Niech nasze uczynki i słowa – jaśnieją…

N
Szczęść Boże! Bardzo serdecznie dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze rozważanie. Dzisiejsze moje idzie po tej samej właściwie linii, tym bardziej, że dzisiaj wspomnienie Świętego Ignacego z Loyoli. Proszę Was, abyście raz jeszcze zechcieli przeczytać świetne rozważanie Marka, także moją dzisiejszą propozycję – i napisać, co o tym myślicie. To naprawdę ważne! Są to bowiem sprawy, które mogą mieć istotny wpływ na kształt naszego życia chrześcijańskiego.
   Oczywiście – mobilizujemy się w modlitwie w intencji rekolekcji małżeństw na Syberii!
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Św. Ignacego Loyoli,
do
czytań: Wj 34,29–35; Mt 13,44–46
CZYTANIE
Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Gdy
Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w
ręku, nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na
skutek rozmowy z Panem. Gdy Aaron i synowie Izraela zobaczyli
Mojżesza z dala i ujrzeli, że skóra na jego twarzy promienieje,
bali się zbliżyć do niego. A gdy Mojżesz ich przywołał, Aaron i
wszyscy przywódcy zgromadzenia przyszli do niego i Mojżesz
rozmawiał z nimi. Potem przyszli także i synowie Izraela, a on
dawał im polecenia, powierzone mu przez Pana na górze Synaj.
Gdy
Mojżesz zakończył z nimi rozmowę, nałożył zasłonę na twarz.
Ilekroć Mojżesz wchodził przed oblicze Pana na rozmowę z Nim,
zdejmował zasłonę aż do wyjścia. Gdy zaś wyszedł, opowiadał
synom Izraela to, co mu Pan rozkazał. I wtedy to synowie Izraela
mogli widzieć twarz Mojżesza, że promienieje skóra na jego
twarzy. A Mojżesz znów nakładał zasłonę na twarz, póki nie
wszedł na rozmowę z Panem.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do tłumów: „Królestwo niebieskie podobne jest do
skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył
ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił
tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca
poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną, drogocenną
perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją”.
Patron
dnia dzisiejszego, znany jako Święty Ignacy, a wcześniej: Inigo
Lopez, urodził się w roku 1491 na zamku w Loyola w kraju Basków, w
Hiszpanii
. O jego wczesnej młodości mało wiemy. Na pewno
otrzymał staranne wychowanie. Służył jako oficer w wojsku
wicekróla Nawarry.
Wiadomo
też, że nosił długie włosy, spadające mu aż do ramion,
różnobarwne spodnie i kolorową czapkę. Publicznie najchętniej
pojawiał się w pancerzu rycerza, nosząc miecz, sztylet i oręż
wszelkiego rodzaju.
Kiedy po latach opowiadał współbraciom o
swoim życiu, wyznał, że do trzydziestego roku życia oddawał
się marnościom świata,
że największą jego rozkoszą były
ćwiczenia rycerskie z próżnej żądzy sławy. W czasie walk
hiszpańsko – francuskich znalazł się w oblężonej Pampelunie.
Zraniony poważnie przez kulę armatnią w prawą nogę, został
przewieziony do rodzinnego zamku. Było to w roku 1521.
Długie
miesiące rekonwalescencji były dla niego okresem łaski i
gruntownej przemiany.
Dla
zajęcia czymś długiego czasu bezczynności, poprosił o jakąś
lekturę, najlepiej – powieści rycerskie. Jednak na zamku ich nie
było. Podano mu więc książkę: Życie
Jezusa”
. Gdy
tylko wyzdrowiał – chociaż na nogę kulał całe życie –
opuścił rodzinny zamek i udał się do pobliskiego sanktuarium
maryjnego, Montserratu. Zdumionemu żebrakowi
oddał swój kosztowny strój rycerski. Przed cudownym wizerunkiem
Maryi złożył swoją broń.
Stąd
udał się do Manrezy, gdzie zamieszkał w celi, użyczonej mu przez
dominikanów. I tu jednak wydawało mu się, że ma za wiele wygód.
Dlatego zamieszkał w jednej z licznych tam grot. Aby zdławić w
sobie starego, próżnego, ambitnego człowieka,
nie golił się
ani nie strzygł, pościł codziennie i biczował się. Codziennie
bywał u dominikanów na Mszy Świętej. Oddawał się modlitwie i
rozważaniu Męki Pańskiej.
Szatan dręczył go gwałtownymi
pokusami aż do myśli o samobójstwie.
W
takich zmaganiach powstał szkic jego najważniejszego
dzieła, jakim są
Ćwiczenia
duchowne”
.
Formę ostateczną otrzymały one dopiero
w 1540 roku. Były więc owocem dziewiętnastu
lat przemyśleń i kontemplacji.
Pragnąc
nawiedzenia Ziemi Świętej i męczeństwa na niej z rąk Turków,
Ignacy zupełnie wyczerpany z sił, przez Rzym i Wenecję udał się
w pielgrzymkę. Żył z użebranych pieniędzy i czynionych po drodze
przysług. W 1523 roku, dotarł szczęśliwie
do celu. Chciał tam pozostać do końca życia,

dopiero w wyniku nalegań tamtejszego legata papieskiego wrócił do
kraju. W drodze był dwukrotnie więziony pod zarzutem szpiegostwa.
Po
długiej podróży powrócił do Barcelony, gdzie przez
dwa lata uczył się języka łacińskiego.

Nie wstydził się zasiadać w ławie szkolnej z dziećmi, chociaż
miał już wówczas trzydzieści cztery lata. Potem udał się do
Alkala, by na tamtejszym uniwersytecie studiować filozofię. Wolny
czas poświęcał nauczaniu prawd wiary
prostych ludzi. Mieszkał w szpitalu i utrzymywał się za posługę
oddawaną chorym.
Jego żebraczy strój i
niezwykły tryb życia wzbudziły u niektórych podejrzenie, czy
przypadkiem nie należy on do sekty
alumbrado”,
która w tym czasie niepokoiła w Hiszpanii
władze kościelne. Został nawet na jakiś czas uwięziony przez
Świętą Inkwizycję, co potem jeszcze kilka razy się powtórzyło.
Wszystkie te przykrości znosił jednak z radością – dla Jezusa.
W
roku 1528 udał się do Paryża,
gdzie na tamtejszym
uniwersytecie zapoznał się i zaprzyjaźnił z Błogosławionym
Piotrem Favrem i ze Świętym Franciszkiem Ksawerym. Do ich trójki
dołączyło niebawem jeszcze kilku mężczyzn. I to właśnie
wszyscy oni zebrali się rankiem 15 sierpnia 1534 roku w kapliczce
na zboczu wzgórza Montmartre
i tam w czasie Mszy Świętej,
odprawionej przez Piotra Favre’a, który przed miesiącem otrzymał
święcenia kapłańskie, złożyli śluby ubóstwa, czystości
oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza Ojcu Świętemu. W ten
sposób powstał nowy zakon, zwany Towarzystwem Jezusowym, potocznie
zwanym jezuitami.
Jego
członkowie, zaraz po zawiązaniu nowej wspólnoty, chcieli udać
się do Ziemi Świętej,
aby nawracać niewiernych i z ich ręki
ponieść śmierć męczeńską. Do pielgrzymki jednak nie doszło.
Wówczas udali się do Rzymu, aby przedstawić się Papieżowi i
oddać się do jego dyspozycji.
Papież Paweł III przyjął ich
uprzejmie i zachęcił, by wszyscy przyjęli święcenia kapłańskie.
Stało się to rzeczywiście w 1536 roku. Potem oddali się posłudze
chorych po szpitalach i nauczaniu prawd wiary wśród dzieci.
Na
polecenie Papieża, Ignacy opracował Konstytucje swego Zakonu. Po
wielu przeszkodach Rzym zatwierdził je w 1540 roku. w tym czasie
liczba członków Towarzystwa Jezusowego bardzo szybko rosła – i
to w różnych krajach! W roku 1541 zebrała się pierwsza
kapituła generalna. Przełożonym generalnym jednogłośnie został
wybrany Ignacy.
I tak już do końca życia, przez szesnaście
lat, był on – jeśli tak można powiedzieć – przykuty do
swojego biurka i rzadko opuszczał progi domu generalnego swego
zakonu, by być zawsze do dyspozycji duchowych synów.
Owocem
jego pracy jest zachowanych około siedmiu tysięcy listów.
Nękany
różnymi chorobami i dolegliwościami, zmarł
na rękach swoich współbraci w dniu 31 lipca 1556 roku.

Pozostawił wiele mądrych i głębokich dzieł, zawierających
niezwykle cenne pouczenia duchowe. Zachęcał w nich do praktykowania
codziennej modlitwy myślnej, wskazywał
także na liturgię jako na źródło życia duchowego. Świętego
Ignacego z Loyoli kanonizował w 1623 roku Papież Grzegorz XV.

Jego relikwie spoczywają w rzymskim kościele di
Gesu.
Wśród
wielu dziedzin i spraw, którym patronuje Ignacy, są rekolekcje.
Wszelkiego rodzaju rekolekcje, ale tak szczególnie – te przeżywane
w głębokiej ciszy i skupieniu, w poszukiwaniu najpełniejszej
więzi z Bogiem.
Daje nam bowiem do rąk dzisiejszy Patron owoc
wielu lat swoich przemyśleń w postaci księgi,
będącej
przewodnikiem do prowadzenia duchowych ćwiczeń. Święty Autor
dzieli się z nami tym, co sam przeżył i co sam odkrył.
Już
samo jego dość burzliwe życie i zmienne koleje losu, jego powolne,
a od pewnego czasu bardzo intensywne poszukiwanie sensu i celu życia;
jego radykalne zerwanie z bujną i huczną przeszłością,
aby wejść w osobisty kontakt z Bogiem – to wszystko już samo w
sobie może być bardzo ciekawą lekcją duchowości i
chrześcijańskiego życia.
A to, co sam zechciał opisać i nam
podarować, stanowi pewną głębię i pewien dar szczególny.
I
oto wydaje się, że dzisiaj coraz więcej ludzi zgłasza takie
zapotrzebowanie: zapotrzebowanie na ciszę, na skupienie, na
oderwanie się od tego szaleńczego biegu, w jakim na co dzień żyją.

Coraz większą popularnością cieszą się proponowane przez
klasztory o surowej regule dni skupienia i zamknięcia w ich murach.
O dziwo, surowość zasad takiego pobytu nie przeraża, a wręcz
wielu inspiruje do podjęcia naprawdę rzetelnej refleksji nad swoim
życiem
– a o to przecież chodzi.
W
dzisiejszym Bożym Słowie, w pierwszym czytaniu, jest opisane może
nie tyle konkretne wydarzenie, co zjawisko: oto skóra Mojżesza
jaśniała, kiedy wracał on ze spotkania z Bogiem.
Niezwykłe
zjawisko. Bardzo wiele dające do myślenia. Mojżesz schodzi z góry,
ze spotkania z Panem, i przynosi ze sobą – poza wszystkim innym –
jasność na samym sobie.
Kochani,
jeżeli ten opis zestawić ze słowami Jezusa o skarbie ukrytym w
roli –
skarbie, o który warto i trzeba
zabiegać – to myśl przewodnia dzisiejszego wspomnienia
i dzisiejszej liturgii sama nam się jawi. Zwłaszcza, jeśli
zwrócimy uwagę na ten fakt – trochę tak umykający przy mniej
uważnym czytaniu dzisiejszej Ewangelii – że człowiek, który
znalazł skarb, ukrył go ponownie.
I dopiero potem kupił rolę.
Ale wcześniej – ukrył skarb ponownie. Tak, bo skarb wiary,
skarb duchowy, jaki daje nam Pan, musi być przeżywany w głębi
serca.
Tym
wszystkim, którzy mają wyjść od innych, aby ich nauczać –
kapłanom, diakonom, czy innym głosicielom Bożego Słowa –
przypomina się zawsze starą kaznodziejską zasadę: contemplata
aliis tradere,
co się tłumaczy w ten sposób, że innym
przekazywać można to, co się samemu dogłębnie przemedytowało,
przekontemplowało, przeżyło wewnętrznie, w sposób duchowy
przetrawiło…
Wydaje się, że tę zasadę możemy odnosić nie
tylko do kaznodziejstwa, ale w ogóle do życia chrześcijańskiego.
A
według tak pojmowanej zasady, tylko ten będzie przekonującym
świadkiem wiary i tylko ten będzie innych do Chrystusa prowadził,
kto będzie prowadził głębokie życie wewnętrzne. Wtedy
nie tyle skóra będzie nam nim jaśniała, co piękno jego
dobrych uczynków i mądrość jego słów.
I właśnie w
kształtowaniu takiej postawy bardzo mogą pomóc osobiście
przeżywane rekolekcje, dni skupienia, wyciszenia…
Może
rekolekcje dla małżeństw – na przykład takie, jakie w
tych dniach będzie prowadził Ksiądz Marek na Syberii, a my
będziemy je wspierać modlitwą – a może inne formy skupienia,
rekolekcyjnego wyciszenia… A nawet prywatne wyjazdy
rodzinn
e, na których zostaną
zaplanowane chwile ciszy, wspólnej modlitwy, lektury Pisma Świętego,
rozmowy na tematy wiary, a nade wszystko – codzienna Msza Święta
i Komunia Święta.
Tak, nawet taki zwyczajny wyjazd rodzinny
może się okazać nadzwyczajnym czasem rekolekcyjnym! Nadzwyczajnym
– i z pewnością – bardzo owocnym.
Naprawdę,
dużo nie trzeba. Trzeba tylko bardzo chcieć, a na pewno się uda
znaleźć sobie taką oazę ciszy, skupienia, modlitwy… Taką
górę spotkania z Panem. Po zejściu z niej – z pewnością
życie codzienne stanie się jaśniejsze.
Warto o to się już
dzisiaj pomodlić – przez wstawiennictwo Ignacego z Loyoli…

6 komentarzy

  • W dwóch zdaniach chciałbym wrócić do ŚDM. Nie wiem czy pamiętacie, jak w trakcie pobytu w Afryce Benedykt XVI poruszył kwestię prezerwatych I jak w światowych mediach cały akcent dyskursu skierowany został na to, że oto już KK zmienia nauczanie, to jest sygnał dany przez papieża….etc. Od dwóch dni niemalże te same zdania, ochy I achy "postępowców – barbarzyńców" pobrzmiewaja w mediach w sprawie wypowiedzi Franciszka dot. homoseksualistów. Najśmieszniejsze jest to, że papież nie powiedział niczego nowego, w zasadzie potwierdził oficjalne nauczanie Kościoła – obnarzajac przy okazji niewiedzę, dyletanctwo żurnalistów.
    Pozdrawiam z modlitwa za rekolekcje 🙂
    Robert

    • Przepraszam za bład ort. oczywiście obnarzajac = obnażajac :)). Nie lubię pisać z telefonu ;). Robert.

    • Dlatego spodobało mi się stwierdzenie jednego z dziennikarzy Telewizji TRWAM, który stwierdził, że dla wielu takich właśnie "żurnalistów" Papież był jedynie maskotką całego tego wydarzenia. Dla nich nie było ważne, co powiedział, czego nauczał, tylko jakie gesty wykonywał, którędy jechał, a jakim samochodem, a gdzie się zatrzymał… Zupełnie nieistotne sprawy. Dlatego my nie możemy dać się zwariować. Ks. Jacek

  • Zgadzam się z ks. Markiem, że modlitwa jest czymś w rodzaju rozmowy z przyjacielem. Nie tylko modlitwa w formie różańca, koronki czy litanii, ale po prostu opowiedzenie Bogu o dobrych i złych chwilach, co nas cieszy, co nas boli, za co jesteśmy mu wdzięczni i nad czym musimy popracować, żeby być lepszymi ludźmi. Mi osobiście najlepiej rozmawia się z Bogiem na spacerze, na łonie przyrody, gdy od czasu do czasu spojrzę w niebo… Ania.

  • Lubię odmawiać nowenny, jedną kończę , drugą w krótkim czasie zaczynam. Właśnie wczoraj skończyłam Nowennę do świętego Ignacego z Loyoli. Wczoraj też na spotkaniu wspólnotowym dostaliśmy zachętę i wskazówki do codziennego odmawiania wieczorem modlitwy skruchy. Był to efekt przeżytych wcześniej rekolekcji przez grupę. Zauważyłam, że to jest nic innego jak ignacjański rachunek sumienia w 5 pkt. Postanowiłam, by znaleźć stały czas, może w czasie Complety i rozbudować bardziej swój rachunek sumienia wg tych punktów. Święty Ignacy,dopomóż mi bym go codziennie praktykowała, stając przed Bogiem w Duchu Świętym w prawdzie o sobie i dniu przeżytym. Amen.

  • Każdy modli się tak, jak potrafi – i jak lubi. I właśnie ten osobisty styl modlitwy, wypracowany indywidualnie przez każdego, jest najlepszy! Pozdrawiam i błogosławię! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.