Ja jestem – posłał mnie do was!

J
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, jak pamiętacie, trzy lata temu zakończył się Pontyfikat Ojca Świętego Benedykta XVI. Wiele wtedy pisaliśmy na temat tej nowej dla nas wszystkich sytuacji, wiele zadawaliśmy pytań… A ja z perspektywy tych trzech lat coraz bardziej doceniam całą papieską posługę tego – nie boję się użyć tego stwierdzenia – wielkiego Papieża. Jestem Mu wdzięczny za pokorę, a jednocześnie wielkie zdecydowanie w sprawach wiary i moralności. Jestem Mu także wdzięczny za głębię, a jednocześnie wielką prostotę nauczania o sprawach najważniejszych. Niech Mu Pan obficie błogosławi i pozwoli – w tym miejscu i w tym wyciszeniu, w jakim się obecnie znajduje – jeszcze wiele dobrego uczynić Kościołowi. A Was, Kochani, proszę, abyśmy dzisiaj w naszych modlitwach pamiętali o Ojcu Świętym Benedykcie XVI.
       Jutro zaś – kolejne słówko z Syberii. A na przeżywanie dzisiejszej Niedzieli – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

3
Niedziela Wielkiego Postu, C,
do
czytań: Wj 3,1–8a.13–15; 1 Kor 10,1–6.10–12; Łk 13,1–9
CZYTANIE
Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Mojżesz
pasł owce teścia swego Jetry, kapłana Madianitów; zawiódł
pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej
Horeb. Wtedy ukazał mu się anioł Pana w płomieniu ognia w środku
krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął
od niego.
Rzekł
wtedy Mojżesz: „Zbliżę się, aby ujrzeć lepiej to niezwykłe
zjawisko, dlaczego krzew się nie spala”. Gdy zaś Pan ujrzał, że
Mojżesz się zbliżał, aby lepiej mógł ujrzeć, zawołał doń
Bóg: „Mojżeszu, Mojżeszu!”
On
zaś odpowiedział: „Oto jestem”.
Rzekł
mu: „Nie zbliżaj się tu. Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na
którym stoisz, jest ziemią świętą”. Powiedział jeszcze Pan:
„Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem
Jakuba”.
Mojżesz
zasłonił twarz, bał się bowiem ujrzeć Boga.
Pan
mówił: „Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie
i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam tedy dobrze
jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z jarzma egipskiego
i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi,
która opływa w mleko i miód”.
Mojżesz
zaś rzekł Bogu: „Oto pójdę do synów Izraela i powiem im: Bóg
ojców naszych posłał mnie do was. Lecz gdy oni mnie zapytają,
jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć?” Odpowiedział
Bóg Mojżeszowi: „Ja jestem, który jestem”. I dodał: „Tak
powiesz synom Izraela: Ja jestem posłał mnie do was”.
Mówił
dalej Bóg do Mojżesza: „Tak powiesz synom Izraela: Pan, Bóg
ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba przysłał
mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na
najdalsze pokolenia”.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Nie
chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie
wszyscy co prawda zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez
morze i wszyscy byli ochrzczeni w imię Mojżesza, w obłoku i w
morzu; wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy i pili ten sam
duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a
skałą był Chrystus. Lecz w większości z nich nie upodobał sobie
Bóg; polegli bowiem na pustyni.
Stało
się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas,
iżbyśmy nie byli skłonni do złego, jak oni zła pragnęli. Nie
szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez
dokonującego zagłady.
A
wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych,
spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres
czasów. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie
upadł.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
W
tym czasie przyszli niektórzy i donieśli Jezusowi o Galilejczykach,
których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.
Jezus
im odpowiedział: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli
większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to
ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie
nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych
osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich,
było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy?
Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy
tak samo zginiecie”.
I
opowiedział im następującą przypowieść: „Pewien człowiek
miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał
na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: «Oto
już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie
figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię
wyjaławia?» Lecz on mu odpowiedział: «Panie, jeszcze na ten rok
je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A
jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć»”.
Słowa,
które Bóg skierował do Mojżesza, przemawiając do niego z
płonącego krzewu, tchną nadzieją i pocieszeniem. Bóg bowiem
mówi: Dosyć
napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się
narzekań jego na ciemięzców, znam tedy dobrze jego uciemiężenie.
Zstąpiłem, aby go wyrwać z jarzma egipskiego i wyprowadzić z tej
ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w
mleko i miód.

Co
to wszystko konkretnie oznacza?

To
oznacza,
że Bóg nie
zostawił człowieka samego w jego niedoli,

bo chociaż – jak w przypadku narodu wybranego – dopuścił na
niego sprawiedliwą karę za rozliczne
odstępstwa, to jednak nigdy
nie zostawił go samego,

nie zostawił go bez pomocy, a cały czas był gdzieś w pobliżu i
widział, jakie nieszczęścia ten
naród spotykają. I przyszedł taki
czas, kiedy postanowił zareagować

i po prostu zakończyć okres niedoli.
Myślę,
że wszyscy, jak tu jesteśmy, doświadczyliśmy w życiu czegoś
podobnego,
a
mianowicie,
że jakaś
uciążliwa okoliczność zmieni
ła
się na lepszą,

jakiś problem został
rozwiązany, jakieś napięcie zostało
złagodzone; a
wątpliwości,
czy nawet obawy – wyjaśnione… Mówiąc
krótko: coś,
co było bardzo trudne do zniesienia,

co było ciężarem, co nie dawało spokojnie funkcjonować i
spać spokojnie;
co powodowało stale stresy, albo nawet poczucie zagubienia czy
przytłoczenia – nagle
skończyło
się i zmieni
ło
na lepsze.
Na
przykład, zmienił
się szef jakiejś instytucji i na miejsce człowieka, który
pomiatał innymi i tworzył złą atmosferę w pracy, przyszedł
ktoś nowy. Jakież
temu towarzyszy
ło
uczucie ulgi

i jakie nadzieje, związane z tym nowym szefem,
czyż
nie?…

A
czasami
zostaje w taki szybki i konkretny sposób rozwiązany
jakiś problem w rodzinie – chociażby finansowy,

albo problem z
brakiem pracy.
Tyle zmartwień wszystkich kosztował, a oto przyszło
niespodziewane rozwiązanie. I towarzyszące temu uczucie
wielkiej ulgi…
Albo
znowu sytuacja, w której ukrywana
prawda zostaje wyjawiona,
dzięki
czemu zmienia się w jednej niemalże chwili opinia o kimś, albo
poprawiają
się wzajemne
relacje w jakiejś wspólnocie…
I
jeszcze wiele
innych, przykładowych sytuacji można by przywoływać,
ale
chyba nie ma takiej potrzeby, bo każdy sam, ze swego własnego
życiowego doświadczenia, mógłby o czymś podobnym powiedzieć. W
każdej z tych sytuacji – czy
dobrze
pamiętamy
owo uczucie ulgi,

owo rozluźnienie napięcia, głęboki
oddech, uśmiech
na twarzy?… Najkrótszą charakterystyką takiego stanu rzeczy jest
stwierdzenie:
„kamień z serca”…

Ile razy czegoś takiego doświadczaliśmy?…
Właśnie
z taką sytuacją mamy dziś do czynienia, kiedy z uwagą słuchamy
pierwszego czytania. Oto Bóg
postanowił zareagować i ukrócić cierpienia swego narodu.

Cierpienia
spowodowane – powiedzmy
sobie to
jeszcze raz bardzo jasno – przez
samych ludzi,

którzy na nie
sobie
szczerze i uczciwie zapracowali. A Bóg
w określonym momencie wkr
oczył,
aby
poratować, pomóc, podnieść…
Oczywiście,
pewnym uogólnieniem
i pójściem „na skróty”

byłoby stwierdzenie, że zawsze ludzie są winni swoim cierpieniom i
sami je na siebie ściągają. Tak
nie jest,

czego potwierdzeniem są choroby, które nas nękają. Owszem, można
dochodzić generalnych przyczyn tych lub innych schorzeń i
twierdzić,
że są to choroby naszych czasów,

spowodowane chociażby stylem życia współczesnego człowieka,
zanieczyszczeniem powietrza, i tak dalej…
Czemu
jednak jakaś ciężka, nieuleczalna choroba dotknęła
akurat tego człowieka,

a nie kogoś innego; czy też dlaczego
ktoś urodził się już z jakimiś wadami rozwojowymi

– tego nie jesteśmy w stanie wyjaśnić. I wiele w ogóle pytań,
z tym problemem związanych, pozostaje ciągle bez odpowiedzi, jak
chociażby problem
cierpienia dzieci, lub ludzi niewinnych…

Jak to wytłumaczyć?
Zawsze
dużo dawała mi do myślenia odpowiedź
Benedykta XVI,

który na tego typu właśnie pytania, odpowiadał
bardzo krótko: „Nie
wiem”.

Ten wielki Papież i chyba jeden z największych teologów naszych
czasów, na tak zdawałoby się proste i oczywiste pytanie nie
był w stanie odpowiedzieć.

Bo nikt na takie pytanie nie jest w stanie odpowiedzieć. Pozostanie
ono zawsze tajemnicą – tajemnicą
Bożych planów i zamierzeń…

Obok
jednak tych sytuacji, tutaj opisywanych, jest cała gama innych, w
których to cierpienie
jest wprost zawinione przez człowieka.

To są te wszystkie sytuacje, w których człowiek – łamiąc
i lekceważąc Prawo Boże

– ściąga na siebie opłakane konsekwencje.
To
właśnie na takie sytuacje wśród członków narodu wybranego
wskazuje Paweł Apostoł, gdy pisze do wiernych Koryntu tak: Nie
chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie
wszyscy co prawda zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez
morze

[…].
Lecz
w większości z nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na
pustyni. Stało się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za
przykład dla nas, iżbyśmy nie byli skłonni do złego, jak oni zła
pragnęli. Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali
wytraceni przez dokonującego zagłady.

Słyszeliśmy
to w drugim czytaniu.
I
zaraz potem, jakby w podsumowaniu tego swego rozważania, Apostoł
dodaje: Niech
przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.

Bardzo
celna zachęta.
Szczególnie w kontekście tego właśnie, o czym Paweł pisał, a
więc całej
niewdzięczności narodu,
któremu
Bóg okazał tyle swojej miłości i pomocy.
Ale
to właśnie o tym mówi także Jezus w dzisiejszej Ewangelii.
Odnosząc się do dwóch konkretnych, przedstawionych Mu
historii
kary, jaka spadła na ludzi za ich złe postępowanie,

Jezus przestrzega swoich uczniów, aby zrewidowali
swoje postępowanie,

mówiąc dwukrotnie bardzo jasno:
Jeśli
się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie.
Moi
Drodzy, to są bardzo
twarde słowa Jezusa,

ale nie
możemy ich łagodzić, pokrętnie tłumaczyć, albo udawać, że
Jezus nie powiedział tego, co powiedział. Nie! Wprost przeciwnie:
te słowa padły, zostały bardzo
wyraźnie powiedziane –

i to dwuk
rotnie!
Słowa
nie pozostawiające żadnych wątpliwości. A
dotyczące
tych właśnie sytuacji, w których człowiek sam, na własne
życzenie, ściąga
na swoją głowę cierpienie, ból, gorycz…
Mowa
tu o takich
sytuacjach, jak
ukazana dzisiaj w Ewangelii, kiedy to
drzewo, nie przynoszące owoców, otrzymuje
szansę – kolejną, jedną po drugiej – a każdą marnuje.
Człowiek,
którego takie drzewo symbolizuje, sam
czyni swoje życie koszmarem.

I wydaje się – choć nie mam na potwierdzenie tego żadnych
naukowych opracowań, ani statystyk, a tylko życiowe doświadczenie
i obserwację – że tego cierpienia
zawinionego przez człowieka jest dużo więcej,

niż tego, jakie spada na niego niejako niezależnie od jego postawy.

Pomyślmy
bowiem tylko tak na spokojnie: Gdyby
wszyscy
ludzie starali się przestrzegać Prawa Bożego,
dotyczącego
szacunku
dla samego Boga:

dla Jego woli, dla Jego imienia, dla Jego przykazań, dla
Jego dni i świąt;
i gdyby wszyscy ludzie starali się przestrzegać
Prawa Bożego w kwestii odniesienia do drugiego człowieka,

a
więc
poszanowania jego godności, indywidualności;
gdyby ludzie (jak
Bóg przykazał!)
szanowali swoich rodziców, szanowali
życie i zdrowie swoje i innych;

gdyby przestrzegali Prawa Bożego w kwestii życia małżeńskiego i
pozamałżeńskiego, gdyby
żyli w czystości;

i gdyby nie okradali jeden drugiego; i gdyby mówili sobie nawzajem
prawdę i żyli w absolutnej uczciwości, unikając cwaniactwa,
kombinowania i korupcji
czy
świat nie byłby wówczas inny?

I czy nie byłoby mniej cierpienia –
o wiele mniej,

niż jest teraz?
Kochani,
czy ktoś z Was mógłby
temu zaprzeczyć? Czy jest ktoś wśród nas, kto w sposób
odpowiedzialny i uargumentowany mógłby tu, z
tego miejsca
stwierdzić,
że przestrzeganie Prawa Bożego lub jego nieprzestrzeganie – nie
ma żadnego
wpływu
na to wszystko, co dzieje się

w świecie, co dzieje się wokół nas? A czy te wszystkie konflikty
zbrojne, jakich już nie sposób nawet zliczyć w świecie – to
z przestrzegania Dekalogu wynikają?
A
czy cały bałagan
w sferze politycznej,

którego także i w naszej Ojczyźnie nie brakuje – wynika z
przestrzegania zasad ewangelicznych?
A
czy dramat tylu dzieci, cierpiących rzeczywiście niewinnie, nie
wynika stąd, że ich rodzice za
nic mają jakąkolwiek etykę i mieszkają razem bez ślubu,
współżyją bez żadnych ograniczeń,

a potem dziecko nie ma od początku normalnej, rodzinnej atmosfery,
tylko
jest kartą przetargową pomiędzy rodzicami?

I ile jeszcze – i jakich – sytuacji moglibyśmy tu wymienić?
Może
czas najwyższy, abyśmy się nad tym zastanowili. I nie
udawali, że nie ma żadnego związku

pomiędzy tym, co niektórzy wyrażają stwierdzeniem: Nie
radzę już sobie z moimi problemami,

nie radzę sobie z życiem, nie ogarniam tego wszystkiego”, a tym,
co
ci sami ludzie stwierdzają: „Ostatni
raz u Spowiedzi byłem rok temu”.

Moi Drodzy, jak to się jedno z drugim spina! Jak jedno z drugiego
wynika! Może
już czas
najwyższy, aby to zmienić – jednoznacznie! Radykalnie! Odważnie!
A
konkretnie jak?

A
bardzo prosto: zwrócić
się do Boga.
Ale
tym razem – już tak na serio. Zacząć się spowiadać
systematycznie, przygotowując się

solidnie do Spowiedzi. I zacząć Komunię
Świętą przyjmować stale,

a nie tylko od święta. I
na Mszy Świętej być w każdą niedzielę,

a nie opuszczać jej z byle powodu. I
modlić się każdego dnia.

I dzień święty szanować – nie pracować bez potrzeby, i na
zakupy nie chodzić. Bo to przez te zakupy,
czynione
w
niedzielę
przez
ludzi
przecież
wierzących

tylu ludzi nie może tego dnia przeżywać ze swymi rodzinami!
I
w ogóle – zacząć
poważnie
przestrzegać
Dekalogu,

nie wmawiając sobie, że to jest jakaś „stara baśń” z
zamierzchłych czasów, ale traktując go jako drogowskaz
na nasze czasy.

Chyba szczególnie
na nasze! A wtedy przekonamy się, że mniej
będzie cierpienia, bólu

i wszelkiego rodzaju rozczarowań. I
nawet, kiedy przyjdzie to cierpienie niezawinione i nieprzewidziane,
to łatwiej będzie je udźwignąć – a może nawet jakoś
zaakceptować,

i do pewnego stopnia zrozumieć
– jeżeli będzie się to dokonywało w
jedności z Bogiem i w jedności z ludźmi,

w atmosferze życzliwości, miłości, pomocy…
Naprawdę,
Kochani, nie
ma dla nas innego wyjścia z tych trudnych sytuacji,

w jakich się znajdujemy; i nie
ma dla nas innego źródła nadziei i innej deski ratunku

– jak tylko przestrzeganie Bożych przykazań, jak
pełna
jedność z Bogiem.

Bo tylko wówczas nasze życie – ze
wszystkim,
co
niesie, a
więc także z
trudnościami
i cierpieniami
będzie
miało sens, będzie „po coś”…

I tylko takie życie będzie
życiem przynoszącym
dobre owoce

– dla nas samych; i dla tych, co z nami … I dla tych, co po nas… 

13 komentarzy

  • … Nie potrafimy patrzeć na różnego rodzaju wydarzenia, które dzieją się wokół nas. Nie chce się nam ich rozeznawać w świetle Bożej prawdy. Oburzamy się. Wygrażamy światu i Bogu. Zadajemy co chwilę pytanie dlaczego, ale w większości przypadków stawiamy się obok, nie uczestniczymy w tym, co jest naszym udziałem.

    W Ewangelii słyszeliśmy określenie: więksi grzesznicy, więksi winowajcy? Na podstawie czego tak uważasz, uważamy? O jakże ułudne jest takie ocenianie, by uspokajać swoje sumienia. Nie wystarczy być w zgodzie ze światem. Nie wystarczy siedzieć spokojnie. Wyraźnie i to dwukrotnie Pan podkreśla: jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie

    Czymże jest owo nawrócenie? Wydaniem owoców, wszak po owocach ich poznacie. Kiedy spotkamy się z Bogiem po owocach będziemy rozpoznawani. Wszak każdy człek otrzymał wszystko, co jest konieczne do tego, żeby wydać owoc. Drzewo figowe zostało posadzone w winnicy i sadzący je ma pełne prawo do tego, by oczekiwać na nim soczystych i słodkich owoców. Jeśli figa chce wydawać gruszki to daleko nie zajdzie. Nawet piękna korona liści nie ukryje nagości i sterylności. Drzewo bezowocne nadaje się tylko i wyłącznie do wycięcia, bo po co ma ziemię wyjaławiać?

    O nawrócenie stara się przede wszystkim Ogrodnik, a jest nim sam Pan, Jezus Chrystus. Chroni nas przed wycięciem. Ojciec posłał Syna, by nie zginęła żadna owca z owczarni. Jak to czyni? Wyprasza jeszcze ten rok. I robi wszystko, co możliwe, by wspomóc drzewo figowe. Słyszymy określenie obłożyć nawozem. To eufemizm, który nazywa się gnojem. Choć zapach niezbyt przyjemny i widok niezbyt atrakcyjny to wiemy, że gnój użyźnia ziemię, że sprawia, iż rośnie lepiej, obficiej itd.

    Przypomina się inny „gnój” tym razem w wydaniu św. Pawła. Wszystko uznaję za stratę, za śmieci – te słowa wskazują na niepotrzebność, zbędność, coś, co wyrzucić należy. Paweł mówi wszystko uznaję za gnój… niby „bezużyteczne”, ale dające żyzność. Jego znajomość (wiedza) Boga była ogromna i wziął to jako „gnój”, by użyźnić ziemię otrzymaną od Pana Jezusa. Chodzi Pawłowi o najwyższą wartość poznania Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Powracamy do źródła: (po)znając Pana stajemy się płodni, napełnieni łaską, przynosimy dzięki temu owoce …

    • Postawienie tezy, że Paweł uznaje gnój za główny budulec Kościoła i fundament Wiary, wiele mówi o sposobie myślenia.
      Brawo, Domowniku…
      Stąd pozostał Ci już tylko jeden krok do zgody z twierdzeniem:
      "Za ateizmem przemawia wiele argumentów. Więcej niż za religią. W gruncie rzeczy to logiczne, żeby być ateistą".
      Od siebie dodam, że są w tym przypadku także to m.in. argumenty estetyczne – niejako "węchowe"…
      Pozdrawiam, tkwiąc w przekonaniu, że były członek HJ i Wehrmachtu "Wielkim Papieżem" nie był.

      poganin@t.pl

  • Panie, Ty posłuchałeś prośby ogrodnika winnicy, dałeś nam Rok Miłosierdzia, abyśmy wydali owoc. Dajesz nam szansę jak drzewu figowemu, byśmy przez posługę Kościoła, Kapłanów i Misjonarzy Miłosierdzia, ożyli, wypuścili po zimie liście, na wiosnę rozkwitli, latem zaowocowali. Ogrodniku, w twoim słowo "może wyda owoc" tkwi niepewność, brak wiary…a może pewność, że jednak nie wszyscy… Panie, wierzę lecz przymnóż mi wiary.

  • """A dotyczące tych właśnie sytuacji, w których człowiek sam, na własne życzenie, ściąga na swoją głowę cierpienie, ból, gorycz…
    Mowa tu o takich sytuacjach, jak ukazana dzisiaj w Ewangelii, kiedy to drzewo, nie przynoszące owoców, otrzymuje szansę – kolejną, jedną po drugiej – a każdą marnuje. Człowiek, którego takie drzewo symbolizuje, sam czyni swoje życie koszmarem"""

    Teraz znalazłam chwile i postanowiłam przeczytac postty ks nie miałam kiedy, i chyba zrozumiałam ze saa na własne zyczenie ściągam na swoją głowę cierpienie, bół, gorycz.otrzymałam wiele szans w swoim zyciu i kazdą zmarnowałam, sama czynnie swoje zycie koszmarem, i chyba czas najwyzszczy przyznac sie do tego a nie ukrywac tego przed samą sobą….

    I chyba jedynym wyjściem z trudnych sytuacji jest tylko Bog, jedyna deska ratunku….

  • """A dotyczące tych właśnie sytuacji, w których człowiek sam, na własne życzenie, ściąga na swoją głowę cierpienie, ból, gorycz…
    Mowa tu o takich sytuacjach, jak ukazana dzisiaj w Ewangelii, kiedy to drzewo, nie przynoszące owoców, otrzymuje szansę – kolejną, jedną po drugiej – a każdą marnuje. Człowiek, którego takie drzewo symbolizuje, sam czyni swoje życie koszmarem"""

    Teraz znalazłam chwile i postanowiłam przeczytac postty ks nie miałam kiedy, i chyba zrozumiałam ze saa na własne zyczenie ściągam na swoją głowę cierpienie, bół, gorycz.otrzymałam wiele szans w swoim zyciu i kazdą zmarnowałam, sama czynnie swoje zycie koszmarem, i chyba czas najwyzszczy przyznac sie do tego a nie ukrywac tego przed samą sobą….

    I chyba jedynym wyjściem z trudnych sytuacji jest tylko Bog, jedyna deska ratunku….

  • "Zawsze dużo dawała mi do myślenia odpowiedź Benedykta XVI, który na tego typu właśnie pytania, odpowiadał bardzo krótko: „Nie wiem”." – i to świadczy o wielkości tego papieża. Niezależnie od tego czy nie podobała się z komuś końcówka jego pontyfikatu, czy wręcz ją afirmuje, to ten papież był papieżem odważnym: śmiało bronił wiary, Chrystusa i Kościoła. Nie był koniunkturalistą. Nie był – jak to określał mój znajomy – "aspirynką", co to ani nie zaszkodzić, ani nie pomóc :)…

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.