Składajmy Bogu ofiarę czci ustawicznie!

S
Szczęść Boże! Dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze słówko. Jak zawsze, zawiera ono w sobie ciekawe refleksje, które warto podjąć – tak dla samego siebie i dla swojej osobistej duchowej pracy. Chodzi oczywiście o to wspomniane urywanie głowy pokusie… Co Wy na to, moi Drodzy?
     Ksiądz Marek ponadto odniósł się do prowadzonej ostatnio przez nas dyskusji katechetycznej. Bardzo za nią dziękuję i jednocześnie proszę o włączenie się innych Osób. Wszak jest to temat, który chyba każdego z nas w jakiś sposób dotyczy. Dziękuję naszej Drogiej J.B. za szczegółowe i merytoryczne wyjaśnienia. W zasadzie, nie mam nic więcej do dodania (gdzież bym zresztą śmiał!), poza tym może, że chciałbym naprawdę mocno wyakcentować rolę rodziców w procesie wychowania dziecka. 
         Nawet, jeżeli katecheta w jakimś stopniu nie wywiązuje się należycie ze swego zadania – o czym wspomniał Robert – to jednak właściwa postawa rodziców ustrzeże dziecko przed zniechęceniem czy zamętem w głowie. Tak zresztą – jak się wydaje – było w tym przypadku. Natomiast chyba niestety częściej mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym: katecheci muszą „nadrabiać” braki w religijnym wychowaniu dziecka. 
    A mówię to chociażby na podstawie własnym doświadczeń katechetycznych, kiedy to nie mogłem od dzieci z klasy drugiej i trzeciej podstawówki „wydębić” odmówienia „Zdrowaś Maryjo” i umiejętności wskazania, na którym paciorku różańca się je odmawia, podczas gdy moja Siostrzenica, mająca trzy i pół roku, w czasie wieczornego „paciorka” odmawia bez zająknięcia już kilka modlitw. Naprawdę – rodzice są pierwszymi i niezastąpionymi katechetami. Co oczywiście nie zwalnia etatowych katechetów z należytego wywiązywania się ze swego zadania. A z tym – faktycznie – także bywa różnie…
        I jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym poruszyć – sprawa Ojczyzny i tego, co się u nas dzieje… Ale może skończę na zapowiedzi, a jeszcze nad tym głębiej pomyślę, pomodlę się i kilka słów na ten temat zamieszczę jutro…
                                       Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
4 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Hbr
13,15–17.20–21;
Mk
6,30–34

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia:
Przez Jezusa składajmy Bogu ofiarę

czci
ustawicznie, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię. Nie
zapominajcie o dobroczynności i wzajemnej więzi, gdyż cieszy się
Bóg takimi ofiarami.
Bądźcie
posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli, ponieważ oni
czuwają nad duszami waszymi i muszą zdać sprawę z tego. Niech to
czynią z radością, a nie ze smutkiem, bo to nie byłoby dla was
korzystne.
Bóg
zaś pokoju, który na mocy krwi przymierza wiecznego wywiódł
spomiędzy zmarłych Wielkiego Pasterza owiec, Pana naszego Jezusa,
niech was uzdolni do wszelkiego dobra, byście czynili Jego wolę,
sprawując w was, co miłe jest w oczach Jego, przez Jezusa
Chrystusa, któremu chwała na wieki wieków. Amen.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Po
swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu
wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich:
„Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie
nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na
posiłek nie mieli czasu.
Odpłynęli
więc łodzią na miejsce pustynne osobno. Lecz widziano ich
odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze
wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili.
Gdy
Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi;
byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.

Pierwsze
dzisiejsze czytanie zawiera w sobie zachętę do tego, by wierzący w
Jezusa składali Bogu nade wszystko ofiarę ze swego życia
ze swojej postawy, ze swoich dobrych uczynków.
Jak
słyszeliśmy, ma to być najpierw świadectwo o Bogu,
wypowiedziane
ustami, a polegające na wyznawaniu imienia
Bożego. Ma to być także dobroczynność i wzajemna więź, gdyż
takimi właśnie ofiarami szczególnie cieszy się Bóg. Ma to być
wreszcie posłuszeństwo przełożonym – jedna z
najtrudniejszych do złożenia ofiar, którą Autor biblijny
dodatkowo poleca składać z radością! A to wszystko ma wypływać
ze współpracy z łaską Bożą,
jako że to właśnie Bóg
uzdalnia człowieka do wszelkiego dobra, by mógł czynić wolę
Bożą.
Taka
właśnie ofiara jest najmilsza Bogu – w przeciwieństwie do
wielu różnych ofiar, składanych i wówczas, i dzisiaj, jedynie w
wymiarze zewnętrznym, rytualnym, zwyczajowym… Dzisiaj Pan
mówi nam – przez Autora natchnionego – że oczekuje od nas
ofiarowania naszego zapału, naszej gorliwości, gotowości, naszego
zapracowania, także: naszego posłuszeństwa…
Tego
Pan od nas oczekuje: konkretu – a nie słów. Pracy – a nie
obietnic. Konsekwencji – a nie zrywów. Posłuszeństwa – a nie
gwiazdorstwa. Wierności – a nie sukcesów.
Oczekuje zatem
tego, aby całkowicie zdać się właśnie na Niego, aby na sobie i
swoich zdolnościach ostatecznie nie polegać, aby wszystko
przeżywać właśnie z Nim
– także swoje zmęczenie.
Przepięknie
pokazuje to dzisiejsza Ewangelia: Apostołowie zostają przez Jezusa
odesłani na odpoczynek. To także wpisane jest w dzieło
apostolskie. Kiedy bowiem – jak słyszymy – po
swojej pracy
Apostołowie
zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i
czego nauczali,
[…]
On
rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i
wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło,
że nawet na posiłek nie mieli czasu.

I
rzeczywiście, Apostołowie odpłynęli na owo miejsce pustynne,
jednak ludzie zauważyli ich i – pomimo wszystko – przyszli po
raz kolejny. I teraz nie wiemy, czy wszyscy oni podjęli na nowo
swoją pracę, czy
tylko sam Jezus.

Jeżeli trzymać się ściśle przekazu dzisiejszej perykopy
ewangelicznej, to należałoby przyjąć, że to sam
Jezus wyszedł do nich, aby ich nauczać.

Apostołom chyba jednak dał „wolne”, aby sobie odpoczęli.
Co
to pokazuje, Kochani? To pokazuje, że jeżeli
będzie w nas gotowość do tego, aby składać Bogu każdego dnia
ofiarę ze swego życia, ze swojej pracy i poświęcenia, to Pan
w tym wszystkim zadba także o nas.

Bo to nie jest tak, że człowiek, rezygnując ze swego „ja”,
wszystko traci. Wydaje się, że jest dokładnie odwrotnie –
wszystko
zyskuje!
Jeżeli
zatem człowiek odda Bogu całą swoją dyspozycyjność i cały swój
zapał, i swoją pracowitość, i swoją cierpliwość, szybko
przekona się, że nic
na tym nie traci, a coraz więcej i więcej
otrzymuje.
A
jego działania nie są chaotyczne i hałaśliwe, ale uporządkowane
i konkretne. I przynoszą
dobre owoce.
Bo
Pan nie chce od nas niczego ponad nasze siły i ponad nasze
możliwości. On chce naszego serca i dobrej woli. A o resztę –
sam się zatroszczy.
W
tym kontekście pomyślmy:

Czy
jestem posłuszny nauczaniu Kościoła – we wszystkim?

Czy
w swoim codziennym zapracowaniu mam czas na chwile odpoczynku z
Jezusem?

Czy
całe moje zabieganie nie jest jakimś chaotycznym biegiem donikąd,
bez sensu i bez celu?

Gdy
Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi;
byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.

22 komentarze

  • Dziękuję ks. Jacku za rozważanie, za ogromną cierpliwość w oczekiwaniu na odpowiedzi na blogu!
    Pan " chce naszego serca i dobrej woli ".
    A ja ? co czynię ?..
    Bóg przyjmuje mnie takim jakim jestem człowiekiem… na chwile odpoczynku z Jezusem w głębi modlitewnej ciszy patrzę w Jego Serce, tchnę Słowom Jego Miłości … by działać według woli Bożej…
    z modlitwą

    Józefa

  • "Być owcą, która nie ma pasterza". Podczas dzisiejszej Eucharystii te właśnie słowa do mnie szczególnie dotarły. To musi być bardzo trudne. Ileż młodych i nie tylko młodych osób tak żyje.Często nieświadomie.
    Odpoczynek z Jezusem. Codzienne półgodzinne rozmyślanie według św. Teresy z Avila bardzo przybliża nas do Jezusa. Staram się je praktykować. Im bliżej jesteśmy Jezusa, tym bliżej jesteśmy drugiego człowieka.
    Maria M.

    • Św. Teresa z Avila

      "Księga życia"
      "Droga doskonałości"
      "Twierdza wewnętrzna"
      "Księga fundacji"
      "Medytacja nad Pieśnią nad pieśniami"
      "Podniety miłości Bożej"
      "Wołanie duszy do Boga"

      Święta Teresa z Avila

      Cierpliwość Zwycięża

      "Nie trwóż się, nie drżyj
      Wśród życia dróg,
      Tu wszystko mija,
      Trwa tylko Bóg.

      Cierpliwość przetrwa
      Dni ziemskich znój,
      Kto Boga posiadł
      Ma szczęścia zdrój:
      Bóg sam wystarcza."

      Józefa

    • Święta Teresa z Avila

      W BOŻYCH RĘKACH

      "Twoją jestem na zawsze,
      Od Ciebiem życie wzięła,
      Powiedz mi więc, o Boże,
      Co chcesz, abym czyniła?

      Najwyższy Majestacie
      Wiekuista Mądrości,
      Co w dobra chodzisz szacie;
      O Boże wszechświatłości
      Spojrzyj na nędzę moją,
      Bom Tobie zawierzyła.

      Powiedz mi więc, o Boże,
      Co chcesz, abym czyniła?

      Twą jestem, boś mnie stworzył,
      Boś za mnie dał krew swoją,
      Ból Ci rany otworzył,
      By zbawić duszę moją;
      Tyś łaską mnie osłaniał,
      Ażebym nie zginęła.

      Powiedz mi więc, o Boże,
      Co chcesz, abym czyniła?

      Czego żądasz, o Panie,
      Od stworzenia Twojego,
      Co w tak nędznym jest stanie,
      Wśród mroków życia tego?
      Ale choć grzeszna jestem,
      Otom cała przylgnęła
      Do stóp Twych, prosząc: powiedz,

      co chcesz, abym czyniła?

      Widzisz tu serce moje
      I życie od zarania:
      Składam je w dłonie Twoje.
      I wszystkie me kochania,
      I wszystkie władze duszy,
      By miłość je objęła.
      O, niech głos mój Ciebie wzruszy!

      Co chcesz, abym czyniła?

      Daj mi śmierć albo życie,
      Daj siły czy słabości,
      Karm mnie wzgardą obficie,
      Lub chlebem szczęśliwości,
      Daj pokój albo walkę,
      W której bym się dręczyła,
      Daj wszystko, tylko powiedz

      Co chcesz, abym czyniła?

      Daj nędzę lub dostatki,
      Daj słodycz, chleb gorzkości;
      Niech wzrosną smutku kwiatki,
      Niech zmilknie śpiew radości,
      Daj szczęście, bólu morze,
      Niech mnie rwie jego siła.

      Tylko powiedz, o Boże,
      Co chcesz, abym czyniła?

      Jeśli chcesz, niechaj tchnienia
      Modlitwy mnie ponoszą,
      Lub oschłość cierpienia
      Krwawymi łzami zroszą.
      O, Boże mój Najwyższy,
      W tym cała moja siła,
      Byś mi zawsze objawiał:

      Co chcesz, abym czyniła?

      Daj mi, Boska Mądrości,
      Słońce wiecznego świtu
      Lub gęste mgły ciemności,
      Lata głodu, dosytu;
      Daj zorze lub noc czarną,
      By wszystko zasłoniła,

      Tylko powiedz mi wtedy:
      Co chcesz, abym czyniła?

      Jeśli mi dasz wytchnienie,
      Przyjmę je z Twojej ręki.
      Jeśli ześlesz cierpienie,
      Zniosę wszystkie udręki.
      Dasz śmierć, ja czekam, Panie,
      Aby mnie już objęła,
      Kiedy chesz, tylko powiedz:

      Co chcesz, abym czyniła?

      Pójdę na same szczyty:
      W nagie Golgoty skały
      Lub w Taboru błękity,
      W szczęścia słodkie zapały.
      Jak Job w cierpieniu, — jak Jan
      Przy Tobie bym spoczęła,

      Tylko powiedz o Panie,
      Co chcesz, abym czyniła?

      Wśród zmiennych losów życia,
      Jak Józef sprawiedliwy
      Lub Dawid wśród ukrycia
      Czy Jonasz nieszczęśliwy
      Chcę, by się każdej chwili
      Twa wola wypełniła,
      Dlatego błagam, powiedz:

      Co chcesz, abym czyniła?

      Czy słowa Twe posłyszę,
      Czy będziesz trwał w milczeniu,
      Czy łan się rozkołysze
      Lub zamrze w opuszczeniu,
      Chcę wytrwać i zachować
      Twe Prawo, tam ma siła,
      Więc na każdy czas, powiedz:

      Co chcesz, abym czyniła?

      Twoją jestem, na zawsze,
      Od Ciebiem życie wzięła,
      Powiedz mi więc, o Boże,
      Co chcesz, abym czyniła?"

      Józefa

    • Święta Teresa z Avila

      TĘSKNOTA ZA ŻYCIEM WIECZNYM

      Nie żyję w sobie, bo znam inną drogę —
      Pełnego życia, więc wołam w tęsknocie:
      Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę.

      Żyję tym życiem, które jest hen, w dali,
      Bo miłość całą mą istność objęła.
      Ona w mym sercu żarzy się i pali,
      Ona mnie z Bogiem w jedno połączyła.
      I w Nim me serce, me szczęście zawarte,
      I On mnie wybrał, i wskazał mi drogę,
      Wyrył w mej duszy znamię niezatarte:

      Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę.

      Miłość płonąca w głębi serca mego,
      Ta miłość, która jest mym życiem, siłą —
      Zamknęła w wnętrzu mym Więźnia Boskiego,
      Aby się szczęście moje dopełniło.
      Lecz bliskość Jego wzmaga me cierpienia
      I mej tęsknoty rozpala pożogę,
      Aby Go ujrzeć bez zasłon ni cienia!

      Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę.

      O jakże długie jest ziemskie wygnanie!
      Jakże tchną smutkiem te pustynne głusze!
      Jakże bolesne w tym życiu konanie
      I te kajdany, co skuwają duszę!
      Tylko nadzieją, że skończą się męki
      Ten ból wygnania opanować mogę.
      Lecz chociaż ufam, płyną z duszy jęki:

      Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę.

      Jakąż goryczą opływa to życie,
      W którym nie mogę ujrzeć swego Pana!
      Bo chociaż miłość napawa obficie,
      Długa tęsknota, to bolesna rana:
      O, zerwij. Panie, te ciężkie kajdany,
      Do życia pełni otwórz mi już drogę:
      Duch mój do Ciebie tęsknotą porwany.

      Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę!

      Tylko nadziei złociste promienie
      Świecą mi w życiu, że kiedyś zaświta
      Dzień, w którym skończy śmierć moje cierpienie.
      I tej pociechy ma dusza się chwyta…
      O, przyspiesz dzień ten, śmierci upragniona!
      Widzisz, że radość czuję a nie trwogę
      Na myśl, że weźmiesz mnie w swoje ramiona.

      Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę!

      O, życie! ty znasz potęgę miłości,
      Wiesz jak się ona w zaświaty wydziera.
      Puść mnie więc! nie więź wśród ziemskiej ciemności,
      Bo szczęścia bramy twa śmierć mi otwiera.
      O, jakże czekam mej śmierci zjawienia,
      Bo tylko ona otworzy mi drogę,
      Wybawi duszę z ciasnego więzienia.

      Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę.

      Zdroje obfite życia prawdziwego
      Nie mogą poić mej duszy spragnionej,
      Póki nie wyrwie się z życia ziemskiego.
      Więc z głębi duszy tęsknotą trawionej
      Wzywam cię, śmierci! O, wyrwij mię z ciała!
      Tylko przez ciebie szczęście zdobyć mogę…
      Przyjdź już! jam w tobie pogrążona cała.

      Ja tym umieram, ze umrzeć nie mogę!

      O życie moje, cóż oddam dziś Bogu,
      Co się ukrywa w głębi serca mego?
      O, kiedyż stanę na wieczności progu,
      By Mu dać życie za tę miłość Jego?
      Gdy przez śmierć tylko dosięgnąć Go zdołam,
      I przez śmierć tylko mam do Niego drogę,
      O, jakże tęsknię, wyrywam się, wołam:

      Panie, umieram, że umrzeć nie mogę."

      Józefa

  • Odnosząc się do dzisiejszego "wstępu" to jestem zdania, że wiary człowiek uczy się w domu, natomiast na lekcji religii może jedynie pogłębić wiedzę, która pomaga w przeżywaniu i budowaniu życia religijnego. Do dziś pamiętam "dziecięce rymowanki" które odmawialam z mamą przed snem. Pamiętam "rytuały" każdej niedzieli i święta, kiedy po śniadaniu szykowalismy się cała rodzina do kościoła, potem wspólny obiad, jakiś film albo inaczej spędzony czas na rozmowach spotkaniach czy odpoczynku. Ten "rytuał" i niedzielna msza św były dla mnie tak naturalne i oczywiste, że nigdy do głowy mi nie przyszło zrezygnować z tego z jakiś powodów. Rodzice wychowali nas w taki sposób, że nigdy nie czułam się, nazwijmy to "uwięziona", w Kościele Katolickim. To wszystko co było (jest) związane z praktykowaniem wiary było (jest nadal) nieodłączną częścią mojego życia i tak naturalne i oczywiste jak oddychanie:) Dziś sama jestem żoną i mamą. Wiem jak to jest być rodzicem i że łatwo nie jest, ale dzięki temu fundamentowi, który otrzymałam w domu rodzinnym mogę teraz budować życie religijne mojej rodziny. Moje dziecko nie ma jeszcze dwóch lat a potrafi się przezegnać, każdy krzyż i obraz z wizerunkiem Maryi lub świętego określa słowem "amen" składając przy tym rączki, a każdy mały krzyżyk czy obrazek całuje. Moje dziecko nie ma jeszcze dwóch lat i umie jeszcze mówić zdaniami, ale wszystko rozumie i chłonie jak gąbka, dlatego moim i męża zadaniem jest zaszczepiac w niej pewne wzorce zachowań już od najmłodszych lat, żeby stały się dla niej tak naturalne i oczywiste jak to było ze mną:)

    Osa

    • Piękne świadectwo! Ja też mogę powiedzieć – a myślę, że moje Rodzeństwo to potwierdzi – że bardzo dużo dobrego na odcinku wiary, wynieśliśmy z Domu Rodzinnego. Zresztą, mamy tam w dalszym ciągu wielkie wsparcie… Jeszcze raz dziękuję za tę wypowiedź. Pozdrawiam+! Ks. Jacek

    • Jestem głęboko przekonana, że jeżeli człowiek wychowuje się w rodzinie w której odbiera tę "wiarę" każdym zmysłem, nie tylko wtedy, kiedy mama czy tata nakazują się modlić czy iść do kościoła, ale równiez widzi postawę rodziców wobec siebie, wobec innych ludzi, wtedy jest silniejszy, mniej podatny na negatywne wpływy. Moim zdaniem jest również szczęśliwy w domu gdzie jest miłość i wiara, a tym samym nie musi tego "szczęścia" szukać w nierzadko "szemranym" towarzystwie. 🙂

      Osa

    • Oczywiście, że tak! Tylko jak o tym przekonać niektórych rodziców, którzy dziś załamują ręce nad postawą swoich dzieci, a we właściwym czasie nie pomyśleli o ich katolickim wychowaniu?… Ks. Jacek

    • Oczywiście, przykład rodziców ma dla kształtowania postawy dziecka znaczenie fundamentalne! Nic tak dziecka nie przekonuje, nic go tak nie kształtuje, jak modlitwa, słowo i ogólny dobry przykład rodziców. Serdecznie dziękuję za wypowiedzi! Pozdrawiam+! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.