Szczęść Boże! Kochani, Adwent się dopełnia. Już dwa tygodnie minęły, a pozostał właściwie tylko tydzień. Nie zmarnujmy tego czasu! Przypominam: Roraty, Rekolekcje, porządna Spowiedź, dobre postanowienia, Boże Słowo, modlitwa… Sposobów jest wiele.
A dzisiejsze czytania też wskazują konkretny kierunek…
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota
2 tygodnia Adwentu,
2 tygodnia Adwentu,
do
czytań: Syr 48,1–4.9–11; Mt 17,10–13
czytań: Syr 48,1–4.9–11; Mt 17,10–13
CZYTANIE
Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Powstał
Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia. On
głód na nich sprowadził, a swoją gorliwością zmniejszył ich
liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, z niego również trzy
razy sprowadził ogień. Jakże wsławiony jesteś, Eliaszu, przez
swoje cuda i któż się może pochwalić, że tobie jest równy? Ty,
który zostałeś wzięty w skłębionym płomieniu, na wozie o
koniach ognistych. O tobie napisano, żeś zachowany na czasy
stosowne, by uśmierzyć gniew przed pomstą, by zwrócić serce ojca
do syna, i pokolenia Jakuba odnowić. Szczęśliwi, którzy cię
widzieli, i ci, którzy w miłości posnęli, albowiem i my na pewno
żyć będziemy.
Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia. On
głód na nich sprowadził, a swoją gorliwością zmniejszył ich
liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, z niego również trzy
razy sprowadził ogień. Jakże wsławiony jesteś, Eliaszu, przez
swoje cuda i któż się może pochwalić, że tobie jest równy? Ty,
który zostałeś wzięty w skłębionym płomieniu, na wozie o
koniach ognistych. O tobie napisano, żeś zachowany na czasy
stosowne, by uśmierzyć gniew przed pomstą, by zwrócić serce ojca
do syna, i pokolenia Jakuba odnowić. Szczęśliwi, którzy cię
widzieli, i ci, którzy w miłości posnęli, albowiem i my na pewno
żyć będziemy.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Kiedy
schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: „Czemu uczeni w
Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?” On odparł:
„Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam:
Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak
chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał”. Wtedy
uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.
schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: „Czemu uczeni w
Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?” On odparł:
„Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam:
Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak
chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał”. Wtedy
uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.
Eliasz
i Jan Chrzciciel. Dwaj niezłomni Prorocy. W pierwszym czytaniu
słyszymy: Powstał
Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia. On
głód na nich sprowadził, a swoją gorliwością zmniejszył ich
liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, z niego również trzy
razy sprowadził ogień. Jakże wsławiony jesteś, Eliaszu, przez
swoje cuda i któż się może pochwalić, że tobie jest równy?
I to samo należy powiedzieć o Janie Chrzcicielu: Powstał Jan,
prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia…
i Jan Chrzciciel. Dwaj niezłomni Prorocy. W pierwszym czytaniu
słyszymy: Powstał
Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia. On
głód na nich sprowadził, a swoją gorliwością zmniejszył ich
liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, z niego również trzy
razy sprowadził ogień. Jakże wsławiony jesteś, Eliaszu, przez
swoje cuda i któż się może pochwalić, że tobie jest równy?
I to samo należy powiedzieć o Janie Chrzcicielu: Powstał Jan,
prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia…
Eliasz
został zabrany na wozie o koniach ognistych. Jan – w
nieco mniej spektakularny sposób: został po prostu ścięty
w więzieniu… Po prostu… Można zaryzykować takie
stwierdzenie, bo wyrok jego śmierci zapadł niejako mimochodem,
w czasie tańca, na imprezie, zorganizowanej przez Heroda. Ale na tej
śmierci niektórym bardzo zależało. Trudno więc nawet mówić o
śmierci przypadkowej – to była dokładnie
przemyślana intryga, mająca na celu uciszyć niewygodny głos
Proroka. Dlatego Jezus mówi: Eliasz
już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak
chcieli. Tak, postąpili z nim tak, jak
chcieli… Z Jezusem także postąpili, jak chcieli… A jak
chcieli? Dobrze wiemy.
został zabrany na wozie o koniach ognistych. Jan – w
nieco mniej spektakularny sposób: został po prostu ścięty
w więzieniu… Po prostu… Można zaryzykować takie
stwierdzenie, bo wyrok jego śmierci zapadł niejako mimochodem,
w czasie tańca, na imprezie, zorganizowanej przez Heroda. Ale na tej
śmierci niektórym bardzo zależało. Trudno więc nawet mówić o
śmierci przypadkowej – to była dokładnie
przemyślana intryga, mająca na celu uciszyć niewygodny głos
Proroka. Dlatego Jezus mówi: Eliasz
już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak
chcieli. Tak, postąpili z nim tak, jak
chcieli… Z Jezusem także postąpili, jak chcieli… A jak
chcieli? Dobrze wiemy.
Jednak
nie uciszyli głosu Proroka! Nie ograniczyli w żaden sposób mocy
Bożej, działającej przez Eliasza. Nie uciszyli wyrzutów
sumienia, wzbudzanych przez Jana, wołającego o nawrócenie.
I nie zniweczyli w żaden sposób mocy Jezusa, działającego i
nauczającego o Królestwie Bożym. Na nic się zdały nikczemne
działania tych, którzy wystąpili przeciwko prawdzie. Przegrali.
Przepadli. Zapomniano o nich.
nie uciszyli głosu Proroka! Nie ograniczyli w żaden sposób mocy
Bożej, działającej przez Eliasza. Nie uciszyli wyrzutów
sumienia, wzbudzanych przez Jana, wołającego o nawrócenie.
I nie zniweczyli w żaden sposób mocy Jezusa, działającego i
nauczającego o Królestwie Bożym. Na nic się zdały nikczemne
działania tych, którzy wystąpili przeciwko prawdzie. Przegrali.
Przepadli. Zapomniano o nich.
A
dzieło Jezusa trwa. I dzieło Jana Chrzciciela trwa. I o Eliaszu
pamiętamy, czytając słowa Jego Proroctwa. Tak to już jest w
sprawach Bożych, że nie od razu się wygrywa. Albo inaczej: nie
od razu widać zwycięstwo. Kiedy się jednak zwycięża – to
już tak całkowicie, ostatecznie i na wieki.
dzieło Jezusa trwa. I dzieło Jana Chrzciciela trwa. I o Eliaszu
pamiętamy, czytając słowa Jego Proroctwa. Tak to już jest w
sprawach Bożych, że nie od razu się wygrywa. Albo inaczej: nie
od razu widać zwycięstwo. Kiedy się jednak zwycięża – to
już tak całkowicie, ostatecznie i na wieki.
Kochani,
żyjemy dziś w czasach, w których właśnie owi przeciwnicy prawdy,
o których tu wspominamy, bardzo głośno dopominają się o
swoje rzekome i ciągle rzekomo zagrożone prawa, z podniesionym
czołem sprzeciwiają się podstawowym i fundamentalnym zasadom Bożym
i ludzkim, coraz bezczelniej negują najbardziej oczywiste i
odwieczne prawdy o Bogu i człowieku. Oni są coraz głośniejsi,
coraz bardziej nachalni, coraz bardziej pewni siebie. A dlaczego tak
jest?
żyjemy dziś w czasach, w których właśnie owi przeciwnicy prawdy,
o których tu wspominamy, bardzo głośno dopominają się o
swoje rzekome i ciągle rzekomo zagrożone prawa, z podniesionym
czołem sprzeciwiają się podstawowym i fundamentalnym zasadom Bożym
i ludzkim, coraz bezczelniej negują najbardziej oczywiste i
odwieczne prawdy o Bogu i człowieku. Oni są coraz głośniejsi,
coraz bardziej nachalni, coraz bardziej pewni siebie. A dlaczego tak
jest?
Bo
chrześcijanie milczą! Bo chrześcijanie się boją. Bo
przyjaciele Jezusa chcieliby jednocześnie być przyjaciółmi
świata. A tak się nie da! Tego się naprawdę nie da pogodzić!
chrześcijanie milczą! Bo chrześcijanie się boją. Bo
przyjaciele Jezusa chcieliby jednocześnie być przyjaciółmi
świata. A tak się nie da! Tego się naprawdę nie da pogodzić!
Potrzebą
naszego czasu, potrzebą obecnej chwili – jest odważne
świadectwo wiary! Dzisiaj potrzeba katolików, których wiara
płonie jak ogień, a słowo i świadectwo będzie płonąć i
jaśnieć jak pochodnia. Dzisiaj potrzeba katolików odważnych,
niezakompleksionych, śmiałych i radosnych! Potrzeba
katolików, którzy się swojej wiary nie wstydzą i nie chcą
za wszelką cenę przypodobać się wielkim tego świata. A nawet nie
tylko wielkim – nawet tym małym, ale krzykliwym i pewnym siebie.
naszego czasu, potrzebą obecnej chwili – jest odważne
świadectwo wiary! Dzisiaj potrzeba katolików, których wiara
płonie jak ogień, a słowo i świadectwo będzie płonąć i
jaśnieć jak pochodnia. Dzisiaj potrzeba katolików odważnych,
niezakompleksionych, śmiałych i radosnych! Potrzeba
katolików, którzy się swojej wiary nie wstydzą i nie chcą
za wszelką cenę przypodobać się wielkim tego świata. A nawet nie
tylko wielkim – nawet tym małym, ale krzykliwym i pewnym siebie.
Chrześcijanin
musi zawsze pamiętać, że ten, kto wierny jest Jezusowi –
zawsze zwycięża! Może nie od razu – ale zawsze! I tak
naprawdę nie ma powodu, by się kogoś obawiać lub o czyjekolwiek
względy zabiegać, jeżeli w grę wchodzi uznanie u Jezusa. I
prawdziwe zwycięstwo.
musi zawsze pamiętać, że ten, kto wierny jest Jezusowi –
zawsze zwycięża! Może nie od razu – ale zawsze! I tak
naprawdę nie ma powodu, by się kogoś obawiać lub o czyjekolwiek
względy zabiegać, jeżeli w grę wchodzi uznanie u Jezusa. I
prawdziwe zwycięstwo.
Czy
stać mnie na to, aby – nie zważając na opinie ludzi –
odważenie zabrać głos w sprawach wiary i bronić chrześcijańskich
zasad? Czy potrafię – patrząc ludziom prosto w oczy –
naprawdę cieszyć się z tego, że jestem przyjacielem Jezusa?
stać mnie na to, aby – nie zważając na opinie ludzi –
odważenie zabrać głos w sprawach wiary i bronić chrześcijańskich
zasad? Czy potrafię – patrząc ludziom prosto w oczy –
naprawdę cieszyć się z tego, że jestem przyjacielem Jezusa?
Chrześcijanie milczą, bo to wynika z ich niezrozumienia Słowa. Raz, że niektórzy moi (wierzący) znajomi nie podnoszą głosu, nie zajmują głosu w dyskusjach, bo to nie jest zgodne z naturą chrześcijaństwa. Dwa, że boją się konfrontacji, bo czują, że nie wiedzą w co wierzą.
Gorsze chyba jednak jest to, że wielu moich niewierzących znajomych uważa, że jakiekolwiek stawianie sprzeciwu to niezgodność wobec wyznawanej przez mnie wiary. Bo katolik to może się spełnić jedynie w kościółku, przed świętym obrazkiem (nieistotne czy oblanym farbą czy nie). Wiara do kieszeni, byleby po oczach nie świeciła. A ateista może wszystko, bezkarnie obrzucać mnie mięsem czy nazywać moje autorytety "gwałcicielami i pedofilami". Taka jest "logika" tych naszych czasów.
I to wszystko w dzisiejszym świecie zlewa się w jedno. Dobro i zło. Prawo naturalne z prawem społeczności. I dochodzimy do takiego absurdu, że zabicie człowieka to sprawa, którą poddaje się pod głosowanie.
Ja nie potrafię tego zrozumieć…
Bóg naszą nadzieją.
MARYSIA
Myślę, że chęć przynależenia do społeczeństwa też jakoś ma swój wpływ na nas. Jednak ,to nie jest największym problemem. I chociaż nie wstydzimy się swojej wiary, to jednak mamy problem ze świadectwem.
"Chrześcijanie milczą, bo to wynika z ich niezrozumienia Słowa" – Tak, tu się zgodzę z Marysią!
Również uważam, że problemem w postawie chrześcijańskiej jest niezrozumienie. Nie rozumiemy Pisma Świętego, nie rozumiemy wielu rzeczy i na wiele pytań nie potrafimy odpowiedzieć – zarówno sobie jak i bliźnim. a to nas trochę zniechęca.
Jak wytłumaczyć niewierzącemu – dlaczego ja wierzę? Jak mu odpowiedzieć na pytania, skoro on chciałby tylko logicznych i zrozumiałych odpowiedzi, wyjaśnień.
– "Skoro Pan Bóg jest taki dobry, to czemu tyle nieszczęść, problemów nas spotyka?"
– " Tyle prosisz i nic…"
– " Tyle się modlisz i nic…."
Jak wytłumaczyć, przekonać, że ja kocham Jezusa. Jak powiedzieć by przekonać, że naprawdę warto, że ta miłość ma sens.
Pozdrawiam
Z Bogiem
Gosia
Wydaje mi się, że "chęć przynależenia do społeczeństwa" wcale nie musi byc równoznaczna z tym, że ludzie wyznający w życiu konkretne zasady zachowują się jak "strusie chowające głowę w piasek". Bycie pokornym wcale nie jest równoznaczne z cichym zgadzaniem się na to, że inni drwią z wyznawanych przez nas zasad i naszych ideałów i wydaje mi się, że problem leży nie tylko w tym, że nie znamy i nie rozumiemy Pisma Świętego. Odwołanie się w wielu trudnych sytuacjach do Słowa Bożego jest bardzo ważne i potrzebne, ale to chyba nie jedyny punkt odniesienia, choć niezbędny. "Nie zabieranie głosu" bo jestem chrześcijaninem i powinieniem pokornie milczeć to raczej też "ślepy zaułek".
1. Najpierw chyba w ogóle brak nam rzetelnej wiedzy (także relijijnej) i trochę mało znamy argumenty którymi możemy się bronić… i to nie koniecznie w kwestiach moralnych. Często byle jaka wiedza, albo liźnięcie wiedzy "po łebkach" niestety utrudnia nam wysuwanie jasnych precyzyjnych argumentów.
2. W wielu sytuacjach chyba brak nam tez odwagi do zajęcia czytelnego stanowiska, bo boimy się tego, że "jako inni bedziemy odrzuceni". Jestem przekonana, że to w wielu wypadkach nieuzasadniony lęk. Wydaje mi się, że wielu ludzi, gdzieś w głębi duszy podziwia tych, którzy mają odwagę zająć jasne stanowisko w trudnych, spornych sprawach, tych, którzy jednak precyzyjnie odwołują się choćby do nauczania Kościoła, tylko może nie zawsze ci którzy sa obok nas jasno nam o tym mówią. Kilka razy spotkałam się już z tym, że kiedy konkretnie, publicznie potrafię nazwać "czarne – czarnym, a białe – białym" to jednak stwarzam mały problem moralny tym, którzy tego zrobic nie potrafią i zmuszam ich do myślenia. I pewnie, że oni wtedy głośno wykrzykują swoje argumenty (zło jest zawsze krzykliwe), ale też mają problem ze zwyczajnym szczerym spojrzeniem w oczy tym, którzy mają rację i potrafią byc czytelni.
3. I owa czytelnośc wydaje sie byc kolejnym argumentem – nie wiem czy nie najważniejszym. Żeby dyskutować z innymi, pouczać ich, dawać im wskazówki najpierw samemu trzeba zająć bardzo jasne stanowisko i pokazac swoim życiem, że ja tak wierzę i tak żyję, jak mówię.
Myślę, że w Adwencie możemy uczyć sie tych postaw o Jan Chrzciciela: on nie chował głowy w piasek, żył w duchu pokutnym, do pokuty i nawrócenia wzywał i za głoszone prawdy złożył głowę w ofierze. Pozdrawiam serdecznie. J.B.
http://www.youtube.com/watch?v=eF0jTJIVuEM
Dasiek
Znalazłam przypadkiem taką historyjkę…
Będzie w kawałkach, bo jest ograniczenie co do ilości znaków.
– Pozwólcie, że wyjaśnię wam problem jaki nauka ma z religią.
Niewierzący profesor filozofii stojąc w audytorium wypełnionym
studentami zadaje pytanie jednemu z nich:
– Jesteś chrześcijaninem synu, prawda?
– Tak, panie profesorze.
– Czyli wierzysz w Boga.
– Oczywiście.
– Czy Bóg jest dobry?
– Naturalnie, że jest dobry.
– A czy Bóg jest wszechmogący? Czy Bóg może wszystko?
– Tak.
– A Ty – jesteś dobry czy zły?
– Według Biblii jestem zły.
Na twarzy profesora pojawił się uśmiech wyższości – Ach tak, Biblia!
– A po chwili zastanowienia dodaje:
– Mam dla Ciebie pewien przykład. Powiedzmy, że znasz chorą i cierpiącą osobę, którą możesz uzdrowić. Masz takie zdolności. Pomógłbyś tej osobie? Albo czy spróbowałbyś przynajmniej?
– Oczywiście, panie profesorze.
– Wiec jesteś dobry…!
– Myślę, że nie można tego tak ująć.
– Ale dlaczego nie? Przecież pomógłbyś chorej, będącej w potrzebie osobie, jeśli byś tylko miał taką możliwość. Większość z nas by tak zrobiła. Ale Bóg nie.
Wobec milczenia studenta profesor mówi dalej – Nie pomaga, prawda? Mój brat był chrześcijaninem i zmarł na raka, pomimo że modlił się do Jezusa o uzdrowienie. Zatem czy Jezus jest dobry? Czy możesz mi odpowiedzieć na to pytanie?
Student nadal milczy, wiec profesor dodaje
– Nie potrafisz udzielić odpowiedzi, prawda? – aby dać studentowi chwile zastanowienia profesor sięga po szklankę ze swojego biurka i popija łyk wody.
– Zacznijmy od początku chłopcze. Czy Bóg jest dobry?
– No tak… jest dobry.
– A czy szatan jest dobry?
Bez chwili wahania student odpowiada – Nie.
– A od kogo pochodzi szatan?
Student aż drgnął:
– Od Boga.
– No właśnie. Zatem to Bóg stworzył szatana. A teraz powiedz mi jeszcze synu – czy na świecie istnieje zło?
– Istnieje panie profesorze …
– Czyli zło obecne jest we Wszechświecie. A to przecież Bóg stworzył Wszechświat, prawda?
– Prawda.
– Wiec kto stworzył zło? Skoro Bóg stworzył wszystko, zatem Bóg stworzył również i zło. A skoro zło istnieje, więc zgodnie z regułami logiki także i Bóg jest zły.
Student ponownie nie potrafi znaleźć odpowiedzi..
– A czy istnieją choroby, niemoralność, nienawiść, ohyda? Te wszystkie okropieństwa, które pojawiają się w otaczającym nas świece?
Student drżącym głosem odpowiada – Występują.
– A kto je stworzył?
W sali zaległa cisza, więc profesor ponawia pytanie – Kto je stworzył? – wobec braku odpowiedzi profesor wstrzymuje krok i zaczyna się rozglądać po audytorium. Wszyscy studenci zamarli.
– Powiedz mi – wykładowca zwraca się do kolejnej osoby – Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa synu?
Zdecydowany ton odpowiedzi przykuwa uwagę profesora:
– Tak panie profesorze, wierzę.
Starszy człowiek zwraca się do studenta:
– W świetle nauki posiadasz pięć zmysłów, które używasz do oceny otaczającego cię świata. Czy kiedykolwiek widziałeś Jezusa?
– Nie panie profesorze. Nigdy Go nie widziałem.
– Powiedz nam zatem, czy kiedykolwiek słyszałeś swojego Jezusa?
– Nie panie profesorze.
– A czy kiedykolwiek dotykałeś swojego Jezusa, smakowałeś Go, czy może wąchałeś? Czy kiedykolwiek miałeś jakiś fizyczny kontakt z Jezusem Chrystusem, czy też Bogiem w jakiejkolwiek postaci?
– Nie panie profesorze. Niestety nie miałem takiego kontaktu.
– I nadal w Niego wierzysz?
– Tak.
– Przecież zgodnie z wszelkimi zasadami przeprowadzania doświadczenia, nauka twierdzi ze Twój Bóg nie istnieje… Co Ty na to synu?
– Nic – pada w odpowiedzi – mam tylko swoja wiarę.
– Tak, wiarę… – powtarza profesor – i właśnie w tym miejscu nauka
napotyka problem z Bogiem. Nie ma dowodów, jest tylko wiara.
Student milczy przez chwile, po czym sam zadaje pytanie:
– Panie profesorze – czy istnieje coś takiego jak ciepło?
– Tak.
– A czy istnieje takie zjawisko jak zimno?
– Tak, synu, zimno również istnieje.
– Nie, panie profesorze, zimno nie istnieje.
Wyraźnie zainteresowany profesor odwrócił się w kierunku studenta.
Wszyscy w sali zamarli. Student zaczyna wyjaśniać:
– Może pan mieć dużo ciepła, więcej ciepła, super-ciepło, mega ciepło, ciepło nieskończone, rozgrzanie do białości, mało ciepła lub też brak ciepła, ale nie mamy niczego takiego, co moglibyśmy nazwać zimnem.
Może pan schłodzić substancje do temperatury minus 273,15 stopni Celsjusza (zera absolutnego), co właśnie oznacza brak ciepła – nie potrafimy osiągnąć niższej temperatury. Nie ma takiego zjawiska jak zimno, w przeciwnym razie potrafilibyśmy schładzać substancje do temperatur poniżej 273,15stC. Każda substancja lub rzecz poddają się badaniu, kiedy posiadają energie lub są jej źródłem. Zero absolutne jest całkowitym brakiem ciepła. Jak pan widzi profesorze, zimno jest jedynie słowem, które służy nam do opisu braku ciepła. Nie potrafimy mierzyć zimna. Ciepło mierzymy w jednostkach energii, ponieważ ciepło jest energią. Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, zimno jest jego brakiem.
W sali wykładowej zaległa głęboka cisza. W odległym kacie ktoś upuścił pióro, wydając tym odgłos przypominający uderzenie młota.
– A co z ciemnością panie profesorze? Czy istnieje takie zjawisko jak ciemność?
– Tak – profesor odpowiada bez wahania – czymże jest noc jeśli nie ciemnością?
– Jest pan znowu w błędzie. Ciemność nie jest czymś, ciemność jest brakiem czegoś. Może pan mieć niewiele światła, normalne światło, jasne światło, migające światło, ale jeśli tego światła brak, nie ma wtedy nic i właśnie to nazywamy ciemnością, czyż nie? Właśnie takie znaczenie ma słowo ciemność. W rzeczywistości ciemność nie istnieje. Jeśli istniałaby, potrafiłby pan uczynić ją jeszcze ciemniejszą, czyż nie?
Profesor uśmiecha się nieznacznie patrząc na studenta. Zapowiada się dobry semestr.
– Co mi chcesz przez to powiedzieć młody człowieku?
– Zmierzam do tego panie profesorze, że założenia pańskiego
rozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągnięty wniosek jest również fałszywy.
Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie:
– Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć?
– Założenia pańskich rozważań opierają się na dualizmie – wyjaśnia student – twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobry Bóg i zły Bóg. Rozważa pan Boga jako kogoś skończonego, kogo możemy poddać pomiarom. Panie profesorze, nauka nie jest w stanie wyjaśnić nawet takiego zjawiska jak myśl. Używa pojęć z zakresu elektryczności i magnetyzmu, nie poznawszy przecież w pełni istoty żadnego z tych zjawisk. Twierdzenie, że śmierć jest przeciwieństwem życia świadczy o ignorowaniu faktu, że śmierć nie istnieje jako mierzalne zjawisko. Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego brakiem. A teraz panie profesorze proszę mi odpowiedzieć – czy naucza pan studentów, którzy pochodzą od małp?
– Jeśli masz na myśli proces ewolucji, młody człowieku, to tak właśnie jest.
– A czy kiedykolwiek obserwował pan ten proces na własne oczy?
Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobie sprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobry semestr, naprawdę.
– Skoro żaden z nas nigdy nie był świadkiem procesów ewolucyjnych i nie jest w stanie ich prześledzić wykonując jakiekolwiek doświadczenie, to przecież w tej sytuacji, zgodnie ze swoją poprzednią argumentacja, nie wykłada nam już pan naukowych opinii, prawda? Czy nie jest pan w takim razie bardziej kaznodzieja niż naukowcem?
W sali zaszemrało. Student czeka aż opadnie napięcie.
– Żeby panu uzmysłowić sposób, w jaki manipulował pan moim
poprzednikiem, pozwolę sobie podać panu jeszcze jeden przykład – student rozgląda się po sali – Czy ktokolwiek z was widział kiedyś mózg pana profesora?
Audytorium wybucha śmiechem.
– Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek słyszał, dotykał, smakował czy wąchał mózg pana profesora? Wygląda na to, że nikt. A zatem zgodnie z naukową metodą badawczą, jaką przytoczył pan wcześniej, można powiedzieć, z całym szacunkiem dla pana, że pan nie ma mózgu, panie profesorze. Skoro nauka mówi, że pan nie ma mózgu, jak możemy ufać pańskim wykładom, profesorze?
W sali zapada martwa cisza. Profesor patrzy na studenta oczyma
szerokimi z niedowierzania. Po chwili milczenia, która wszystkim zdaje się trwać wieczność profesor wydusza z siebie:
– Wygląda na to, że musicie je brać na wiarę.
– A zatem przyznaje pan, że wiara istnieje, a co więcej – stanowi niezbędny element naszej codzienności. A teraz panie profesorze, proszę mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak zło? Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi – Oczywiście że istnieje. Dostrzegamy je przecież każdego dnia. Choćby w codziennym występowaniu człowieka przeciw człowiekowi. W całym ogromie przestępstw i przemocy obecnym na świecie. Przecież te zjawiska to nic innego jak właśnie zło.
Na to student odpowiada:
– Zło nie istnieje panie profesorze, albo też raczej nie występuje jako zjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jak ciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowieka dla określenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się w momencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, które jest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem braku światła.
Profesor osunął się bezwładnie na krzesło…
Dziękuję za tę historię. Już ją gdzieś czytałem… Rzeczywiście, jest świetna! Bardzo wiele mówi… Myślę, że to dobry komentarz do wcześniejszej dyskusji o odwadze dawania świadectwa. Ks. Jacek
O ile mnie pamięć nie myli, to chyba nawet u nas na blogu 🙂
Dobry komentarz, a nawet trochę odpowiedź. Znalazłam ją przypadkiem, albo to nie był przypadek, bo była na zwykłej stronie – nie religijnej (na blogu też jej nie widziałam, albo nie pamiętam, bym ją czytała….) i byłam pozytywnie zaskoczona jak ją przeczytałam:)
Mi się wydaje, że na naszym blogu była, ale nie mam czasu, żeby przejrzeć całego bloga… Tak, czy owak – historia przednia. I mądra! Ks. Jacek
Tak, była.
Sama ją tutaj umieściłam.
Pozdrawiam
A, właśnie… Dzięki! Ks. Jacek