Czy człowiek jest prawy przed Bogiem?

C
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym trzecią rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają Agnieszka i Mariusz Niedziałkowscy. Dziękując Im za serdeczną przyjaźń, a jednocześnie za przykład pięknie kształtowanego życia małżeńskiego, życzę, aby nigdy nie załamywali się trudnościami i przeciwnościami, a zawsze zachowywali pogodę ducha i to radosne spojrzenie na całą otaczającą rzeczywistość, z którego są znani. Niech Ich szalony entuzjazm zawsze ich „nakręca” do wnoszenia w swoje otoczenie radości i nadziei! Zapewniam o mojej serdecznej modlitwie!
         Jednocześnie przypominam, moi Drodzy, o modlitewnym towarzyszeniu Księdzu Markowi i Księżom, z którymi przeżywa aktualnie kapłańskie rekolekcje. Wspierajmy Ich duchowy wysiłek w tych dniach!
         Życzę błogosławionego i obfitego w dobro dnia!
                                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
26 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Wacława, Męczennika,
do
czytań: Job 9,1–12.14–16; Łk 9,57–62
CZYTANIE
Z KSIĘGI JOBA:
Job
tak odpowiedział swoim przyjaciołom:
Istotnie.
Ja wiem, że to prawda. Czy człowiek jest prawy przed Bogiem? Gdyby
się ktoś z Nim prawował, nie odpowie raz jeden na tysiąc. Umysł
to mądry, a siła potężna. Któż Mu przeciwny nie padnie? W
mgnieniu oka On przesunie góry i zniesie je w swoim gniewie, On
ziemię poruszy w posadach: i poczną trzeszczeć jej słupy. On
słońcu zabroni świecić, na gwiazdy pieczęć nałoży. On sam
rozciąga niebiosa, kroczy po morskich głębinach; On stworzył
Niedźwiedzicę, Oriona, Plejady i Strefy Południa. On czyni cuda
niezbadane, nikt nie zliczy Jego dziwów.
Nie
widzę Go, chociaż przechodzi: mija, a dostrzec nie mogę. Kto Mu
zabroni, choć zniszczy? Kto zdoła powiedzieć: «Co robisz?» Jakże
ja zdołam z Nim mówić? Dobiorę wyrazów właściwych? Choć
słuszność mam, nie odpowiadam i tylko błagam o litość. Proszę
Go, by się odezwał, a nie mam pewności, że słucha”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy
Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę
za Tobą, dokądkolwiek się udasz”.
Jezus
mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz
Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”.
Do
innego rzekł: „Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: „Panie,
pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.
Odparł
mu: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś
królestwo Boże”.
Jeszcze
inny rzekł: „Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi
najpierw pożegnać się z moimi w domu”.
Jezus
mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz
się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.

W
wypowiedzi Hioba, którą dziś słyszymy w pierwszym czytaniu,
odnajdujemy już inne jego ogólne nastawienie,
aniżeli to, które obserwowaliśmy wczoraj.
Co prawda, Hiob
nadal cierpi i jego sytuacja nie uległa jeszcze zasadniczej zmianie, jednak zmianie uległ sposób jego myślenia. Nie słyszymy
już bowiem narzekania i uskarżania się, połączonego z totalną
rezygnacją, słyszymy natomiast – jeśli to można tak ująć –
trzeźwą ocenę relacji człowieka z Bogiem.

Hiob
bardzo rzeczowo stwierdza, że człowiek w żaden sposób nie może
się równać z Bogiem
i z pozycji równego nie może z Bogiem
rozmawiać. Bóg jest wolny w swoim działaniu i człowiek nie jest w
stanie niczego Bogu narzucić, czy nakazać, czy cokolwiek na Nim
wymusić. Bóg w sposób wolny i nieskrępowany rządzi
światem, który sam uprzednio stworzył.
Te
swoje refleksje Hiob wypowiada w tych oto słowach: Nie widzę
Go, chociaż przechodzi: mija, a dostrzec nie mogę. Kto Mu zabroni,
choć zniszczy? Kto zdoła powiedzieć: «Co robisz?» Jakże ja
zdołam z Nim mówić? Dobiorę wyrazów właściwych? Choć
słuszność mam, nie odpowiadam i tylko błagam o litość. Proszę
Go, by się odezwał, a nie mam pewności, że słucha…
Wyczuwamy
jeszcze – szczególnie w ostatnim zdaniu – pewne wahanie,
jakby niedowierzanie
co do Bożej łaskawości i dobroci, ale
jednak wcześniej usłyszeliśmy bardzo mocne stwierdzenie: Choć
słuszność mam, nie odpowiadam i tylko błagam o litość.

Jak ocenimy takie stanowisko człowieka wobec Boga? Harde?
Pyszne? Aroganckie?
A może jednak ufne i – co by nie mówił –
bardzo, ale to bardzo szczere?…
Hiob
jest przekonany, że nie zawinił – a przynajmniej nie w takim
stopniu, aby zasłużyć na ów ciężki los, jaki go spotkał.
Pomimo tego jednak, nie kontynuuje już sporu z Bogiem, tylko
błaga o litość…
Czy jest to przegrana człowieka? Czy jest
to skutek tego, że silny Bóg złamał opór buntownika,
sprowadził go „do parteru”, rzucił nim „o ziemię”, dlatego
ten, żeby jakoś się wyratować ze swego dramatycznego położenia,
musi prosić o litość – czy tak mamy rozumieć opisywaną
sytuację?
W
świetle całej Księgi, z której wzięty jest odczytany dzisiaj
fragment, na pewno tak nie możemy pojmować sprawy. Ale nawet
w dzisiejszym czytaniu nic na takie jej pojmowanie nie wskazuje.
Możemy natomiast powiedzieć o stopniowym dojrzewaniu Hioba –
dojrzewaniu przez cierpienie – do budowania najściślejszej
więzi z Bogiem; więzi opartej na pełnej szczerości, ale też i na
pełnym zaufaniu… Chociaż nie możemy też nie zauważyć, że
dokonuje się to w bardzo specyficznych okolicznościach i
jednak potrzeba na to czasu…
Bo
takie dojrzewanie – to jednak jest proces. Niekiedy –
bardzo długi proces! Człowiek musi bowiem wypracować swój
własny styl
układania relacji z Bogiem. A to wymaga czasu,
wytrwałości, cierpliwości… W sposób symboliczny proces ten
został ukazany w dzisiejszej Ewangelii.
Słyszymy
w niej relację z trzech krótkich rozmów Jezusa z różnymi,
bliżej nie określonymi osobami, z których pierwsza zgłasza
gotowość pójścia za Jezusem,
jednak Jezus udziela odpowiedzi
w jakimś stopniu wymijającej, jakby nie odnosząc się do tego, o
co został zagadnięty; natomiast w drugim przypadku to Jezus
proponuje: Pójdź za Mną, jednak człowiek ów chce
jeszcze dopełnić obowiązku
pogrzebania ojca; a znowu w trzecim
przypadku rozmówca wyraża chęć pójścia za Jezusem, ale również
zgł
asza zastrzeżenie, że jeszcze musi pożegnać
się z domownikami…
Nawet
nie analizując szczegółowo każdej z tych wypowiedzi – chociaż
zapewne doszlibyśmy do ciekawych wniosków – to jednak możemy
powiedzieć, że odnajdujemy w tym dość krótkim tekście naprawdę
bogaty materiał do refleksji. Widzimy bowiem, jak bardzo różnie
człowiek kształtuje swoje relacje z Bogiem,
jak różnymi
drogami do Boga dociera, na jakie trudności napotyka, gdy
próbuje Go poznać, zrozumieć, w jakimś sensie – nauczyć się…

Każdy
ma w tym względzie inne doświadczenia, bo każdy idzie swoją
własną drogą.
Niekiedy są to doświadczenia naprawdę trudne,
niekiedy wręcz bolesne – a i droga jest nieraz długa…
Natomiast jest to za każdym razem droga indywidualna, jedyna
w swoim rodzaju, dlatego nie ma sensu porównywanie się pod
tym względem do kogokolwiek, albo robienie Bogu wymówek, w stylu:
Dlaczego temu to łatwiej w życiu, a czemu to innemu lepiej się
układa, a ja to mam tylko „pod górę” i same tylko
trudności?…
Nie
ma sensu takie porównywanie się, ponieważ nigdy tak naprawdę
nie wiemy,
co przeżywa ten drugi i co tak naprawdę dokonuje się
w jego sercu, jak układa się jego relacja z Bogiem i jego
docieranie do Boga. Nie jesteśmy przecież w stanie wejrzeć w
niczyją duszę!
Dlatego
nie oglądając się na innych, uczyńmy wszystko, co tylko możemy,
aby nasza osobista więź z Bogiem coraz bardziej się zacieśniała
i aby na tej drodze jak najmniej było zakrętów, zawirowań, czy
potknięć… Ale jeżeli się one pojawią, to też nie zrażajmy
się nimi! Ważne, abyśmy ani na moment nie zgubili głównego
kierunku
tych naszych dążeń i nie stracili sprzed oczu
zasadniczego Celu…
Do
tegoż właśnie Celu swoją niepowtarzalną drogą konsekwentnie i
wytrwale dążył Patron dnia dzisiejszego, Święty Wacław,
syn księcia czeskiego Wratysława I.
Urodził
się około 907 roku.
Został wychowany przez swoją babkę, Świętą Ludmiłę. Po
śmierci ojca, mając osiemnaście lat, objął rządy.
Starał
się o rozszerzenie chrześcijaństwa, popierając misjonarzy. Był
hojny dla ubogich i życzliwy dla wszystkich, szczególnie prostych
ludzi.
Miał
jednak przeciw sobie opozycję o tendencjach odśrodkowych – ludzi
broniących tradycyjnego pogaństwa. I to właśnie ich intrygi
doprowadziły ostatecznie do tego, iż zginął on z rąk
siepaczy, nasłanych przez rodzonego brata, Bolesława Okrutnego,
w
Starym Bolesławcu. Stało się to w roku 929 lub 935. Relikwie
jego spoczywają w katedrze praskiej. Święty Wacław jest Patronem
Czech i katedry krakowskiej.
A
oto w jaki sposób – według pięknej, starosłowiańskiej
opowieści – nasz Patron złożył ofiarę ze swego życia: „Po
śmierci Wratysława Czesi wybrali jego syna Wacława na następcę.
Był on dzięki łasce Bożej wzorem w wyznawaniu wiary. Wspierał
wszystkich ubogich, nagich odziewał, łaknących żywił, podróżnych
przyjmował –
zgodnie z nakazami Ewangelii. Nie dozwalał
wyrządzać krzywdy wdowom, miłował wszystkich ludzi, biednych i
bogatych. Wspomagał sługi Boże, uposażał kościoły.
Niektórzy
jednak Czesi zbuntowali się i podburzyli młodszego brata
Bolesława, 
mówiąc: „Brat Wacław pragnie cię zabić,
spiskuje z matką i swymi ludźmi”.
Kiedy
się odbywały uroczystości poświęcenia kościołów w różnych
miastach, Wacław odwiedzał wszystkie te miejscowości. W
niedzielę, w uroczystość Kosmy i Damiana, przybył do miasta
Bolesława. Po wysłuchaniu Mszy Świętej zamierzał powrócić do
Pragi. Bolesław jednak, zamierzając dokonać zbrodni, zatrzymał
go słowami: „Dlaczego chcesz odejść, bracie?” Nazajutrz rano
zadzwoniono na jutrznię. Usłyszawszy głos dzwonów, Wacław
powiedział: Bądź pochwalony, Panie, który dozwoliłeś
mi żyć aż do dzisiejszego poranka”.
Wstał i udał się na
modlitwę poranną.
Zaraz
potem Bolesław przystąpił doń u drzwi. Wacław zobaczył go i
rzekł: „Bracie, dobrym byłeś dla nas wczoraj”. Szatan
jednak podszepnął Bolesławowi, uczynił przewrotnym jego serce,
tak iż wyciągnąwszy miecz, odezwał się: „Teraz pragnę być
jeszcze lepszym”. To powiedziawszy, uderzył go mieczem w głowę.
Wacław,
zwróciwszy się do niego, rzekł: „Co czynisz, bracie?”
Pochwyciwszy go, rzucił na ziemię. Tymczasem podbiegł jeden ze
wspólników Bolesława i ciął Wacława w rękę. Ten porzuciwszy
brata, ze zranioną ręką uszedł do kościoła. W drzwiach
kościoła zabili go dwaj zamachowcy.
Trzeci przybiegłszy,
przebił mu bok. Wówczas Wacław oddał ostatnie tchnienie z tymi
słowami: W ręce Twoje, Panie, oddaję ducha mego”.
Tyle z pięknej starosłowiańskiej opowieści.
Wsłuchując
się w Boże słowo dzisiejszej liturgii i wpatrując się w postawę
Świętego Wacława, Męczennika, pomyślmy teraz w chwili ciszy:
– Czy
w pracy nad pokonywaniem swoich słabości i kształtowaniem cnót –
jestem cierpliwy, czy zniechęcam się z powodu pierwszych trudności?
– Co
mówię Bogu w chwilach cierpienia, zmęczenia życiem lub
nawarstwienia trudności?
– Czy
nie ma we mnie pokusy porównywania się do innych i robienia z tego
powodu wyrzutów Bogu?

Ktokolwiek
przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się
do królestwa Bożego!

11 komentarzy

    • " Po dokładnym przeanalizowaniu treści kazania wygłoszonego w rzeczywistości 16 kwietnia 2016 roku w Bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przez księdza Jacka Międlara prokuratura stwierdziła, że w zawiadomieniach o przestępstwie posłużono się wyciętymi z kontekstu cytatami, które w zestawieniu z całym tekstem kazania nie potwierdziły twierdzeń podanych przez zawiadamiających.

      Duchowny w swoim kazaniu odwoływał się do treści historycznych i Biblii, wskazując negatywne przykłady zachowania przedstawicieli społeczności żydowskiej z czasów niewoli egipskiej, odnosząc je ogólnie do czasów współczesnych i bez piętnowania konkretnych narodowości oraz wywodząc na tej podstawie wzory postępowania. Jako pozytywny przykład podał m.in. postawy członków Obozu Narodowo-Radykalnego, którzy zostali zamordowani w czasie II wojny światowej przez Niemców za ratowanie Żydów. Tego rodzaju ogólnych wypowiedzi nie można więc odebrać jako wyrazu uprzedzenia do jakiejkolwiek rasy, nacji czy wyznania.

      Oględziny nagrań dokonanych 16 kwietnia 2016 roku w czasie manifestacji ONR w Białymstoku nie potwierdziły, że w jej trakcie padały cytowane w zawiadomieniach okrzyki: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści”. Część świadków zeznała, że słyszała o nich z relacji innych osób. Część nie była w stanie określić, czy użyto cytowanego zwrotu czy też hasła: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Dwóch świadków zeznało natomiast, że słyszało hasło z użyciem słowa „syjoniści”, ale nie są w stanie wskazać, kto je skandował.

      W uzasadnieniu decyzji o umorzeniu dochodzenia wskazano jednocześnie, że nie każde wyrażanie dezaprobaty jest wzywaniem do nienawiści. W przypadku znamion przestępstwa z art. 256 par. 1 i art. 257 Kodeksu karnego często dochodzi do kolizji interesów między naruszeniem dóbr osobistych, np. w wyniku znieważenia, a konstytucyjnie chronioną wolnością wypowiedzi.

      W tym kontekście przywołano także uzasadnienie Sądu Najwyższego – Izba Karna z 5 lutego 2007 r. (sygnatura akt VIII K 768/05), który oddalił apelację prokuratury i uniewinnił oskarżonego o nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych poprzez wnoszenie transparentu o treści: „Wyzwolimy Polskę od euro-zdrajców, Żydów, masonów i rządowej mafii”. Orzekające w tej sprawie sądy uznały, że oskarżony jedynie „manifestował swój osobisty pogląd”. Sąd Najwyższy podkreślił zaś w uzasadnieniu, że nie każde powszechnie nieakceptowane wyrażanie poglądów należy penalizować, dlatego prokuratura umorzyła dochodzenie."

      Dasiek

    • I potwierdzam te słowa. O tym zresztą pisał w swoim rozważaniu Ksiądz Marek. Rzeczywiście, byłoby dobrze, gdyby Ksiądz Prymas jakoś odniósł się do tych zastrzeżeń, jakie są zgłaszane w związku z jego powyższą decyzją.

      A co się tyczy Księdza Jacka Międlara, to w tym momencie nie ma nawet większego znaczenia, jak do jego kazania odniósł się sąd. Ja muszę nawet osobiście przyznać, że odczuwam sympatię do tego młodego kapłana – doceniam jego pasję i to, że chce mu się walczyć o wartości i zasady, że nie siedzi z założonymi rękami, narzekając na cały świat i nic nie robiąc. To trzeba u niego docenić.
      Natomiast nie można zgodzić się na to, że mając może i dobre intencje, wylewa jednak "dziecko z kąpielą"… Na tej samej zasadzie – nomen, omen – Luter w swoim czasie wziął się za reformę Kościoła. Tylko się zapędził… I ten sam problem jest ze wspomnianym kapłanem.
      Na naszym blogu pojawił się już kiedyś namiar na artykuł Księdza Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego. Pisałem wtedy, że w całości podpisuję się pod zawartymi tam argumentami. A jednym z nich było przywołanie przykładu Ojca Pio czy Siostry Faustyny, którzy w swojej działalności byli ograniczani, a wręcz wstrzymywani przez władze kościelne – i podporządkowali się tym decyzjom. A dzieło i tak się rozwinęło. A może lepiej powiedzieć: właśnie dzięki temu się rozwinęło!
      Ksiądz Jacek także powinien podporządkować się decyzji swych przełożonych. Jeżeli "z Boga" byłoby to, co robi, to jego dzieło i tak by się rozwinęło i przyniosło błogosławione owoce. A tak – chyba, niestety, przekonaliśmy się o prawdziwych jego intencjach…
      Z całą pewnością musimy się za niego teraz bardzo modlić!
      Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • Wielka szkoda, że ks. Jacek Międlar idzie drogą, która być może pozbawi KK młodego, odważnego i charyzmatycznego księdza(wiem co piszę, bo dzięki temu kapłanowi poprostowało swoje pokręcone ścieżki życia wielu młodych, zagubionych ludzi). Pokora – nie pycha, jest w takich przypadkach jedynym rozwiązaniem….. Co do Lutra: ks. prof. Tadeusz Guz dość precyzyjnie wykazuje, że jego działania w gruncie rzeczy nie były podyktowane troską o KK, a wręcz przeciwnie…..

    • Myślę, że przełożeni i współbracia wielokrotnie rozmawiali z ks.Jackiem Międlarem, nie był sam, nie żył samotnie, miał też swojego spowiednika, więc jeśli nie posłuchał rad, pełnił swoją wolę to i Pan Bóg miał "związane ręce". Niewątpliwie potrzebna jest modlitwa o otwarcie serca na wolę Bożą, która w tym wypadku pokrywa się z wolą przełożonych.

    • Otóż, właśnie… Przed chwilą obejrzałem program "Warto rozmawiać", w którym Ksiądz Jacek chyba już bardzo jasno i wyraźnie odsłonił swoje nastawienie i prawdziwe intencje.
      Przy okazji, słowa uznania dla Jana Pospieszalskiego za to, że próbował naprowadzać go na właściwy tor myślenia – myślenia "na sposób Kościoła". Ale – niestety – nie bardzo się to udawało… I tu jest właśnie największy problem Księdza Jacka.
      Musimy się za niego szczerze i intensywnie modlić – co zresztą na koniec programu obiecał ze swej strony Redaktor Pospieszalski.
      Pozdrawiam Wszystkich! Ks. Jacek

    • To prawda. Natomiast domyślam się, że nie wynikało to z chęci zamknięcia ust Księdzu Jackowi, tylko z temperamentu Pana Pospieszalskiego i przeżywania przez niego – tak się domyślam – całej sprawy. Faktycznie, chciałem usłyszeć więcej z argumentacji Księdza Międlara, ale z tego, co powiedział, jestem w stanie domyśleć się reszty… Tak, czy owak, szkoda… Ks. Jacek

  • Ja codziennie z mezem modle sie i polecam Bogu ks.Marka i Jego rekolekcje oraz wszystkich, ktorzy uczestnicza w tych rekolekcjach. Bardzo lubie czytac Jego rozwazania i ogladac piekne zdjecia z tamtych rejonow, zarowno krajobrazy jak tez i ludzi tam mieszkajacych. Moga byc dla nas wzorem dla zycia i wiary.
    Pozdrawiam.
    Wiesia.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.