Czyny dobre – a czyny Boże…

C

Szczęść Boże! Bardzo przepraszam za opóźnienie, ale dzisiaj od rana mam niejaki „młyn” u siebie – same najważniejsze sprawy. W tym czasie przyszło słówko z Syberii, które właśnie zamieszczam. Proponuję końcówkę tegoż słówka oprawić w ramki i powiesić nad łóżkiem. Przyda się i przy planowaniu dnia, i przy jego podsumowywaniu! A do tego – świetny materiał do refleksji wielkopostnej…
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek
A oto słówko Księdza Marka:
Żydzi porwali
kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: Ukazałem wam wiele
dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie
ukamienować?
Tyle nienawiści,
tyle agresji… za co? Czemu?
W tych ostatnich
dniach Wielkiego Postu liturgia słowa pokazuje nam ten wielki krąg nienawiści,
który zacieśnia się wokół Jezusa. Jezus doświadcza nienawiści, opuszczenia, samotności.
Dlatego w tych dniach, my powinniśmy być blisko Niego, z Nim, my powinniśmy
czuwać, adorować, współcierpieć, współczuć.
Chcę dziś zwrócić
uwagę na słowa z dzisiejszej Ewangelii – Ukazałem wam wiele dobrych czynów
pochodzących od Ojca. Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie
wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim
dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu.
Jezus może śmiało
powiedzieć takie słowa, pokazać swoje czyny jako argument – za który z tych
czynów chcecie mnie ukamienować? Wszystkie Jego czyny są dobre, wszystkie Jego
czyny są Boże, dokonane w Bogu.
I trzeba nam
wiedzieć, że nie chodzi tu tylko o jakieś dzieła nadzwyczajne, jak np. cuda,
ale i zwykłe ludzkie czyny – dobre czyny.
A my, możemy
śmiało pokazać nasze czyny i powiedzieć – za które z tych czynów możecie mnie
ukarać?
My też powinniśmy
starać się spełniać Boże uczynki.
My możemy jednak
spełniać dobre uczynki, które nie będą Bożymi uczynkami.
Na przykład,
robimy coś obiektywnie dobrego, np. pomagamy w kościele, ale w tym czasie my
powinniśmy odrabiać lekcje, zająć się swoją rodziną, być z nimi. My robimy
dobro, ale nie to, czego chce w danej chwili od nas Bóg. To będzie dobre
dzieło, ale nie Boże dzieło.
Powinniśmy więc
pytać Pana Boga, co jest Jego wolą, wsłuchiwać się w Jego głos, Jego słowo, w
głos sumienia.
Nasz dobry czyn
powinniśmy spełnić w stanie łaski uświęcającej, z czystym sercem. Taki czyn ma
dla nas wartość zbawienną.
Nasz dobry czyn
powinien mieć swojego adresata, powinien być wypełniony dla Pana Boga i ze
względu na Niego. Powinniśmy oddawać go Panu Bogu przed i po jego spełnieniu.
Takie ogólne oddawanie naszych czynów to modlitwa rano i wieczorem.
Jeśli spełniamy
go dla Pana Boga, to nie powinniśmy oczekiwać wdzięczności, pochwały, nagrody,
tylko wypełniać go bezinteresownie, skromnie, po cichu.
Radosnego dawcę
miłuje Bóg, dlatego też nasz dobry czyn powinien mieć swoje piękne opakowanie,
powinien mieć swoje piękno wyrażone uśmiechem i wewnętrzną radością i spokojem.
Ta radość,
uśmiech, to znak miłości, z jaką wykonujemy ten dobry czyn. To nie powinno być
tak, że my robimy bo nie ma wyjścia, i narzekamy: i znowu ja… wszystko tylko
ja…
Jeśli chcemy
ofiarować Bogu nasz dobry uczynek to nie powinno być w nim złości, nienawiści,
nerwów, ale miłość.
Właśnie takie
czyny wykonywał Jezus, dlatego mógł powiedzieć – Ukazałem wam wiele dobrych
czynów pochodzących od Ojca. Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie
wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie
moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu.
A który z naszych
uczynków możemy określić jako Boży czyn? Który z naszych uczynków spełnia te
warunki?
– zgodny z Bożą
wolą
– w stanie łaski
uświęcającej
– ofiarowany Bogu
– wykonany
bezinteresownie
– z uśmiechem, z
radością.

6 komentarzy

  • Bezdyskusyjnie, sprawnie, szybko chwycić , porwać kamienie i nimi obrzucać. W taki sposób dziś się niejednokrotnie załatwia sprawy. Podpadniemy, to liczmy się z tym, że w każdej chwili mogą polecieć w naszą stronę różnego rodzaju kamienie.

    Nie ma wtedy szansy na rzeczową, konstruktywną rozmowę. Prościej jest skopać, obrzucić błotem, wyśmiać, gdy trzeba to dobić, bo po co się odzywałeś człowieku.
    Od razu arumenty pojawiają się, sam sobie człowiek zgotował taki los, po co wszystkich wkurzał naokoło.

    Przecież to nic trudnego, schylić się, wziąć kamień, i nim rzucić. Zwłaszcza wtedy gdy stoimy na okopanych pozycjach, gdy uważamy się za najlepszych, jedynych.
    Każde jedno najmniejsze zagrożenie będziemy traktować jao niesubordynację, której skutkiem natychmiastowym jest rozstrzelanie. Wpierw rzucić, potem trafić, a dopiero na koniec martwić się o skutki.
    Jesli ktoś kocha się w kamienowaniu, to po jakimś czasie nic do niego nie będzie już docierać. Kamyczki, kamienie będą fruwać naokoło już dla samego fruwania. Dostanie nimi każdy, kto się pojawi na linii lotu. To nie wizja apokaliptyczna, to rzeczywistość.

    Dzieła Ojca dokonują się na naszych oczach. Widzieć je, to nic innego jak pozwolić sobie na opuszczenie rąk, na wyjście z zamknięć, na odrzecenia kamienia tak często mozolnie dźwiganego.
    Chrystus tak wiele dokonuje w naszych ludzkich sercach.

  • "Powinniśmy więc pytać Pana Boga, co jest Jego wolą, wsłuchiwać się w Jego głos, Jego słowo, w głos sumienia." – tak ks. Marku, wydaje mi się, że właśnie tutaj jest największy problem. Tym problemem jest właściwe "dostrojenie się" do głosu Boga. Właściwy odbiór Jego woli i wkomponowania jej w nasze życie :/.

    • Nie umiem zrobić funkcji '' Odpowiedz'' :/

      Robercie
      ''Tym problemem jest właściwe "dostrojenie się" do głosu Boga. Właściwy odbiór Jego woli i wkomponowania jej w nasze życie :/. ''

      Wpierw trzeba usłyszeć Jego głos by móc potem '' się dostrajać ''

      Nie wiem co gorsze
      niewłaściwy odbiór Jego woli = utrata powołania, czy brak usłyszenia Jego głosu.
      Może się mylę, ale myślę, że chyba to drugie.
      Gdy się człowiek nie poderwie na głos, gdy nie podejmie się swego wyznaczonego zadania. Gdy ktoś traci swoje powołanie, ma przynajmniej świadomość, że odczuł smak życia, ma do czego wracać. A ktoś, kto nigdy się nie podjął wezwania, jest skazany wyłącznie na siebie, na krążenie wokół własnej osi.

      A tak tylko sobie głośno myślę, musicie mi to wybaczyć…

    • Aniu – pisząc o "dostrojeniu" miałem na myśli sytuację kiedy próbujemy ten głos Boga usłyszec wśród tysięcy innych sygnałów :). Użyłem tej metafory mając w głowie obraz wyszukiwania na skali radiowej odpowiedniej stacji nadającej program ;). Młodzi pewnie nie znają radia z "gałką" której kręcenie powodowało dostrajanie się do stacji, ale to właśnie takie dostrojenie do głosu Boga miałem na myśli – wśród bezowocnego szumu raptem "załapujemy" idealnie dostrojoną stację z wyraźnym głosem lektora lub piękną muzyką ;).

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.