      ich też stać na wypowiedzenie słów – przepraszam, wybaczam, a przecież w Boga nie wierzą.
      Czy ich przebaczenie, jest gorsze, od ludzi wierzących ?

    • to, że nie wierzą w Boga nie znaczy,że On nie działa w ich życiu,
      czy ich przebaczenie jest gorsze? nie..jeśli tylko motywem tej decyzji jest miłość bliźniego..a Miłość to Bóg więc…chcąc nie chcąc wszystko sprowadza się do Jednego 😉

      dla mnie wybaczenie to zrezygnowanie z cząstki siebie, ze swojej dumy, egoizmu, to zobaczenie w innym człowieka..to oddzielenie zła od osoby,

      czy byłabym w stanie wybaczyć bez wiary w Boga? nie potrafię odpowiedzieć..może starałabym się, bo tak trzeba, bo to byłoby dobre dla mnie..ale czy brak czystych intencji (miłość własna a nie bliźniego) dałby mi pokój ducha? nie sądzę..bo taki pokój wypływa z Łaski a te rozdaje tylko Najwyższy

      ale to są tylko moje myśli…mogę się mylić

      Ania

    • '' to, że nie wierzą w Boga nie znaczy,że On nie działa w ich życiu,
      czy ich przebaczenie jest gorsze? nie..jeśli tylko motywem tej decyzji jest miłość bliźniego..a Miłość to Bóg więc…chcąc nie chcąc wszystko sprowadza się do Jednego 😉 ''

      Dlas nas ludzi wierzących Miłość ( miłość bliźniego) to Bóg

      Znam ludzi dobrych, uczynnych, niewierzących w Boga.
      Nawet jesli On działa w nich, to Oni i tak tego nie biorą pod uwagę. Nie zawdzieczają Jemu swojej umiejętności czynienia dobra, wybaczania.
      Czyli są bardzo daleko od Niego.
      A mimo to, potrafią czasem prędzej wybaczyć, niż niejeden człowiek wierzący, uznający Boga za swego Pana.

      To też są tylko moje myśli …

    • a możesz mi powiedzieć (może pytałaś się takich osób) co kieruje ich postepowaniem, skąd w nich potrzeba czynienia dobra, skąd siła do wybaczenia?

      czy są daleko od Boga? nikt nie jest daleko, śmiem przypuszczać,że wszyscy jestesmu w Nim zanurzeni
      jak na takich ludzi spojrzy Najwyższy? szczerze? nie wiem…ufam w jego Miłosierdzie

      Ania

  • OK ;).
    Ogólnie w predestynacji chodzi św. Augustynowi o to, że w zasadzie posmiertne losy człowieka – zbawienie czy potępienie są od niego niezależne, bo wszystko Najwyższy już z góry zaplanował i poustawiał :).

    • Robercie…poczytałam i ..jestem za głupia na takie mądrości :-), choć ta teoria łaski wpisuje się w moje życie idealnie, ani niczym nie zasłużyłam ani bez niej niczego bym nie zrobiła..
      a co do pośmiertnych losów to ..uwaga..będę mówiła herezje…:-)
      mam swoją teorię na temat wolnej woli,
      Boga obieram jako źródło Miłości, Dobra i Miłosierdzia, obrazowo jako ogromny magnes, do którego wcześniej czy później każda Jego cząstka, czyli my jako dzieci Boże będziemy dążyć, jedni robią to świadomie dzięki łasce (paradoksalnie ci mają najłatwiej, bo wiedzą do czego dążą), inni robią to dzięki wierze ( i to jest dla mnie prawdziwa wiara, trwać, iść, wierzyć w Słowo bez pewności czy to jest prawda)a inni robią to bo…sami nie potrafią powiedzieć dlaczego dobro ich pociąga (ponoć nie wierzą w Boga tylko w Miłość i Dobroć),
      jest określony cel wędrówki, zostawiona mapa z legendą (za to odpowiada Najwyższy), sposób dotarcia na miejsce to już popis ludzkiej pomysłowości, zdarza się też tak,że niektórzy natrafiają na ścianę i tam już zostają z wielkim pragnieniem dojścia do celu,
      więc wszyscy trafiamy przed oblicze Najwyższego ..i tu dopiero możemy świadomie skorzystać ze swojego prawa wolnej woli..możemy powiedzieć "nie" Bogu,
      wszyscy, którzy nie odwrócą się od Ojca będą zbawieni, nawet Ci, którzy zostali gdzieś po drodze ale ich pragnieniem było dotarcie do Celu
      dlaczego dopiero przed obliczem Boga dokonamy ostatecznego wyboru co do naszej wieczności? bo według mnie Bóg nas na tyle szanuje,że nie kazałby nam wybierać czegoś w "ciemno", tak wiem, że poświęcił dla nas swego syna ale..pamiętajmy,że Jego Miłosierdzie jest niezmierzone..
      koniec moich teorii 😉
      jeśli napisałam coś co jest niezgodne z nauką Kościoła, to proszę usunąć mój komentarz,żebym nie namieszała komuś w głowie

      Ania

    • Aniu – mnie się podoba :). Nie znajduję żadnych herezji, może ks. Jacek lub ks. Marek coś "wyłapią" ;). Mam tylko jedną uwagę:
      "pamiętajmy,że Jego Miłosierdzie jest niezmierzone.." – tak, ale ważne jest abyśmy tego Miłosierdzia nie nadużywali, nie "prowokowali" Boga świadomie wdeptując w grzech. Odrzucając Boże przykazania ze świadomością i wiarą w to, że i tak będzie dobrze, bo Jego Miłosierdzie jest nieskończone moze prowadzic do jednego z grzechów przeciwko Duchowi Świętemu.

    • miłość
      można ranić – świadomie, i mieć przekonanie, że się kocha.
      Zranię, powiem przepraszam , i sprawa załatwiona.
      Przecież jestem tylko człowiekiem.
      Mam prawo upadać, co tam
      Bóg i tak mi wybaczy

      To samo ma często ma miejsce w stosunku do drugiego człowieka.

      Zgadzam się z tym co napisał Robert, odnośnie grzechowi przeciwko Duchowi Świętemu.

      Miłość nie chroni nas, od popełniania grzechów
      Gdyby tak było, każdy kto twierdzi, ze kocha Boga, i ludzi, byłby za życia świętym człowiekiem. Nie zagrażałby mu , żaden grzech, a przecież tak nie jest
      Miłujemy, kochamy, a ciągle w czymś upadamy.
      Nigdy nasza miłość nie będzie tak doskonała, jak miłość Boga do nas.

  • '' a możesz mi powiedzieć (może pytałaś się takich osób) co kieruje ich postepowaniem, skąd w nich potrzeba czynienia dobra, skąd siła do wybaczenia?

    czy są daleko od Boga? nikt nie jest daleko, śmiem przypuszczać,że wszyscy jestesmu w Nim zanurzeni
    jak na takich ludzi spojrzy Najwyższy? szczerze? nie wiem…ufam w jego Miłosierdzie''

    Skąd siła wybaczania, itd ?
    Nikt nie rodzi się złym człowiekiem.
    Jeśli pielęgnuje się w sobie dobro….

    Nie muszę daleko szukac przykładu
    Mój Mąż jest osobą niewierzącą. ( przynajmniej za takiego się uważa)
    A mimo to, jest dobrym człowiekiem.

    Jak spojrzy na takich ludzi Bóg ?
    Myślę, że może z wiekszą miłością, niż na kogoś kto '' klepie'' godzinami różaniec, a po wyjściu z Kościoła jest zdolny do najgorszych czynów.

    Czy są daleko od Boga ?
    Myślę, że tak.
    To, że moze wszyscy jesteśmy w Nim zanurzeni, to jedno.
    Ale mamy wolną wolę , i jeśli nie uznajemy Boga za swojego Pana, to trudno w tym wypadku mówić o bliskości z Nim.

  • Nasuwa mi się kilka skojarzeń:
    1. wszystko, co dobre z nas, jest z Boga;
    2. Bóg działa także w/przez niewierzących, bo bez Niego nic nie byliby w stanie zrobić, choćby nie wiadomo jak odżegnywali się od Niego;
    3. nie każdy, kto mówi, że nie wierzy, naprawdę nie wierzy – czasami tylko tak mówi, a po cichu…, a czasami wierzy po swojemu;
    4. w którym dziele Augustyn przedstawia teorię predestynacji? – nie jestem z wykształcenia filozofem, ale coś mi tu "nie gra"…
    Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • AD.4. Przyznam, że zainspirowany dyskusją między Aniami chciałem trochę sprowokowac temat predestynacji dlatego, że był on powodem niejasności, niezrozumienia, konfliktów i podziałów (Kalwin). Zwłaszcza w zestawieniu z koncepcją wolnej woli. U Augustyna pojawia się ta sprawa przy okazji tzw. "kontrowersji pelagiańskiej" i chciałem zaznaczyc, że to właśnie KK w sposób znakomity z tego dysonansu wybrnął :).

    • AD 4: Zadałam sobie trochę trudu i zajrzałam do paru książek, i udało mi się znaleźć dwa takie działa, w których Augustyn nie tyle wyjaśnia problem co go dotyka i trochę się w nim miota. Natomiast nie zapominajmy, że już Kościół w pierwszych wiekach bardzo konkretnie wypowiedział się na temat predestynacji. Zrobił to najpierw podczas synodu w Orange w 529 roku. Ustalono wtedy, że człowiek sam z siebie nie może uczynić niczego w kierunku osiągnięcia zbawienia, że uprzednia łaska Boża jest konieczna do wszystkich dobrych uczynków, że każdy ochrzczony przy pomocy łaski, którą otrzymuje, może wykonać wszystko, co jest mu do zbawienia potrzebne, w końcu, że mowienie o "przeznaczeniu człowieka do zła" (do grzechu) jest bluźnierstwem. Tyle z nauki synodu. Jego uchwały potwierdził papież Bonifacy II w 530 r. Pozdrawiam serdecznie J.B.

    • :), tak jak napisałem wcześniej, uważam, że summa summarum KK daje najlepsze rozwiązania dylematów ;). Jest najbezpieczniejszy w przeciwieństwie do kościołów rozłamowych (protestanckich), z pośród których jest sporo takich, których droga daleko odeszła od Słowa Bożego, co możemy obserwowac dzisiaj.

  • Widzę, że bardzo mądre, naukowe dyskusje. Gratuluję. A ja po prawie 24 godzinach podróży (dosyć długa przerwa w Moskwie) dotarłem do Rzymu. Jestem padnięty, ale jak tylko znalazłem internet, to… Pozdrawiam serdecznie z Wiecznego Miasta i jeśli nie macie nic przeciw, to się za Was tu pomodlę)) Pozdrawiam. Z Bogiem.

  • Cieszę, że szczęśliwie Ks. dotarł 🙂

    Bardzo dziękuję za, to rozważanie i komentarze. Świetne! Tego mi trzeba było.
    Mam na myśli konkretnie przebaczenie drugiej osobie, znowu:) Inaczej spojrzałam na pewne sprawy. Dzięki tym rozważaniom pogodziłam się z pewną osobą – nareszcie 🙂 Nie spodziewałam się takiego odzewu do tego co napisałam wcześniej – licznego i szczerego! Dziękuję, dało mi, to do myślenia.

    Jestem upartą osobą i jak coś sobie "wbiję" do głowy, to ciężko mnie przekonać. Dlatego tak negatywnie podeszłam do Księży, którzy nie chcą chrzcić dzieci, jak rodzice nie mają ślubu kościelnego. Pierwszy raz się z tym spotkałam, kilka lat temu i wydało mi się ,to okrutne,dziwne – nie uwierzyłam. Wiem, że w końcu Ks. dał tym dzieciom (2)chrzest. Rozmawiałam z kilkoma osobami na ten temat i żadna z nich nie powiedziała mi ,że moja złość/niezrozumienie jest bezpodstawne. Podtrzymywali mnie w moim przekonaniu. Nikt mi nie pokazał tej drugiej strony, a ja byłam zaślepiona.

    Pozdrawiam wszystkich.

  • ''wszyscy, którzy nie odwrócą się od Ojca będą zbawieni, nawet Ci, którzy zostali gdzieś po drodze ale ich pragnieniem było dotarcie do Celu
    dlaczego dopiero przed obliczem Boga dokonamy ostatecznego wyboru co do naszej wieczności? bo według mnie Bóg nas na tyle szanuje,że nie kazałby nam wybierać czegoś w "ciemno", tak wiem, że poświęcił dla nas swego syna ale..pamiętajmy,że Jego Miłosierdzie jest niezmierzone ''

    A ja myślę, że gdy staniemy przed Najwyższym, to już będzie za późno, by dokonywać jakiegokolwiek wyboru.
    Owszem, Bóg szanuje wolność każdego z nas.
    Ale po to mamy tu i teraz rozum i wolną wolę, byśmy wybierali.
    Tu i teraz pracujemy na wieczność.

    I tak myślę sobie jeszcze, że….
    Gdy staniemy przed obliczem Boga, to nie od nas będzie zależało co dalej będzie z nami.
    Albo otworzą się nam bramy nieba, albo będzie płacz i zgrzyanie zębów.
    Ale to zadecyduje Bóg, nie my.
    Bo nawet jeśli przez całe zycie żyliśmy daleko od Boga, a zdążymy w sekundzie smierci zawołać Ojcze wybacz
    to pewnie i tak nie trafimy od razu do Nieba.
    Musimy zapłacić każde przewinienie, każdy grzech.
    Będziemy oglądać Boga, będzie On zawsze w zasięgu naszej wyciągniętej ręki. Będzie tak niewiele brakowało, by uchwycić się Jego dłoni.
    Tak niewiele…..
    Ale pocieszające jest to, że z ''poczekalni'', prowadzi tylko jedna droga
    Droga ku górze

    Ale ….
    Nawet na ''poczekalnię'' musimy zasłużyć.
    Owszem, Chrystus umarł za nas.
    Ale my też musimy dać z siebie wiele, by móc kiedyś biegać po rajskich ogrodach, i popijać poranną kawę w towarzystwie Boga.

    • A ja myślę, że gdy staniemy przed Najwyższym, to już będzie za późno, by dokonywać jakiegokolwiek wyboru.
      Owszem, Bóg szanuje wolność każdego z nas.
      Ale po to mamy tu i teraz rozum i wolną wolę, byśmy wybierali.
      Tu i teraz pracujemy na wieczność.

      mam nadzieję,że się mylisz…nie wyobrażam sobie,że Bóg mógłby odesłać w niebyt kogoś, kto stając przed nim wykaże skruchę i może za kogo modlą się ludzie na ziemi, z pewnością bedzie inaczej potraktowany..ale nad sprawiedliwością zawsze góruje miłość

      w mojej wypowiedzi był tylko ogólny zarys, wolna wola dotyczyła tego czy chcę spędzić wiecznosć z Bogiem czy nie, oczywiście,że ci, którzy chcą a na ziemi nie szczególnie się starali muszą przejść przez czyściec…

      nie wiem jak postapi Bóg, wiem jak ja bym postapiła w stosunku do swojego krnąbrnego dziecka, które kocham, szanse miałby do samego końca dopóki nie wykrzyczałby mi w twarz,że nie chce mieć ze mną nic wspólnego,
      tak zrobiłabym ze swoją namiastką miłości, a teraz przemnóż tę namiastkę przez niewyobrażalność..
      Ania

  • '' mam nadzieję,że się mylisz…nie wyobrażam sobie,że Bóg mógłby odesłać w niebyt kogoś, kto stając przed nim wykaże skruchę i może za kogo modlą się ludzie na ziemi, z pewnością bedzie inaczej potraktowany..ale nad sprawiedliwością zawsze góruje miłość ''

    A mnie się wydaje to zbyt proste
    By '' tylko'' w godzinie śmierci zawołać ''żałuję'' i mieć od razu otwarte wrota Niebios.
    W takim razie, po co by był Dekalog
    Można, by całe życie sobie wszystko lekceważyć, nie pracować nad sobą, nie żyć według Jego nauki. Po co, przecież powiem owe żałuję / o ile człowiek zdąży to wypowiedzieć/, i sprawa załatwiona.
    Mnie uczono, że '' bez pracy nie ma kołaczy'' i to się ma również do tego, gdzie się znajdę po śmierci.

    Modlitwa ludzi na ziemi, nie załatwia sprawy do końca.
    Czasem bywa tak, że ludzie tutaj na ziemi, ponoszą konsekwencje grzechów swoich przodków.
    W takim razie jak się ma do tego Boża miłość?
    Skoro kocha, dlaczego każe płacić ludziom za grzechy popełnione przez przodków?
    Pewnie też okazali skruchę, a mimo to….

    Dalej podtrzymuję to co napisałam w wcześniejszych postach

    '' nie wiem jak postapi Bóg, wiem jak ja bym postapiła w stosunku do swojego krnąbrnego dziecka, które kocham, szanse miałby do samego końca dopóki nie wykrzyczałby mi w twarz,że nie chce mieć ze mną nic wspólnego,
    tak zrobiłabym ze swoją namiastką miłości, a teraz przemnóż tę namiastkę przez niewyobrażalność ''

    Owszem
    szanse są zawsze
    Nawet gdy się wykrzyczy komuś w twarz, '' ze nie chce mieć ze mną nic wspólnego''
    Nie dopóki – ale zawsze

    My też niejednokrotnie wykrzykujemy Bogu, że Go nie chcemy, a mimo to, zawsze, podkreślam zawsze On nas przyjmie spowrotem.

    Ale ….
    Miłość to nie tylko przytulenie
    To również i karcenie, /ponoszenie konsekwencji za swoje czyny./
    Miłość, to nie pozwalanie na wszystko.
    Piszę to jako Rodzic trojga dzieci
    Kocham swoje Dzieci nad życie, ale i upominam , czy nawet karzę gdy jest taka konieczność

    Zawsze i wszędzie moje Dzieci mogą na mnie liczyć, ale muszą w życiu odróżniać dobro od zła, nawet jeśli są pewne mej miłości.

    • Bo to jest tak, że od tego komu dano więcej, więcej będą wymagac :). Ale piękne jest to, że nawet ten, który szczerze "żałuje" tuż przed śmiercią ma szanse na zbawienie. Pisałem kiedyś o tym, jak w młodości nie rozumiałem przypowieści o synu marnotrawnym, jaki wewnętrzny bunt odczuwałem słuchając jej – zawsze kojarzyła mi się z niesprawiedliwością, tak po ludzku. A jednak jakaż ogromna wiedza o Bogu w niej jest zawarta, o Bogu i jego Miłosierdziu i o mocy wybaczania :). Nie oznacza to jednak, że gdy całe życie jesteśmy nikczemni, grzeszni, odwróceni od Boga i raptem, tuż przed śmiercią powiemy "oj, sorry", to od razu wskoczymy Ojcu na kolanka i będziemy tuli się do białej brody ;). Trzeba będzie się jednak oczyścic, co stanowi stan cierpienia z tęsknoty do Bożej Miłości – kwestia tylko jak długo ;).

  • ,,Prowadzenie przez Ducha Świętego stało się jednym z najważniejszych kryteriów wiary. Św. Paweł napisał do Koryntian: "Nikt bez pomocy Ducha nie może powiedzieć: Panem jest Jezus" (1 Kor 12,3), a w Liście do Rzymian: "Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są Synami Bożymi" (Rz 8,14). Czyli nie może być początku wiary w Jezusa, ani życia zgodnie z tą wiarą bez poddania się działaniu Ducha Świętego. Jezus jest Panem mojego życia o tyle, o ile pozwalam się prowadzić Duchowi Świętemu – Duchowi Jezusa.” Tekst z adonai.p
    ,,Nawet jeśli On działa w nich, to Oni i tak tego nie biorą pod uwagę. Nie zawdzięczają Jemu swojej umiejętności czynienia dobra, wybaczania.
    Czyli są bardzo daleko od Niego.”
    Domownik A – Anno. Chodzi mi tu o to Twoje ostatnie zdanie. To chyba nie jest tak. Zajrzyj na poniższą stronę. Nie musisz czytać całości, bo to co tłumaczy, że nawet niewierzący mogą być zaliczani do Ludu Bożego, jest w pierwszej części tekstu. Skoro przez swoją postawę życiowa znajdują się w kręgu zbawienia, o tak jest wg. Ojców Soboru Watykańskiego, to nie wiem, czy są mimo niewiary bardzo daleko od Boga. Jeszcze Jezus nie jest Panem ich życia.
    A to, że tacy są – mówię o wszelkich pozytywach ich życia, to nie wiem, czy wynika jakby z nich samych, ale z otwarcia na dobro, miłość, a że miłość, to Bóg, to się z Anią zgodziłyście. Jest ono z Ducha Świętego, bo jego tchnienie jest przy każdym, tylko podjęcie tego tchnienia bywa różne i oni wcale nie muszą sobie tego uświadamiać. To właśnie napisała Ania pytając skąd oni mają taką postawę.
    I trzeba by chyba napisać, że ,,Wydaje im się, że nie zawdzięczają Jemu swojej umiejętności czynienia dobra, wybaczania.”
    Tego jednego, tego Tak Bogu z jakiegoś powodu im jednak brakuje. Tak więc Twój mąż nie jest daleko od Boga. Ty zaś możesz być Jego drogą do Boga.
    http://www.apologetyka.katolik.pl/odnowa-kosciola/forum-teologiczne/91/1304-na-tropie-krgow-przynalenoci-do-kocioa
    Anno, jeszcze do tych słów Ani o tym , trafieniu, czy stanięciu przed obliczem Boga. Nie przeniknę na tyle Ani, żebym był tu pewien do końca, ale nie wydaje mi się, że Ona mówi tu o stanięciu po śmierci. Może raczej o tym stanięciu przed wybieraniem sposobu życia na co wskazywałby fragment wcześniejszy.
    ,,Boga obieram jako źródło Miłości, Dobra i Miłosierdzia, obrazowo jako ogromny magnes, do którego wcześniej czy później każda Jego cząstka, czyli my jako dzieci Boże będziemy dążyć, jedni robią to świadomie dzięki łasce (paradoksalnie ci mają najłatwiej, bo wiedzą do czego dążą), inni robią to dzięki wierze ( i to jest dla mnie prawdziwa wiara, trwać, iść, wierzyć w Słowo bez pewności czy to jest prawda)a inni robią to bo…sami nie potrafią powiedzieć dlaczego dobro ich pociąga (ponoć nie wierzą w Boga tylko w Miłość i Dobroć),”
    Po prostu chcąc, nie chcąc i tak jesteśmy przed Bożym obliczem.
    Aniu, wybaczysz.
    Jeśli ktoś chce bardziej zrozumieć Anię to zapraszam. Wystarczy kliknąć przy tym komentarzu na Francesco na u góry notki . Ta Jej notka, którą zobaczycie, bardzo mieści się w kontekście tej notki Ks. Jacka.

    • ''Nawet jeśli On działa w nich, to Oni i tak tego nie biorą pod uwagę. Nie zawdzięczają Jemu swojej umiejętności czynienia dobra, wybaczania.
      Czyli są bardzo daleko od Niego''

      Nie zawdzięczają Jemu swojej umiejętności i czynienia dobra – chodziło mi o to, że nie przyjmują do wiadomości, ze mimo wszystko Bóg przez nich przemiawia.
      Nie miałam na myśli, że ich dobroć nie pochodzi od Boga
      ''czyli są bardzo daleko od Niego ''
      Czasem Bóg jest bliżej nas, niż my sami
      To, że człowiek jest daleko od Boga, nie oznacza ,że Bóg jest człowieka opuścił…

      to miałam na myśli

  • Anno.
    A moim zdaniem zawdzięczają, tylko nie zastanawiają się nad tym, może nawet nie chcą przyjąć tego do wiadomości.
    Jeśli pojedziesz nad morze i odwrócisz się, albo chociaż zamkniesz oczy, to morze i tak jest, a jod i tak swoje robi.
    Chyba, że założysz maskę przeciwgazową.

  • '' moim zdaniem zawdzięczają, może nawet nie chcą przyjąć tego do wiadomości ''
    jedno wyklucza drugie

    jeśli nie chcą przyjąć tego do wiadomości , to nie zawdzieczają

    nie zawdzieczają – nie mówią , ze ich dobroć pochodzi od Boga, więc automatycznie nie dziękują za nie Bogu

  • Subiektywnie, uważają, że nie zawdzięczają, obiektywnie tak.
    Tak jak było w cytacie w pierwszym moim wejściu. ,,Nikt bez pomocy Ducha nie może powiedzieć: Panem jest Jezus.(1 Kor 12,3)"
    Transponując i trochę odwracając. Myślę, że czyniący dobro a nie wierzący, nie mówią, że to dzięki Bogu, bo nie mają relacji z Bogiem, ale jeśli odrzucimy, przyjmowane mimowolnie Boże tchnienie, to co zostaje? Czy w duchowości jest pustka? A gdzie przeciwnik Boga? Daje swobodę i mówi niech ten sobie żyje jak chce?
    Nie ma pustki! Albo działanie Boga, albo złego. Zły dobrego nie tworzy, a na pewno nie na dłuższą metę. Czasem może mamić pozorami dobra na początku, ale nie o takim dobru tu mówimy.
    Anulo, źle zestawiłaś i teraz to się kupy nie trzyma.

    • "Subiektywnie, uważają, że nie zawdzięczają, obiektywnie tak" – bowiem wszyscy jesteśmy dziecmi Boga, czy to Indianin w amazońskiej dżungli, czy Benedykt XVI w Watykanie :). Każdy zawiera w sobie ten element, który w kierunku Boga nas kieruje, niestety nie każdemu jest dane Boga poznac, doznac czy zrozumiec w taki sam sposób, czy w ogóle. Bardzo znamienna jest w tej kwestii teoretyczna nauka KK np. w kwestii innych religii, ale i książka – wywiad z bł. Janem Pawłem II "Przekroczyc Próg Nadziei" może byc doskonałym wsparciem dla naszych rozważań :).

  • Anno. Pax tecum.
    Nie, nie jestem z Łaciną za pan brat. Tak do mnie kiedyś pisała jeszcze inna Anna i tyle mojej wiedzy.
    Krzyżyk na Twoją główkę.

  • Dziękuję za Waszą dyskusję, Kochani. Tak, to prawda, wszystko, co dobre w nas, jest z Boga. Potwierdził to Sobór Watykański II, ustawiając jednak sprawę w ten sposób, że szansę na zbawienie mają ci, którzy nie znając Boga nie z własnej winy (to ważne!) czynią dobro, idąc za głosem natury, a więc tego, jak zostali stworzeni. A przecież wszyscy zostaliśmy ukształtowani jako dobrzy i do dobra. Zatem, można powiedzieć, że dobro, które czynimy, wynika wprost z naszej dobrej natury, a ta jest przecież od Boga. Pozostaje problem, na ile my sobie z tego zdajemy sprawę… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.