Opowiadaj wszystko, co Pan ci uczynił!

O
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny obchodzi bardzo mi bliska Osoba, Pani Teresa Mućka, Mama mojego Przyjaciela, Księdza Leszka, a jednocześnie – Osoba bardzo pogodna, życzliwa i tak po ludzku, po prostu dobra. Życzę Pani Teresie, aby nigdy nie traciła swojej radości życia, pogody ducha i optymizmu, a to wszystko, co trudne, rozwiązywała cierpliwie z pomocą Bożą.
         Urodziny obchodzi dzisiaj także Ewa Rudnik, należąca w swoim czasie do jednej z prowadzonych przeze mnie Wspólnot. Życzę Ewie, aby w swoim życiu zrealizowała przede wszystkim Boże zamiary względem siebie i aby zawsze była przekonana, że to, co robi, jest dobre i potrzebne.
          Obie Jubilatki przedstawiam dziś Bogu w swoich modlitwach!
      Moi Drodzy, w dniu wczorajszym w Miastkowie miało miejsce bardzo ciekawe wydarzenie. Nazywa to się Miastkowskie Spotkania Muzyczne, a był to po prostu – trwający dwie i pół godziny – przegląd różnych grup śpiewających, grających i tańczących. Na scenie wystąpiło około dwustu osiemdziesięciu osób! Jestem pod wielkim wrażeniem tego wydarzenia – jak zawsze, gdy tylu ludzi jednoczy się we wspólne promowanie dobra. Postanowiłem, że odniosę się do tego w niedzielnej homilii – czyli najbliższej, jaką będę głosił w Miastkowie. Chodzi mi bowiem o mocne poparcie tego typu działań, skierowanych do promowania dobra i rozwoju talentów. Dlatego w niedzielę wątek rozwinę, teraz natomiast sygnalizuję, że coś takiego miało miejsca i wyrażam moją radość z tego!
            Pozdrawiam Wszystkich i życzę dobrego dnia!
                                               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
4 Tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: 2 Sm 15,13–14.30;16,5–13a; Mk 5,1–20
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:
Przybył
ktoś, kto doniósł Dawidowi: „Serca ludzi z Izraela zwróciły
się do Absaloma”. Wtedy Dawid dał rozkaz wszystkim swym sługom
przebywającym wraz z nim w Jerozolimie: „Wstańcie! Uchodźmy,
gdyż nie znajdziemy ocalenia przed Absalomem. Spiesznie uciekajcie,
ażeby nas nie napadł znienacka, nie sprowadził na nas niedoli i
ostrzem miecza nie wygładził mieszkańców miasta”.
Dawid
wstępował na Górę Oliwną. Wchodził na nią płacząc i mając
głowę zasłoniętą. Szedł boso. Również wszyscy ludzie, którzy
mu towarzyszyli, zasłonili swe głowy i wstępując na górę
płakali.
Król
Dawid przybył do Bachurim. A oto wyszedł stamtąd pewien człowiek.
Był on z rodziny należącej do domu Saula. Nazywał się Szimei,
syn Gery. Posuwając się naprzód, przeklinał i obrzucał
kamieniami Dawida oraz wszystkich sług króla Dawida, chociaż był
z nim po prawej i po lewej stronie cały lud i wszyscy bohaterowie.
Szimei
przeklinając, wołał w ten sposób: „Precz, precz, krwawy
człowieku i niegodziwcze. Na ciebie Pan skierował wszystką krew
rodziny Saula, któremu zagarnąłeś panowanie. Królestwo twoje
oddał Pan w ręce Absaloma, twojego syna. Teraz ty sam jesteś w
utrapieniu, bo jesteś człowiekiem krwawym”.
Odezwał
się do króla Abiszaj, syn Serui: „Dlaczego ten zdechły pies
przeklina pana mego, króla? Pozwól, że podejdę i utnę mu głowę”.
Król
odpowiedział: „Co ja mam z wami zrobić, synowie Serui? Jeżeli on
przeklina, to dlatego, że Pan mu pozwolił: «Przeklinaj Dawida».
Któż w takim razie może mówić: «Czemu to robisz?»” Potem
zwrócił się Dawid do Abiszaja i do wszystkich swoich sług: „Mój
własny syn, który wyszedł z wnętrzności moich, nastaje na moje
życie. Cóż dopiero ten Beniaminita? Pozostawcie go w spokoju,
niech przeklina, gdyż Pan mu na to pozwolił. Może wejrzy Pan na
moje utrapienie i odpłaci mi dobrem za to dzisiejsze przekleństwo”.
I
tak Dawid posuwał się naprzód wraz ze swymi ludźmi.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju
Gerazeńczyków. Ledwie wysiadł z łodzi, zaraz wybiegł Mu
naprzeciw z grobów człowiek opętany przez ducha nieczystego.
Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już
nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy, ale
łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go
poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami
w grobach i po górach.
Skoro
z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i krzyczał
wniebogłosy: „Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga
Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie”. Powiedział
mu bowiem: „Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka”. I
zapytał go: „Jak ci na imię?” Odpowiedział Mu: „Na imię mi
legion, bo nas jest wielu”. I prosił Go na wszystko, żeby ich nie
wyganiał z tej okolicy.
A
pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosili Go więc:
„Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli”. I
pozwolił im. Tak duchy nieczyste wyszły i weszły w świnie. A
trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do
jeziora. I potonęły w jeziorze.
Pasterze
zaś uciekli i rozpowiedzieli to w mieście i po zagrodach, a ludzie
wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli
opętanego, który miał w sobie legion, jak siedział ubrany i przy
zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli,
opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach.
Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic.
Gdy
wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy
Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzekł do niego: „Wracaj do
domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak
ulitował się nad tobą”. Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w
Dekapolu wszystko, co Jezus z nim uczynił, a wszyscy się dziwili.
Opisane
dzisiaj w pierwszym czytaniu wydarzenie zawiera w sobie tyle
nieprawdopodobnych wręcz zdarzeń, że właściwie należałoby
zapytać, czy mowa jest tam rzeczywiście o królu, czy o jakimś
pospolitym przestępcy? Bo któryż z ziemskich monarchów,
dysponujący władzą i wojskiem, dopuściłby do tego, aby
zbuntowany syn mógł zostać w pałacu, podczas gdy
on sam
uciekałby z niego?
I
który król pozwoliłby sobie na takie – jawne, i do tego
publiczne – znieważanie go przez kogokolwiek? Przecież w innej
sytuacji natychmiast ucięto by głowę takiemu oszczercy, a
nikt nie prowadziłby takiego dialogu, jak Abiszaj z Dawidem, co
zrobić z człowiekiem, który tak otwarcie znieważa króla… W
każdej innej sytuacji – gdyby chodziło o jakiegokolwiek innego
króla – nie doszło by do takiej sytuacji.
A
jeżeli w tym przypadku do niej doszło, to jednak pokazuje to Dawida
w bardzo wyjątkowym świetle. Bo okazuje się, że pomimo
popełnionych wcześniej grzechów, pozostał on człowiekiem
wiernym określonym zasadom.
I dlatego postanowił – jako król
– usunąć się z własnego pałacu, a nie doprowadzać do walki
z własnym synem.
A dobrze wiemy, że raczej zwyciężyłby w tej
walce.
Jakkolwiek
bowiem dzisiejsze czytania zaczynają się od stwierdzenia, iż
serca
ludzi z Izraela zwróciły się do Absaloma,

to
jednak nie mamy
chyba
wątpliwości,
że nie
chodzi tu o wszystkich ludzi,

a jedynie o jakąś część. W końcu, król – to jest król. To
on ma władzę, to on jest Bożym pomazańcem. I dlatego wielu
prostych, tradycyjnie myślących ludzi, na pewno wolała opowiedzieć
się po stronie króla, niż po stronie buntownika

– nawet, jeżeli jest on królewskim synem.
Dawid
natomiast
miał świadomość, że obrona przed podstępnymi i zdradzieckimi
działaniami Absaloma kosztowałaby
życie
wielu
ludzi.

Dlatego postanowił sam się usunąć. I dlatego potem cierpliwie
wysłuchiwał zupełnie absurdalnych
i bezczelnych, a do tego kłamliwych krzyków frustrata,

zarzucających mu przejęcie władzy siłą. Dawid to wszystko
znosił, nie pozwalając uciszyć oszczercy, bo widział w całej tej
sytuacji możliwość chociaż
częściowego
odpokutowania
za swoje grzechy…

Nie
mówiąc już o tym, że przy okazji – tak czysto po ludzku
oceniając sprawę – pokazał też wysoką,
bardzo wysoką klasę,

co
wyraziło się tym właśnie, iż
będąc władcą, mającym za sobą poparcie
tylu ludzi, ale przede wszystkim Boga,

który przecież
przekazał
mu tron po Saulu – nie skorzystał z tej swojej pozycji i nie
podkreślił swojej wyższości

wobec człowieka, który go tak bardzo poniżał i obrażał.
Mając
w swym ręku takie atuty i mając wokół siebie wojsko, które
wprost wyrywało się, aby wymierzyć karę owemu człowiekowi, król
wszystko to zniósł
w
ciszy i uniżeniu. Nie
nadużył zatem swej władzy,

a wręcz – w ogóle z niej nie skorzystał, pozwalając na to, by
potraktowano go jako przestępcę.
Powiedzmy
sobie, Kochani, że to rzadka
cecha, czy umiejętność ludzi dzierżących władzę.

Zwykle ci, którzy ją otrzymują, od pierwszych dni, a nawet godzin
pokazują, ile mogą i co mogą. I nikogo to nawet chyba
za
specjalnie nie dziwi, bo wszyscy raczej
przyzwyczailiśmy się do tego.

Dlatego
kiedy spotkamy człowieka wysoko
postawionego, który 
jednak
potrafi
zachować zdrowy dystans

do samego siebie i do zajmowanego przez siebie „stołka”;
człowieka nie
nadużywającego swojej władzy,

a nawet potrafiącego się powstrzymywać, kontrolować i samemu się
ograniczać w zbyt śmiałych zapędach – to w każdej takiej
sytuacji zwykle robimy „wielkie
oczy” ze zdziwienia!

Bo mamy przed sobą człowieka z klasą, człowieka o wybitnej
osobowości.
Kiedy
jednak człowieka stać jest na taką postawę? Kiedy człowiek
potrafi z rozsądkiem sprawować władzę, w mądry sposób sprawować
nawet najwyższe urzędy? Kiedy
wie, że nad nim jest jeszcze ktoś wyższy.

I to niekoniecznie w sensie wyższego przełożonego w ramach danej
instytucji, ale w sensie Najwyższego
Przełożonego wszystkich przełożonych!
Zresztą,
to właśnie dzisiaj pokazuje nam Dawid, który całą tę trudną
sytuację, w jakiej się znalazł, odnosił bezpośrednio
do Boga,

I wiele razy, w czasie swojego dość długiego panowania, podkreślał
ścisły
związek

swego królowania i swojej władzy – z
władzą samego

Boga,
który go do godności królewskiej powołał. A
kiedy Dawid na
chwilę zapomniał

o tym odniesieniu do Boga, wówczas popełnił całą masę głupstw.
Ale wówczas również Prorok Natan ustawił
go znowu „do pionu”,
przypominając
o Bogu, który jest ponad nim.
Moi
Drodzy, to wszystko, co tu sobie dzisiaj rozważamy, nie dotyczy tak
naprawdę tylko królów, ministrów, prezydentów, czy biskupów –
czy kogokolwiek innego, piastującego wysokie urzędy w hierarchii
społecznej. Przypadek Dawida – ten dzisiejszy, i wiele innych –
uczy nas, że wszystko,
co się w naszym życiu dzieje, widzi Bóg.

W Jego oczach jest nasza
wielkość – i nasze upadki…
W
Jego oczach jest nasza prawość
i świętość – ale i nasza małostkowość i grzeszność…

On widzi także
nasze
szczęście – ale i naszą krzywdę.

I widzi także te sytuacje, kiedy to my krzywdzimy…
W
Jego ręku – jak nam to uświadomiło wydarzenie, opisane w
Ewangelii – jest władza
nad światem widzialnym i niewidzialnym,

także nad złymi duchami. Dobrze jest o tym, Kochani, zawsze
pamiętać – szczególnie wtedy, kiedy czujemy
się bezradni, albo przegrani,

albo przez innych osaczeni… Ale dobrze jest o tym pamiętać także
wtedy – a może wtedy wręcz szczególnie – kiedy wszystko
nam się świetnie układa, jesteśmy na „fali wznoszącej”,

a świat niemalże u naszych stóp… Szczególnie wtedy trzeba pójść
po rozum do głowy i zdać sobie sprawę z tego, że jest jeszcze
Bóg! I to Jego władza jest tak naprawdę jedyna i najwyższa!
Kto
o tym będzie pamiętał, uniknie
całej masy głupstw

– popełnianych z euforii, albo z rozpaczy…
W
tym kontekście zastanówmy się:
– Czy
w chwilach największej radości, albo największego smutku – nie
podejmuję najważniejszych życiowych decyzji?
– Czy
każdą taką sytuację staram się oddawać Bogu i z Nim ją
przeżywać?
– Czy
na rozwiązanie trudnej sytuacji potrafię poczekać, czy działam
natychmiast, pod wpływem emocji i pierwszego impulsu?

Może
wejrzy Pan na moje utrapienie i odpłaci mi dobrem…

15 komentarzy

  • Bez Pana Jezusa zamieniamy się w stado świń i robimy rzeczy, których nikt by nie uczynił. Ruszamy pędem po urwistym zboczu do jeziora. I toniemy w nim. Wszystko za sprawą złych duchów. Bez Pana nie jesteśmy w stanie ni rozpoznać i sprzeciwić się podszeptom szatana i jego pomocników. To nie Pan Jezus nas dręczy, a zły duch. Ignacy Loyola tak właśnie ujmuje działanie złego ducha. Kiedy Bóg poprzez nasze sumienie „gryzie” nas, bo robimy coś złego to szatan podszeptami bagatelizuje sprawę, uspokaja, że nic się nie stało. Jednak dalej działanie złego staje się (u)dręczeniem, którego człek nie potrafi znieść. Prędzej czy później umiera. Grzech staje się pierwszym krokiem po urwistym zboczu w kierunku otchłani jeziora, gdzie czeka śmierć.
    To walka duchowa każdego dnia, bez ustanku, bez zatrzymania na chwilę. Są straty jak w każdej walce. Jednak co bardziej zaboli: strata materialna (bo trzeba coś pozostawić czy z czegoś zrezygnować) czy uszczerbek na duszy (lub utrata życia wiecznego)? Co lepsze: straty materialne czy ujrzeć opętanego jak siedzi i jest przy zdrowych zmysłach? Życie wieczne jest bez ceny!

    Pan Jezus posyła swych uczniów, tych, co doświadczyli Jego mocy! Jak nie przez drzwi to przez okno wchodzi Bóg. Nie zostawi człowieka w ciemnościach, nawet jeśli on tego chce. Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą. Oto zadanie dla nas: Iść i rozgłaszać (…) wszystko, co Jezus ze mną uczynił, aby wszyscy się dziwili.

    • "Bez Pana Jezusa zamieniamy się w stado świń"…
      – Czy osobista skromność nie nakazywałaby Ci użyć tu liczby pojedynczej? Ty tak od razu…ekumenicznie, jak niechrześcijanin – świnia…
      "Co lepsze…ujrzeć opętanego jak siedzi i jest przy zdrowych zmysłach?"…
      – Jeśli "przy zdrowych"… nie desperuj….
      "Jak nie przez drzwi to przez okno wchodzi Bóg".
      – Czy musisz czynić z Boga natrętnego włamywacza? Dobrze, że komin zostawiasz wolny od Jego penetracji. A że Go przy tym nieświadomie ośmieszasz, cóż…

    • Ja za Ciebie też, chociaż to stracony trud, ale nie za Twój rozsądek… Bo jednak Bóg to nie włamywacz i wpychanie Go na siłę w cudze okno czy drzwi nie uchodzi…A niewierzący lub wierzący inaczej to nie świnie, raczej odwrotnie.

    • ""Bez Pana Jezusa zamieniamy się w stado świń"…
      – Czy osobista skromność nie nakazywałaby Ci użyć tu liczby pojedynczej? Ty tak od razu…ekumenicznie, jak niechrześcijanin – świnia…" – 😀 😀 😀 jak zwykle niewiele zrozumiał :D.

    • "Szkoda uwagi i energii" – coraz bardziej skłaniam się ku temu, żeby rzeczywiście nie zawracać sobie głowy durnowatym złośliwcem trolującym na blogu. Dodam jeszcze jeden czynnik: szkoda czasu.

  • Bilans zysku i strat… Uwolniony jeden człowiek – zysk, straconych ok.2000 świń. Dla ludzi było oczywiste – strata. "Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic."
    Popatrzmy jednak oczami Jezusa, naszego Pana i Odkupiciela. Ile warta jest dusza 1 człowieka… w tym wypadku ok 2000 zwierzaków, ale przecież znamy historię Jezusa z Nazaretu, który oddał swoje życie za mnie, za ciebie… O Miłości Niepojęta, któż Cię pojąć może…

    • Ale świnia też stworzeniem bożym jest. Co zawiniła?

      Zważywszy aktualną cenę kilograma żywca wieprzowego [około 3,5 zł/kg), powiedzmy, że okazy ważyły po 80 kg, razy 2000, co daje 16 000 kg [16 ton!] razy 3,5 zł to daje 56 000 zł. Sporo… A po przetwórczych procesach to należy pomnożyć przynajmniej przez 7. Fortuna…
      Może więc takie dywagacje jak Twoja niezupełnie są na miejscu?

    • Przepraszam – 160 ton, 560 tysięcy złotych… Jest gorzej niż myślałem… Katastrofa finansowa… Ale że ŻYD hodował stado niekoszernych…w takiej liczbie… Cała ta ekloga antyświńska ekloga wydaje się rodem nieco z Radia Jerewań…

  • Bardzo często ludziom którzy obejmują wysokie stanowiska albo wyższe – uderza woda sodowa do głowy. Muszą za wszelką cenę pokazać swoją wyższość. Chyba w największym stopniu widać, to w polityce.

    Dominiko jesteś bardzo impulsywna, podejmujesz decyzje pod wpływem emocji i jesteś bardzo wrażliwa – wszystko bierzesz do siebie – mylę się ?

    Jest różnica między pisaniem o sobie a dawaniu świadectwa 🙂

    Pozdrawiam
    Gosia

  • A więc – idzie ku dobremu. Powoli, ale jednak! Natomiast ja jeszcze raz sugeruję, Dominiko, abyś nie uważała anoreksji (celowo piszę małą literą!) za przyjaciółkę. Co to za przyjaciółka, która tak człowiekowi szkodzi?… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.