Owoc obfity przyniesiecie!

O

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają Izabela i Michał Jarońcowie. Michał był Ministrantem w Parafii mojego pierwszego wikariatu.

Urodziny natomiast przeżywa Paweł Baczkura, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.

Wszystkim świętującym dziś życzę odwagi i światła do mocnego i przekonującego świadczenia o Chrystusie Zmartwychwstałym. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, ja dzisiaj udaję się do Parafii Małaszewicze, gdzie zastąpię Proboszcza, Księdza Andrzeja Wolanina, który z Grupą Parafian wyjeżdża na Pielgrzymkę do Wilna.

Natomiast o 20:00, w naszym Duszpasterstwie – Msza Święta w intencji nowo wybranego Rektora Uniwersytetu w Siedlcach oraz Jego posługi dla dobra CAŁEJ Społeczności Akademickiej i WSZYSTKICH – BEZ WYJĄTKU! – jej Członków. Będziemy także modlić się o wyciszenie napięć, które ostatnio podzieliły naszą Społeczność. Swój udział we Mszy Świętej zapowiedział sam Rektor, ale także inni Pracownicy Uczelni. Po Mszy Świętej natomiast zapraszam Wszystkich na spotkanie przy herbacie.

Natomiast teraz zapraszam do wsłuchania się w Boże słowo dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, jakie przesłanie kieruje dziś do mnie osobiście Pan? Niech Duch Święty oświeci i podpowie…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

5 Niedziela Wielkanocy, B,

28 kwietnia 2024.,

do czytań: Dz 9,26–31; 1 J 3,18–24; J 15,1–8

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Kiedy Szaweł przybył do Jerozolimy, próbował przyłączyć się do uczniów, lecz wszyscy bali się go, nie wierząc, że jest uczniem.

Dopiero Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów, i opowiedział im, jak w drodze Szaweł ujrzał Pana, który przemówił do niego, i z jaką siłą przekonania przemawiał w Damaszku w imię Jezusa. Dzięki temu przebywał z nimi w Jerozolimie. Przemawiał też i rozprawiał z hellenistami, którzy usiłowali go zgładzić. Bracia jednak dowiedzieli się o tym, odprowadzili go do Cezarei i wysłali do Tarsu.

A Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą Ducha Świętego.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! Po tym poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce. Bo jeśli nasze serce oskarża nas, to przecież Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko.

Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba.

Przykazanie Jego zaś jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jezusa Chrystusa, Jego Syna, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał. Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas, poznajemy po Duchu, którego nam dał.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.

Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.”

Zapewne trudno dziwić się sytuacji, opisanej w dzisiejszym pierwszym czytaniu – w pierwszym jego zdaniu: Kiedy Szaweł przybył do Jerozolimy, próbował przyłączyć się do uczniów, lecz wszyscy bali się go, nie wierząc, że jest uczniem. Faktycznie, po tym wszystkim, co do tej pory nawyprawiał, na pewno nie było wiadomo, co on tam znowu tak naprawdę knuje. Niby krążyły już jakieś wieści, że czyni dobro i dobre rzeczy mówi, ale – mówiąc tak „po naszemu” – „kto go tam wie”?… W końcu, tyle złego zrobił, tyle prześladowań zafundował Kościołowi, tylu niewinnych ludzi pozabijał, albo uwięził!

Dopiero Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów, i opowiedział im, jak w drodze Szaweł ujrzał Pana, który przemówił do niego, i z jaką siłą przekonania przemawiał w Damaszku w imię Jezusa. Dzięki temu przebywał z nimi w Jerozolimie. Przemawiał też i rozprawiał z hellenistami, którzy usiłowali go zgładzić. Bracia jednak dowiedzieli się o tym, odprowadzili go do Cezarei i wysłali do Tarsu.

Zatem, Kościół uznał go ostatecznie za swojego i wziął go w obronę. Wynikiem tego – jak słyszymy – było chociażby to, że jego nowi bracia w wierze uratowali go przed ewidentnym zagrożeniem ze strony hellenistów. Dlatego mógł on już coraz śmielej działać, spotykając się ze zrozumieniem i życzliwym przyjęciem coraz to nowych grup chrześcijan – chociaż, oczywiście, sam nigdy nie zapomniał, że prześladował Kościół i nigdy się też tego nie wypierał. A Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą Ducha Świętego – jak słyszymy w ostatnim zdaniu dzisiejszego pierwszego czytania.

Zatem, Szaweł rzeczywiście spotkał Jezusa – czy też, mówiąc bardziej precyzyjnie, Jezus spotkał Szawła, „poczekał na niego” przed bramami Damaszku – ale to niejako „nie wystarczyło”, aby mógł on (czyli Szaweł) rozpocząć pełną działalność apostolską. Musiał jeszcze zostać przyjęty przez Kościół, musiał zostać zaakceptowany przez Wspólnotę, którą do tej pory tak intensywnie zwalczał. Zresztą, już na zakończenie tegoż pierwszego, tak wyjątkowego spotkania pod bramami Damaszku, Jezus kazał mu zaraz udać się do swoich uczniów i wyznawców, którzy mieli mu (czyli Szawłowi) powiedzieć, co ma robić dalej. Czyli – ujmijmy to tak – Jezus „zrobił swoje”, a dalej już miał działać Kościół.

Oczywiście, my już dzisiaj to dobrze wiemy, że w rzeczywistości jest to jedno i to samo działanie. Bo Jezus Chrystus działa w swoim Kościele i przez swój Kościół. Wszak wierzymy i wyznajemy, że Kościół to jest Mistyczne Ciało Chrystusa. Owszem, my jesteśmy przyzwyczajeni – szczególnie w naszych czasach, w obecnym kontekście kulturowym, a zwłaszcza politycznym – widzieć w Kościele bardziej jakąś sformalizowaną instytucję, podobną do partii politycznych, albo jakichś organizacji, o takim lub innym charakterze lub sposobie działania.

Tymczasem Kościół – choć rzeczywiście ma swoje struktury, swoją hierarchię, swoje prawa, także spisane w kodeksach i dekretach; będąc rzeczywiście instytucją, działającą w granicach prawa i w warunkach, panujących w poszczególnych krajach – jest przede wszystkim Wspólnotą! Wspólnotą serc i umysłów! Wspólnotą zjednoczoną wokół Jezusa Chrystusa! A nawet więcej, dużo więcej: Wspólnotą zjednoczoną w Chrystusie!

Zgodnie z tym, co On sam powiedział dzisiaj w Ewangelii: Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. A także: Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.

Dobrym komentarzem do tych Jezusowych stwierdzeń są słowa Jana Apostoła, z drugiego dzisiejszego czytania: Przykazanie Jego zaś jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jezusa Chrystusa, Jego Syna, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał. Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas, poznajemy po Duchu, którego nam dał. Właśnie, trwanie w Bogu polega nie na tym, że się jedynie mówi o tym, że się trwa.

Święty Jan, we wcześniejszych zdaniach swego Listu, w drugim dzisiejszym czytaniu, wyraźnie stwierdza i jednocześnie wzywa: Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! A Jezus – niejako w tym kontekście – obiecuje: Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. […] Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. Zatem, jeżeli trwamy w pełnej jedności z Jezusem – nasze życie przynosi owoc obfity!

Moi Drodzy, to jest bardzo konkretna, wyraźna i jednoznaczna obietnica Jezusa! Pamiętam, jak w trakcie którejś rozmowy, w czasie moich kapłańskich rekolekcji, zwrócił mi na to uwagę Ojciec Jan Klubek, Oblat posługujący w Kodniu, mój Kierownik duchowy. Kiedy rozmawialiśmy o tym, że dzisiaj tak słabo młodzież angażuje się w życie Kościoła i wręcz odchodzi z Kościoła; że w Duszpasterstwie Akademickim też nie ma (niezwykle oględnie mówiąc) tłumów Studentów na spotkaniach (bo, prawdę powiedziawszy, u nas nawet takich spotkań nie ma, bo za bardzo nie ma dla kogo ich organizować…), albo że ogólnie wiara w narodzie słabnie i ludzie od Boga i Jego zasad się odwracają – Ojciec Jan przywołał właśnie na ten dzisiejszy fragment Ewangelii, tę metaforę o winnym krzewie i latoroślach, użytą przez Jezusa.

I zauważył, że może to jest powodem tych problemów, o których mówimy: nasze osobiste słabe trwanie przy Jezusie, a dokładniej: w Jezusie! W pełnej jedności z Nim! Może właśnie ta jedność jest niepełna… A wiara – może zbyt słaba, powierzchowna… A modlitwa – może niedbała, pospieszna, schematyczna… A życie duchowe, życie wewnętrzne – może właśnie mało duchowe, mało wewnętrzne, zastępowane jedynie praktykami, spełnianymi na pokaz, albo dla zachowania tradycji…

Sam sobie zadaję to pytanie, czy przypadkiem powodem tego, że w mojej pracy duszpasterskiej ciągle tak mało widać owoców i ci ludzie jakoś tak słabo się garną (chociaż wiem, że z Bożej perspektywy może to wygląda zupełnie inaczej) – nie jest moja słaba wiara, moja słaba modlitwa, moje jeszcze wciąż płytkie życie wewnętrzne, życie duchowe? I naprawdę nie chodzi mi o to, by się teraz przed wszystkimi wyżalać i wylewać krokodyle łzy – na pokaz i po to, aby wszyscy teraz zaczęli zaprzeczać, że „przecież to nieprawda, bo Ksiądz się bardzo stara”, bo Ksiądz jest taki, czy taki (w sensie: taki porządny!) – nie! Naprawdę, nie o to chodzi!

Chodzi natomiast o to, że Jezus faktycznie powiedział te słowa, że kto będzie z Nim w pełnej duchowej jedności, kto nawiąże z Nim mocną więź – ale taką prawdziwą, wewnętrzną, duchową, nie na pokaz; więź wyrażoną w konkretnej postawie, w konkretnych uczynkach, a nie tylko w pięknych słowach, obietnicach i zapewnieniach – ten swoim działaniem, swoim życiem, przyniesie owoc! I to obfity owoc!

I chcę tu podkreślić z całą mocą słowa, które mi wówczas powiedział Ojciec Jan, a mianowicie te, że Jezus naprawdę to obiecał! A jeżeli tak, to znaczy, że tak na pewno będzie, bo On nie żartuje sobie z nas, nie składa pustych obietnic, jak politycy na wiecach. On wie, co mówi! I nie rozróżnia czasów, w jakich Jego słowa trafiają do słuchaczy, na czasy chociażby apostolskie, w których działał Szaweł i Apostołowie, i w których to czasach cuda się prawdziwe działy, a ludzie tysiącami się nawracali i chrzcili – i na te nasze, słabe i mdłe czasy, w których Kościół idzie „w odstawkę”, ludzie odchodzą od Boga, seminaria i klasztory pustoszeją, a zasady Boże idą do lamusa. To nie tak!

Owszem, widzimy to, co widzimy. Ale i w czasach apostolskich nie brakło problemów. I przez dwa tysiące lat istnienia Kościoła było różnie: raz wspaniale, pobożnie i święcie, a raz dramatycznie, ponuro, grzesznie, wręcz beznadziejnie! Ileż to razy już wieszczono upadek Kościoła! I teraz się o tym mówi! A jednak – wedle słów: „Ecclesia semper reformanda”, czyli: Kościół ciągle podejmujący swoją reformę, otwarty na reformy – powstawał on, odradzał się, ożywał od nowa!

A bardzo często, u początków kolejnych reform, kolejnych odsłon jego odradzania się, stali bardzo konkretni ludzie, nawet pojedynczy, nierzadko też prości, niewykształceni, bez tytułów i stanowisk, ale którzy żyli bardzo blisko z Jezusem, byli jedno z Nim (jeśli się można tak wyrazić: wręcz Nim oddychali), a którzy wezwani przez Niego – swoją postawą, swoimi słowami, także nieraz swoim poświęceniem i cierpieniem – wpływali na odnowę Kościoła.

Niech przykładem będą tu chociażby: Franciszek z Asyżu, Matka Teresa z Kalkuty, Ksiądz Jan Maria Vianney, Ojciec Pio, Jan Paweł II… Czy ostatnio – Carlo Acutis, nastolatek, który zadziwił świat dojrzałością swojej wiary! Myśląc o nich, nieraz stawiałem sobie pytanie: jak udało się im poruszyć w posadach ten świat – taki, jaki on jest, tak często zamknięty na Boga i na Jego wartości, wręcz wrogi Bogu?…

Jak to się stało, że do prostego Proboszcza z Ars, Jana Vianneya – człowieka, który w seminarium miał problemy ze zdawaniem kolejnych egzaminów, bo tak ciężko szła mu nauka – ciągnęła do konfesjonału niemal cała Francja? I jak to się stało, że skromna Zakonnica, Matka Teresa, odbierając pokojową nagrodę Nobla, wobec „wielkich” całego świata mówiła o pomocy najuboższym?…

I można by tu wymieniać jeszcze wielu Świętych z różnych epok, którzy nie mając do dyspozycji internetu i – przepraszam za ostrość sformułowań – nie robiąc z siebie idiotów tylko po to, żeby zaistnieć w mediach, jednak ten świat zadziwili i przyczynili się do tego, że stał się on trochę lepszy… A Kościół – znowu stał się bardziej sobą.

Jak tego dokonał Szaweł – prześladowca, niszczyciel Kościoła, że kiedy tylko wszedł na dobrą drogę, od razu zaczął go tak owocnie budować, odbudowywać?… Odpowiedź jest tylko jedna, a jest ona zawarta w słowach Jezusa: Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.

Czyli – w naszym przypadku – będą to: solidne przeżywanie Mszy Świętej w każdą niedzielę i święto, stały stan łaski uświęcającej i stała Komunia Święta, a więc i Spowiedź nie rzadziej, jak co miesiąc… To będzie stały kontakt z Bożym słowem – poprzez uważne słuchanie go, czytanie, rozważanie, ale i życie według jego wskazań… I to będzie modlitwa – codzienna, stała, także wyrażana „swoimi słowami”, spontaniczna…

Właśnie w taki sposób, moi Drodzy, trzeba nam się wszczepić w Jezusa. Trzeba się z Nim związać! To jest sposób na wyprowadzenie swojego człowieczeństwa na prawdziwe wyżyny! Dobrze bowiem wiemy, że można być takim człowiekiem, jak wspomniani już wielcy Święci – i inni, o których nie wspomnieliśmy. Ale można też być kimś, kto stoczył się totalnie na dno, upodlił, unurzał w błocie grzechu, w alkoholizmie czy innych nałogach… Ten pierwszy to człowiek – i ten drugi też człowiek. I ani wielcy Święci nie są z natury aniołami, ani ci drudzy nie są z jakiejś gorszej „gliny ulepieni” – nie.

Jedni i drudzy – by tak rzec – startują z tej samej pozycji, obdarzeni tą samą ludzką godnością i tym samym zaufaniem Boga. I to już od każdego indywidualnie zależy, co z tym swoim człowieczeństwem zrobi. Jeżeli zwiąże się z Jezusem – wyniesie je na najwyższe możliwe poziomy. A wówczas owoce, a więc dobre skutki takiej postawy – zaraz się pojawią!

Pojawią się w życiu dzieci, widzących Jezusa w swoich rodzicach i ich postawie! Pojawią się w życiu uczniów, widzących Jezusa w swoich nauczycielach i w ich postawie! I pojawią się w życiu studentów, widzących Jezusa w swoich profesorach i wykładowcach – i w ich postawie! I w postawie duszpasterzy akademickich… I pojawią się w życiu pracowników, widzących Jezusa w swoich szefach i w ich postawie! I pojawią się w życiu wiernych, chrześcijan, katolików, widzących Jezusa w swoich kapłanach i biskupach – od Papieża począwszy – i w ich postawie! I pojawią się wreszcie w życiu każdej i każdego z nas, widzących Jezusa w każdej i każdym z nas – i w naszej postawie!

Moi Drodzy, jeżeli w Kościele będzie właśnie tak – to będzie dobrze. Kościół się odrodzi i odnowi. Niech się więc odnowi! I niech ta odnowa rozpocznie się od nas – ode mnie, jako kapłana, i od Ciebie, Bracie i Siostro! I niech się rozpocznie już od dzisiaj! Naprawdę, nie ma na co czekać! Już nie wolno czekać!

I na koniec: zwróćmy uwagę, że Jezus powiedział dzisiaj jeszcze coś bardzo ważnego, czego nie możemy przeoczyć, a mianowicie: Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.

A te słowa już skomentujmy sobie sami…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.