„Bóg z nami” – czy „barszcz z nami”?…

&
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzi kilku
moich Znajomych.
A
są to:

Ksiądz
Bogusław Filipiuk – mój Kolega kursowy, Wicedziekan naszego Kursu
i pierwszy Proboszcz z naszego Kursu;

Ksiądz
Bogusław Sawaryn – Proboszcz Parafii Świętego Maksymiliana w
Szklarskiej Porębie, czyli „naszej” Parafii, do której zawsze
jeździmy;

Ojciec
Bogusław Nędza – Kapucyn, mój Katecheta z liceum, obecnie
pracujący za wschodnią granicą;

Bogusław
Kutnik – mój Znajomy i Organista w Kościele Ojców Kapucynów w
Białej Podlaskiej.
Życzę
Czcigodnym Solenizantom, aby zawsze byli odważnymi Świadkami
Jezusa, który jest „Bogiem z nami”! I o to będę się dla Nich
modlił.
A
dzisiaj w Miastkowie – jak zawsze w ostatnią niedzielę przed
Świętami Bożego Narodzenia – świętujemy zbliżające się
imieniny Księdza Proboszcza Adama Turemki, ale także imieniny
Wikariusza, Księdza Adama Potapczuka. Na Mszy Świętej o godzinie
12.00 – sprawowanej w Ich intencji, będziemy się za Nich modlić
i wypowiemy naszą życzliwość. W sam dzień imienin bowiem raczej
trudno zorganizować takie parafialne świętowanie…
Na
głębokie i radosne przeżywanie dzisiejszego dnia Pańskiego –
niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch
Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
4
Niedziela Adwentu, A,
do
czytań: Iz 7,10–14; Rz 1,1–7; Mt 1,18–24
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Pan
przemówił do Achaza tymi słowami: „Proś dla siebie o znak od
Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze”.
Lecz
Achaz odpowiedział: „Nie będę prosił i nie będę wystawiał
Pana na próbę”.
Wtedy
rzekł Izajasz:
Słuchajcie
więc, domu Dawidowy:
Czyż
mało wam
naprzykrzać
się ludziom,

naprzykrzacie się także mojemu Bogu?
Dlatego
Pan sam da wam znak:
Oto
Panna pocznie i porodzi Syna,
i
nazwie Go imieniem Emmanuel”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Paweł,
sługa Chrystusa Jezusa, z powołania apostoł, przeznaczony do
głoszenia Ewangelii Bożej, którą Bóg przedtem zapowiedział
przez swoich Proroków w Pismach świętych. Jest to Ewangelia o Jego
Synu, pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym
według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy
Synem Bożym, o Jezusie Chrystusie, Panu naszym.
Przez
Niego otrzymaliśmy łaskę i urząd apostolski, aby ku chwale Jego
imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze.
Wśród nich jesteście i wy powołani przez Jezusa Chrystusa.
Do
wszystkich przez Boga umiłowanych, powołanych świętych, którzy
mieszkają w Rzymie: łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i
Pana Jezusa Chrystusa.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Z
narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak.
Po
zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali
razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż
Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić
Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.
Gdy
powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i
rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie
Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się
w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On
bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.
A
stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie
powiedziane przez proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna,
któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy «Bóg z nami»”.
Zbudziwszy
się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański:
wziął swoją Małżonkę do siebie.
Dwa
razy pojawia się w dzisiejszej liturgii Słowa imię Emmanuel,
oznaczające: „Bóg z nami”. Pierwsze z nich wypowiedziane
zostało przez Izajasza do Achaza, króla Judy, w roku 734 przed
Chrystusem,
jako zapowiedź narodzenia się tajemniczego
dziecięcia z kobiety, określonej tu mianem Panny. W Ewangelii zaś
słyszymy właściwie tę samą zapowiedź, tyle że
zacytowaną przez Ewangelistę Mateusza, jako komentarz do
faktycznego narodzenia się z Panny Maryi Dziecięcia Bożego.
W
jednym jednak i w drugim przypadku z wielką mocą brzmi owo
określenie: „Bóg z nami”. To bardzo mocne i wyraziste
stwierdzenie, niezwykle brzemienne w treść. Ustawia ono bowiem w
sposób naprawdę właściwy całą relację Boga do człowieka i
człowieka do Boga.
Bóg po prostu poszukuje wspólnoty z
człowiekiem.
Dlatego nie chce nazywać się – ani tym bardziej
faktycznie być – „Bogiem nad nami”. On chce być
„Bogiem z nami”,
Bogiem wśród nas!
I
właściwie możemy powiedzieć, że przedstawione nam dzisiaj
okoliczności Jego narodzenia dobitnie pokazują, jak bardzo jest
On rzeczywiście „Bogiem z nami”
– chociażby poprzez
dzielenie z nami naszego ludzkiego losu… Oto bowiem, kiedy się
tylko narodził, stał się celem ataku wściekłego tyrana,
zamierzającego Go zabić jako konkurenta, a wręcz jako zagrożenie
dla swojej władzy.
Dzisiejsza
natomiast Ewangelia pokazuje nam sytuację, w której Jezus jeszcze
przez swoim narodzeniem
został – o ile tak można powiedzieć
wplątany w swoisty konflikt, a przynajmniej w sytuację
głęboko niekomfortową, spowodowaną rozterkami Józefa,
wynikającymi z tak tajemniczego poczęcia się jego – a właściwie
nie jego – Syna… I kiedy Józef zamierzał tę niekomfortową
sytuację rozwiązać po swojemu, tak jak wydawało mu się,
iż będzie najlepiej, wtedy interwencja samego Boga okazała się
pomocą.
Nie
zmienia to jednak faktu, że właściwie już przed swoim narodzeniem
Jezus był bardzo mocno „zanurzony” w ludzkie sprawy, w
ludzkie – nie bójmy się i tego powiedzieć – konflikty,
w ludzkie rozterki, a także wreszcie: w ludzkie dramaty. W
tym sensie możemy bez cienia wahania powiedzieć, iż Jezus naprawdę
był w całej pełni – „Bogiem z nami”! We wszystkich
wymiarach i odcieniach tegoż stwierdzenia.
I
w niczym nie zmienia tej rzeczywistości ów uroczysty i podniosły
ton, w jakim o Jezusie mówi dzisiaj do wiernych Rzymu Święty
Paweł, w tych oto słowach: Jest to Ewangelia o Jego Synu,
pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym według
Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy Synem
Bożym, o Jezusie Chrystusie, Panu naszym. Przez Niego otrzymaliśmy
łaskę i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać
wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze.
Wśród
nich jesteście i wy powołani przez Jezusa Chrystusa.
Chociaż
jest to – jak wspomnieliśmy – dość uroczysta mowa
o posłaniu przez Jezusa zarówno Pawła, jak i innych Apostołów,
do ich wyjątkowej misji, to jednak jest to w rzeczy samej także
świadectwo tego, o czym tu sobie cały czas mówimy: przecież przez
tychże Apostołów Jezus wyszedł i do dziś wychodzi do ludzi!

Jest – także w tej formie – „Bogiem z nami”! Bo
ciągle działa wśród nas, ciągle naucza nas i zbawia – przez
swoich wysłanników, działających w założonym przez Niego
Kościele.
I
sam Kościół jest znakiem tego, że Jezus Chrystus,
Zbawiciel, jest „Bogiem z nami”. Powiedzmy nawet więcej:
Kościół jest nie tylko znakiem tego, że Jezus jest „Bogiem z
nami”. Sam Kościół – to jest właśnie „Bóg z nami”!
Bo przecież Kościół – to żyjący w świecie,
realnie działający i faktycznie zbawiający Chrystus!
„Bóg z nami”!
Widzimy
zatem, że z której by strony nie spojrzeć na problem, za każdym
razem dochodzimy do tej samej konkluzji: Chrystus jest naprawdę
„Bogiem z nami”!
W różnych formach i na różne sposoby, w
różnym czasie i miejscu – jest „Bogiem z nami”, Bogiem
dla nas, Bogiem wśród nas, Bogiem naszym!
Nie
jest natomiast Bogiem ponad nami, Bogiem obok nas,
Bogiem odległym – chociaż de facto tak w rzeczywistości jest. Bo
Bóg jest ze wszech miar kimś, kto przewyższa nas w sposób
niewyrażalny
i niemożliwy do opisania lub oszacowania. Jest
kimś, kto ma nad nami niewyobrażalny wręcz, faktyczny dystans.
Jest w rzeczywistości tak od nas odległy, że tej odległości nie
da się w żaden sposób pokonać,
albo skrócić!
To
znaczy – mówiąc precyzyjnie – nie dałoby się, gdyby On sam
tego nie uczynił.
Ale ponieważ jest On „Bogiem z nami”,
przeto niezwykle wręcz skraca ów dystans, redukuje do
zera
wspomnianą niewyobrażalną wręcz odległość, ukrywa
przed nami swoją wielkość.
Jest „Bogiem z nami” –
Emmanuelem.
Do
tego stopnia, że człowiek niemalże zapomina, z kim ma do czynienia
i kiedy Bóg stara się być „Bogiem z nami”, to człowiek
nie raczy tego zauważyć, przyjąć, czy – tym bardziej – na to
odpowiedzieć. Otóż, właśnie! Inicjatywa Boga domaga się
przecież odpowiedzi ze strony człowieka.
Jaka to będzie
odpowiedź? Czy ja osobiście chcę tego, aby Jezus, który
przychodzi, był naprawdę „Bogiem z nami” – Emmanuelem?

Oczywiście,
na tak postawione pytanie trudno odpowiedzieć inaczej, jak tylko
twierdząco. Ale czy ja naprawdę chcę, aby Jezus był
„Bogiem z nami” w tym sensie, że wejdzie On
intensywnie w moją codzienność, w moje życie, w moje
sprawy; że będzie miał wpływ na moje myślenie, na moje
postępowanie, na całą moją postawę?…
Mówiąc
krótko: czy kiedy Jezus będzie naprawdę „Bogiem z nami”
– ja będę naprawdę człowiekiem, który żyje z Bogiem,
który jest ze swoim Bogiem?
Jak
wykorzystuję chociażby ten Adwent – już powoli dopełniający
się – aby tak uporządkować swój umysł i swoje serce, by
znalazło się tam miejsce dla Jezusa? Aby mógł być On „Bogiem
ze mną”?
A ja – bym mógł być z Nim, jako moim Bogiem?

Moi
Drodzy, to są naprawdę bardzo ważne sprawy i ważne pytania, które
nam chyba jednak trochę umykają… Bo jeżeli teraz chcielibyśmy
tak konkretnie wskazać, ile te minione adwentowe dni spowodowały
w nas dobra
i ile przyniosły faktycznej przemiany w
naszym postępowaniu, to czy moglibyśmy bez trudności to wskazać?
A może żyjemy w takim zapędzeniu, że ten Adwent, który prawie
się kończy, był czasem takim samym, jak każdy inny?… I
może jak zwykle zabrakło czasu na rekolekcje, na Spowiedź,
na realizację postanowienia?…
Nie,
no przecież Spowiedź będzie: w Wigilię rano, albo ewentualnie
23 grudnia!
Spowiedź będzie! Tyle, że być może jedynie po
to, aby na pytanie księdza, dlaczego odbywa się ona w ostatniej
chwili, wypowiedzieć formułę stałą i niemalże sakramentalną:
„Wie ksiądz, jakoś tak wyszło”… I – oczywiście –
„czasu nie było”…
Zastanawiam
się, jaki sens ma takie spowiadanie się w ostatniej chwili, w
pośpiechu, bez dokładnego rachunku sumienia – tylko po to, aby
zaliczyć formalność?
I tak w kółko – co roku… I tak
właściwie już od kilkunastu, albo kilkudziesięciu lat… Jaki ma
to sens? I jakiej wiary jest to znakiem?… Zwłaszcza, jeśli
się pomyśli, że następna Spowiedź będzie w Wielką Sobotę,
albo ewentualnie w Wielki Piątek… Bo przecież znowu nie będzie
czasu… Czy tu jeszcze można mówić o wierze?
Tak,
zdaję sobie sprawę z tego, że to ostre słowa, ale spójrzmy
prawdzie w oczy: jaką wiarę prezentuje ktoś, kto tak dawno nie był
u Spowiedzi, wielokrotnie opuścił Mszę Świętą, a do tego się
nie modli – i nic nie robi, żeby to zmienić, tylko w
ostatniej chwili przed Świętami przyjdzie, żeby to w konfesjonale
w pośpiechu „wyklepać” i mieć problem z głowy? Co go w
takim razie w ogóle jeszcze łączy z Bogiem?
I czy Jezus w
takiej sytuacji, przy takim nastawieniu, jest rzeczywiście „Bogiem
z nami” – „Bogiem z nim”?
Czy
takiemu człowiekowi naprawdę wystarcza taki sens Świąt,
jaki wciąż ogłaszają banalne, a wręcz idiotyczne reklamy,
mówiące o pięknych polskich świętach, ale dlatego pięknych, że
na stole będzie karp w galarecie, albo tradycyjny barszcz z
uszkami,
przyprawiany specyfikami, zakupionymi w promocji w
reklamowanym supermarkecie?… To jest sens Świąt? Przecież tego
się już wprost słuchać nie da – obrzydzenie bierze na taką
duchową i intelektualną pustkę!
Powiedzmy
sobie jasno, że sposób, w jaki przeżyjemy te najbliższe
Święta,
będzie jakimś wskazaniem i zapowiedzią, na ile – i
czy w ogóle – chcemy, aby Jezus był „Bogiem z nami”…
I pokaże, w jaki sposób będziemy chcieli to zrealizować…
Może
zatem, Kochani, czas najwyższy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak
to w końcu tak naprawdę jest: Bóg z nami” – czy barszcz z nami?…

12 komentarzy

  • Niech Bóg będzie z nami, przy uszkach wigilijnych :-). Zapraszamy Cię już dziś Jezu, bo nasz do niektórych z nas daleką drogę do przebycia, do spotkania z nami…

    • M, nie lubicie barszczyku z uszkami? Kochana, jedyny problem z nimi, to ten, aby obrus biały się nie pobrudził bo trudno doprać. Pozdrawiam Cię serdecznie, już przed świątecznie i proszę Cię zaproś do stołu Jezusa.

    • Wiesz Aniu ogólnie rzecz biorąc nie lubię świąt a obchodzę je po to aby rodzicom nie robić przykrości bo wiem jak oni przeżywają brak kogoś z mojego rodzeństwa u siebie na Wigilii a tak sobie myślę,że jak ich zabraknie to raczej u mnie zabraknie jak kol wiek klimatu świątecznego.M

    • Droga M, ponieważ i ja w tym roku przeżywać będę wigilię i święta bez jednej córki (w kwietniu wyjechała na stałe do Niemiec)więc poniekąd rozumiem ból serca Twoich rodziców. Co prawda jestem już do jej nieobecności zahartowana (kilka lat temu była z 3 lata w Anglii) ale jak to mówią serce matki niekiedy chodzi po kątach i płacze. Zrób więc wszystko co w Twojej mocy a te dni upłynęły wam w przyjacielskiej, rodzinnej atmosferze i ciesz się, że masz jeszcze rodziców a tym świecie. Życzę Ci z całego serca, by Boża rączka dotknęła Waszych serc i błogosławiła nie tylko w święta ale w każdy codzienny , szary dzień.
      Ps.Jutro mamy spotkanie przedświąteczne " opłatkowe" w mojej Wspólnocie. Trochę ten zwyczaj wyprzedzającego składania sobie życzeń, dzielenia się opłatkiem, siedzenia za stołem przy kawie, herbacie i cieście, owocach, słodyczach i śpiewania kolęd mnie osobiście się nie podoba,ale akceptuje zastany stan rzeczy a nawet włączyłam się czynnie w przygotowanie tego spotkania.

  • Barszcz na pewno nie jest konkurentem dla Boga, Bóg zapewne nie pogniewa się o barszcz… Trzeba mieć do Niego nieco więcej zaufania… Więc – Bóg ze mną, barszcz ze mną… A Ksiądz jak uważa…

    Smacznego…

    • "Barszcz na pewno nie jest konkurentem dla Boga" – a jeśli jest? O tych sytuacjach pisałem. Jeżeli nie jest, to jest wyjątkowo smaczny. Ja też go lubię. Ks. Jacek

    • I pomyśleć, że zwykły barszcz czerwony wzbudził aż tyle emocji… A może dzieje się tak także dlatego, że dziś na każdym kroku wmawia się nam, że to mają być "magiczne święta" (wystarczy włączyć telewizor i posłuchać reklam). Niestety w tej "wszechobecnej magiczności" wielu ludziom trudno znaleźć istotę świętowania i miejsce dla Pana Boga… Może zatem warto dobrze wykorzystać ostatnie dni adwentowe i zadbać o miejsce dla Niego. Pozdrawiam serdecznie. J.B.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.