Pobił Saul tysiące, a Dawid – dziesiątki tysięcy!

P
Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj Dzień Babci! Pamiętajmy w modlitwie o naszych Babciach – zarówno tych, które możemy i powinniśmy dzisiaj odwiedzić z życzeniami (a przynajmniej zadzwonić), jak i o tych, które Pan już odwołał do siebie. Módlmy się gorąco za nasze Drogie Babcie!
      W dniu dzisiejszym także imieniny swoje przeżywa Agnieszka Niedziałkowska – dla przyjaciół „Siwa” (od panieńskiego nazwiska), z którą jestem zaprzyjaźniony jeszcze od czasów pierwszego wikariatu; a także Agnieszka Osial, nauczyciel języka niemieckiego w Liceum w Żelechowie; a wreszcie: Siostra Paula Bronisz, która za czasów mojego pierwszego wikariatu należała do KSM i była jeszcze Agnieszką Bronisz. Życzę Czcigodnym Solenizantkom takiego męstwa i przekonania do wyznawanych w życiu wartości, jakiego przykład dała ich Patronka. I o taką właśnie postawę dla Nich się modlę.
        Moi Drodzy, przeżywamy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan – o czym codziennie przypomina nam Anna w swoich komentarzach. Nie zapominajmy o tej modlitwie, ale też budujmy jedność w swoim środowisku i w swoim otoczeniu.
            Dobrego i błogosławionego dnia!
                                         Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Czwartek
2 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Agnieszki, Dziewicy i Męczennicy,
do
czytań: 1 Sm 18,6–9;19,1–7; Mk 3,7–12

CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:
Gdy
Dawid wracał po zabiciu Filistyna Goliata, kobiety ze wszystkich
miast wyszły ze śpiewem i tańcami naprzeciw króla Saula, przy
wtórze bębnów, okrzyków i cymbałów. I śpiewały kobiety wśród
grania i tańców: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki
tysięcy”. A Saul bardzo się rozgniewał, bo nie podobały mu się
te słowa. Mówił: „Dawidowi przyznały dziesiątki tysięcy, a
mnie tylko tysiące. Brak mu tylko królowania”. I od tego dnia
patrzył Saul na Dawida zazdrosnym okiem.
Saul
namawiał syna swego, Jonatana, i wszystkie sługi swoje, by zabili
Dawida. Jonatan jednak bardzo upodobał sobie Dawida, uprzedził go
więc o tym, mówiąc: „Ojciec mój, Saul, pragnie cię zabić. Od
rana miej się na baczności; udaj się do jakiejś kryjówki i
pozostań w ukryciu. Tymczasem ja pójdę, by stanąć przy mym ojcu
na polu, gdzie ty się będziesz znajdował. Ja sam porozmawiam o
tobie z ojcem. Zobaczę, co będzie, i o tym cię zawiadomię”.
Jonatan
mówił życzliwie o Dawidzie ze swym ojcem, Saulem. Powiedział mu:
„Niech nie zgrzeszy król przeciw swojemu słudze, Dawidowi! Nie
zawinił on przeciw tobie, a czyny jego są dla ciebie bardzo
pożyteczne. On przecież swoje życie narażał, on zabił
Filistyna, dzięki niemu Pan dał całemu Izraelowi wielkie
zwycięstwo. Patrzyłeś na to i cieszyłeś się. Dlaczego więc
masz zamiar zgrzeszyć przeciw niewinnej krwi, bez przyczyny
zabijając Dawida?” Posłuchał Saul Jonatana i złożył
przysięgę: „Na życie Pana, nie będzie zabity!”
Zawołał
Jonatan Dawida i powtórzył mu całą rozmowę. Potem zaprowadził
Dawida do Saula i Dawid został u niego jak poprzednio.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim
wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z
Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego
mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił
swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze
względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli.
Wielu
bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś
choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy
nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: „Ty jesteś
Syn Boży”. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.

Słuchając
zakończenia pierwszego czytania, można wnioskować, że zagrożenie
dla Dawida,
jakie niespodziewanie pojawiło się ze strony Saula,
całkowicie ustało. Niestety, wiemy, że tak nie było. Saul
niejednokrotnie przysięgał, że nie będzie Dawidowi
zagrażał – i za każdym razem przysięgę swą łamał. Nie
mógł się bowiem pogodzić z tym, że oto kogoś innego, niż
jego,
lud uznawał za największego bohatera.
Przynajmniej
– dziesięć razy większego, skoro kobiety, witające
powracających z placu boju wojowników izraelskich, wołały: Pobił
Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy,
to
znaczy, że – matematycznie rzecz ujmując – tyle razy więcej
ceniły Dawida, niż króla. Oczywiście, nie o matematyczne
wyliczenia tu chodzi, ale o prawdziwe
uznanie,

jakie Dawid wzbudził w sercach ludzi ze swego narodu.
Nie
mógł tego zdzierżyć król, który – musimy o tym pamiętać –
miał już jasno powiedziane przez Proroka Samuela, że Bóg
postanowił o wyborze nowego
króla na jego miejsce.
Taka
przepowiednia, w przypadku człowieka tak
bardzo „chorego na władzę”,

jak Saul, oznaczała prawdziwą katastrofę. I dlatego alergicznie
wręcz reagował on
na
wszelkie przejawy nawet domniemanej
niesubordynacji

bo przecież w przypadku Dawida nie można mówić o rzeczywistym
nieposłuszeństwie.
Dawid
do końca życia Saula uważał
go za króla

– którym w istocie był – a po jego śmierci szczerze go
opłakiwał. W ten sposób miłością
odpłacił na nienawiść,

która coraz bardziej – jak dzisiaj słyszymy – ogarniała serce
króla. Nienawiść, która – co warto podkreślić – nie miała
żadnego
logicznego, ani racjonalnego uzasadnienia!

Zresztą, nienawiść
nigdy nie ma żadnego uzasadnienia,
ale
tutaj dodatkowo takiej postawie króla wyraźnie sprzeciwiała się
szlachetna postawa Dawida.
W
całej bowiem sprawie problemem największym
– żeby to
jeszcze raz mocno podkreślić – było przywiązanie
Saula do swojej pozycji, do władzy,

także: do faktu wybrania
przez Boga,
chociaż
to ostatnie przestało być aktualne. Saul jednak nie dopuszczał
nawet takiej myśli, że ktokolwiek inny mógłby zastąpić go na
królewskim tronie.
Kochani,
samo wręcz ciśnie się na usta retoryczne pytanie: Skąd
my to znamy?…

Jakże trudno
oddać władzę

i płynące z niej korzyści (w mowie potocznej proces ten określa
się mniej „parlamentarnymi”, za
to bardziej „obrazowymi” słowami…);
jakże
trudno
pogodzić się z przegraną

w wyborach, jakże trudno rozstać się ze stanowiskiem – nawet w
obliczu nadejścia wieku emerytalnego!
A
z drugiej strony – jakże wielką klasą i poziomem zachwycają
innych ci, którzy spokojnie,
jak gdyby nigdy nic, ustępują
z
zajmowanego stanowiska i potrafią jeszcze swego następcę
wprowadzić na urząd, udzielając mu szczerych
i życzliwych porad!
Można
tylko podziwiać, zachwycać się – i naśladować takie właśnie
postawy. Bo są one niezwykłe – chociaż
powinny być standardem!
Ale
nie są – niestety, nie są – nie tylko w kręgach świeckich,
ale niekiedy także w kościelnych.
Chociaż
w tym ostatnim przypadku o
tyle jest łatwiej,
że decyzja
przełożonego jest definitywna

i zasadniczo
na
nic się zda jakiekolwiek sprzeciwianie się jej lub protestowanie.
Natomiast w strukturach świeckich – rzekomo demokratycznych –
różnie z tym bywa. Zwłaszcza, jeśli werdykt
wyborczy nie jest taki, jaki „powinien być”…

I
dlatego potrzeba wielkiego
ducha Bożego

w sercu człowieka, który decyduje się wyciągnąć rękę po
jakąkolwiek władzę. Naprawdę, doświadczenia
życiowe uczy,
że po władzę powinni sięgać tylko
ludzie o najwyższym
poziomie osobowości,
ludzie
bardzo
trzeźwo myślący, z dużym dystansem do samych siebie,

bardzo wewnętrznie
uczciwi,

mówiąc krótko – ludzie z
największą klasą!

Nie ma wątpliwości, że pomocą w osiągnięciu takiego poziomu
jest szczera wiara człowieka i jego osobisty, głęboki kontakt z
Bogiem.
A
potwierdzeniem tego, o czym tu sobie mówimy, niech będzie chociażby
dzisiejsza Ewangelia, w której słyszymy, jak to do
Jezusa lgnęły
całe
tłumy ludzi,

chcąc się Go przynajmniej dotknąć. Doprawdy, nic w tym dziwnego –
wszak mówimy o kimś,
kto jest najbardziej,
jak to tylko jest możliwe, zjednoczony z Bogiem,
bo
jest Bożym Synem, Bogiem – Człowiekiem…
Oczywiście,
w przypadku Jezusa nie możemy mówić o żadnym – rozumianym po
ludzku – „wysokim stanowisku”, czy też rozumianej
w ten sposób władzy.

Możemy mówić natomiast o władzy duchowej, o duchowym
przewodnictwie.
I
teraz cała rzecz w tym, aby ci, którzy podejmują pełnienie
jakiejkolwiek ludzkiej władzy czy odpowiedzialności, pojmowali ją
przede wszystkim jako duchowe
właśnie przewodnictwo,
jako
pozycję wynikającą z
osobistego autorytetu i wysokiego poziomu osobowości,

a nie jako
tak zwane
„przyspawanie
do stołka”.

Bo tylko takie właśnie dojrzałe duchowo pełnienie owych funkcji
zapewni ich skuteczność i owocność – i pozwoli bez żadnego
żalu rozstać się z nimi, gdy przyjdzie na to czas.
Takiego
dystansu do zaszczytów tego świata uczy nas swoim życiem i
męczeństwem Patronka
dnia dzisiejszego, Święta
Agnieszka.

Na jej temat nie mamy zbyt dużo
informacji. Wiemy, że poniosła śmierć męczeńską w Rzymie
pod koniec III lub z początkiem IV wieku.
Papież Damazy uczcił
ją pieśnią, a liczni Ojcowie, w ślad za Świętym Ambrożym,
wysławiali ją jako wzór dziewic chrześcijańskich.
W
podaniach, dotyczących jej życia, można przeczytać, iż o jej
rękę starało się kilku znamienitych młodych Rzymian, ale ona nie
pozostawiała żadnych złudzeń, jasno stwierdzając, że to Jezus
jest jej jedynym Oblubieńcem i to Jemu chce się w pełni poświęcić.

Zawiedzeni amanci, w akcie zemsty oskarżyli ją o to, że jest
chrześcijanką, doprowadzając do poddania jej przeróżnym
torturom,
wśród których było i przypalanie ogniem, i
umieszczenie w domu publicznym, i wystawienie na publiczne widowisko
– po całkowitym obnażeniu. To wszystko jednak bohaterska
Dziewica zniosła mężnie,
aby ostatecznie zostać ściętą
mieczem.
Z
jej łacińskim imieniem: „Agnes”
łączy się określenie: „agnus”, co znaczy: „baranek”.
Zgodnie
z wielowiekową tradycją, dzisiaj błogosławi się baranki, z wełny
których uszyte
zostaną paliusze,
które
następnie Ojciec Święty nałoży nowym arcybiskupom metropolitom
Kościoła Katolickiego.
Wpatrując
się w świetlany przykład bohaterstwa Świętej Agnieszki, jak też
mając na uwadze słowo Boże dzisiejszej liturgii, zapytajmy samych
siebie:

Czy
podejmując się jakiejś funkcji w swojej społeczności, myślę
bardziej o służbie, czy zewnętrznym splendorze lub swojej pozycji?

Na
ile w ogóle skutecznie walczę z wygórowanym mniemaniem o sobie?

Czy
jestem w stanie zauważyć i docenić, że innym także może się
coś udać i że inni mogą być ode mnie w różnych kwestiach
lepsi?

Nawet
duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: „Ty
jesteś Syn Boży”.

5 komentarzy

  • Modlitwa w dniu dzisiejszym
    Panie Jezu, Ty powiedziałeś, że wszyscy poznają, że jesteśmy Twoimi
    uczniami, jeśli będzie miłość między nami. Spraw, byśmy umocnieni
    Twoją łaską pracowali niestrudzenie dla widzialnej jedności Twojego 
    Kościoła, aby Dobra Nowina, do której głoszenia zostaliśmy wezwani,
    była widoczna we wszystkich naszych słowach i czynach. Amen.

  • Dziś o 18:30 będę uczestniczyła w swojej parafii w Mszy Świętej i nabożeństwie ekumenicznym o jedność chrześcijan pod przewodnictwem Pasterza diecezji, podczas których Liturgia Słowa będzie inna. Dlatego wsłuchałam się w Słowo Boże, czytając je na blogu wraz z komentarzem. Dzięki Bogu, że na starość jestem wolna od zazdrości i żądzy władzy.

  • …"przypalanie ogniem, i umieszczenie w domu publicznym, i wystawienie na publiczne widowisko – po całkowitym obnażeniu. To wszystko jednak bohaterska Dziewica zniosła mężnie"…
    – Adhuc virgo intacta?

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.