W walce z pokusą trzeba być radykalnym.

W



Wspomnienie świętych męczenników Pawła Miki i Towarzyszy


(Hbr 13,1-8)
Niech trwa braterska miłość. Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę. Pamiętajcie o uwięzionych, jakbyście byli sami uwięzieni, i o tych, co cierpią, bo i sami jesteście w ciele. We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg. Postępowanie wasze niech będzie wolne od chciwości na pieniądze: zadowalajcie się tym, co macie. Sam bowiem powiedział: Nie opuszczę cię ani pozostawię. Śmiało więc mówić możemy: Pan jest wspomożycielem moim, nie ulęknę się, bo cóż może mi uczynić człowiek? Pamiętajcie o swych przełożonych, którzy głosili wam słowo Boże, i rozpamiętując koniec ich życia, naśladujcie ich wiarę! Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki.


(Mk 6,14-29)
Król Herod posłyszał o Jezusie, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i mówił: Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w Nim. Inni zaś mówili: To jest Eliasz; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków. Herod, słysząc to, twierdził: To Jan, którego ściąć kazałem, zmartwychwstał. Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: Nie wolno ci mieć żony twego brata. A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał. Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: Proś mię, o co chcesz, a dam ci. Nawet jej przysiągł: Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa. Ona wyszła i zapytała swą matkę: O co mam prosić? Ta odpowiedziała: O głowę Jana Chrzciciela. Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela. A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę jego. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pozdrawiam z Syberii.

Niedawno poczytałem sobie korespondencję w komentarzach, dotyczącą katechezy. Wspominają się dawne dzieje, jak sam w tym uczestniczyłem… Rzeczywiście sprawa nieprosta. Myślę, że ten temat dotyczy wielu z naszej Blogowej Rodziny i warto, żeby swoje zdanie wyrazili także inni. Myślę, że temat katechezy, zwłaszcza katechezy szkolnej wymaga pewnej dyskusji, chociażby tu, na tym naszym forum. Już ta dyskusja, która wynikła pokazuje, jak wiele światła może wnieść drugi człowiek. Dialog, dyskusja, jest ważnym narzędziem w rozwiązywaniu takich problemów. I myślę, że ów dialog, powinien w pierwszym rzędzie toczyć się na płaszczyźnie – rodzice – katecheta/nauczyciel (sam zainteresowany). Przy czym powinien to być dialog dojrzały, spokojny, nie obwiniający a pytający. Może takiemu katechecie brakuje pewnego spojrzenia rodziców, on widzi świat i szkołę ze swojej perspektywy. Czymś twórczym i dobrym jest rozszerzanie owej perspektywy, pokazanie z drugiej strony, zwrócenie uwagi – zawsze z miłością. To takie moje 3 grosze…

Dzisiejsza Ewangelia to dosyć brutalny obraz, trochę przypominający dzisiejsze obrazy z „dokonań” np. tzw. państwa islamskiego. Tak po prostu przed kamerami zarżnąć człowieka… Jak czytam dzisiejszą Ewangelię to jakoś wracają te obrazy – tak po prostu odrąbać głowę Jana Chrzciciela i przynieść ją na misie… Trudno to sobie wyobrazić.

Podobnie gdy czytamy opis męczeństwa dzisiejszych patronów, męczenników, misjonarzy i chrześcijan w Japonii – Pawła Miki i towarzyszy. Ukrzyżowano ich, przebito i zostawiono, żeby inni mogli się napatrzeć i przestraszyć.

Tak łatwo przychodzi zabić człowieka, tak łatwo o tym mówimy i słuchamy, tak wiele takich obrazów w filmach, grach…

Dziś w naszym świecie tak łatwo jest zabić dziecko – nienarodzone dziecko… Myślę, że w Polsce, problem aborcji jest minimalny, w porównaniu do rzezi niewiniątek jaka dzieje się tu, w Rosji… Jestem czasem wstrząśnięty, jak łatwo przychodzi podjąć decyzję i wykonać wyrok… Niedawno, gdzieś w internecie widziałem zdjęcie dziecka, małego dziecka, które jeszcze nie do końca wiedziało co się dzieję, a w niego wymierzone lufy karabinów (postrach islamistów), i myślę sobie, że to zdjęcie wyraża to, co dzieje się w czasie aborcji. „Bohaterowie” dla których wrogiem jest małe dziecko…

Jeśli już jesteśmy w takim brutalnym świecie, to i ja dziś tu chciałbym zachęcić, aby odciąć głowę „córce Herodiady”… Oczywiście nie jako konkretnemu człowiekowi, ale jako symbolowi pokusy w naszym życiu. Odciąć głowę pokusie, jaka rządzi się w naszym sercu.

Owa dziewczyna tańcząca przed Herodem i gośćmi, sama nie jest winna, ona jest po prostu głupia, to taka za przeproszeniem blondynka z kawałów, która zbyt często nie posługuje się rozumem. Jej zadanie jest tańczyć, uwodzić, budzić pożądliwość i takim sposobem zwracać na siebie uwagę. Jednak okazuje się, że ona spełnia inną jeszcze rolę – ona związuję chytrość, przebiegłość i nienawiść Herodiady, ze słabością Heroda, ona znajduje słaby punkt, słabe miejsce, słaby czas, aby z pewnej „niewinnej” pokusy wynikł ogromny grzech.

Dlatego właśnie trzeba uciąć jej głowę – uciąć głowę pokusie, zanim poleci głowa proroka.

Często gdzieś w naszym życiu jest jakieś takie słabe miejsce, bardzo często jest to konkretny człowiek, który nie wiadomo jak i kiedy zasiada na tronie naszego serca.

Do naszego kościoła przychodziła para, ludzie w średnim wieku – on Afrykańczyk, ciemnoskóry, ona Rosjanka. On katolik, ona nie. Dzięki niemu zaczęła chodzić do kościoła, wyraziła chęć nie tylko przygotować się i zawrzeć ślub, ale zapragnęła zostać katoliczką i przyjmować sakramenty. Niedawno przyszła z płaczem, że ów prawie mąż, zostawia ją, zostawia pracę, która mu się zawsze podobała, zostawia wszystko o co się długo starał, coś czego się dorobił, bo tam w Afryce, poznał jakąś kobietę. Kontakt z nią, tylko przez internet rozbił tamtą rodzinę, a on teraz przerwał kontakt ze swoją narzeczoną, przygotowania do ślubu. Zupełnie nieracjonalne, pozbawione wszelkiej logiki działanie.

Czyż nie jest to podobne do owego tańca córki Herodiady – zaślepienia, zniewolenia człowieka?

Stają mi przed oczami takie przykłady, jest ich więcej… rozbite rodziny, a nawet porzucenie kapłaństwa, zupełnie nieracjonalne…

Niedawno jeden dorosły chłopak mówi – „w moim życiu najważniejsze są uczucia, nic już na to nie poradzę”. Człowiek, który uważa to za normalne – łatwo tak usprawiedliwić każde głupie zachowanie.

Stają mi przed oczami sytuacje, z którymi osobiście się spotkałem, o których wspomniałem – dopuścili się zabicia nienarodzonego dziecka, a potem jakby wyrwani ze snu przychodzą – co myśmy zrobili?

Trzeba nam znaleźć w naszym sercu, każdy sam w sobie, takie słabe miejsce… Trzeba nam przyjrzeć się naszym relacjom – może u nas gdzieś w sercu siedzi taka „córka Herodiady”, zupełnie zdawało by się niewinna, ale nęcąca, czekająca na chwilę słabości Heroda. Ona może doprowadzić do wielkiej tragedii. Trzeba by się przyznać do jej obecności w sercu – przyznać się w prawdzie sumienia i tej pokusie uciąć głowę. Myślę, że i tak można rozumieć niedawne słowa z Listu do Hebrajczyków – „Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi” (Hbr 12,4) (w ogóle, czytanie z ostatniej środy jest mocne).

Spróbujmy dziś w naszym sercu odnaleźć, określić, nazwać, i… zabić „córkę Herodiady” a uratować Jana – zabić pokusę a uratować proroka, uratować sumienie. W walce z pokusą trzeba być radykalnym.

Przepraszam za taki ton dzisiejszego rozmyślania, może pozornie dający mało radości i nadziei, ale to tylko pozornie. Tak mnie dziś prowadzi Boże słowo, zwłaszcza w kontekście różnych wydarzeń z ostatniego czasu. Myślę, że każdemu z nas, czasem potrzebne jest takie mocniejsze zwrócenie uwagi.

Niech przypieczętowaniem tego będzie jeszcze artykuł z Frondy, jaki niedawno się tam ukazał…

Pozdrawiam.

http://www.fronda.pl/a/ks-jan-bosko-i-pieklo-przerazajaca-wizja,46965.html

7 komentarzy

  • Ks. Marku – zgadzam się z Lsiędzem i J.B. , że najlepszą metodą jest bezpośrednia rozmowa z nauczycielem i planowałem to uczynić i uczynię :). Problem poruszyłem na forum publicznym żeby – mam nadzieję – był pewnym akcentem problemów pojawiających się w trakcie procesu nauczania widzianych z jednej i drugiej strony. Zamierzam również napisać jak lekcje religii traktują niektórzy rodzice (nie chcę pisać, że większość, ale kto wie) na podstawie rozmów kuluarowych, w których bądź brałem udział, bądź słyszałem (teraz będzie "na rodziców" 😉 )może to też będzie stanowiło pewien feedback dla usprawnienia komunikacji między którymś katechetą, a rodzicami :).
    Zauważmy ile tańczących córek Herodiady tańczy w najlepsze wśród nas….

  • "W walce z pokusą trzeba być radykalnym".
    Dziękuję ks. Marku za rozmyślanie, piękne i jak dla mnie słowo "przepraszam" nie było potrzebne.
    Maria M.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.