Egzamin zdany – egzamin do zdania…

E
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Pozdrawiam serdecznie w Dniu Pańskim i przepraszam za opóźnienie z zamieszczeniem tego posta, ale od rana dziś młyn – łącznie z tym, że to mi dzisiaj przypadło przygotować ogłoszenia parafialne. 
   Zgodnie z zapowiedzią, zamieszczam duchowe podsumowanie Nawiedzenia Matki Bożej w Figurze Loretańskiej. I na tym mógłbym już tutaj skończyć, bo wszystko jest w rozważaniu, ale tylko jedno małe wyjaśnienie: „Mama – mobile”, o którym wspominam, to samochód, mały busik, do którego jego Właściciel, Pan Marian, przymocował małą przeszkloną gablotę, w której woził Figurę po naszym Dekanacie. I właśnie w jednej z Parafii tak ten wehikuł nazwano. 
     A sytuacja, o której wspominam, że jechał nim też Ksiądz Proboszcz, miała miejsce w chwili odwiezienia Figury do następnej Parafii, kiedy to Proboszcz jedzie razem z Kierowcą i odprowadza Matkę Bożą do sąsiadów.
    To tyle wyjaśnień, a teraz już tylko błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący – Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

16
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Rdz 18,1–10a; Kol 1,24–28; Łk 10,38–42
CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:
Pan
ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u
wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy
dostrzegł trzy ludzkie postacie naprzeciw siebie. Widząc je u
wejścia do namiotu podążył na ich spotkanie.
A
pokłoniwszy się im głęboko, rzekł: „O Panie, jeśli jestem
tego godzien, racz nie omijać swego sługi! Przyniosę trochę wody,
wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami.
Pozwólcie też, że pójdę wziąć nieco jedzenia, abyście się
pokrzepili, zanim pójdziecie dalej, skoro przechodzicie koło strugi
waszego”. A oni mu rzekli: „Uczyń tak, jak powiedziałeś”.
Abraham
poszedł więc spiesznie do namiotu Sary i rzekł: „Prędko zaczyń
ciasto z trzech miar najczystszej mąki i zrób podpłomyki”. Potem
podążył do trzody i wybrawszy tłuste i piękne cielę, dał je
słudze, aby ten szybko je przyrządził. Po czym wziąwszy twaróg,
mleko i przyrządzone cielę, postawił przed nimi, a gdy oni jedli,
stał przed nimi pod drzewem.
Zapytali
go: „Gdzież jest żona twoja, Sara?” Odpowiedział im: „W tym
oto namiocie”. Rzekł mu jeden z nich: „O tej porze za rok znów
wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:
Bracia:
Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim
ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym
jest Kościół. Jego sługą stałem się według zleconego mi wobec
was Bożego włodarstwa: mam wypełnić posłannictwo głoszenia
słowa Bożego.
Tajemnica
ta, ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego
świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest
bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan. Jest nią Chrystus
pośród was – nadzieja chwały. Jego to głosimy, upominając
każdego człowieka i ucząc każdego człowieka z całą mądrością,
aby każdego człowieka okazać doskonałym w Chrystusie.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
przyszedł do pewnej wsi. Tam niejaka niewiasta, imieniem Marta,
przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria,
która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie.
Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła
więc do Niego i rzekła: „Panie, czy Ci to obojętne, że moja
siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby
mi pomogła”.
A
Pan jej odpowiedział: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz
o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą
cząstkę, której nie będzie pozbawiona”.
Abraham
w trzech tajemniczych wędrowcach przyjmuje w swoim namiocie Boga.
Marta i Maria w Osobie Jezusa Chrystusa także przyjmują w swoim
domu Boga. Rodzina Parafialna w Celestynowie, w znaku
Figury Loretańskiej, przyjęła w tych dniach Matkę Najświętszą,

a w Jej Osobie – nie mamy co do tego żadnych wątpliwości –
przyjęła Boga! Widzimy, Kochani, jak Bóg często i jak
chętnie wychodzi na spotkanie człowieka! A człowiek – i to
jest piękne – Boga przyjmuje.
Tak, jak umie.
Abraham
ruszył spod dębu, pod którym chronił się przed skwarem w
najgorętszej porze dnia, wręcz zabiegł drogę wędrowcom, aby
przypadkiem nie ominęli jego namiotu,
ale skorzystali z jego
gościny. A kiedy tak się stało, Abraham zmobilizował tak swoją
żonę, jak i sługi, aby jak najszybciej uwinęli się i
przygotowali gościom strawę. Bo jak wypuścić ich w drogę
głodnymi? Tak to rozumiał, tak ich przyjął, tak ugościł –
tak, jak umiał najlepiej.
Podobnie
uczyniła Marta, która pracowicie uwijała się koło rozmaitych
posług, aby tak wyjątkowemu Gościowi, jakim z całą pewnością
był dla niej Jezus Chrystus, niczego nie brakowało. Ona tak to
rozumiała i w jej przekonaniu taki sposób przyjęcia Jezusa był
najlepszy.
A Maria rozumiała inaczej, bo była przekonana, że
powinna usiąść u Jego stóp i uważnie, bardzo uważnie słuchać
– tak uważnie, jak tylko umie – aby ani słówka nie uronić,
nie stracić, nie zapomnieć…
Ona tak chciała Jezusa przyjąć,
bo uznała, że tak będzie najlepiej…
Chyba
nie do końca zrozumiała ją Marta, jej pracowita i zapobiegliwa
siostra, bo oburzona, nie zawahała się nawet samemu Gościowi
przedstawić problem i prosić o interwencje.
Może to dla nas
nie do końca jest zrozumiałe, bo gdyby w jakiejś naszej rodzinie
żona uznała, że mąż nie powinien siedzieć z gośćmi –
chociaż zasadniczo ktoś powinien się nimi zająć, kiedy ktoś
inny przygotowuje posiłek – ale nawet gdyby chciała jakiejś
pomocy męża w kuchni, to raczej bardzo dyskretnie dałaby mu
znak,
żeby przeprosił gości i przyszedł do niej, do kuchni, a
tam już może mu to lub owo powiedzieć.
Nie
powinna natomiast iść do pokoju gościnnego, aby przy wszystkich
urządzić mężowi awanturę,
że ona taka przemęczona, tyle
się musi napracować z powodu wizyty gości, a on sobie siedzi i
z nimi rozmawia.
Przyznaję, że gdybym się w takiej sytuacji
znalazł jako gość, starałbym się jak najszybciej opuścić taki
dom.
Tymczasem
Marta bez zbędnych „ceregieli” upomniała siostrę przy Gościu,
a nawet – żeby to jeszcze raz zauważyć – poprosiła samego
Gościa, aby zainterweniował i wysłał Marię do pomocy w jej
pracach.
Jezus nie obraził się o to, nie zdziwił, nie był
zdegustowany czy zdenerwowany całą sytuacją, ale wykorzystał ją
do tego, aby udzielić krótkiego, ale jakże ważnego pouczenia:
Marto, Marto, troszczysz się
i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria
obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona.
A
to znaczy, że nie
skrytykował Marty,

bo przecież przyjął jej gościnę, ale docenił
Marię,

która obrała – jak sam stwierdził – lepszą cząstkę. Nie
skrytykował ani jednej, ani drugiej, bo zobaczył
jakąś ogromną szczerość w ich postawie,

dlatego docenił to, że każda przyjęła Go tak, jak umiała
najlepiej.
Dla
Pawła – jak to usłyszeliśmy w drugim czytaniu – przyjęcie
Jezusa często oznaczało cierpienie,
nawet użył pięknego stwierdzenia, że w
swoim ciele dopełnia braki udręk Chrystusa dla dobra

Kościoła.
Oczywiście, że jest to metafora, bo Jezusowej
ofierze z życia absolutnie niczego nie może brakować,
ale
jest to sformułowanie mające wyrazić jakąś wielką
więź Jezusa ze swym Uczniem i Ucznia z Mistrzem

– więź wyrażającą się już nie tylko słuchaniem słowa i
jego wprowadzaniem w życie, ale także we
wspólnym dzieleniu krzyża cierpienia.

Dla Pawła przyjęcie i spotkanie Jezusa często właśnie to
oznaczało i – jak wiemy – wywiązał się z tego stuprocentowo.
A
jak my przyjmujemy Boga? Jak wychodzimy na spotkanie Chrystusa?
Oczywiście, na tak sformułowane pytanie każdy musi sobie
odpowiedzieć
w sercu i w sumieniu – w wielkiej szczerości i całkowitej
prawdzie o sobie.

Są natomiast takie znaki zewnętrzne, takie zachowania i postawy
ludzkie, których uważna obserwacja pozwala wyciągnąć jakieś
wnioski.
Oto
z
taką sytuacją mieliśmy do czynienia w czwartek i piątek,

kiedy już na pierwszą Mszę Świętą, sprawowaną w chwili
powitania Matki Bożej, nasz kościół i jego otoczenie zapełniły
się tak, jak w Rezurekcję.

A
przyznaję, że sam w duchu myślałem sobie, jak to będzie – czy
chociaż ławki będą zajęte?… I – naprawdę – nie
chodzi tu o jakąś próżną radość

z tego, że było nas dużo i także nie o to chodzi, aby przed
Księżmi z dekanatu pokazać się i zaprezentować:

„O proszę, zobaczcie, jak to u nas pięknie
wszystko wypada, a u was może nie było tak dobrze” – nie!
Naprawdę nie o to chodziło!
Chodziło
natomiast o jakąś wielką
radość z odzewu,

jaki na naszą duszpasterską informację sprzed tygodnia daliście,
Kochani, jako Parafia. Jako
Rodzina, która przyszła na spotkanie z Matką.

Jak bowiem wtedy podkreślaliśmy – a szczególnie mocno akcentował
to Ksiądz Proboszcz – po prostu nie można, nie
wypada wręcz zapraszać dzieci na spotkanie z Matką.

Kochające dziecko samo wie, co ma w takiej sytuacji zrobić.
I
oto właśnie w czwartek przekonaliśmy się, że dokładnie tak
jest: dzieci
wiedzą, co mają zrobić, kiedy przybywa Matka! Mają przybyć na
spotkanie!

I z tego właśnie się dzisiaj tak bardzo wszyscy cieszymy, za to
Bogu dziękujemy i Go uwielbiamy!
A
przecież tak było nie
tylko na pierwszej Mszy Świętej, ale również zaraz po niej,

kiedy to wychwalaliśmy Boga i Jego Matkę przepięknym śpiewem
Akatystu i kiedy wyruszyliśmy na cmentarz, aby modlić
się za 
Zmarłych
i na ich grobach postawić przyniesione w procesji znicze i świece.
Matka wówczas była tam z nami, a my podążając za Nią tak bardzo
licznie –
naprawdę,
wyjątkowo licznie!

– prosiliśmy o pokój wieczny dla tych, których
kochamy, a których w tym zewnętrznym wymiarze już z nami nie ma,
ale którzy u Boga żyją…

To właśnie za nich modliliśmy się na Mszy Świętej o północy.
A
potem adoracja
poszczególnych
Wspólnot
parafialnych

– przez całą noc, aż do porannej Mszy Świętej. I znowu –
jakże bardzo można było się budować tym, że nie było takiej
godziny, nawet pomimo pory
nocnej,
żeby
w kościele było pusto, albo żeby było tylko kilka
Osób.
O każdej porze modliło się naprawdę wielu naszych Parafian, a
serdeczne
„Zdrowaś Maryjo”… płynęło z kościelnych głośników na
całą okolicę,

ogarniając całą tę naszą niełatwą celestynowską rzeczywistość
i wzywając nad nią wstawiennictwa Matki Najświętszej…
A
potem Msza
Święta o godzinie siódmej,
na
której jako Duszpasterze nie spodziewaliśmy się aż tak wielu Osób
i Spowiedzi,
trwającej praktycznie przez całą Mszę Świętą. Bo sobie
mówiliśmy, że przecież
to normalny dzień pracy,

pewnie przyjdzie kilka Osób… A tymczasem… A potem czuwanie
poszczególnych rejonów Parafii

– i znowu, tak jak w nocy, tak i wówczas:
wielkie skupienie, wspólny Różaniec, Koronka… I
zawierzenie – takie małe zawierzenie – każdej wspólnoty i
każdej Grupy Bogu i Jego Matce,
podsumowane
owym

wielkim zawierzeniem, jakiego Proboszcz Parafii dokonał na ostatniej
Mszy Świętej,

znowu gromadzącej nas tak licznie, jak na pierwszej.
A
trzeba tu koniecznie dodać, że tej imponującej ilości, w jakiej
przeżywaliśmy to spotkanie, naprawdę towarzyszyło
jakieś wielkie skupienie, rozmodlenie,

nierzadko łzy radości, a może i żalu – za tyle zmarnowanych
Bożych łask… O
ilu nawróceniach, w tych dniach dokonanych, mogłyby zaświadczyć
konfesjonały naszej świątyni!

Oczywiście,
mówimy tu sobie o tym, co można było zaobserwować tak z zewnątrz,
kiedyśmy – jako Duszpasterze – przebywali tu, w świątyni, i
dziękowali Bogu za tak wielkie rzeczy,

jakich dokonuje przez Maryję. A
co się tak naprawdę działo w ludzkich sercach?
Tego
nie wiemy, bo tego nie możemy wiedzieć. To już wie każde ludzkie
serce – i wie serce Matki i serce Jej Syna, bo w tych dniach
właśnie dokonywało się owo piękne i szczere zbliżenie tych
serc: serca
Jezusa i serca Maryi z naszymi sercami
!
Niech Bóg będzie za to uwielbiony!
Niech
będzie uwielbiony za
te wszystkie Spowiedzi, za tak licznie przyjmowaną Komunię Świętą,
za naszą obecność i modlitwę!

Niech będzie uwielbiony za tak liczną obecność Kapłanów –
zarówno przy Ołtarzu, jak i w konfesjonałach! Niech będzie
uwielbiony za
posługę Księdza Profesora,

który prowadził nas w tych dniach po drogach najgłębszej
refleksji i modlitwy…
Niech
będzie uwielbiony za piękną i liczną obecność i
posługę naszych Lektorów, Ministrantów i Marianek oraz Chóru
Parafialnego, na czele z Panem Organistą!

Niech będzie uwielbiony za posługę Pana
Jana i tylu Osób, które przygotowały nasz kościół, wysprzątały,

zmieniły obrusy, ustawiły piękne kwiaty! Niech będzie Bóg
uwielbiony za
posługę Pana Jacka,

który przygotował piękny tron dla Matki Bożej w Jej Figurze
Loretańskiej, a teraz ten tron będzie dalej służył, bo będzie
na nim już na stałe umieszczona Figura Fatimska.
Niech
będzie Bóg uwielbiony w
posłudze Pana Mariana, który swoim „Mama – mobile” woził
Figurę po całym dekanacie.

W nawiasie możemy dodać tylko, że kiedy samochodem tym jechał
nasz Ksiądz Proboszcz, to wówczas stawał
się on również: „Papa – mobile”!

Niech Bóg będzie za to uwielbiony! I także za
piękną posługę Strażaków i Policji,

strzegących porządku, ale też podnoszących splendor całej
uroczystości!
Niech
będzie chwała i cześć Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu za to
wielkie dobro i za to, żeśmy – jako Rodzina Parafialna – w
tych dniach zdali egzamin z naszego dziecięcego przywiązania do
Matki.

A teraz przed nami drugi
egzamin – z pewnością trudniejszy: egzamin z życia,
z
codzienności, w której to przywiązanie i te wszystkie przepiękne
przeżycia winniśmy potwierdzić
równie piękną postawą,

bardzo konkretną przemianą naszych relacji rodzinnych, sąsiedzkich,
relacji w pracy, w otoczeniu… Czy
zdamy ten egzamin? Na ile zmieni się nasza celestynowska
rzeczywistość?
Oto
bowiem najpiękniej, jak umieliśmy i jak tego pragnęliśmy,
przyjęliśmy u siebie Matkę – tu, w naszej świątyni. Czy
tak samo pięknie przyjmiemy Ją do naszych serc, do naszych domów,
do naszej codzienności?

Czy za miesiąc, za rok, za kilka lat będziemy mogli wypowiadać
takie, jak dzisiaj, słowa uwielbienia i wielkiej radości? Czy
tak, jak Abraham, jak Marta i Maria, jak Paweł Apostoł – będziemy
umieli wprowadzić
Jezusa i Jego Matkę we wszystkie, ale to naprawdę wszystkie
okoliczności naszego życia?

Czy
będziemy umieli połączyć postawę Marii i postawę Marty?
Kochani,
jeden
egzamin zdaliśmy pięknie. Przed
nami drugi –
bardzo
poważny
i
trudniejszy
egzamin.
Bierzmy się już dziś do pracy! 

2 komentarze

  • Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu! Chwała Jezusowi i Jego Matce! Bogu niech będą dzięki, za Maryję Dziewicę, Matkę naszego Pana, Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela!

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.