Przestań się lękać, bo Ja jestem z tobą!

P
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, dzisiaj przeżywamy Dzień Matki. Z tej okazji
naszej Mamie, Danucie Jaśkowskiej, dziękuj
emy za
wspaniałą atmosferę rodzinnego Domu i za serdeczne wspieranie
całej naszej Trójki na wszystkich polach naszego
codziennego
zaangażowania. Życzymy, aby każdego dnia słyszała i brała
sobie do serca te słowa, które Jezus dzisiaj wypowiedział do
Pawła, a które umieszczone zostały w tytule: „Przestań się
lękać, bo Ja jestem z tobą”. Nasza Mama nigdy nie należała do
ludzi lękliwych, ale dzisiaj życzymy, aby te słowa Jezusa raz
jeszcze, z nową mocą, wybrzmiały w Jej sercu. Zapewniamy o naszej
modlitwie – także o powrót do pełnego zdrowia!
Imieniny
zaś przeżywa dzisiaj Ewelina Lisiewicz, należąca do Wspólnoty
młodzieżowej w Trąbkach.
Z
kolei wczoraj u
rodziny
obchodzi
ła
Pani Elżbieta Kowalska, moja dobra Znajoma z Parafii w Trąbkach,
której dziękuję za przykład pięknej postawy Żony i Matki, a do
tego – Osoby niezwykle zaangażowanej w życie Parafii.
Imieniny
natomiast przeżywała

wczoraj Magda
Martyniuk, należąc
a
przed laty do Wspólnoty młodzieżowej w Białej Podlaskiej, oraz
Grzegorz Pałys
ka,
ze Wspólnoty w Trąbkach.
Świętujących
wczoraj i dzisiaj
ogarniam modlitwą: Niech Pan ma
Ich
zawsze w swojej opiece! I modlę się także za moją młodszą
Siostrzenicę, Emilkę Niedźwiedzką,
z
okazji przypadającej wczoraj trzeciej rocznicy Jej Chrztu Świętego.
Moi
Drodzy, serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi za wczorajsze słówko
z Syberii. Cieszę się z
dyskusji, którą ono sprowokowało. Rzeczywiście, poruszony temat
jest bardzo ważny. Mam nadzieję, że jeszcze inne Osoby zechcą
podzielić się z nami swymi refleksjami w tej kwestii. W innych
zresztą też.
Podpisuję
się pod prośbą Księdza Marka o modlitwę. Zwłaszcza, jeśli w
surguckiej Parafii mają mieć miejsce tak znaczące wydarzenia – z
udziałem i pod przewodnictwem Biskupa diecezjalnego. Prośmy, aby
zaowocowały one pogłębieniem wiary w sercach tamtych Ludzi.
I
jeszcze jedna kwestia – techniczna. Otóż od jakiegoś czasu – jak się niespodziewanie okazało – nie
działa tu, na blogu, funkcja „Napisz do mnie”. Dlatego jeśli w
ciągu tychże ostatnich dni coś do mnie pisaliście, to wiadomości te po prostu nie dotarły. Moderator już nad tym pracuje. Mam nadzieję,
że uda się zaradzić tej biedzie…
Tymczasem,
jeżeli ktoś chce napisać do mnie prywatnie, może to uczynić na
mój
adres
mailowy: gaudiumetspes3@wp.pl
Błogosławionego
dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Piątek
6 Tygodnia Wielkanocy,
Wspomnienie
Św. Filipa Nereusza, Kapłana,
do
czytań: Dz 18,9–18; J 16,20–23a
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Kiedy
Paweł przebywał w Koryncie, w nocy Pan przemówił do niego w
widzeniu: „Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja
jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię
skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście”. Pozostał
więc i głosił im słowo Boże przez rok i sześć miesięcy.
Kiedy
Gallio został prokonsulem Achai, Żydzi jednomyślnie wystąpili
przeciw Pawłowi i przyprowadzili go przed sąd. Powiedzieli: „Ten
namawia ludzi, aby czcili Boga niezgodnie z Prawem”.
Gdy
Paweł miał już usta otworzyć, Gallio przemówił do Żydów:
„Gdyby tu chodziło o jakieś przestępstwo albo zły czyn,
zająłbym się wami, Żydzi, jak należy, ale gdy spór toczy się o
słowa i nazwy, i o wasze Prawo, rozpatrzcie to sami. Ja nie chcę
być sędzią w tych sprawach”. I wypędził ich z sądu.
A
wszyscy Grecy, schwyciwszy przewodniczącego synagogi, Sostenesa,
bili go przed sądem, lecz Gallio wcale o to nie dbał.
Paweł
pozostał jeszcze przez dłuższy czas, potem pożegnał się z
braćmi i popłynął do Syrii, a z nim Pryscylla i Akwila. W
Kenchrach ostrzygł głowę, bo złożył taki ślub.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił.
Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.
Kobieta,
gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak
urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się
człowiek narodził na świat.
Także
i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje
się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W
owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać”.
Chciałoby
się zapewne usłyszeć – skierowane indywidualnie do siebie – te
słowa Jezusa, które dzisiaj usłyszał Paweł: Przestań
się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt
nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić…

Takie
i podobne słowa były zresztą dość często kierowane do Apostoła,
aby go podtrzymać na duchu, szczególnie w trudnych momentach.
Jak
Paweł te słowa słyszał,

w jaki sposób były mu one przekazywane – tego nie wiemy. Skoro
jednak Święty Łukasz, Autor Dziejów Apostolskich, o tym napisał,
to znaczy, że nie była to tylko jakaś wewnętrzna i osobista
sprawa Pawła, ale wiedziała
o tym cała wspólnota

ówczesnego Kościoła. O czym wiedziała?
A
właśnie o tym, że Jezus
bardzo dosłownie i bardzo konkretnie czuwa

nad apostolskimi poczynaniami – i że tak naprawdę to On sam
kieruje swoim Kościołem: bądź to przez tego typu wskazówki, bądź
przez natchnienia
Ducha Świętego,

który szczegółowo poleca podejmowanie
pewnych działań, a znowu innych – zabrania.
W
dzisiejszym natomiast czytaniu mamy dwa konkretne
znaki owego czuwania Jezusa

nad Kościołem i nad dziełem apostolskim: pierwszy to wspomniane
słowa, skierowane do Pawła, a drugie – to wydarzenie, mające
miejsce przed sądem prokonsula Achai. Bardzo znamiennym jest tutaj
fakt, że Paweł nawet
nie zdążył ust otworzyć,

aby powiedzieć cokolwiek w swojej obronie, bo sprawy jakby „same”
potoczyły się w takim kierunku, że już żadna obrona nie była
potrzebna.
I
tylko można uśmiechnąć się szczerze, kiedy się słyszy zdanie:
I
wypędził ich z sądu.

W
taki to sposób prokonsul Gallio potraktował skargę, wniesioną
przez Żydów przeciwko Pawłowi. Bynajmniej
nie dlatego, że był jakimś wielkim przyjacielem chrześcijan, albo
samego Pawła, ale dlatego, że uznał, iż sprawa
nie jest w jego kompetencji.

A może dokładniej: że nie
musi się za nią zabierać,

bo nie dotyczy porządku publicznego, a raczej trudno podejrzewać,
że rzymski urzędnik, wysłany na prowincję, będzie się jakoś
bardzo angażował w sprawy, w które angażować się nie musi.
Dlatego
dzisiaj – mówiąc kolokwialnie – Pawłowi
się „upiekło”.
Ale
to tylko
potwierdza,
że było w tym wszystkim jakieś dyskretne działanie „z góry”…
Jezus w
tym momencie
udowodnił, że Paweł
naprawdę nie musi się lękać.

I choć nie zawsze wszystko tak dobrze się kończyło i
niejednokrotnie tak
Paweł,
jak
i inni wyznawcy Chrystusa doznawali rozmaitych przeciwności,
cierpień, a nawet byli pozbawiani życia, to jednak Jezus na każdym
kroku pokazywał i udowadniał, że o
wszystkim wie, wszystko widzi

– i że to wszystko nie idzie na marne.
Zresztą,
w dzisiejszej Ewangelii zapowiedział to w słowach: Wy
będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy
będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.

[…]
Także
i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje
się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W
owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać.

Owszem,
kiedy przyjdą zapowiedziane cierpienia, nieraz zapewne padną
pytania, kierowane do Jezusa:
Dlaczego?…
Dlaczego
właśnie
tak?…
Dlaczego aż tak?…

Jednak w dniu, o którym tu
mowa,
żadne pytania nie będą już potrzebne, a radości zwycięskich
uczniów nikt i nic nie odbierze. Teraz natomiast, na ziemi, ta
radość bardziej rozwija
się na
płaszczyźnie wewnętrznej.

Chociaż i zewnętrznych momentów radości i rozprężenia nie
brakuje – jak chociażby ten, o którym dzisiaj mowa, w sądzie
Galliona…
Tak
właśnie
Jezus czuwał – i wciąż czuwa – nad swoim Kościołem. Prowadzi
swoich uczniów drogą
może nie zawsze łatwą, ale na pewno prostą

i prowadzącą wprost do zbawienia.
Niektórym się wydaje, że może są inne drogi – prostsze, mniej
kosztowne – dlatego
może
nie trzeba
tak kurczowo trzymać się Jezusa,

a zwłaszcza Jego niezmiennych i bezkompromisowych zasad… Gdyby
tak się dało trochę je „poluzować”, to może i świat
patrzyłby życzliwiej, i w życiu byłoby łatwiej…
Czy
jednak na pewno? Czy chociażby
nasze życiowe doświadczenie podpowiada nam, że jest to
rzeczywiście lepsze rozwiązanie, a taka droga przez życie –
naprawdę
łatwiejsza?…
Zawsze
można się przekonać. Tylko czy faktycznie
warto? A może jednak lepiej
będzie usłyszeć
i wziąć
sobie głęboko do serca słowa Jezusa: Przestań
się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą –

i
trzymać się Go, bez względu na wszystko…
Jak
to zrobić w praktyce codziennego życia, z pewnością pokaże nam
swoją postawą Patron dnia dzisiejszego, Święty
Filip Nereusz, Kapłan.
Urodził
się we Florencji,
21 lipca 1515 roku.
Na
Chrzcie Świętym otrzymał imiona: Filip Romulus. Od dziecka był
człowiekiem o
wysokiej kulturze i ogładzie. Wyróżniał się poczuciem
humoru i talentem jednania sobie ludzi.

Po
przedwczesnej śmierci
matki i starszego brata,

kiedy pogorszyły się znacznie warunki majątkowe ojca, Filip udał
się do wuja w San Germano koło Monte Cassino, by pomóc mu w pracy,
a docelowo – odziedziczyć po nim znaczną fortunę. Miał wówczas
siedemnaście lat. Zrezygnował jednak dość szybko z tej tak
przecież pomyślnej dla siebie okazji i
udał się do Rzymu, gdzie miał pozostać do końca swego życia

– a więc ponad sześćdziesiąt
lat.
Tam
rozpoczął studia filozofii i teologii.
Jednocześnie był wychowawcą dwóch synów w domu zamożnego
Florentczyka w Rzymie. Prowadził
życie modlitwy i umartwienia.
W
wolnym czasie nawiedzał kościoły, sanktuaria i zabytki Wiecznego
Miasta. A natchniony
wewnętrznym, ekstatycznym objawieniem, założył towarzystwo
religijne pod nazwą
„Bractwa Trójcy Świętej”

do
obsługi pielgrzymów i chorych.

Widział bowiem, jak te wielkie rzesze pątników potrzebowały
pomocy duchowej, a często i materialnej. Był to rok 1548. Przez
tę posługę zyskał sobie miano
„Apostoła Rzymu”.
Momentem
przełomowym w życiu Filipa był rok
1551,
kiedy
to za namową spowiednika
przyjął święcenia kapłańskie.

Miał już wtedy trzydzieści sześć lat. Mieszkając w konwikcie
Świętego Hieronima, w centrum Rzymu, założył Oratorium.
Początkowo w ciasnej izbie swojego pokoju, potem w kaplicy konwiktu,
Filip
zaczął gromadzić
kapłanów, zakonników, mieszczan, kupców, artystów.

Wspólna modlitwa, spotkania i rozmowy osobiste, Spowiedź,
czytanie duchowe, konferencje i dyskusje na tematy aktualne,
rekolekcje – stanowiły program tych spotkań. Oratorium było
otwarte dla wszystkich ludzi dobrej woli.
Z
czasem zebrała się pewna liczba uczniów, których Filip zaprawiał
do zjednoczenia z Bogiem, do cnót chrześcijańskich i do uczynków
miłosierdzia. Na
placach bawił się z dziećmi, by je potem gromadami prowadzić do
kościoła. Był to dotąd
zupełnie nieznany styl apostołowania i prowadzenia duszpasterstwa.

Do Oratorium spieszyła cała elita duchowa Rzymu. A do grona
przyjaciół Filipa należeli – między innymi – Święty
Franciszek Salezy, Święty Ignacy Loyola i wielu innych.
W
roku 1564 Florentczycy oddali Filipowi w zarząd swój kościół
Świętego Jana. Tu właśnie pozostali
przy nim jego duchowi
synowie, zwani potem oratorianami czy też filipinami.

Prowadzili życie wspólne, nie związani wszakże żadnymi ślubami.
Ta swoboda pozostała do dzisiaj cechą charakterystyczną
oratorianów. Filip zaś umiał swych synów duchowych zainteresować
nie tylko sprawami
religijnymi i duchowymi, ale także nauką i kulturą.
W
jego
domu
odbywały się więc koncerty muzyczne, prelekcje o sztuce,
archeologii i historii.
Niestety,
wkrótce pojawili się też przeciwnicy
poczynań Filipa.
Oskarżyli go o to, że sprzyja „nowinkom” religijnym. Doszło do tego,
że surowy Papież Paweł
IV zakazał mu na pewien czas działalności.
Kuria
Rzymska odebrała mu nawet prawo do spowiadania, co równało się z
karą kościelnej suspensy. Kolejni
Papieże obdarzyli go jednak ponownie
zrozumieniem i odwołali wszelkie zakazy.
I
tak też nasz Patron – doradca Papieży,
kierownik duchowy wielu dostojników,
a
jednocześnie: jeden
z najbardziej wesołych
Świętych
– zmarł wyczerpany pracą na rękach swych duchowych synów, 26
maja 1595 roku. Przekonanie o jego
świętości
było tak powszechne, że chociaż w owych czasach zaczęto
wprowadzać do procesów kanonicznych coraz surowsze wymagania, jego
Beatyfikacja
odbyła się już w piętnaście lat po jego śmierci. Dokonał jej w
roku 1610 Papież
Paweł V.
Dwanaście
lat potem, w roku 1622,
Papież Grzegorz XV dokonał jego
Kanonizacji.
Wpatrzeni
w świetlany przykład świętości dzisiejszego Patrona, oraz
wsłuchani w Boże słowo, zastanówmy
się w
chwili skupienia:

Czego,
lub o co najbardziej się lękam, gdy idzie o moje chrześcijańskie
świadectwo?

Czy
nie ulegam niekiedy pokusie poszukiwania „łatwiejszych” dróg
przez życie, niż ta, wskazana przez Chrystusa?

Czy
dostrzegam mające miejsce w mojej codzienności drobne „uśmiechy
losu”, będące w rzeczywistości uśmiechami samego Boga?

Przestań
się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą!

3 komentarze

  • Dziś słowa "Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą" Jezus kieruje do mnie i nie we śnie jak Pawłowi lecz na jawie, teraz kiedy Jego słowa czytam, właśnie dziś gdy spływają do mnie słowa poznania z Pisma Świętego na wtorkowe prowadzenie spotkania modlitewnego. Dziękuję Ci Jezu za to zapewnienie, że jesteś ze mną, że będziesz zawsze, gdy mówisz, przestać się wreszcie lękać, bo Ja jestem z tobą. Zawierzam się Tobie,Panie. Niech Twój Święty Duch mnie prowadzi i namaszcza moje usta, by głosiły Twoją chwałę. Amen.
    Ewangelia mówi mi, że gdy Pan wzywany w czasie wielbienia przyjdzie i zobaczy nas, to z tego faktu obecności Boga " rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać.". Chwała Panu.

  • Dz 18,9-10 W nocy Pan przemówił do Pana w widzeniu: Przestań się lękać, a przemawiaj nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, (…)
    do mnie tez jakos mocno trafiaja sie słowa bo ja jednak czesto sie czegoś boje a asam Jezus mi mowi aby sie nie bać tylko mowic , a nie milczeć, bo on jest ze mna i nie pozwoli aby ktos mnie skrzywdził.Jezus chce mnie powstrzymac na duchu,

    Dziś czytajac tego rozwazania uswiadomiłam sobie jedno ze naprawde Paweł jak i inni wyznawcy chrystusa tez mieli rózne przeciwności i cierpieli z roznych powodów. bo zawsze myslałam ze oni byli idealni i nie mieli roznych problemów.

    Mi sie wydaje że Jezus nawet teraz pokazuje i udowadnia kazdemu ze o wszystkim wie i wszystko widzi i ze nic nie idzie na marne. Oraz mi sie tez wydae ze ok zgodze sie ze prowadzi on droge nie zawsze łatwą, ale nie zgodze sie ze prowadzi prosta droga, ja uwazam ze prowadzi czesto nie ktorych ludzi pokretłą drogą i bardzo trudną a napewno nie prosto, takie moje zdanie.

    to racje ze bez względu na wszystko trzeba sie Trzymac Boga bo mozna zginąć i sie zatracic

    -Szczerze powiem ze najbardziej lekam sie życia i co mnnie jeszcze w zyciu spotka.
    -co do drugiego pytania to kiedy to przeczytałam az sie usmiechnełam bo w moim życiu nie ma zadnej łatwiejszej drogi, zawsze mam pod górke, moja droga jest taka gdzie napotykam kolce kamienie i jest bardzo cieżko codziennie.
    -szczerze to dostrzegam nawet dzisiaj czytajac tego rozwazania i majac jeden problem bo w poniedziałek ide na rozmowe o prace, a pod koniec lipca chce jechac na rekolekcje i boje sie ze nie uda mi na nie pojechac,i chce na rozmowie kwalifikacyjnej powiedziec ze mam wyjazd planowany juz pół roku zapłaciłam za niego i bede chciała jechac i boje sie panicznie ze nie zostane przyjeta, i borykałam sie od jakiegos czasu czy jechac na te rekolekcje z chłopakiem czy tez nie, a dzis dostałam taki uśmiech losu czytając to i sam bog do mnie mowi abym sie nie lękała i powiedziała to a nie milczyła….. OJ ROZPISAŁAM SIE TROCHE DZISIAJ

  • "Zgodze sie ze prowadzi on droge nie zawsze łatwą, ale nie zgodze sie ze prowadzi prosta droga, ja uwazam ze prowadzi czesto nie ktorych ludzi pokretłą drogą i bardzo trudną a napewno nie prosto, takie moje zdanie." Pisząc o prostej drodze, miałem na myśli taką, która prowadzi do Nieba, do Boga – w przeciwieństwie do takiej, która prowadzi w kierunku zupełnie przeciwnym, czyli od Boga, na jakieś bezdroża. Natomiast nie miałem na myśli, że jest to droga łatwa i usłana różami. Wprost przeciwnie: na niej też są utrudnienia, o które się może nawet potykamy. Ale cały czas zmierzamy w jednym kierunku: do Boga. Chodzi o ten kierunek generalny – pomimo życiowych potknięć i zawirowań. To miałem na myśli, pisząc o drodze prostej. Pozdrawiam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.