Bóg, który się ukrywa – i który się objawia…

B
Szczęść Boże! Moi Drodzy, na naszym „blogowym torciku” zdmuchujemy dzisiaj pięć świeczek! Tak, to właśnie w tym dniu, we wspomnienie Pięciu Braci – Pierwszych Męczenników Polski, w roku 2010, ruszyło nasze dzieło. Pamiętam, jak w swoim pokoju, na plebanii Parafii Świętego Ojca Pio w Warszawie, z przejęciem pisałem w nocy pierwsze rozważanie, właśnie na ich temat, a potem zamieściłem je na blogu, właśnie od tego dnia gotowego do startu, dzięki wytrwałej i ofiarnej pracy Krzysia Fabisiaka. I jaka była moja radość, kiedy zobaczyłem, że to pierwsze słówko naprawdę się tam pojawiło.
          A potem przez pół nocy – ponieważ nie mogłem z przejęcia usnąć – wysyłałem smsy z wiadomością o blogu i z zaproszeniem do korzystania. Ileż wtedy osób nieopatrznie obudziłem! A efekt był taki, że pierwszego dnia było ponad sześćdziesiąt wejść. I chociaż początkowy zamiar był taki, że wpisy będą się pojawiały przynajmniej raz w tygodniu, to już od samego początku – siłą zapału – pojawiały się codziennie. I tak jest do dzisiaj, zwłaszcza, że codziennie jest około trzystu wejść. Oczywiście, wiem, że nie musi to być tyle osób, bo niektórzy wchodzą kilka razy, ale i tak jest to dla mnie duże zobowiązanie. I wielka radość!
      Dlatego dzisiaj wypowiadam swoją wielką wdzięczność: Bogu – za natchnienie i stałą opiekę nad dziełem; Krzysiowi Fabisiakowi – za utworzenie tego forum i stałą opiekę techniczną; mojemu Bratu, Księdzu Markowi – za współautorstwo i za nieustanne podnoszenie poziomu zarówno merytorycznego, jak i duchowego, tego forum; a wreszcie Wam, Kochani – za obecność, modlitwę, wspólną refleksję, życzliwość, nade wszystko zaś: za komentarze! 
       Samemu Bogu powierzam dalszy los tego naszego wspólnego dzieła! Niech On sam, w swojej wielkiej mądrości, decyduje, w jakim kierunku ma się ono rozwijać. I jak długo ma istnieć.
     Jeszcze raz dziękując Wam, Kochani, proszę o dalszą współpracę i serdecznie „urodzinowo” pozdrawiam!
                                         Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Piątek
32 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, Pierwszych
Męczenników Polski,
do
czytań: Mdr 13,1–9; Łk 17,26–37

CZYTANIE
Z KSIĘGI MĄDROŚCI:
Głupi
już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr
widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na
dzieła nie poznali Twórcy, lecz ogień, wiatr, powietrze chyże,
gwiazdy dokoła, wodę burzliwą lub światła niebieskie uznali za
bóstwa, które rządzą światem.
Jeśli
urzeczeni ich pięknem wzięli je za bóstwa, winni byli poznać, o
ile wspanialszy jest ich Władca, stworzył je bowiem Twórca
piękności; a jeśli ich moc i działanie wprawiły ich w podziw,
winni byli z nich poznać, o ile jest potężniejszy Ten, kto je
uczynił. Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez
podobieństwo ich Stwórcę.
Ci
jednak na mniejszą zasługują naganę, bo wprawdzie błądzą, ale
Boga szukają i pragną Go znaleźć. Obracają się wśród Jego
dzieł, badają i ulegają pozorom, bo piękne to, na co patrzą. Ale
i oni nie są bez winy: jeśli się bowiem zdobyli na tyle wiedzy, by
móc ogarnąć wszechświat, jakże nie mogli rychlej znaleźć jego
Pana?

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Jak działo się za dni Noego, tak
będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili
się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki;
nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich.
Podobnie
jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i
sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z
Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich:
tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi.
W
owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie
schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do
siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał
zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je.
Powiadam
wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie
wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie
wzięta, a druga zostawiona”.
Pytali
Go: „Gdzie, Panie?”
On
im odpowiedział: „Gdzie jest padlina, tam się zgromadzą i sępy”.

Zapewne
niejednokrotnie zdarzało się nam słyszeć o czymś takim, jak
ślady Boga w przyrodzie. Mowa oczywiście o konkretnych
znakach Jego działalności: najpierw stwórczej, a potem
opatrznościowej. Bóg bardzo wiele takich śladów pozostawił
– i to pozostawił właśnie nam, ludziom – abyśmy je odkrywali,
albowiem
z
wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich
Stwórcę.
W
tym sensie możemy powiedzieć, że cały świat – w swoim pięknie
i w swojej harmonii – jest znakiem
twórczej i aktywnej obecności Boga.

Inna sprawa, że ten świat – a mówimy tutaj o przyrodzie, nie
dotykamy na razie kwestii społecznych – jest dzisiaj przez
wielu niszczony.

I to najczęściej przez tych, którzy mają usta pełne frazesów o
konieczności jego ochrony!
Jak
bowiem
pamiętamy
z opisu stworzenia świata i człowieka – Bóg powierzył
człowiekowi ziemię, aby ten czynił
ją sobie poddaną i z niej korzystał:

tak, człowiek ma z ziemi korzystać! Ale
w
sposób rozsądny! I mądry!
A
ta mądrość będzie w pierwszym rzędzie właśnie na tym polegała,
że z
dóbr widzia
lnych,
człowiek
zdoła poznać
Tego, który jest;

patrząc
na dzieła

– pozna Twórcę.
W
zapisie Księgi Mądrości odnajdujemy przestrogę przed – tak
bardzo rozpowszechnioną
w czasach, kiedy była ona pisana – wiarą w różne fałszywe
bóstwa, także
w siły przyrody.
Tymczasem
w pięknie przyrody człowiek ma odkrywać
Twórcę,

ma poprzez cały mądry układ ziemskiej rzeczywistości dostrzec
Oblicze Tego, który sam to tak doskonale obmyślił,
stworzył i człowiekowi podarował.
Mówimy
zatem dzisiaj, Kochani, o umiejętności
dostrzegania Boga.

A
jest to – jak się okazuje – nie byle jaka umiejętność. To
jest niejednokrotnie
bardzo
trudna sztuka.

Bo Bóg jednak w pewien sposób ukrywa
się przed człowiekiem,

objawiając
swoją obecność, bliskość i miłość poprzez
różne znaki.
Nieraz
– przyznam szczerze – zastanawiałem się, dlaczego
się ukrywa?
Czy
nie byłoby lepiej, gdyby co jakiś czas pokazał
swój majestat
i
swoją potęgę całemu światu? A przynajmniej tym, którzy
chociażby mordują i prześladują chrześcijan, którzy
niesprawiedliwie rządzą światem, krzywdzą innych ludzi? Gdyby tak
Bóg
pokazał się im w całej swojej wielkości – czy
natychmiast
nie
poskromiłby tych ludzi?

Dlaczego tu, na ziemi, nie jest możliwe takie bezpośrednie
„zobaczenie” Boga?

Zastanawiałem
się nad tym nieraz i chociaż słyszałem o tym na katechezie, to
jednak najbardziej przemówiło do mnie stwierdzenie, wypowiedziane
kilka lat temu przez księdza, prowadzącego rekolekcje kapłańskie,
w których uczestniczyłem. Rozwinął on wówczas w jednym z
rozważań dość ciekawy wątek, że owo ukrywanie
się Boga

jest tak naprawdę wielkim
darem dla nas.

Bo
w ten sposób Bóg może stać się nam tak bardzo bliski, kiedy
ukryje przed nami ów – i tutaj padło to zasadnicze stwierdzenie –
niewyobrażalny
dystans,

jaki istnieje pomiędzy Nim, jako wszechpotężnym Panem i Bogiem, a
nami, ludźmi, i całym stworzeniem… To właśnie dzięki Temu, że
Bóg ukrywa przed nami tę swoją potęgę i wielkość, a tym samym
skraca ów – powtórzmy
to raz jeszcze – niewyobrażalny
dystans,

my w ogóle możemy się do Niego zwracać! Możemy
mówić do Niego: „Ojcze”!
Inaczej
zapewne umarlibyśmy ze strachu.
Oczywiście,
my wiemy, że w wieczności dane nam będzie oglądać w całym
pięknie Oblicze Boga, ale wtedy – to będzie zupełnie inna
sprawa. Natomiast tu, na ziemi, Bóg ukrywa przed nami całą swoją
potęgę i wielkość, ale – z drugiej strony – nie
ukrywa się całkowicie.

Daje nam znaki, pozostawia ślady swojej obecności, swojej troski o
człowieka, swojej wobec niego miłości. Jako rzekliśmy, takim
znakiem jest
całe piękno i harmonia świata.
A
przy okazji, dopowiedzmy i to, że wielkim znakiem miłości Boga do
człowieka jest to, że ów świat przyrody

choć tak bardzo niszczony – broni
się jednak przed destrukcyjną działalnością

człowieka
i wciąż
się
odradza,

wciąż się podnosi
do życia. I wciąż obdarowuje człowieka środkami
do życia.

Jakżeż nie dostrzec w tym wielkości i mądrości Boga? A przede
wszystkim – Jego miłości?…
Tak,
Bóg daje znaki. I daje je wciąż. Przyjdzie jednak i taki czas (a
może już przyszedł?…), kiedy te
znaki będą sygnalizowały ostateczne pojawienie się Pana

i
sąd nad światem.

Jezus mówi o tym dzisiaj w Ewangelii, powołując się na konkretne
wydarzenia z historii. To właśnie owe wydarzenia powinny skłonić
Jego uczniów – i nas także – do refleksji nad tym, że Pan
przygotowuje nas wciąż na swoje ostateczne przyjście.

Nie
wiemy, kiedy ono nastąpi, podobnie jak nie wiemy, kiedy nastąpi
ostatni dzień naszego życia na tej ziemi. I chociaż już wiele
przepowiedni wypowiedziano, i wiele przypuszczeń na ten temat padło,
nikt
nie jest w stanie daty tego ostatecznego dnia przewidzieć, ani
wyliczyć.
Możemy
natomiast z całą pewnością stwierdzić, że dzień ten – kiedy
by nie nastąpił – nie będzie w najmniejszym stopniu dniem
strasznym dla tego, kto w pięknie przyrody i wielu innych znakach,
tak obficie dawanych, rozpoznał
Boga!
Tak,
jak rozpoznawali Jego
obecność – w
warunkach swojej misyjnej pracy, a wcześniej jeszcze: w wielkiej
życzliwości wobec nich króla Bolesława Chrobrego – Patronowie
dnia dzisiejszego, pierwsi Męczennicy Polski, Benedykt,
Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn.
Ich
obecność i działalność na ziemiach polskich była wynikiem
propozycji, z jaką do Bolesława Chrobrego zwrócił się w roku
1001 cesarz niemiecki, Otto III.
Cesarz ten mianowicie
zaproponował założenie na naszych ziemiach wspólnoty
zakonników, którzy głosiliby Słowianom Boże
słowo.
Za tą propozycją poszły szybko konkretne działania, których
podjął się z polecenia cesarza jego krewny – Biskup Bruno z
Kwerfurtu, późniejszy Święty i Męczennik,
a jednocześnie
wierny towarzysz Świętego Wojciecha i człowiek znający dość
dobrze ziemie Słowian.
I
to właśnie Biskup Bruno wybrał do tej misji Benedykta – Włocha
urodzonego w 970 roku; a także starszego o trzydzieści lat Jana –
również Włocha, człowieka stanowczego, skutecznego w działaniu i
odznaczającego się wysoką kulturą. Kiedy przybyli oni do Polski
wraz z Barnabą,
trzecim swoim współbratem, założyli
w 1002 roku pustelnię w okolicach Międzyrzecza.

Wtedy dołączyli do nich Polacy: żarliwi religijnie nowicjusze
Mateusz
i
Izaak,
rodzeni
bracia, pochodzący z możnego, a może nawet książęcego rodu; a
także Krystyn
– klasztorny
sługa, pochodzący prawdopodobnie z pobliskiej wsi.
Wszyscy
oni zobowiązali się do pustelniczego trybu życia, a przede
wszystkim do prowadzenia pracy misyjnej. Benedykt i Jan
nauczyli się nawet języka polskiego. Cały czas jednak czekali
na biskupa Brunona z Kwerfurtu.
Miał on wraz z nimi przybyć do
Polski, ale wyruszył do Rzymu po papieskie zezwolenie na prowadzenie
misji. Benedykt wysłał po niego najmłodszego ze swego grona,
Barnabę,
który długo nie wracał do klasztoru, czym wzbudził
niepokój pozostałych mnichów. Okazało się jednak, że dzięki
temu on jeden z całej szóstki ocalał.
Oto
bowiem w nocy z 10 na 11 listopada 1003 roku Bracia zostali
napadnięci przez zbójców i wymordowani.
Pierwsze ciosy mieczem
otrzymał Jan, po nim zginął Benedykt. Izaaka zamordowano w celi
obok. Mateusz zginął przeszyty oszczepami, gdy wybiegł z celi w
stronę kościoła. Mieszkający oddzielnie Krystyn próbował
jeszcze bronić klasztoru, ale i on podzielił los towarzyszy.
Prawdopodobnie napad spowodowany był motywami rabunkowymi,
ponieważ zakonnicy otrzymali od Chrobrego środki w srebrze na
prowadzenie misji.
Benedykt,
Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn są pierwszymi Męczennikami
Polski,
wyniesionymi na ołtarze.
W poczet Świętych wpisał ich Papież
Jan XVIII.
Wpatrując
się w świetlany przykład ich świętości i przyzywając ich
wstawiennictwa, a jednocześnie wsłuchując się uważnie w Boże
słowo, przeznaczone na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła,
zastanówmy się:
– Czy
w pięknie otaczającej mnie przyrody naprawdę dostrzegam mądrość
i wielkość Stwórcy? Jak często o tym myślę?
– Czy
mądrze korzystam z dóbr przyrody, czy nie niszczę ich bezmyślnie,
czy nie zaśmiecam swego otoczenia?
– Czy
każdego dnia dziękuję Bogu za środki do życia, których przecież
tak wielu ludziom brakuje? Czy jednocześnie ich nie marnuję – czy
nie wyrzucam żywności?…

Głupi
już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr
widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na
dzieła nie poznali Twórcy… 

8 komentarzy

  • Czuję w ustach smak wirtualnego tortu urodzinowego :). Wypada zaśpiewać: sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam…. :). Jak dobrze dla Waszych uszu, że nie słyszycie kiedy śpiewam 😉

  • Dołączam się do życzeń z okazji małego jubileuszu i gromkiego " Sto lat " ale ja jednak wolę zaśpiewać " Życzymy, życzymy…"
    https://www.youtube.com/watch?v=ARL-0JCXvvQ
    no może bez tych cukierkowych obrazeczków, same słowa wystarczą. Kolejnej " piąteczki " życzę a potem następnej i następnej i następnej… BÓG zapłać za codzienne rozważania.

  • Cóż, może lepiej nie wspominać ani, co sobie myśleli ci wszyscy, którzy dostali od ks. Jacka, te radosne sms-y w sprawie ruszającego bloga, ani którą godzinę pokazywał zegar, kiedy one docierały… Też byłam w gronie owych szczęśliwców, którzy dostali wiadomość o blogu w środku nocy z tak zwanej "pierwszej ręki" 🙂
    Natomiast zupełnie poważnie: Księże Jacku, ten blog to naprawdę wielkie dzieło. Niełatwo jest pisać rozważania do tekstów biblijnych (wiem to z własnego doświadczenia), natomiast Ksiądz dzieli się z nami swoimi przemyśleniami praktycznie codziennie i nie są to "jakieś" refleksje, tylko naprawdę refleksje na bardzo wysokim poziomie: przemyślane i przemodlone, bardzo aktualne w swoich odniesieniach do otaczającej nas rzeczywistości. Takie pisanie jest sztuką, ale też ujawnia wielkość serca i intelektu Autora. Szczerze gratuluję i pozdrawiam serdecznie.
    J.B.

  • Ja też się cieszę, że ten blog istnieje, a trafiłam na niego przypadkiem na stronie mailowej parafii w Celestynowie, gdy ksiądz tam posługiwał. Zajrzałam z ciekawości, spodobało mi się i czytam go już tak od kilku lat, bo o sprawach duchowych nie specjalnie mam z kim porozmawiać, a takie codzienne rozważanie słów księdza faktycznie przynosi mi radość, nadzieję i optymizm, że nawet jeśli w życiu nie wszystko układa się po naszej myśli i dopadają różne trudności, to nie można się załamywać i trzeba iść dalej, a z Wami – blogowa rodzinko – jest łatwiej … Ania2.

  • Też pamiętam jak przypadkiem (albo i nie ) dwa razy weszłam na blog i dopiero za drugim razem zaczęłam czytać rozważania i komentarze 😉 Również śle podziękowania za codziennie rozważania!
    Pozdrawiam
    Gosia

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.