Żyć w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego…

Ż
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym przesyłam najlepsze życzenia urodzinowe Marcinowi Zagubieniowi, mojemu znajomemu, z podziękowaniem za Jego życzliwość i pomoc, i z zapewnieniem o modlitwie w intencji Jego samego i całej Jego Rodziny.
       Moi Kochani, wczoraj w Miastkowie miała miejsce przepiękna uroczystość odpustowa: Msza Święta jubileuszowa, połączona z życzeniami, składanymi Księżom, przeżywającym czterdziestą rocznicę święceń. Niech im Pan błogosławi w dalszym posługiwaniu!
       Z kolei dzisiaj, w mojej rodzinnej Parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej – Prymicja wyświęconego wczoraj, w Katedrze Warszawsko – Praskiej, Księdza Łukasza Tarasiuka. To już kolejny kapłan, pochodzący z naszej Parafii. Trzeba by kiedyś policzyć całą tę naszą Ekipę… Co prawda, nie będę mógł uczestniczyć we Mszy Świętej Prymicyjnej, bo w tym czasie będę odprawiał Mszę Świętą i będę prowadził poświęcenie pól w jednej z miejscowości Parafii Miastków, ale zamierzam odwiedzić Księdza Łukasza wieczorem, aby Mu złożyć życzenia i zapewnić o modlitwie. A przy tej okazji i Was, Kochani, proszę, abyście modlitwą wspierali nowych Księży, zarówno diecezjalnych, jak i zakonnych, którzy w tych dniach zostaną posłani do pracy w Winnicy Pańskiej!
     A na naszym polskim podwórku – czas „rozkręcania się” nowego Prezydenta. Niech mu nie zabraknie naszej modlitwy i życzliwości, aby nadzieje, jakie pokładają w nim Polacy – w tak dużej części młodzi – nie zostały zawiedzione. A on sam – aby nie zmienił swego dobrego nastawienia do ludzi, aby mu „woda sodowa” do głowy nie uderzyła, aby nie wszedł w żadne nieczyste układy i żeby naprawę czynił wszystko, co tylko może, aby odbudowywać wśród nas wspólnotę. 
         Przy czym pamiętajmy: wspieramy Prezydenta, ufamy mu, szanujemy go, ale całą naszą największą ufność pokładamy w Bogu! Bo i nowy Prezydent, i – daj Boże – cały nowy parlament tylko wówczas uczynią coś dobrego, kiedy oprą swe działania na Bogu. My, chrześcijanie, nigdy nie możemy bezgranicznie ufać żadnemu człowiekowi – tylko Bogu możemy tak zaufać. A nawet – powinniśmy. Tylko Bogu!
         Na głębokie przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Uroczystość
Trójcy Świętej, B,
do
czytań: Pwt 4,32–34.39–40; Rz 8,14–17; Mt 28,16–20
CZYTANIE
Z KSIĘGI POWTÓRZONEGO PRAWA:
Mojżesz
tak powiedział do ludu: „Zapytaj dawnych czasów, które były
przed tobą od dnia, gdy Bóg stworzył na ziemi człowieka, czy
zaszedł taki wypadek od jednego krańca niebios do drugiego jak ten
lub czy słyszano o czymś podobnym? Czy słyszał jakiś naród głos
Boży z ognia, jak ty słyszałeś, i pozostał żywym? Czy usiłował
Bóg przyjść i wybrać sobie jeden naród spośród innych narodów
przez doświadczenia, znaki, cuda i wojny, ręką mocną i
wyciągniętym ramieniem, dziełami przerażającymi, jak to
wszystko, co tobie uczynił twój Pan Bóg w Egipcie na twoich
oczach?
Poznaj
dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie
wysoko i na ziemi nisko nie ma innego. Strzeż Jego praw i nakazów,
które ja dziś polecam tobie pełnić, by dobrze ci się wiodło i
twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na
zawsze daje ci Pan, twój Bóg”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie
otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w
bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym
możemy wołać: „Abba, Ojcze!” Sam Duch wspiera swym świadectwem
naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy
dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami
Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie
mieć udział w chwale.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jedenastu
uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im
polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak
wątpili.
Wtedy
Jezus zbliżył się do nich i przemówił tymi słowami: „Dana Mi
jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie
wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha
Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem.
A
oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
Dana
Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i
nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i
Syna, i Ducha Świętego.
Uczcie je zachowywać
wszystko, co wam przekazałem. A oto Ja
jestem z wami
przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Słowa
Jezusa tchną wielką mocą i ogromnym optymizmem.
Chyba był on potrzebny, skoro uczniowie zgromadzeni przy Nim –
przynajmniej niektórzy – wątpili w Niego, nie wiedzieli, co
się tak naprawdę stało
, co się dokonało, jak rozumieć
cud Zmartwychwstania i to, że ich Mistrz zamierza od nich odejść,
a jednocześnie: że powiedział wyraźnie, iż zostanie aż do
skończenia świata
i że to właśnie On ma w swym ręku wszelką
władzę w niebie i na ziemi.
Słysząc
to, uczniowie zapewne zrozumieli, że nie ma już żadnego
uzasadnienia dla strachu
, nie ma żadnych obaw, nie ma
powodów do wątpienia, do rezygnacji. Jezus będzie wspierał tych,
którzy w imię Boże, w imię Boga w Trójcy – udzielać
będą Chrztu, którzy w to imię będą działać w Kościele i w
świecie.
Jest
to więc bardzo optymistyczna obietnica Chrystusa Zwycięzcy –
Tego, który pokonał śmierć, który zmartwychwstał. Bo nie ma
chyba bardziej radosnego i niosącego poczucie bezpieczeństwa
zapewnienia jak to, że Bóg będzie z człowiekiem, że
będzie go osłaniał i prowadził.
W
takim duchu – jak zapewne zauważyliśmy – utrzymana jest cała
dzisiejsza liturgia słowa. Oto bowiem w pierwszym czytaniu,
z Księgi Powtórzonego Prawa, słyszymy Mojżesza, który –
powołując się na dawne wydarzenia – mówi o wielkiej mocy
Boga
i Jego tak bardzo
intensywnej obecności w dziejach Narodu
Wybranego: Czy słyszał jakiś naród głos Boży z
ognia, jak ty słyszałeś, i pozostał żywym? Czy usiłował Bóg
przyjść i 
wybrać sobie jeden naród spośród innych
narodów
przez doświadczenia, znaki, cuda i
wojny, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem, dziełami
przerażającymi jak to wszystko, co tobie uczynił twój Pan Bóg w
Egipcie na twoich oczach?
A
zatem Bóg jest obecny przy swoim narodzie, jest wręcz obecny
w tym narodzie, żyje w nim i działa, sprawia
wielkie cuda i osłania przed niebezpieczeństwami w sposób, który
– jak mówi to dzisiaj Mojżesz – nie ma sobie równego w
historii. Czyż to nie jest powodem
do wielkiej radości i wdzięczności Bogu, do
jakiegoś ogromnego optymizmu? A jednocześnie – do
wielkiej nadziei, że skoro sam Bóg czuwa, to nic złego stać
się nie może, jeżeli tylko człowiek podda się Bożemu
prowadzeniu?
W
tym właśnie kontekście słyszymy słowa Pawła, mówiącego
w drugim czytaniu do
wiernych Rzymu: Otrzymaliście
ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: „Abba,
Ojcze!” Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że
jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i
dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro
wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w
chwale
.
Jesteśmy
zatem przybranymi dziećmi Boga, dziedzicami Jego nagrody,
a nasze cierpienia, przeżywane w łączności z Nim, na pewno
doprowadzą nas do Jego chwały. Mamy tu do czynienia z tą samą, co
wcześniej, obietnicą: Bóg nie zostawi samego człowieka,
człowiecze cierpienia nie pójdą na marne
, Bóg nigdy
człowieka nie opuści – w żadnej sytuacji, jaka by nie zaistniała
w jego życiu.
Takie
przesłanie niesie nam liturgia słowa w dzień, który poświęcony
jest szczególnemu naszemu zamyśleniu nad tajemnicą Trójcy
Świętej.
Czy daje nam to cokolwiek do myślenia?
Zauważmy,
że Bóg w Trójcy Świętej jawi się nam nie jako ktoś
niesamowicie
majestatyczny i odległy; nie jako
ktoś, kto przeraża; ktoś, do kogo strach się zwrócić z
czymkolwiek. Wręcz przeciwnie –
to Bóg bliski każdemu człowiekowi;
to Bóg, który wychodzi na
spotkanie człowieka, który chce mu pomóc, poratować go.
I
chociaż, rzeczywiście, sama tajemnica Trójcy Świętej – jeśliby
chcieć się w nią zagłębić – jest po ludzku nie
do ogarnięcia
musi przerażać, o tyle
sam Bóg nie chce, aby powstała między Nim, a człowiekiem, jakaś
przepaść, jakaś bariera nie do przebycia. Jakby nie zważając
na ten bezmiar i wielkość,
jaką
stanowi tajemnica Jego Trójcy
– wychodzi do człowieka z miłością nie tylko potrójną,
ale wręcz bezgraniczną.
Dzieje
się tak również dlatego, że to właśnie
miłość łączy te
trzy Osoby pomiędzy
sobą. Ojciec, w swej bezmiernej miłości wypowiada
przedwieczne Słowo, rodzi to Słowo, które staje się Ciałem i
zamieszkuje pomiędzy ludźmi. Syn odpowiada Ojcu taką samą,
bezmierną miłością. I właśnie z tej miłości wzajemnej Ojca i
Syna rodzi się Duch miłości, Duch Święty, Trzecia Osoba.
Oczywiście,
to takie bardzo uproszczone i schematyczne potraktowanie sprawy, nie
da się tego ująć tak po prostu w kilku zdaniach. Jest to tajemnica
o wiele bardziej głęboka. Ale jedno jest pewne: miłość łączy
Osoby Trójcy Świętej między sobą
i
z tą miłością Trójca Święta wychodzi do człowieka.
A
stąd logicznie wynika pytanie: Co na to człowiek? Z jakim
nastawieniem wychodzi do Boga, z jakim nastawieniem wychodzi do
drugiego człowieka? Bo jeżeli Bóg tak wielką miłość mu okazuje
i – pomimo swej wielkości – nie czyni barier pomiędzy
sobą, a człowiekiem, to naprawdę trudno znaleźć
usprawiedliwienie dla lekceważenia, z jakim
niejednokrotnie człowiek wychodzi do swego Boga.
I
trudno znaleźć
usprawiedliwienie dla lekceważenia, okazywanego drugiemu
człowiekowi;
dla takich postaw, które pozwalają nie
liczyć się z drugim człowiekiem, nie pomóc mu, nie słuchać jego
spraw i problemów; które pozwalają poniżać drugiego, czy
podnieść na niego rękę!
Nie
ma usprawiedliwienia dla jakiegokolwiek braku miłości,
okazanego drugiemu. Jeżeli bowiem Bóg w Trójcy Jedyny okazuje tak
wielką miłość człowiekowi, to przyjęcie przez człowieka
adekwatnej postawy staje się wręcz
obowiązkiem! Jest to bowiem zwyczajnym wypłacaniem się
Bogu, spłacaniem Mu długu miłości, jaki każdy z nas zaciąga.
Naturalnie,
w tym momencie ktoś może skojarzyć, że skoro tak, to ksiądz
nigdy nie powinien na ambonie podejmować żadnych trudnych
kwestii,
nie powinien w sposób twardy mówić o grzechach
i wadach; ojciec nie
powinien upominać, nie wolno mu krzyknąć na dziecko; matka
nie może zwracać uwagi na złe postępowanie, przełożony
w pracy nie może upomnieć za źle wykonaną pracę,
ani stosować żadnych konsekwencji, i w ogóle – nikt nie
powinien zwracać uwagi nikomu
, między ludźmi ma panować
ogólny błogostan i słodycz. Bo w końcu: jak miłość – to
miłość!
Tak
oczywiście byłoby wspaniale, ale wiemy, że to nie jest możliwe i
przychodzą sytuacje, kiedy miłość trzeba okazać w sposób
twardy
. Kiedy nie tylko grzeczne i miłe słówko, ale
bardzo mocne upomnienie będzie oznaką miłości, kiedy oznaką tej
miłości będzie wypowiedzenie słów trudnej prawdy drugiemu
człowiekowi
, także z ambony. I to będzie oznaczało
miłość, bo właśnie jej brakiem byłoby powstrzymanie się
od powiedzenia tejże prawdy.
A
przecież bardzo łatwo odróżnić upomnienie z miłości
nawet twarde – od zwykłego zbesztania człowieka,
powodowanego pogardą dla niego. Bardzo łatwo odróżnić
powiedzenie
drugiemu prawdy z miłością,
od powiedzenia mu nawet tej samej
prawdy – ale z chęcią poniżenia, z pretensją, z
wściekłością!
I
łatwo jest odróżnić nawet surowe skarcenie dziecka
z miłości – od wyładowania na nim swoich nerwów. Jak by tego
nie nazwać, za każdym razem o tym, czy jest to miłość, czy nie,
będą decydowały wewnętrzne intencje: czym kieruję się,
podnosząc głos, upominając, zwracając komuś uwagę? Czy nie jest
to zwykła pycha? Czy naprawdę zawsze chodzi mi o dobro
człowieka?
Bóg
także nieraz – jak mówi nam o tym Pismo Święte – dokonywał
znaków mocnych i konkretnych.
Upominał swój naród, karcił
go, zsyłał na niego rozmaite kary i plagi, ale nikt nie miał
wątpliwości, że Bogu na pewno nie zależało nigdy na tym, aby
naród swój zniszczyć, stracić. Jak
słyszymy bowiem w dzisiejszej liturgii słowa, Bóg czynił
dokładnie wszystko, aby ocalić swój lud. Tylko w
sytuacjach koniecznych reagował bardzo mocno, ale nie było
wątpliwości, że motywem tych interwencji zawsze była miłość.
Jezus,
jak mówi Nowy Testament, także upominał, także gromił i nawet
stoły bankierów wywracał, ale zawsze chodziło mu tylko o dobro
tych, których pragnął
zbawić. Nigdy nie chciał wyładować się na kimkolwiek,
nigdy nie chciał nikogo poniżyć. Sam o sobie mówił, że jest
cichy i pokorny sercem.
Takie
jest bowiem Boże działanie: Bóg wychodzi do człowieka z
miłością
, a teraz zadaniem samego człowieka jest
poszukiwanie wszystkich możliwych do osiągnięcia sposobów, aby
swoją miłością na miłość Bożą odpowiedzieć
. To
naturalnie nie jest łatwe, bo po pierwsze – często brakuje
cierpliwości, po drugie – jeszcze częściej po prostu nie
wiadomo, jak postąpić: czy zareagować spokojnie, czy już trzeba
wkroczyć z nieco mocniejszym słowem, czy nawet bardzo mocno i
konkretnie upomnieć? Czy pomóc finansowo, dać do ręki
pieniądze –
czy ich właśnie nie dać, bo na pewno będą
przeznaczone na alkohol lub zmarnowane w inny sposób?
Stąd
też może się zdarzyć
tak, że człowiek chce postąpić z miłością, ale
w danej chwili, w konkretnej
sytuacji, wybierze
niekoniecznie najlepsze rozwiązanie. I
co wówczas? Czy w ten
sposób niweczy całe dobro?
Absolutnie
– nie! Liczy się bowiem dobra intencja i szczery
wysiłek.
A błędy mogą nam
się zdarzyć. Przecież tylko ten nigdy nie przegrywa, kto wcale nie
gra. I tylko
ten nigdy nie popełnia błędów, kto nic nie robi. Błędy
popełniamy wszyscy. Ale pojedyncze nasze potknięcia nie
powodują zniszczenia dobra, do którego dążymy.
Ważne
jest, abyśmy wytrwale
poszukiwali tych najlepszych sposobów
okazywania miłości
i
abyśmy jak najwięcej wzoru czerpali w tym względzie od
samego Jezusa, ale też od Świętych – tych zwłaszcza, którzy
żyli w czasach nam najbliższych; abyśmy też jak najwięcej wzoru
czerpali z postawy ludzi, którzy
są dla nas prawdziwymi autorytetami.
Od nich się uczmy, jak najlepiej i najskuteczniej okazywać
prawdziwą miłość tym, wśród których żyjemy.
A
w tym wszystkim chodzi o to, abyśmy zawsze pragnęli przenieść
te relacje,
jakie panują
pomiędzy osobami Trójcy Świętej – do naszych
międzyludzkich relacji
. Skoro Trójca Święta nas
prowadzi, Jej znak czynimy kilka razy w ciągu każdego dnia, mówiąc:
„W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, to naprawdę
trzeba nam uczynić wszystko, aby ta Trójca była
bardzo w naszym życiu obecna.
I
abyśmy nie tylko pobożnie wypowiadali Święte Imiona, ale wszystko
– w konkrecie naszej codzienności – naprawdę
czynili w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego…

2 komentarze

  • Dziękuję za rozważanie. Daje do myślenia. Nasuwają się refleksje….
    Często w dzisiejszych czasach ludzie traktują siebie z "wzajemnością". Ciężko jest okazać komuś dobroć czy życzliwość jeśli sami tego nie dostaliśmy od danej osoby.
    Zanim jednak będziemy dla kogoś nieżyczliwi, pomyślmy, że to właśnie Jezus może do nas przyjść przez drugiego człowieka.
    Łatwiej nam okazać miłość Jezusowi niż drugiemu człowiekowi- bo … zawsze jest dobry, zawsze pomaga, wyciąga do nas pomocną dłoń, zawsze….ale jakoś ta myśl pomaga 🙂
    Dobrej nocy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.