Szczęść Boże naszym Mamom!

S

Szczęść Boże! Kochani, dzisiaj z Kandydatami do Bierzmowania wybieram się do Klębowa i Ostrówka, a więc do miejsc, naznaczonych obecnością młodej Heleny Kowalskiej, zanim jeszcze wstąpiła do zakonu i stała się Siostrą Faustyną. Tam dzisiaj odbędzie się diecezjalna pielgrzymka Młodzieży – ze szczególnym akcentem na Młodzież bierzmowaną.
      Dzisiaj przeżywamy Dzień Matki. Myślę, że nikt nie zapomni o swojej Mamie w modlitwie – i w życzeniach. Ja z całego serca mojej Mamie, Danucie JAŚKOWSKIEJ, życzę nieustannego optymizmu i takiego dalszego kształtowania zwykłej codzienności w naszym Domu, jakiego świadectwo daje dzisiejszy Patron, a jak u nas jest od zawsze. Życzę więc, aby to dobro trwało i rozwijało się, a mojej Mamie życzę do tego także szybkiego powrotu do zdrowia! Wszystkie te sprawy polecam w modlitwie!
                Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Św. Filipa Nereusza, Kapłana,
do czytań:  Dz 28,16–20.30–31;  J 21,20–25
Patron dnia dzisiejszego,
Święty Filip, urodził się we Florencji
21 lipca 1515 roku.
Na Chrzcie Świętym otrzymał imiona: Filip Romulus. Od
dziecka był człowiekiem o wysokiej
kulturze i ogładzie. Wyróżniał się poczuciem humoru i talentem jednania sobie
ludzi.
Po przedwczesnej śmierci matki i starszego brata, kiedy pogorszyły się
znacznie warunki majątkowe ojca, Filip udał się do wuja w San Germano koło
Monte Cassino, by pomóc mu w pracy, a docelowo – odziedziczyć po nim znaczną fortunę.
Miał wówczas siedemnaście lat. Zrezygnował jednak dość szybko z tej tak przecież
pomyślnej dla siebie okazji i udał się
do Rzymu, gdzie miał pozostać do końca swego życia
– a więc ponad
sześćdziesiąt lat.
Tam rozpoczął studia
filozofii i teologii. Jednocześnie był wychowawcą dwóch synów w domu
zamożnego Florentczyka w Rzymie. Prowadził
życie modlitwy i umartwienia. W wolnym czasie nawiedzał kościoły, sanktuaria i
zabytki Wiecznego Miasta.
A natchniony wewnętrznym objawieniem, założył towarzystwo religijne pod nazwą „Bractwa
Trójcy Świętej” do obsługi pielgrzymów i chorych.
Widział bowiem, jak te
wielkie rzesze pątników potrzebowały pomocy duchowej, a często i materialnej.
Był to rok 1548. Przez tę posługę zyskał
sobie miano „Apostoła Rzymu”.
Momentem przełomowym w
życiu Filipa był rok 1551, kiedy to za
namową spowiednika przyjął święcenia kapłańskie.
Miał już wtedy trzydzieści
sześć lat. Mieszkając w konwikcie Świętego Hieronima, w centrum Rzymu, założył
Oratorium. Początkowo w ciasnej izbie swojego pokoju, potem w kaplicy konwiktu,
Filip zaczął gromadzić kapłanów, zakonników,
mieszczan, kupców, artystów.
Wspólna modlitwa, spotkania i rozmowy
osobiste, Spowiedź, czytanie duchowe, konferencje i dyskusje na tematy
aktualne, rekolekcje – stanowiły program tych spotkań. Oratorium było otwarte
dla wszystkich ludzi dobrej woli.
Z czasem zebrała się pewna
liczba uczniów, których Filip zaprawiał do zjednoczenia z Bogiem, do cnót
chrześcijańskich i do uczynków miłosierdzia. Na placach bawił się z dziećmi, by je potem gromadami prowadzić do
kościoła. Był to dotąd zupełnie nieznany styl apostołowania i prowadzenia
duszpasterstwa.
Do Oratorium spieszyła cała elita duchowa Rzymu. A do grona
przyjaciół Filipa należeli – miedzy innymi – Święty Franciszek Salezy, Święty
Ignacy Loyola i wielu innych.
W roku 1564 Florentczycy
oddali Filipowi w zarząd swój kościół Świętego Jana. Tu właśnie pozostali przy nim jego duchowi synowie,
zwani potem oratorianami czy też filipinami.
Prowadzili życie wspólne, nie
związani wszakże żadnymi ślubami. Ta swoboda pozostała do dzisiaj cechą charakterystyczną
oratorianów. Filip zaś umiał swych synów duchowych zainteresować nie tylko sprawami
religijnymi i duchowymi, ale także nauką i kulturą. W domu jego odbywały się więc koncerty muzyczne, prelekcje o sztuce,
archeologii i historii.
Niestety, wkrótce pojawili
się też przeciwnicy poczynań Filipa. Oskarżyli
oni go o to, że sprzyja „nowinkom” religijnym. Doszło do tego, że surowy Papież Paweł IV zakazał mu na czas pewien
działalności.
Kuria Rzymska odebrała mu nawet prawo do spowiadania, co
równało się z karą kościelnej suspensy. Kolejni
Papieże obdarzyli go jednak ponownie zrozumieniem i odwołali wszelkie zakazy.
I tak też nasz Patron – doradca papieży, kierownik duchowy wielu
dostojników, a jednocześnie: jeden z najbardziej wesołych świętych
– zmarł
wyczerpany pracą na rękach swych duchowych synów 26 maja 1595 roku. Przekonanie
o świętości kapłana było tak powszechne, że chociaż w owych czasach zaczęto
wprowadzać do procesów kanonicznych coraz surowsze wymagania, jego beatyfikacja odbyła się już w
piętnaście lat po jego śmierci. Dokonał
jej w roku 1610 Papież Paweł V. Dwanaście lat potem, w roku 1622, Papież
Grzegorz XV dokonał jego kanonizacji.
Świadectwo życia Filipa Nereusza, świadectwo rzymskiego okresu
działalności Pawła,

zapisane w dzisiejszym fragmencie Księgi Dziejów Apostolskich, czy wreszcie zakończenie Ewangelii Świętego Jana
to wszystko nie zawiera w sobie żadnych nadzwyczajnych znaków, cudów czy
dokonań, lub też opisów bohaterskiego męczeństwa.
W Ewangelii słyszymy ogólną informację o wielu rzeczach, których
Jezus dokonał,
a których nawet nie sposób spisać i ogarnąć ludzką myślą. W
Dziejach Apostolskich słyszymy, że Paweł przez dwa lata bez przeszkód nauczał w wynajętym przez siebie mieszkaniu,
głosząc Królestwo Boże. Z kolei,  w
świadectwie życia dzisiejszego Patrona słyszymy o codziennej cierpliwiej i wytrwałej, a do tego – bardzo pomysłowej i
radosnej pracy
na rzecz pogłębienia wiary w sercach ludzi.
I to jest chyba bardzo
konkretne wskazanie dla nas, Kochani. Bo i w naszym życiu rzeczy wielkie czy
wyjątkowe dzieją się rzadko. Znakomitą
większość naszego życia zajmuje tak zwana „szara codzienność”.
I to owa
codzienność musi być dla nas przestrzenią świętości i zasługiwania na zbawienie.
My bowiem nie możemy oczekiwać nadzwyczajnych
okoliczności, ani mierzyć czasu od jednych do drugich Świąt.
Nie powinniśmy
także wyglądać szczególnych okazji do tego, aby dać świadectwo wiary. Z pomocą
Bożą i za wstawiennictwem dzisiejszego Patrona, powinniśmy nadawać sens i znaczenie każdej chwili życia, nie dopuszczając do
duchowego znużenia, czy marazmu.
Niech Święty Filip Nereusz
wyprosi nam jak najwięcej tej oryginalności,
pomysłowości i radości życia,
z której sam był znany, aby nam nigdy nie
zabrakło inwencji, pomysłu i odwagi do pięknego przeżywania każdego dnia i
niesienia ludziom – każdego dnia – radości
i nadziei!
W tym kontekście zastanówmy
się:
·       
Czy
moja codzienność jest piękna i twórcza, czy – rzeczywiście – szara?
·       
Czy
staram się w pełni wykorzystać każdy dzień dla czynienia dobra?
·       
Czy
nie obnoszę się z dobrem, które czynię – czy potrafię je czynić dyskretnie?
Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach i
on je opisał. A wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe
.

3 komentarze

  • Bóg zapłać!
    Księżę Jacku!
    Życzę Księdza Mamie zdrowia, radości!
    Niech Pan Bóg Mamie błogosławi!
    Sto lat!
    Pozdrawiam gorąco!
    Z miłością, z modlitwą.
    Z Panem Bogiem.
    Józefa

  • Poemat Boga-Człowieka, Maria Valtorta

    Ona, o! Ona, Moja czysta Matka, nosiła Mnie nie tylko przez dziewięć miesięcy – jak każda kobieta nosi owoc ludzki – lecz przez całe życie. Nasze serca były zjednoczone duchowymi włóknami i biły zawsze razem. Nie było przelanej matczynej łzy, która by nie zarysowała Mi serca swą solą. I nie było żadnej Mojej wewnętrznej skargi, która by nie rozbrzmiała w Niej, rozbudzając Jej boleść.

    Sprawia wam ból widok matki jakiegoś dziecka skazanego na śmierć przez nieuleczalną chorobę, lub matki dziecka skazanego na śmierć przez surowość ludzkiej sprawiedliwości. Pomyślcie jednak o Mojej Matce, która od chwili, gdy Mnie poczęła, drżała na myśl, że będę Skazańcem. Myślcie o Matce, która przed pierwszym pocałunkiem, złożonym na delikatnym i różowym ciałku Nowonarodzonego, odczuwała przyszłe rany Swego Dziecięcia. [Miejcie przed oczyma] Matkę, która oddałaby dziesięć, sto, tysiąc razy Swe życie, żebym nie stał się dorosłym Mężczyzną i nie doszedł do chwili Ofiary. Ta Matka wiedziała, że musi pragnąć nadejścia tej strasznej godziny, by przyjąć wolę Pana, dla Jego chwały i dobra ludzkości. Nie, nie było dłuższego konania, zakończonego większą boleścią, niż agonia Mojej Matki.

    Dasiek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.