Jak – i co – tak naprawdę buduję?…

J

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, witam serdecznie i pozdrawiam Wszystkich, życząc
błogosławionego i owocującego w dobro dnia!
Jutro
natomiast, na naszym forum, okazja dla nas wszystkich do duchowego i
intelektualnego „podciągnięcia się”, bo pojawi się – słówko
z Syberii!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Czwartek
12 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Ireneusza, Biskupa i Męczennika,
do
czytań: 2 Krl 24,8–17; Mt 7,21–29

CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Gdy
Jojakin obejmował władzę, miał osiemnaście lat i panował w
Jerozolimie trzy miesiące. Matce jego było na imię Nechuszta i
była córką Elnatana z Jerozolimy. Czynił on to, co jest złe w
oczach Pańskich, zupełnie tak, jak jego ojciec.
W
owym czasie słudzy Nabuchodonozora, króla babilońskiego, wyruszyli
przeciw Jerozolimie i oblegli miasto. Nabuchodonozor, król
babiloński, stanął pod miastem, podczas gdy słudzy jego oblegali
je. Wtedy Jojakin, król judzki, wyszedł ku królowi babilońskiemu
wraz ze swoją matką, swymi sługami, książętami i dworzanami. A
król babiloński pojmał go w ósmym roku swego panowania.
Również
zabrał stamtąd wszystkie skarby świątyni Pana
i skarby pałacu królewskiego. Połamał wszystkie przedmioty złote,
które wykonał Salomon, król izraelski, dla świątyni Pana, tak
jak przepowiedział Pan.
I przesiedlił w
niewolę
całą Jerozolimę, mianowicie wszystkich książąt i wszystkich
dzielnych wojowników, dziesięć tysięcy pojmanych, oraz wszystkich
kowali i ślusarzy. Pozostała jedynie najuboższa ludność kraju.
Przesiedlił też Jojakina do Babilonu. Także matkę króla, żony
króla, jego dworzan i możnych kraju zabrał do niewoli z Jerozolimy
do niewoli
do
Babilonu. Wszystkich ludzi znacznych w liczbie siedmiu tysięcy,
kowali i ślusarzy w liczbie tysiąca, wszystkich wojowników król
babiloński uprowadził do niewoli, do Babilonu.
W
jego zaś miejsce król babiloński ustanowił królem jego stryja,
Mattaniasza, zmieniając jego imię na Sedecjasz.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Nie
każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!»
wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę
mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu:
«Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie
wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy
wielu cudów mocą Twego imienia?». Wtedy im
oświadczę:
«Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie
się nieprawości».
Każdego
więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać
z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł
deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom.
On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego
zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można
porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował
na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i
rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.
Gdy
Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką.
Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w
Piśmie.

Ci,
którzy wznoszą swój dom – w sensie nie tyle materialnej budowli,
co kształtowania całego swego życia – na mocnym fundamencie,
jakim jest Jezus, mogą być spokojni, że to ich budowanie przetrwa
nawet największe życiowe i dziejowe zawieruchy. Ci jednak, którzy
wznoszą dom na piasku, na fundamencie i podłożu nietrwałym,
z pewnością się zawiodą, przegrają, doznają totalnej klęski.
I
zapewne zobrazowaniem tej drugiej sytuacji jest historia opisana w
pierwszym czytaniu. Słyszymy tam o najeździe króla
babilońskiego, Nabuchodonozora, na Jerozolimę
i uprowadzeniu do
niewoli znacznej części jej mieszkańców, na czele z królem. A
towarzyszyło temu zbezczeszczenie świątyni Pańskiej i zniszczenie
znacznej części jej wyposażenia. To absolutna klęska narodu,
wybranego przez Pana: klęska zarówno w tym wymiarze
widzialnym,
jak – o wiele bardziej – w tym wymiarze
moralnym!
Oto
bowiem lud, tak bardzo umiłowany przez Boga, został tak bardzo
poniżony przez swoich wrogów. A przecież w Piśmie Świętym
mamy tyle opisów wielkich zwycięstw, dokonywanych przez naród
wybrany, nawet nad przeciwnikami znacznie bardziej licznymi i
silnymi!
Czemu więc tym razem się to nie stało?
Odpowiedź
mamy w pierwszej części czytania, gdzie odnajdujemy takie oto
zdanie, dotyczące Jojakina, króla Jerozolimy: Czynił on to,
co jest złe w oczach Pańskich, zupełnie tak, jak jego ojciec.

Niestety, musimy stwierdzić, że to zdanie także bardzo często
pojawia się na kartach Pisma Świętego. Ludzie z jakąś wielką
łatwością lekceważyli sobie Boga, Jego przykazania,
Jego naukę, aby postępować po swojemu. Budowali na piasku. I
dlatego dzisiaj jesteśmy świadkami wielkiej klęski, wielkiego
upadku miasta – i to upadku w tym wymiarze moralnym, jak i w tym
widzialnym:
mieszkańcy Jerozolimy zostali wzięci do niewoli, a
miasto zostało splądrowane, w jakimś stopniu zniszczone…
I
cóż z tego, że mieszkańcy Jerozolimy nieraz wołali: Panie,
Panie?…
Cóż z tego, że powoływali się na Boga i Jego
imieniem posługiwali się na prawo i lewo? Cóż z tego, kiedy tak
naprawdę, wewnętrznie, wcale nie byli na Boga otwarci, a
wręcz buntowali się przeciwko Niemu? To, co wznosili, było bardzo
słabe, budowane na ulotnym i piaszczystym fundamencie własnej
ludzkiej pychy.
Dlatego dzisiaj jesteśmy świadkami ich tak
spektakularnego upadku.
I
dlatego często, także w naszym życiu, widzimy na zewnątrz upadek
ludzi, którzy wcześniej doprowadzili do swojego upadku
moralnego.
Bo chyba zawsze tak jest, że jak człowiek
wewnętrznie jest pozbierany, mocny Bogiem, silny wiarą, czysty w
sumieniu, szczery w swoich zamiarach i działaniach – taki człowiek
także na zewnątrz jest postrzegany jako ktoś mocny, komu
nie są straszne żadne życiowe zawirowania, choćby największe!
Owszem, one go nie omijają – ale go na pewno nie złamią!
A
kiedy człowiek jest wewnętrznie rozbity – żeby do za mocno nie
zabrzmiało, ale „rozmemłany” – czyli kiedy jest wewnętrznym,
moralnym wrakiem;
kiedy to jego budowanie jest mało stabilne,
słabe, na byle jakim fundamencie, wówczas i na zewnątrz okaże się
ta jego słabość – w całej swej przerażającej ostrości!
Nawet, pomimo stwarzanych na pokaz pięknych pozorów.
I
chociaż to, co teraz tutaj stwierdzimy, nie będzie żadnym
szokująco nowatorskim odkryciem, to jednak powiedzmy to sobie jasno:
jeżeli człowiek jest wewnętrznie mocny, jeżeli swoje życie
buduje na fundamencie Bożej nauki i Sakramentów Świętych, to
choćby na zewnątrz wyglądał na przegranego, albo tak był przez
ludzi traktowany, to i tak ostatecznie zwycięży, a jego
przeciwnicy skompromitują się i przegrają. To się, co prawda, nie
dokona z dnia na dzień, ale w ostatecznym rozrachunku – zawsze.
Na pewno!
Jeżeli
jednak ktoś jest moralnym wrakiem, to choćby stroił się w
najokazalsze szaty i obwiesił się najdroższymi klejnotami, i
choćby piastował najwyższe urzędy i posiadł najwyższe godności
i tytuły – pozostanie i tak małym, pogubionym, a często
zakompleksionym człowieczkiem,
co ostatecznie wszyscy wokół
zobaczą z całą przerażającą wyrazistością.
Dlatego
warto dom swój budować na skale, czyli na Jezusie, a
spokojnie zrezygnować z całego zewnętrznego blichtru ludzkiego
uznania, chociaż jest on niewątpliwie kuszący.
Ale
wcześniej trzeba sobie szczerze odpowiedzieć na pytanie, co się
dla mnie tak naprawdę, na dalszą metę liczy:
doraźne uznanie
– czy wieczne zbawienie? Dom, który będzie błyszczał blaskiem
zewnętrznej okazałości, ale pod wpływem pierwszego zawirowania
zacznie pękać i kruszyć się, czy taki, który przetrwa na wieki?
Jak ja obecnie – i co – tak naprawdę buduję?…
Z
pewnością, na takie pytania musiał w którymś momencie życia
znaleźć odpowiedź – i zresztą znalazł – Patron dnia
dzisiejszego, Święty Ireneusz.
Urodził
się w Smyrnie,
około roku 130.
Był
uczniem tamtejszego Biskupa,
Świętego Polikarpa,
który z kolei był uczniem
Świętego Jana Apostoła.

W dziele swoim „Przeciw
herezjom” Ireneusz pisze,
że gdy był uczniem Świętego Polikarpa, ten był już starcem.
Ireneusz
apostołował w Galii.
Stamtąd, w 177 roku, został wysłany przez chrześcijan do Papieża
Eleuteriusza z misją. Kiedy był w drodze do Rzymu, cesarz
Septymiusz Sewer
wszedł właśnie do Lyonu i rozpoczął w tym mieście krwawe
prześladowanie,
którego
ofiarą
padli Święty Potyn, Biskup
Lyonu, i jego czterdziestu siedmiu towarzyszy.
Kiedy zatem Ireneusz powrócił do Lyonu, został powołany
na
Biskupa
tegoż miasta
po Świętym
Potynie.
Jako
wybitny teolog, zwalczał
w swoich pismach teorie gnostyków,

wykazując, że tylko Kościół przechował wiernie tradycję,
otrzymaną od Apostołów. Nie wiemy nic o działalności
duszpasterskiej Ireneusza. Pozostawił wszakże dzieło,
które stanowi prawdziwy jego pomnik

i wydaje najwymowniejsze świadectwo wiedzy teologicznej Autora, jak
też żarliwości apostolskiej o czystość wiary. Jest
to wspomniany już
traktat: „Przeciw herezjom”.

W
dziele tym przedstawił Ireneusz wszystkie błędy,
jakie nękały pierwotne chrześcijaństwo.

Jest to więc niezmiernie ważny dokument. Zbija on owe błędy i
daje wykład autentycznej
wiary.
Zawiera nie tylko
indeks herezji, ale także sumę tradycji apostolskiej i pierwszych
Ojców Kościoła.
O
śmierci
Ireneusza, w 202 roku,

pisze Euzebiusz, nie podając jednak, jaka to była śmierć. Dopiero
Święty Hieronim, w V wieku, czy potem Święty Grzegorz z Tours, w
wieku VI, piszą o
śmierci męczeńskiej.
Wpatrując
się w świetlany przykład świętości Biskupa
Ireneusza, ale także
wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz
jeszcze postawmy sobie to pytanie: Jak ja obecnie – i co
– tak naprawdę w swoim życiu buduję?…

2 komentarze

  • Ciągle buduję relacje z Bogiem i ludźmi. Nie zawsze mi to wychodzi. Panie pomóż mi otworzyć się całkowicie na Twoją miłość, na Twoje prowadzenie, bym na końcu swoich dni usłyszała, że wołasz mnie po imieniu.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.