Śladami Jezusa – dzień 5

Ś

Szczęść Boże! Moi Drodzy,
wczorajszy dzień zaczęliśmy dość późno, bo o 7.15 było śniadanie, a o 8.00
wyjazd. Dzisiaj wszystko zaczyna się znacznie wcześniej – już o 5.30 pobudka, o
6.00 śniadanie i o 6.50 wyjazd. To dzisiaj.
Wczoraj zaś
zaczęliśmy od Kościoła rozmnożenia chleba, gdzie dziękowaliśmy Panu – między
innymi – za dar Eucharystii. Stamtąd przejechaliśmy na Górę Błogosławieństw, a
więc tę, z której Jezus wygłosił przesławne Kazanie, zawierające w sobie
ośmiokrotne „Błogosławieni…”. Jak mówił Marek w homilii, to bardzo trudne
przesłanie, ale chrześcijanin musi mierzyć wysoko i odróżniać się czymś od
reszty świata. W tym kontekście Marek przytoczył swoje kapłańskie hasło z
prymicyjnego obrazka, którym to hasłem są słowa Jana Pawła II: „Musicie od
siebie wymagać, choćby inni od was nie wymagali”.
Stamtąd, po
przeżyciu Mszy Świętej w intencjach Uczestników Pielgrzymki, jak i w Waszych
intencjach, oraz po obejrzeniu tego, co się dało obejrzeć, przejechaliśmy do
Kafarnaum, gdzie znajdują się fundamenty domu Piotra. W tym domu często
pomieszkiwał Jezus, bowiem – jak wiemy – nie miał jako takiego swojego domu. To
właśnie w tym domu uzdrowił teściową Piotra.
Z Kafarnaum, po
odmówieniu nieco przyspieszonej modlitwy „Anioł Pański” udaliśmy się na rejs
łodzią po Jeziorze Galilejskim. Piorunujące wrażenie robi świadomość, że jest
to właśnie to jezioro, po którym Jezus chodził, które uciszał, z którego
nauczał, na brzegu którego przekazał Piotrowi opiekę nad swoim Kościołem… On tu
był – Jezus tutaj był! A w jakimś sensie – jest… Ciągle to sobie uświadamiamy,
kiedy wraz z Przewodnikiem, Ojcem Januszem, czytamy w poszczególnych miejscach
kolejne fragmenty Pisma Świętego, dotyczące odwiedzanych miejsc. W czasie rejsu
– na szczęście – nie zabrakło chwil zupełnej ciszy, kiedy to po wyłączeniu
silników, łódź stanęła na jeziorze, bardzo w tym momencie spokojnym, a cisza i
piękno tego miejsca przemawiały do naszych serc. I Słowo Boże, chwilę wcześniej
przeczytane…
Po zakończeniu
rejsu przejechaliśmy do kościółka, upamiętniającego nadanie Piotrowi prymatu.
Jest tam bardzo znana rzeźba, obrazująca spotkanie Piotra ze Zmartwychwstałym i
trzykrotne pytanie o miłość, na które to pytanie Piotr odpowiadał twierdząco.
Chociaż wcześniej – jak wiemy – zaparł się Mistrza… Tradycja w tym dokładnie miejscu
umieszcza to spotkanie i tę rozmowę.
Następnym etapem
pielgrzymowania była świątynia… uciech doczesnych, a więc restauracja – kibuc –
gdzie chętni mogli zjeść „rybę świętego Piotra”, a więc taką, jaką Piotr na
polecenie Pana wydobył z jeziora, z jej pyszczka wyjął pieniążek i zapłacił
podatek na świątynię za siebie i za Jezusa. Właśnie taką rybę można było tam
zjeść, z czego skorzystała większość naszej Grupy. A ja skorzystałem z
możliwości, aby tam właśnie umieścić na stronie wczorajszą relację, bo rano
były jakieś dziwne historie z Internetem w hotelu. Ponieważ restauracja owa
znajduje się nad samą plażą i jest tam łagodne zejście do Jeziora
Galilejskiego, więc kilka Osób po prostu popływało. Inni zmoczyli nogi. A
jeszcze inni – brutalnie ochlapali jeszcze innych. A tamci im oddali! Był to
dobry wstęp do tego, co miało nastąpić za chwilę.
Oto bowiem
ostatnim punktem wczorajszego programu było odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych
nad Jordanem. W miejscowości Jardenit odprawiliśmy nabożeństwo Słowa Bożego,
połączone z trzykrotnym wyrzeczeniem się zła i trzykrotnym wyznaniem wiary, po
czym wszyscy wchodzili kolejno do wody, a Kapłan polewał ich tą wodą, mówiąc:
„Niech ta woda przypomni Ci przyjęty Chrzest, a łaska Boża wspiera w
prowadzeniu życia godnego chrześcijanina. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Amen” W swoim słowie Marek wyjaśnił sens odnawiania Sakramentów, które samo w
sobie nie jest jakimś przyjmowaniem go na nowo, ale duchową mobilizacją do
życia Bożą łaską i rozwijania tej łaski w sobie. W tym konkretnym przypadku –
do życia po chrześcijańsku, co winno się wyrażać stałym rozwojem duchowym.
Z Jardenit
dosłownie pięć minut jazdy autokarem do hotelu. Dojechaliśmy bardzo wcześnie –
bo na 17.20. Kolacja o 18.30 i… spokojny wieczór (w przeciwieństwie do szumnej
imprezy z poprzedniego dnia!). Chociaż – czy aż taki spokojny, skoro gromkie
śmiechy dochodziły zza okna jeszcze dość długo? Ale nic w tym dziwnego, bo
szkoda w takim miejscu, w tak ciepły wieczór, w tak pięknym otoczeniu
przyrodniczym, przy takim dobrym humorze i świetnej atmosferze – tak po prostu
iść spać! Naprawdę szkoda! Taki czas i takie otoczenie trzeba wykorzystać,
trzeba się nim nacieszyć! A przy tej świetnej atmosferze, jaka panuje w Grupie,
jest to bardzo łatwo osiągalne.
Chciałbym jeszcze,
moi Drodzy, wspomnieć o dwóch Osobach, które na tę fantastyczną atmosferę, jaka
u nas panuje, mają niebagatelny wpływ. Pierwszą z nich jest nasz Przewodnik,
Ojciec Janusz Siwicki. Bardzo jestem Mu wdzięczny, że od początku naszego
pielgrzymowania wyraźnie zwraca uwagę na aspekt duchowy całego wydarzenia.
Ponadto, jestem Mu wdzięczny za świetny humor i stały uśmiech, jakim szeroko
obdarza nas wszystkich od rana do wieczora. Potrafi być jednak także stanowczym
i zdecydowanym, kiedy jest taka potrzeba. Duże wrażenie zrobił na Marku i na
mnie, kiedy powiedział któregoś dnia, że osobiście przeżywa tę Pielgrzymkę i
przejmuje się, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. A to znaczy, że nie podchodzi
do tego z jakąś rutyną i na zasadzie, że ma jedynie „obsłużyć” Grupę. Wierzę,
że ta świetna i kompetentna posługa Ojca Janusza zaowocuje konkretnymi
przeżyciami Uczestników Pielgrzymki.
Drugą Osobą,
której wyrażam wielką wdzięczność za posługę, życzliwość i dobroć, jest nasz
Kierowca, Mażdi (zapisałem Jego imię tak, jak je się wymawia, bo pisze się
Majdi). Ten Człowiek od początku urzeka nas pogodą ducha i całkiem sporą
znajomością języka polskiego. Nauczył się naszych niektórych modlitw, jak
choćby „Zdrowaś Maryjo”, czy Koronki do Miłosierdzia Bożego. Jest muzułmaninem,
ale dobrze czuje się wśród nas i bardzo pomaga Ojcu Januszowi w zorganizowaniu
każdego dnia. A co wyprawia za kierownicą, to można by długo opowiadać. Autokar
pod jego ręką po prostu „tańczy” na zakrętach. Otaczamy Go modlitwą,
szczególnie prosząc o łaskę zdrowia dla Jego Ojca.
Kochani, w
dzisiejszym Słowie słyszymy Jezusowe: „Błogosławieni…”, ale też Jezusowe: „Biada…”.
Dla nas, którzy dopiero co zeszliśmy z Góry Błogosławieństw, te słowa brzmią
jakoś bardziej znajomo. Czy jednak rzeczywiście – bardziej znajomo?… Cała rzecz
w tym, aby Jezusowe błogosławieństwa czynić naprawdę programem swego życia, a Jezusowe
ostrzeżenia potraktować bardzo poważnie, nie pozostawiając jednego, ani
drugiego, jedynie na poziomie przeżyć, emocji czy samej tylko wiedzy na ten temat.
Trzeba to uczynić programem życia. Wierzymy, że pielgrzymowanie do Ziemi
Świętej, do miejsc, gdzie słowa te zostały wypowiedziane przez Jezusa, tym
właśnie duchowym dobrem zaowocuje.
Gaudium et spes!
Ks. Marek i Ks. Jacek

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.