Święty Wojciechu – módl się za nami!

Ś

Szczęść Boże! Powiem szczerze, że nie spodziewałem się aż takiej furii, z jaką niektórzy zareagują na kilka zdań o obecnej tragicznej sytuacji naszej Ojczyzny. Dziwię się, bo prowadzę tego bloga około półtora roku i zawsze piszę tak samo. 
      I nie zgadzam się ze stanowiskiem, że ksiądz – ponieważ jest księdzem – ma się zawsze ładnie i słodko uśmiechać, absolutnie nie dotykając tematów trudnych czy nie mówiąc w sposób ostry, bo to już nienawiść i oddalanie od Kościoła. Nie zgadzam się z tym! Także dlatego, że Jezus również był bardzo radykalny i nazywał rzeczy po imieniu. 
     Tylko proszę mi teraz nie zarzucać pychy i braku samokrytycyzmu, czy nieuprawnionego porównywania się do Jezusa, bo Jego Osoba jest dla nas wszystkich – i dla Was, i dla mnie – punktem odniesienia. Dlatego szukam tego odniesienia – i każdy może to czynić. A nawet powinien. To nie ma nic wspólnego z pychą. 
       A Jezus właśnie nigdy nikomu nie chciał się na siłę podobać, dlatego krzyczał do faryzeuszy i nazywał ich obłudnikami, grobami pobielanymi. Z pewnością, nie mieścił się w ramach ówczesnej politycznej poprawności! I ja też nie zamierzam! Bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie – i bez względu na to, jakie jeszcze absurdalne zarzuty pod swoim adresem na tym blogu przeczytam. Zadaniem księdza – każdego księdza – jest mówić prawdę, prawdy bronić, a nie kłaniać się na prawo i lewo, by zdobyć tani poklask. A taka postawa nieraz domaga się słów twardych i bezkompromisowych! 
       I właśnie w tym kontekście widzę również postawę dzisiejszego Patrona.
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Uroczystość
Św. Wojciecha, Biskupa i Męczennika,
do czytań z
t. VI Lekcjonarza:  Dz 1,3–8;  Flp 1,20c–30; 
J 12,24–26
Patron dnia dzisiejszego, Święty Wojciech, urodził się około 956 roku,
w możnej rodzinie Sławnikowiców, w Czechach. Ojciec jego, Sławnik, był głową
możnego rodu. Matka Strzeżysława pochodziła również ze znakomitej rodziny. Wojciech
był przedostatnim z siedmiu synów księcia Sławnika. W najstarszym rękopisie imię jego brzmi: Wojetech.
Według pierwotnych planów
ojca, Wojciech miał być rycerzem.
Ostatecznie o przeznaczeniu go do stanu duchownego – według biografów – zdecydowała
choroba. Rodzice złożyli ślub, że gdy
syn wyzdrowieje, będzie oddany Bogu na służbę.
Nie można tego wykluczyć.
Wydaje się jednak, że taki był po prostu zwyczaj w owych czasach, iż gdy
rodzina można miała więcej dzieci, przeznaczała
je do stanu duchownego na opatów, ksienie czy biskupów.
W 968 roku, Papież Jan
XIII, dzięki inicjatywie cesarza Ottona I, ustanowił w Magdeburgu metropolię
jako biskupstwo misyjne dla nawracania zachodnich Słowian. Pierwszym arcybiskupem
tego miasta został Święty Adalbert.
Pod jego opiekę Wojciech został wysłany, gdy miał lat szesnaście, w 972 roku.
Na dworze metropolity kształcił się w szkole katedralnej. Tu się też przygotowywał przez długich dziesięć lat do swoich
przyszłych duchownych obowiązków.
Tam też otrzymał sakrament Bierzmowania.
Z wdzięczności dla metropolity, przybrał
sobie jego imię i jako Adalbert figuruje we wszystkich późniejszych
dokumentach.
Pod tym imieniem jest znany i czczony w Europie.
Do Pragi wrócił nasz Patron
po dziesięciu latach pobytu w Magdeburgu, w 981 roku, po śmierci metropolity Adalberta.
Zastał w Pradze pierwszego biskupa łacińskiego Pragi i Czech, Dytmara – Niemca,
który od roku 973 rządził diecezją. Po jego śmierci, dnia 29 czerwca 983 roku odbyła się konsekracja właśnie Świętego Wojciecha
na biskupa Pragi.
Był w Czechach pierwszym biskupem narodowości czeskiej.
Do swojej  biskupiej stolicy, Pragi, wszedł boso. Miał
wtedy zaledwie dwadzieścia sześć lat.
Jego hagiografowie są zgodni, że posiadane przezeń dobra biskupie nie były zbyt
wielkie. A dzielił je: na utrzymanie
budynków i sprzętu kościelnego, na potrzeby duchowieństwa katedralnego i diecezjalnego,

na potrzeby własne, które były w tych wydatkach najmniejsze, i wreszcie także
na ubogich. Zaopatrywał ich potrzeby i sam ich odwiedzał, słuchał pilnie ich
skarg i próśb, odwiedzał więzienia, a
przede wszystkim targi niewolnikami.
Praga leżała bowiem na
szlaku ze wschodu na zachód. Handlem ludźmi zajmowali się Żydzi, dostarczając
krajom mahometańskim niewolników. Biograf pisze, że Biskup Wojciech miał mieć pewnej nocy sen, w którym usłyszał skargę
Chrystusa: „Oto Ja jestem znowu sprzedany, a ty śpisz?”.
Scenę tę
przedstawia również jeden z obrazów, zamieszczony na sławnych drzwiach gnieźnieńskich,
powstałych około 1127 roku.
Sytuacja Kościoła w Czechach w owym czasie nie była łatwa. Był
on uzależniony od kaprysu możnych i władcy.
Nie mniejsze kłopoty miał Biskup Wojciech z
duchownymi. Wprowadzenie zasad życia wspólnotowego szło opornie wśród
duchowieństwa katedralnego.
Kiedy więc Wojciech
zobaczył, że jego napomnienia są daremne, a złe obyczaje dalej się szerzą, po pięciu latach rządów, w roku 988, postanowił
opuścić swą stolicę.
Swoje kroki skierował – między innymi – do Rzymu, aby u Papieża szukać rady i prosić o zwolnienie
z obowiązków.
Od cesarzowej Konstantynopola otrzymał też znaczny zasiłek w
srebrze, by po zrzeczeniu się biskupstwa mieć na swoje utrzymanie. Jednak
srebro rozdał między ubogich, a orszak biskupi odprawił do Czech.
Papież Jan XV przyjął z miłością udręczonego biskupa Pragi. Nie zwolnił go wprawdzie z
obowiązków, ale pozwolił mu na czas pewien od nich się oddalić. Wtedy Wojciech zdecydował się wstąpić do
benedyktynów w Rzymie.
Wszystkie biografie podkreślają, że będąc tam, z
wielką pokorą wypełniał wszystkie obowiązki zakonne, jakby od dawna był jednym
z mnichów. Przebywał tam do roku 992.
Wtedy właśnie, na usilne
prośby Czechów, postanowił wrócić do nich. Nie na długo jednak. Oto bowiem
doszło do ostrego konfliktu z przedstawicielami jednego z możnych rodów, na których
Wojciech rzucił klątwę za ich brutalność. Ci odpowiedzieli kolejną, jeszcze
większą brutalnością: wymordowali braci Wojciecha,
spalili jego rodzinny gród, nawet jemu samemu zagrozili.
Złamany tym wszystkim, po
zaledwie niecałych trzech latach udał
się potajemnie ponownie do Rzymu.
Na Awentynie przyjęto go serdecznie.
Papież również okazał mu dużo życzliwości. Niestety, w 996 roku, Jan XV umarł. Po jego śmierci znowu odezwały się głosy
niektórych okolicznych biskupów, że Wojciech powinien powrócić do Pragi. Jednak
Czesi przysłali mu ostateczną odpowiedź,
że nie godzą się na jego powrót.
Wtedy nasz Święty udał się do Polski
Bolesław Chrobry bardzo się
z tego ucieszył. Słyszał o nim wiele dobrego. Chciał więc go zatrzymać u siebie jako pośrednika w misjach dyplomatycznych.
Kiedy jednak ten stanowczo odmówił i wyraził chęć pracy wśród pogan, urządzono
wyprawę misyjną do Prus. Bolesław
Chrobry dał Wojciechowi do osłony trzydziestu wojów.
Biskupowi towarzyszył
tylko jego brat, Błogosławiony Radzim, i subdiakon Benedykt Bogusza, który znał
język pruski i mógł służyć za tłumacza. Działo
się to wczesną wiosną 997 roku.
Wisłą udał się Wojciech do
Gdańska, gdzie przez kilka dni głosił Ewangelię tamtejszym Pomorzanom. Stąd
udał się w dalszą drogę. Aby nie nadawać
swojej misji charakteru wojennej wyprawy, Wojciech oddalił żołnierzy.

Niedługo potem dziki tłum otoczył misjonarzy i zaczął im złorzeczyć. Kiedy
Wojciech zorientował się, że Prusy nie chcą nawrócenia, postanowił zakończyć misję powrotem do Polski. Prusacy
poszli za nim. Miejsca męczeńskiej śmierci nie udało się uczonym dotąd
zidentyfikować, ale mogło to być w okolicy Elbląga.
O tym, jak dokonało się
męczeństwo dzisiejszego naszego Patrona, relacjonuje w „Żywocie Świętego Wojciecha”
Jan Kanapariusz.
Czytamy tam: „Już przy różowym brzasku dzień wstawał, gdy
oni w dalszą ruszyli drogę, śpiewaniem psalmów skracając ją sobie i ciągle wzywając
Chrystusa, słodką radość życia. Minąwszy knieje i ostępy dzikich zwierząt,
około południa wyszli na polanę. Tam podczas
Mszy, odprawianej przez Gaudentego, Święty Mnich przyjął Komunię Świętą,
a
po niej, aby ulżyć zmęczeniu spowodowanemu wędrówką, posilił się nieco. I
wypowiedziawszy jeden werset oraz następny psalm, wstał z murawy i zaledwie odszedł
na odległość rzutu kamieniem lub wypuszczonej strzały, siadł na ziemi. Tu
zmorzył go sen. A ponieważ znużony był długą podróżą, więc całą mocą ogarnął go senny spoczynek.
W końcu, gdy wszyscy spali,
nadbiegli wściekli poganie, rzucili się
na nich z wielką gwałtownością i skrępowali wszystkich.
Święty Wojciech
zaś, stojąc naprzeciw Gaudentego i drugiego brata związanego, rzekł: „Bracia, nie smućcie się! Wiecie, że cierpimy
to dla imienia Pana,
którego doskonałość ponad wszystkie cnoty, piękność
ponad wszelkie osoby, potęga niewypowiedziana, dobroć nadzwyczajna. Cóż bowiem
mężniejszego, cóż piękniejszego nad poświęcenie miłego życia najmilszemu
Jezusowi?”
Z rozwścieczonej zgrai
wyskoczył zapalczywy Sicco i z całych sił wywijając ogromnym oszczepem, przebił na wskroś jego serce. Będąc bowiem
ofiarnikiem bożków i przywódcą bandy, z obowiązku niejako pierwszą zadał ranę.

Następnie zbiegli się wszyscy i wielokrotnie go raniąc nasycali swój gniew. […]
Umęczon był zaś Wojciech, święty i pełen chwały Męczennik
Chrystusa, 23 kwietnia, i to w piątek.
Stało się tak oczywiście dlatego, aby w tym samym
dniu, w którym nasz Pan Jezus Chrystus cierpiał za człowieka, także ten
człowiek cierpiał dla swego Boga.” Tyle z opisu śmierci Świętego Wojciecha.
Po pewnym czasie zwrócono
się do króla Polski z propozycją oddania ciała Świętego za odpowiednim okupem. Król Polski sprowadził je najpierw do
Trzemeszna, a potem uroczyście do Gniezna.
Cesarz Otto III, na wiadomość o
śmierci męczeńskiej przyjaciela, natychmiast
zawiadomił o niej Papieża z prośbą o kanonizację.
Była to pierwsza w dziejach
Kościoła kanonizacja, ogłoszona przez Papieża, gdyż dotąd ogłaszali ją biskupi
miejscowi. Dokonał jej Sylwester II
przed rokiem 999, wyznaczając dzień liturgicznego wspomnienia na 23 kwietnia.

Wtedy także zapadła decyzja utworzenia w Polsce nowej, niezależnej metropolii w
Gnieźnie, której Patronem został ogłoszony właśnie Święty Wojciech. Jest on Patronem Kościoła w Polsce.
Słowo Boże, przeznaczone na
dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, to źródło
siły, a jednocześnie drogowskaz, który naszemu Świętemu wyznaczał kierunek
działania.
Kiedy bowiem uważnie słuchamy dzisiejszych czytań i jednocześnie
poznajemy życiową drogę Świętego Wojciecha, zauważamy, jak głęboka zgodność zachodzi
między jednym i drugim.
Zaprawdę, zaprawdę,
powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie
tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity
– mówi Jezus w Ewangelii.
Jakże obfity plon wiary przyniosło życie i męczeńska śmierć Wojciecha. Ten,
kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie,
zachowa je na życie wieczne
– słyszymy dalsze słowa Jezusa. I widzimy
pełne odniesienie życia naszego Świętego do tych słów.
A Paweł Apostoł do Filipian
pisze: Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez
śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć
w ciele – to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać
? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i
być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele to bardziej dla
was konieczne
.
Czyż te same dylematy,
pytania, rozterki, nie towarzyszyły Świętemu Wojciechowi przez całe życie: Co robić?
Jak docierać do serc swoich diecezjan? Jak im głosić Chrystusa, który – jak
słyszymy dzisiaj w pierwszym czytaniu – mówi: Będziecie moimi świadkami […]
aż po krańce ziemi.
Jak być
świadkiem Chrystusa w obliczu takiego oporu ze strony ludzi – swoich ludzi?… Jak głosić Chrystusa ludziom, którzy nie
chcą słuchać? Jak znieść tyle nienawiści, przeciwko sobie skierowanej? I ile
razy można wszystko zaczynać od nowa?
Biorąc pod uwagę te wszystkie
okoliczności, możemy powiedzieć, że Święty Wojciech, jest Patronem tych wszystkich, którym jest w życiu bardzo trudno, którym się
nic nie układa, którzy mają ciągle „pod górę”, którzy ciągle borykają się ze
sprzeciwem, złośliwością
, a wręcz
nienawiścią otoczenia.
To właśnie im wszystkim Święty ten daje przykład wytrwałości,
cierpliwości i całkowitego zdania się na Jezusa. Bo tylko z pomocą Jezusa można w takiej sytuacji wytrwać – i nie
zrezygnować z dobra.
Myślę, że taki Święty jest
wielu z nas dzisiaj bardzo, bardzo potrzebny…
W tym kontekście zastanówmy
się:
·       
Czy
w momentach najtrudniejszych mam odwagę zwrócić się o pomoc do Jezusa, czy też
od razu się załamuję?
·       
Czy
nie oczekuję natychmiastowych owoców swoich wysiłków?
·       
Czy
potrafię ciągle zaczynać od nowa – pomimo trudności, pomimo wszystko?
Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie
tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczycie taką samą
walkę, jaką u mnie widzieliście, a o jakiej u mnie teraz słyszycie

30 komentarzy

  • Właśnie: Zadaniem księdza jest mówić prawdę. Szkoda, że Ty tego nie robisz. Manipulujesz. Też jestem pod prąd, jak Jezus w świątyni, podobnir jak On walczę z zakłamaniem i obłudą kapłanów i podobnie jak On jestem przez nich odrzucany.

    • Widzisz, bo w stanie w jakim przebywa twój umysł (Michtrix jest bardziej stanem niż konkretem) każde kłamstwo staje się prawdą, a prawda kłamstwem. Tak oto stajesz się bojownikiem po stronie fałszu :).

  • Anonimowy
    Chcesz popisać na priv ?

    1) Nie tylko zadaniem księdza jest mówienie prawdy.
    To powinność każdego człowieka.
    Ty oceniając postawę x Jacka , już się pominąłeś z prawdą
    Czyli wymagasz czegoś od innych samemu nie będąc w porządku.

    2)Może zamiast walczyć z '' obłudą i zakłamaniem kapłanów'' zajmiesz się wpierw zasadami dobrego wychowania ?
    Jesteś spokrewniony z ks. Jackiem, że zwracasz się '' Ty tego nie robisz'' ?

    Nie jestem adwokatem ks. Jacka
    Piszę jedynie, co uważam za słuszne.

    Pozdrawiam

  • Ad. 1
    1. Trwam nie jest nic zabrane=kłamstwo księdza
    2. Za komuny nie było kościołowi lepiej niż teraz = ksiądz kłamie.
    3. Jeszcze parę punktów się znajdzie, wystarczy poszukać.

    Zarzuć mi teraz że ja kłamię
    Ad. 2
    Ty też nie piszesz do mnie na Pan. Brak merytoryki to się czepiamy formy?

    Autorze blooga nie wiem czy jątrzysz dla moskwy, czy watykanu, ale nie służysz Polsce.

    • Czyżbyś malarzu sam nie rozumiał tego o czym piszesz? Wielce prawdopodobne przy takim poziomie, a w temacie Moskwy ty się lepiej nie wypowiadaj, bo nikt bardziej Moskwie się nie przysłuży, niż przedstawiciele podobnego światopoglądu do twojego panie Anodinomanie.

    • Na początku swojego komentarza napisałam ''Anonimowy ''

      Wchodząc do Gabinetu lekarskiego, też się zwracasz na '' Ty' do lekarza ?
      Ksiądz Jacek jest Gospodarzem tego miejsca…
      Jakoś jeszcze nikt z ludzi pozostawiających komentarze tutaj, nie zwrócił się w ten sposób do kapłana, jak Ty to uczyniłeś.
      Odrobina dobrych manier nie zaszkodzi.

      Nie czepiam się, czepia się rzep psiego ogona.

      Pozdrawiam

    • Czyli jak wchodze na przyjecie gdzie gospodarz każe mi jeść ludzkie mięso to muszę bo to gospodarz? Na szacunek trzeba zasłużyć. Tytuły i strój nie czynią człowieka…

    • Myślę, że są różne sposoby zachowania się w podobnej sytuacji. Na przykład może Pan grzecznie odmówić i wyjść, żeby na ten kanibalizm nie patrzeć, zamiast np. przewracać oczami, powiedzieć coś w rodzaju "rzyg", imitować odruch wymiotny, pukać się w czoło i głośno kląć na tego (tu proszę wstawić ulubione przekleństwo), który Panu to ludzkie mięso podaje.
      Pozdrawiam,
      Asia (K)

  • 1. Kto to jest malarz?
    2. Widze ze mam przed soba eksperta od wszystkiego i profesjonaliste w kazdej materii?
    3. Widze ze potrafisz tylko coraz glośniej ujadać powtarzajac bezmyślnie frazesy Sakiewicza, Ziemkiewicza i Rydzyka. Coś jeszcze wymyślisz? Może że płaci mi sam Putin? A może iluminaci?

    • Ad 1 ty, skoro nie ma znaczenia podpisywanie sie pod postami, to i nie ma znaczenia jak będę się do ciebie zwracał.
      Ad 2 Nie, a czy ty przypadkiem się na takiego nie kreujesz?
      Ad 3 Natomiast ty bardzo "rozumnie" powtarzasz frazesy Michnika, Żakowskiego, Lisa, Kolendy – Zalewskiej, Morozowskiego itd. (dośc długo można by wyliczac):D. Rozumiem, że ty, syn światłości wspierasz się na tej jasnej części publicystów. No, a ja zakuty łeb z ciemnogrodu podążam ciemną stroną mocy. Czyżbym nie mógł pajdokrato?

  • Wróciłem dziś po Mszy Św. wieczorem do domu, wyjątkowo, nie było żadnych spotkań i nikt nie przyszedł, wyjątkowo spokojny wieczór. Siadłem przed komputerem, otworzyłem bloga, spokojnie przeczytałem komentarze z trzech ostatnich dni i …
    Jakoś tak przykro…
    Ale to co mnie najbardziej zabolało, to ten wpis o apostazji.
    Chciałem od razu odpisać, ale się powstrzymałem, wziąłem brewiarz, potem różaniec… o, teraz mogę już napisać.
    Proszę Pana (albo Pani, ale chyba Pana, kobieta by raczej pisała delikatniej…).
    Mam nadzieję, że ten Pana wpis o apostazji to jest też tylko prowokacja, ale mam prośbę, niech Pan nie używa takich argumentów nawet w prowokacji. To są poważne sprawy. Apostazja to jest duchowe samobójstwo. I chciałbym z Panem porozmawiać, jak z człowiekiem, który myśli o samobójstwie i pyta jak to zrobić. Proszę Pana – niech Pan tego nie robi.
    Jeśli Pana uraził jakiś ksiądz, jeśli jakiś ksiądz rzeczywiście się niewłaściwie wypowiedział, to przepraszam Pana za tego, tych księży, ja też ksiądz. Jestem świadomy swojej słabości, i wiem, że czasem nie wypowiadam się i nie zachowuję się jak ksiądz, że czasem, a może i nie tylko czasem, nie dorastam do wielkości daru jaki otrzymałem – kapłaństwa. I nigdy bym nie chciał, żeby ktoś przeze mnie odszedł od Kościoła. Ja jestem powołany po to, i po to poświęciłem swoje życie Bogu, żeby ludzi do Boga i Kościoła przyprowadzać, a nie odpychać. I chciałbym, żeby ktoś z księży także przeprosił ludzi w moim imieniu, których ja uraziłem. Modlę się za takich często.
    A Pana proszę, niech Pan zobaczy w księdzu człowieka, a w Kościele Boga.
    Akt apostazji nie może być buntem przeciw wypowiedziom księży, bo to będzie na zasadzie – na złość babci, odmrożę sobie uszy.
    Pan odchodząc od Kościoła, nie od księży się odcina, ale od sakramentów, od źródła łaski – Pan popełnia duchowe samobójstwo. Proszę się powstrzymać.
    Modlę się za Pana i proszę innych, żeby się modlili.
    Bóg Pana kocha, za Pana Jezus umarł na Krzyżu, Pan ma swoje miejsce i swoją rolę w Kościele.
    Niech Bóg błogosławi +
    ks. Marek, Tomsk, Syberia

    • Fiuuuu, bardzo rzadko tu zaglądam ale też przeczytałam komentarze z ostatnich dni i… strasznie Ks. dziękuję za Ks. wpis. Bardzo mi Ks. zaimponował. Nie wiem, czy wypada, ale skoro każdy uważa, że ma prawo do wyrażenia swoich poglądów to ja też dodam: jest Ks. prawdziwym Księdzem. Takim z moich wyobrażeń. Takim, który szuka zgody, nie dzieli i nawet jeśli "sprawa" nie dotyczy go bezpośrednio potrafi przeprosić, szukać zabłąkanej owcy… Kurcze, naprawdę z ogromną przyjemnością i szacunkiem przeczytałam Ks. słowa. Mam nadzieję, że Anonimowy też. Dziękuję.

  • I ja dziękuję Markowi za wypowiedź! Modlitwy nam wszystkim potrzeba! I świadomości, że wiara i przynależność do Kościoła to jest jednak jakaś wartość, o którą trzeba dbać i o którą trzeba się starać – i której nie można, ot tak, porzucać… Ks. Jacek

  • Może się uda:). Mam z tym ostatnio problemy:(. Zacznę od kilku zdań o sobie. Na imię mam Dawid, mieszkam w Białej Podl., ks. Jacka znam od kilku ładnych lat i wiele zawdzięczam Mu jako Przyjacielowi mojemu i mojej rodziny.

  • Od dłuższego czasu nie wchodziłem na bloga, to, co zobaczyłem/przeczytałem dziś spowodowało, że postanowiłem zabrać głos, własny, subiektywny. Pozwolicie zatem na słowa refleksji. Po przeczytaniu szeregu wypowiedzi moich przedmówców uważam, że blog jak najbardziej służyć powinien do wypowiadania własnych poglądów (nawet tych sprzecznych ze sobą), oczywiście szanując wypowiedzi innych (nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy), używając kultury słowa (o której niestety zapomina się w naszym kraju)…

  • Szanuję zatem wypowiedzi wszystkich, anonimowych i nie tylko, w tym również Gospodarza tj. ks. Jacka, nawet jeśli ja nie podzielam teorii o zamachu w Smoleńsku.
    Moi Drodzy. Dyskusja na temat wydarzeń z 10.04.2010 będzie jeszcze długa, bardzo długa. I to bez względu na to, czy znać będziemy, czy nie wszystkie przyczyny katastrofy. W wolnych chwilach przeglądałem różne opinie, teksty, filmiki na temat katastrofy. Zarówno te prezentowane przez komisję MAK, jak też Millera czy Macierewicza. Przyjrzałem się filmom z Gazety Polskiej również. Co mnie osobiście boli najbardziej? Ten podział polskiego społeczeństwa. Podział, którego wydawać się mogło nigdy już nie będzie. Czyż nie wystarczyło nam dzielenie Polaków w PRL (słynne "my" i "oni")? Wydawało mi się, że śmierć Jana Pawła II (tak głośno budowano wówczas pokolenie JPII), a potem Smoleńsk, złączą polskie społeczeństwo. Oczywiście, nie łudziłem się, że będziemy jedną rodziną, każdy bowiem ma inne poglądy i zawsze będą lewicowi, prawicowi, wierzący i niewierzący, kapitaliści i socjaliści, itd…

  • Miałem jednak nadzieję, że te trudne wydarzenia ostatnich lat (o wielu innych nie wspominam) spowodują, że zamilknie język kłamstwa, nienawiści, nawoływania do wojny, zdrady i innych rzeczy, lansowany zarówno przez obóz rządzący jak również opozycję, bez względu na to partię, jej nazwę, symbol, genezę. Z wielką uwagą, ale też zaskoczeniem obserwowałem obchody katastrofy. I niestety bardzo zawiodłem się na PIS oraz panu Kaczyńskim (choć nie jestem dziś zwolennikiem tej partii, podobnie zresztą jak innych). Przyznam, że niestety, ale pan Kaczyński obchody katastrofy zamienił w wiec wyborczy!!! Razem ze swoim sługą Antonim Macierewiczem. Słowa, okrzyki "Jarosław, Jarosław", "Antoni, Antoni" itd. to jedne z dowodów na to, co wcześniej stwierdziłem (nawet jeśli inni są innego zdania)…

  • To co obserwowaliśmy ostatnio (mowa tu o manifestacjach z 10, 18 i 22 kwietnia) to nic innego jak wiece wyborcze, rozgrywane przez partie prawicowe nad trumnami ofiar katastrofy. Również i to tego wykorzystano telewizję Trwam (osobiście nie jestem jej zwolennikiem, jeśli jednak spełnia wymagania prawne czy finansowe, nie mam nic przeciwko, zeby tak jak inne programy była nadawana w ramach NTC). Bez względu na to, czy zgodzicie się Państwo ze mną, czy nie, Jarosław Kaczyński wykorzystuje perfidnie, na oczach Polaków, przy przyzwoleniu części z nich, zarówno śmierć brata (i innych członków lotu) jak też religię to walki politycznej!!! KROPKA!:) Jeszcze nie tak dawno, kard. Wyszyński krzyczał, że nie pozwoli aby cesarz siadał na ołtarze, a dziś…kościół sam pcha się w objęcia cesarza, chce ołtarz wymienić na tron cesarzowy (gdyby się posłużyć retoryką Wyszyńskiego)

  • I nie łudźmy się, że w Polsce coś się zmieni jeśli taka będzie dalsza jej droga. Moi Drodzy, zobaczcie sami. PO nie musi robić nic, bo wszystko załatwia PIS swoim zachowaniem, ułatwiając drogę do kolejnej kadencji PO (nie wnikam tu czy będzie to dobre, czy złe rozwiązanie). Osobiście jestem zdania, że nie ma dziś siły politycznej, ani po prawej, ani po lewej stronie, która zmieniłaby na lepsze losy Polski i Polaków.
    Postaram się jeszcze wrócić do tego tematu, przy wolnej chwili, chciałbym na koniec dodać kilka słów niejako w obronie ks. Jacka (choć może powinienem od tego zacząć, jeśli tak, to przepraszam).
    Szanowni Czytelnicy bloga, jak każdy i ja mam swoją opinię na temat kościoła i księży. Uważam, ze bardziej niż polityką (nie adresuję tego do konkretnego księdza) powinni się zająć "łowieniem ludzi" (jak mówi Pismo), widzimy jaki powoli kościoły pustoszeją. Nie potrafię powiedzieć czy ks. Jacek używa ambony do polityki (dawno już nie słyszałem Jego kazań). Na tyle na ile znam Jego osobę – nie sądzę, aby to czynił. Jeśli pamiętam jakieś Jego kazania, to zawsze odnosiły się do religii, Boga i jego obecności w naszym codziennym życiu. Patrząc na treści zamieszczane na blogu, cóż? Może trochę idzie to w stronę polityki. Oczywiście ja nie zabraniam manifestowania poglądów politycznych. Całe szczęście, treści te nie dominują, na łamach bloga, nad treściami religijnymi. A jeśli już ks. Jacek nawołuje do przemiany, pobudki, to wydaje mi się, że nie chodzi tu o głos na PIS czy media Rydzyka, ale ogólną aktywność, zainteresowanie, działanie na rzecz Polski i Polaków (zgodnie z własnym sumieniem, poglądami, itd.). Ja życzę Nam wszystkim abyśmy doczekali dobrego rządu, polityków i rządzących. Może znajdzie się ktoś nowy, nieskażony, kto pokieruje Polską. Obecnym już, zarówno z prawicy jak też lewicy chyba dziękujemy.
    Pozdrawiam
    Dawid

    • Pamiętam Dawidzie, że kiedyś już poruszaliśmy podobny temat i wówczas doszliśmy do podobnych wniosków. Niemniej, mam inne spojrzenie na niektóre poruszone przez Ciebie aspekty, ale z innymi się zgadzam :). Pamiętajmy tylko o jednym: zarzucanie politykom, że coś wykorzystują, albo nie wykorzystują w celach politycznych (co przecież niemalże na okrągło słychac w mediach 🙂 ) jest trochę tak, jakby zarzucac nałogowemu wędkarzowi, że jeździ nad wodę…łowic ryby ;). Problem leży nie w tym czy, ale jaki poziom blagi, łgarstwa i cynizmu jest wykorzystywany przez dane środowisko polityczne i jakie wartości (bliższe moim, czy dalsze od nich) ono reprezentuje – to z kolei jest coraz trudniej określic, bo poziom wspomnianej blagi zaczyna byc nie do przyjęcia.
      Pozdrawiam serdecznie
      Robbert

  • Witam
    Ksiadz Jacek twierdzi ze sie nie zgadza z Dawidem ale nie
    odwoluje sie do konkretnych faktow ktore on wskazuje.
    Jesl mozna prosic to dobrze byloby gdyby powiedzial cos
    oprocz slow nie zgadzam sie.Ja w dalszym ciagu nie poznalem
    szczegolow.Jesli ksiadz mowi o zamachu to co wg niego o tym
    swiadczy o tym fakcie.Czy moze sie ksiadz odniesc do marszu w
    kontekscie wzajemnych przejawow wspolpracy PIS i SP?
    Czy po to zbierane byly glosy poparcia dla TV Trwam?
    Pozdrawiam
    Robson

  • Drogi Robsonie, ja już wiele razy na tym forum pisałem, dlaczego uważam, że Katastrofa Smoleńska to zamach. Właściwie, od początku istnienia bloga ciągle – przy każdej okazji – do tego nawiązuję. A teraz doszły mi jeszcze kolejne argumenty: badania polskich naukowców potwierdzają, że nieprawdą jest zarzut o pijaństwie śp. generała Błasika czy naciskach śp. Prezydenta. Teoria o brzozie od samego początku nie trzyma się "kupy". Nie jestem fizykiem, ale – jak mówił Prof. Binienda,polski specjalista, pracujący w NASA – skrzydło jest najmocniejszym elementem konstrukcji samolotu, bo musi utrzymać cały jego ciężar i to jeszcze w czasie lotu (przepraszam, że nie posługuję się fachową terminologią). Prof. Binienda twierdzi, że przy takim lądowaniu, jak to z 10 kwietnia, brzoza ta winna być ścięta jak zapałka. Widział on podobne lądowanie, przy którym samolot ścinał betonowe słupy jak kłosy zboża. Twierdzenie, że cieniutka brzoza mogła spowodować oderwanie skrzydła i obrócenie samolotu jest nielogiczne i absurdalne nawet dla laika. Poza tym, sposób zniszczenia kadłuba wskazuje na działanie sił odśrodkowych. A tak w ogóle, skąd ta cała masa niedomówień i krętactw? Dlaczego rząd od początku nie dopuszcza do pełnego wyjaśnienia sprawy? Dlaczego nawet ostatnio nie dopuszczono amerykańskiego patomorfologa od sekcji zwłok śp. Profesora Kurtyki i śp. Przemysława Gosiewskiego, chociaż rodziny wyraźnie o to prosiły? Dlaczego wrak samolotu został wyczyszczony na błysk? Dlaczego jeszcze nie mamy go w Polsce? Dlaczego Ewa Kopacz twierdziła o przekopaniu całego terenu i pozbieraniu wszystkich szczątków, podczas gdy nawet w oficjalnej prasie czytałem, że trzeba było otwierać nawet grób Pary Prezydenckiej i wkładać tam znalezione szczątki? W sprawie tej i innych pytań, polecam ostatni numer "Uważam Rze" i artykuł: "Las smoleńskich pytań". Od samego początku "wyjaśnianie" tej Katastrofy urąga naszej narodowej dumie i godności. Czy gdyby w takich okolicznościach spadł samolot Prezydenta USA – tak samo wyglądałoby wyjaśnianie przyczyn? Przecież tam na kilometr nikt nie mógłby się zbliżyć! A "nasze" władze bez niczego oddały wszystko w ręce Rosjan. To kim my wreszcie jesteśmy?!
    Proszę mi wybaczyć, ale ja nie jestem w stanie o tym spokojnie pisać i mówić, bo dla mnie to jest tak straszliwy skandal i upodlenie, że brak po prostu słów! I jeżeli do tego wszystkiego trzeba aż tyle mataczyć, kłamać i ukrywać, to nie wierzę, że to był wypadek. Gdyby to był wypadek, to wszyscy, bez względu na opcję polityczną, dążyliby do wyjaśnienia jego przyczyn. A jeżeli tak nie jest, to dla mnie jest to jednoznaczne. I nie są to jedynie domysły, ale potwierdzają to coraz to nowe ustalenia naukowców, ogłaszane pomimo zdecydowanych przeszkód, jakie im się stawia w tej pracy. Modlę się o to, aby wszystko zostało wyjaśnione do końca, a rodziny nie były tak traktowane, jak są traktowane w tej chwili.
    A co do marszu poparcia, to chociaż rzeczywiście zaistniał w jego trakcie dialog między PiS i SP – niekoniecznie potrzebny – to jednak chciałbym zauważyć, że obie te partie w sprawach fundamentalnych mówią to samo! Obie partie dopominają się o wolność słowa i w ogóle o przemianę ustrojową w Polsce. Tu akurat nie widzę rozbieżności. Natomiast prosiłbym, żeby nie patrzeć ani na ten marsz, ani na Katastrofę Smoleńską przez pryzmat oficjalnych mediów. Polecam prasę niezależną! Telewizja TRWAM nadała bezpośrednią relację z marszu. Dlatego można mówić o przekazie prawdziwym – tam nie było komentarza, tylko relacja. Każdy więc mógł wyrobić sobie zdanie, czy jest to – jak pokazano w mediach oficjalnych – rzeczywiście tylko rozgrywka między PiS a SP, czy jednak prawdziwy zryw Narodu? Podobnie rzecz się ma z Katastrofą Smoleńską: ja myślę, że wystarczy tylko trzeźwo pomyśleć i dopuścić do świadomości fakty. Po prostu fakty. A wnioski przyjdą same! Pozdrawiam! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.