Kiedy doszło do niemałych sporów i zatargów…

K
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają: Weronika Kowalska, należąca w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach, oraz Weronika Bernaciak, moja była Uczennica w Liceum w Żelechowie, a jednocześnie Osoba bardzo zaangażowana w działalność młodzieżową w swojej Parafii w Kłoczewie. 
      Natomiast rocznicę święceń kapłańskich przeżywa Ksiądz Michał Dziedzic, pochodzący z mojej rodzinnej Parafii, a posługujący w Diecezji warszawsko – praskiej. 
    Życzę Wszystkim dziś świętującym mocnego zakorzenienia w Chrystusie, jako Krzewie winnym. I o to będę się dla Nich modlił.
          A tak w ogóle – to życzę Wszystkim błogosławionego dnia!
                                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
5 Tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 15,1–6; J 15,1–8
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
W
Antiochii niektórzy przybysze z Judei nauczali braci: „Jeżeli się
nie poddacie obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie
być zbawieni”.
Kiedy
doszło do niemałych sporów i zatargów między nimi a Pawłem i
Barnabą, postanowiono, że Paweł i Barnaba, i jeszcze kilku spośród
nich udadzą się w sprawie tego sporu do Jerozolimy, do apostołów
i starszych. Wysłani przez Kościół szli przez Fenicję i Samarię,
sprawiając wielką radość braciom opowiadaniem o nawróceniu
pogan.
Kiedy
przybyli do Jerozolimy, zostali przyjęci przez Kościół, apostołów
i starszych. Opowiedzieli też, jak wielkich rzeczy Bóg przez nich
dokonał. Lecz niektórzy nawróceni ze stronnictwa faryzeuszów
oświadczyli: „Trzeba ich obrzezać i zobowiązać do
przestrzegania Prawa Mojżeszowego”. Zebrali się więc apostołowie
i starsi, aby rozpatrzyć tę sprawę.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
JANA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem
winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl,
która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi
owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście
czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we
Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może
przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak
samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.
Ja
jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w
nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie
uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna
latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.
Jeżeli
we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o
cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna
chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi
uczniami”.
Kiedy
słuchamy dzisiejszego pierwszego czytania, z pewnością najbardziej
zwracamy uwagę na to, że w Antiochii niektórzy
przybysze z Judei nauczali braci: „Jeżeli się nie poddacie
obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie być
zbawieni”.
I że na tym tle doszło do
niemałych sporów i zatargów między nimi a Pawłem i Barnabą.

To są stwierdzenia chyba najbardziej nośne w tym tekście,
najbardziej mocne, a jednocześnie dające do myślenia, bo w jakimś
sensie zmieniają ów wyjątkowo pozytywny obraz młodego Kościoła,
jaki przebija z całej Księgi Dziejów Apostolskich.
Zwykle
bowiem słyszymy o kolejnych – mówiąc nieco bardziej światowym
językiem – „sukcesach” apostolskich w postaci wielu
nawróceń, wielu odwiedzonych miast, tak wielu wygłoszonych
katechez, aż tu nagle dzisiejsza wiadomość, że nie tylko nie
wszystko idzie tak dobrze, jak dotychczas, ale nawet dochodzi do
niemałych sporów i zatargów!
Moi
Drodzy, usłyszmy dobrze te słowa: tutaj naprawdę mowa jest o
zwyczajnych kłótniach,
do jakich musiało dochodzić – i to
między kim? Między uczniami Chrystusa, między członkami młodego
Kościoła – tak przecież entuzjastycznie nastawionymi do
całego nowego dzieła, tak pełnych radości i zapału. Owszem,
możemy się domyślać, a nawet być pewni, że w ramach tychże
niemałych sporów i zatargów nie padały
tam żadne karczemne wyzwiska i do oczu sobie nie skakano, ale jednak
głos z pewnością był podniesiony – i cała atmosfera było
nieco „podniesiona”…
Słuchając
tego, niektórzy zapewne powiedzą, że to ludzka słabość dała
o sobie znać
i że zburzyła ten sielankowy obraz wspólnoty
miłości. Inni może stwierdzą, że to nic szczególnego, bo
gdzie są ludzie i gdzie jest jakaś wspólna praca, wspólne
działanie, zawsze – wcześniej, czy później – dochodzi do
spięć i nieporozumień. A niektórzy będą wręcz zgorszeni
zachowaniem Jezusowych uczniów…
Myślę
jednak, że sytuacja nieco rozjaśni się, jeżeli dokładniej
wsłuchamy się w treść dzisiejszego czytania i zwrócimy uwagę na
te słowa, które aż tak bardzo nie rzucają się w oczy. I
nie chodzi akurat o te, mówiące o postanowieniu udania się do
Jerozolimy w celu rozstrzygnięcia całej sprawy, bo akurat te słowa
uwagę na siebie zwracają. Chodzi bardziej o te stwierdzenia:
Wysłani przez Kościół szli przez Fenicję i Samarię,
sprawiając wielką radość braciom opowiadaniem o nawróceniu
pogan.
Kiedy przybyli do Jerozolimy, zostali przyjęci
przez Kościół, apostołów i starszych. Opowiedzieli też, jak
wielkich rzeczy Bóg przez nich dokonał.
Zdania
te trochę nikną pod naporem owych wcześniejszych, a przecież też
są bardzo ważne. Dlaczego są ważne? Bo pokazują, że nawet kiedy
w młodym Kościele dochodzi do niemałych sporów i zatargów,
to nie burzy to całej dobrej atmosfery, jaka w nim
panuje. A widać to konkretnie właśnie poprzez to, że kiedy
Apostołowie zmierzają do Jerozolimy, aby wyjaśnić przyczynę
owych niemałych sporów i zatargów, i nawet
kiedy w Jerozolimie także dochodzi do długiej, a momentami dość
ostrej wymiany zdań, to jednak Kościół jako taki – by tak rzec
– nadal robi swoje, prowadzi apostolską działalność,
idzie wciąż do przodu, rozszerza królestwo Boże!
Zobaczmy,
Apostołowie zmierzający do Jerozolimy dla wyjaśnienia niemałych
sporów i zatargów,
po drodze sprawili tyle radości
współwyznawcom swoim opowiadaniem o nawróceniu pogan.
A znowu, kiedy przybyli do Jerozolimy,
natychmiast zostali przyjęci przez Kościół,
apostołów i starszych,
i tam opowiedzieli
też, jak wielkich rzeczy Bóg przez nich dokonał.
Można
by rzec, że to wygląda tak, jakby nie było całej sprawy, jakby
nie było żadnego konfliktu, jakby nie było nie tylko
niemałych, ale w ogóle żadnych sporów i
zatargów!
A przecież były…
Owszem,
były, ale młody Kościół umiał podejść do nich w sposób
mądry i dojrzały,
w sposób ewangeliczny. I one dokonywały się
jakby na uboczu całej działalności Kościoła. To znaczy, były o
tyle istotne, że spowodowały pewne ustalenia na przyszłość
i sprowokowały pewne działania, ale nie stało się to, co często
u nas się dzieje, kiedy dochodzi do konfliktu, że mianowicie rzuca
się wszystko, odchodzi się obrażonym,
zaprzestaje się
czynienia dobra i – jak to młodzież niekiedy mówi – strzela
się tak zwanego focha”! Niekiedy nawet – „focha z przytupem”!

Nie
tak postępowali Apostołowie i członkowie młodego Kościoła, co
też zresztą było doskonałą egzemplifikacją słów Jezusa,
wypowiedzianych w dzisiejszej Ewangelii, a skierowanych do uczniów:
Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie
jak latorośl nie może
przynosić
owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak
samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.
Ja
jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w
nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie
uczynić.
Otóż,
właśnie! Ten, kto trwa w Jezusie, kto Jemu i Jego Kościołowi, a
nie wyłącznie sobie chce służyć, ten zawsze stara się czynić
wszystko dla zrealizowania tego celu, unika natomiast
wszystkiego, co mogłoby mu szkodzić. I nawet kiedy dochodzi do
trudnych momentów – do napięć czy jakiegoś osłabienia
gorliwości lub entuzjazmu – to nie zmienia on głównego
kierunku
swego postępowania, nie zmienia radykalnie swego
dobrego kursu.
Myślę,
że wzorów takiej właśnie pięknej postawy nie brakuje wśród
nas! Jest nim z pewnością postawa niejednej żony i matki,
która pomimo tego, że mąż po raz kolejny zawiódł jej zaufanie i
znowu się upił, z którego to powodu doszło do napięcia, ostrej
wymiany zdań czy kilku tak zwanych „cichych dni” – i tak
ugotuje obiad,
i tak zadba o dom i o dzieci, i tak upierze i
posprząta… Nie rzuci wszystkiego, żeby poczekać, aż mąż
zmądrzeje, tylko będzie robić swoje…
I
z drugiej strony: niejeden mąż, który doświadcza szeroko
rozumianego „trudnego charakteru” swojej żony także nie
będzie siedział demonstracyjnie przed telewizorem i czekał, aż
żona się opamięta, przestanie tyle gadać i czepiać się o
wszystko, tylko wstanie rano i pójdzie do pracy, żeby zarabiać
na
utrzymanie rodziny, a i w domu
zrobi to, co do niego należy.
I
taki właśnie kierunek działania, moi Drodzy, wskazują nam dzisiaj
Apostołowie i członkowie młodego Kościoła: nawet pomimo
doraźnych trudności – nie należy zmieniać głównego
kierunku działania,
nie należy rezygnować z codziennie
realizowanego dobra. Mówiąc krótko: pomimo wszystko – robić
swoje!
Pomimo chwilowych trudności – robić swoje! Nie
podejmować zbyt radykalnych decyzji w chwilach dużego
napięcia i w sytuacjach konfliktowych. Uciąć rozmowę, wyciszyć
się, pozwolić wypalić się temu ognisku zapalnemu. W żadnej
mierze – nie dolewać oliwy do ognia! Niech się cała
sprawa – mówiąc kolokwialnie – sama „rozejdzie po
kościach”…
Tak
będzie najlepiej: bez teatralnego przepraszania się za
każdym razem, i także bez bukietu kwiatów czy butelki wina, po
prostu: uśmiechem, dobrym słowem, żartem, miłym gestem –
rozwiązywać nabrzmiałe napięcia. Ale – co najważniejsze –
nie zmieniać głównego kierunku swego postępowania,
głównego kursu swego życia.
Oczywiście,
mówimy o takim postępowaniu i takim kursie, który wynika z tego,
trwamy w Jezusie jako winnym krzewie. To trwanie zresztą
będzie w całej sprawie źródłem naszej siły i motywacji!
W
tym kontekście zastanówmy się w chwili ciszy:
– Czy
sam z siebie nie prowokuję sytuacji konfliktowych, spowodowanych
własnym egoizmem i pychą?
– Czy
zaistniałe sytuacje konfliktowe staram się jak najszybciej
rozwiązać lub wyciszyć?
– Czy
nawet w obliczu takich właśnie sytuacji nie rezygnuję z
codziennego świadczenia o wierze i wypełniania swoich obowiązków?

Każdą
latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą,
która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy…

10 komentarzy

  • Mnie dzisiejsza Ewangelia przenosi do dnia Chrztu Świętego, kiedy to tym Sakramentem wszczepiona zostałam w Jezusa jako Krzew Winny i od tej pory czerpie z niego życiodajne soki. Karmię się Jego Ciałem i Jego Krwią, by być zjednoczona z Chlebem Życia i czekam na obietnice Jezusa, że wydam dzięki Jego łasce obfite owoce. Po ludzku patrząc nam puste ręce, ale nasz Pan, ma dalekosiężny wzrok, skoro widział mnie już w łonie matki. Dzięki Ci Jezu za Twój chrzest Janowy. Dzięki Ci Jezu za mój Sakrament Chrztu.

  • ONET – 17.05.2017:
    Wczoraj po południu na ul. Fordońskiej we wschodniej części Bydgoszczy doszło do potrącenia przechodzącego przez przejście 56-latka…. za kierownicą samochodu siedział bydgoski ksiądz, który był pod znacznym wpływem alkoholu.

    STRASZNE są te niecne prześladowania Kapłanów, Wiary i Religii w POlsce…

    • A w tym samym czasie w innym mieście pan Kowalski pod wpływem alkoholu potrącił pieszego. I czym różnią się te dwa przypadki. Wg mnie niczym.I tu i tu czyn należy potępić.Czy to że to był ksiądz coś zmienia? A skąd pochodzi ten ksiądz, z choinki się urwał? Nie rozumiem toku myślenia. Co to ma wspólnego z prześladowaniem?

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.