(Pnp 8,6-7)
Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.
(J 20,1.11-18)
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A kiedy /tak/ płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: Niewiasto, czemu płaczesz? Odpowiedziała im: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono. Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz? Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę. Jezus rzekł do niej: Mario! A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu. Rzekł do niej Jezus: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich bracii powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: Widziałam Pana i to mi powiedział.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pozdrawiam z Syberii.
Dziś, jak podają media, Ks. Jacek wyjechał do Szklarskiej Poręby, więc piszę ja. A ja właśnie tylko co, nocą wróciłem z gór, z Ałtaju. Byliśmy tam tydzień z niewielką grupą młodzieży. Piękne góry, piękny czas…
Ałtaj to bardzo obszerne pasmo gór, trudno w tydzień poznać te góry. Tym bardziej, że te góry są dzikie, trudno dostępne. Tam nie ma, albo jest bardzo mało wytyczonych szlaków, trzeba je wytyczać samemu. Ale są to miejsca piękne. Zapraszam. To już niedaleko od nas, jakieś tysiąc kilometrów.
A dziś w liturgii wspomnienie św. Marii Magdaleny. Wielu ludzi spotkałem, dla których ta święta okazuje się być niezwykle bliska, ponieważ nie jest cukierkowatą, słodką świętą, tak doskonałą, że aż nierealną… Jest świętą która wykaraskała się z grzechu i dlatego jest tak bliska nam. Obyśmy i my się wykaraskiwali.
A z dzisiejszej Ewangelii proponuję zwrócić uwagę na jedną myśl. Maria Magdalena przyszłą do grobu Jezusa płakała, pochyliła się, patrzyła do grobu. I w tym pełnym łez i smutku kontekście, ona rozmawia z Jezusem, ale Go nie rozpoznaje.
I my często jesteśmy bardzo blisko Jezusa, może i rozmawiamy z Nim, a jednak Go nie rozpoznajemy, nie wierzymy Mu, nie ufamy, przynajmniej nie do końca…
Tu pozwólcie, że trochę wrócę do zeszłego tygodnia i naszego wyjazdu na Ałtaj. Doświadczaliśmy tam wielkiej Bożej miłości. Pan Bóg dawał piękne znaki swojej obecności i pomocy.
W rozmowach z młodzieżą, niemal jak hasło wyjazdu została myśl – człowiek ma tylko jeden problem – problem wiary, wszystkie inne problemy są skutkiem tego jednego.
My Bogu nie wierzymy, Boga nie prosimy, Bogu nie ufamy…
Mieliśmy tam wiele przygód. Drogi na Ałtaju są straszne. W pewnym momencie podjeżdżając gdzieś pod górę ugrzęźliśmy w błocie. Ugrzęźliśmy tak strasznie, że w żaden sposób nie mogliśmy wyjechać z tego błota, podejmowaliśmy różne próby, ale na próżno. Byliśmy przy tym daleko od cywilizacji, na drodze, po której jak się okazało, tego dnia nikt więcej nie jechał. Po może pół godziny różnych prób, siedliśmy do samochodu i zaczęliśmy się modlić. Po modlitwie spróbowałem jeszcze raz – samochód wyjechał. Było to dla nas wszystkich niesamowitym doświadczeniem Bożej pomocy, wstawiennictwa Maryi, bo przez jej wstawiennictwo modliliśmy się.
Takich momentów było więcej, gdzie znajdowaliśmy miejsce na nocleg i ludzi, którzy nam pomogli, gdzie popsuł się samochód i znaleźli się ludzie, którzy nam pomogli, i wszystko okazało się nie tak straszne jak początkowo wyglądało, a wszystko to rozwiązywało się po modlitwie.
Także i pogoda, która układała się według tajemnic różańca – kiedy były bolesne, to padał deszcz, było nieprzyjemnie…
Wiele znaków, które były dla nas czymś niesamowitym i ciągle wracała ta myśl – jedynym problemem człowieka jest problem wiary.
I mimo wszystko, na podsumowaniu, ktoś zauważył, że ciągle wraca myśl – a może jeśli by nie było naszej modlitwy, to wszystko było by tak samo…
Ciągle wraca ta pokusa niewiary, wątpliwości…
My często, jak Maria Magdalena, pogrążeni w swoich problemach, swoim przeżywaniu, w swoich łzach, stoimy obok Jezusa i go nie widzimy. A wystarczy podnieść głowę, obrócić się, przetrzeć łzy, otworzyć oczy, zauważyć Jezusa i zwrócić się do Niego.
Tak prosto, a tak trudno…
Jezu wypowiedz moje imię, jak wypowiedziałeś imię Marii. Zawołaj mnie, abym Cię rozpoznał. Ty sam zadziałaj, kiedy wątpliwości i mój upór pożerają i niszczą moją wiarę i moje zaufanie. Panie ratuj nas, bo giniemy! Panie przymnóż nam wiary!
Dziś we mnie wybrzmiała postawa Marty i Marii, może nawet więcej Marty :). Dobrze ,że Jezus jest łaskawy i wyrozumiały :).
Modląc się i adorując po Mszy Świętej Najświętszy Sakrament, dochodziły do mnie z końca kaplicy adoracji szepty Koronki do Krwi Jezusa. Ja akurat odmawiałam Koronkę do Najświętszego Sakramentu. To "tło" nie mojej koronki, przeszkadzało mi trochę, więc po pewnym czasie odwróciłam głowę w stronę dochodzących słów modlitwy, licząc że osoba modląca się zrozumie ,że nie tylko jest sama w kaplicy i że jest to adoracja indywidualna i że każdy zapewne modli się wg własnego uznania… Niestety trwało tak nadal, więc po skończeniu adoracji Jezusa, wychodząc do domu, z uśmiechem serdecznym i cichutko powiedziałam Pani, aby jeszcze ciszej modliła się, bo może to innym przeszkadzać… Na adoracji jestem codziennie, więc osłuchałam się z różnymi formami modlitwy, pierwszy zaś raz jakoś mi to przeszkadzało… 🙁
Witam
A za brakiem wiary idzie strach i ciagly niepokoj.
Mamy Chrystusa na wyciagniecie reki a tak czesto
watpimy w jego milosc i skutecznosc.
Szukamy innej drogi a i tak ona prowadzi nas donikad.
I wpadamy czesto w bezsens,zycie staje sie nudne i przygnebiajace
Pozornie wydaje sie ze jestesmy szczesliwi ale zawsze pozostaje ten ciagly
niedosyt…
Pozdrawiam
Robson
Mario Magdaleno, patronko dnia dzisiejszego, która zwana jesteś Apostołką Apostołów, gdyż Piotrowi i Janowi zaniosłaś wiadomość o zmartwychwstaniu Jezusa, ucz nas dzisiaj dostrzegać obecność Jezusa w drugim człowieku i w znakach czynionych na naszych oczach. My też chcemy być apostołami Dobrej Nowiny. Jezu pragniemy Ci ufać tak jak Ty zaufałeś, Ojcu. Kochać Cię, tak jak Ty nas pokochałeś. Wierzyć Tobie, jak Ty uwierzyłeś nam i ciągle wierzysz w nas, mimo naszych upadków.
Z tą wiarą, to rzeczywiście nie najlepiej.
Kiedyś bardzo czegoś chciałam. Tak bardzo, że nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, iż mogłoby być inaczej! Tak bardzo pragnęłam, modliłam się…
Moja modlitwa była szczera i "porządna", aż w końcu wymodliłam.
Byłam tak szczęśliwa, że nie wierzyłam, że się udało. Nie mogłam uwierzyć, że Pan Bóg, wysłuchał, pomógł, zadziałał…
Z jednej strony wiedziałam, że została mi już tylko modlitwa. Wiedziałam, że albo Pan Bóg, albo nikt.
Z dugiej strony byłam tak pozytywnie zaskoczona, tak bardzo zaskoczona., że się udało….długo nie mogłam uwierzyć…szok!
Modliłam się, bo wierzyłam, że może mi pomóc, a potem to zdziwienie…
Czy moja wiara jest aż tak mała , że cały czas nie mogłam uwierzyć, że Pan Bóg zadziałał, pomógł?
Taki zwykły prosty przykład… a ciągle się gubię.
Pozdrawiam.
Gosia
Panie wypełniaj w nas swoją wolę
RenataB z pozdrowieniami i modlitwą z Mazur:)
Dzięki za pozdrowienia z Mazur. A co do wiary – to chyba do końca życia będziemy się jej uczyć… Wyznawać – i praktykować… Ks. Jacek