Lepiej zapobiegać, niż leczyć…

L

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, około 2:00, czyli już dzisiaj, dotarliśmy do
Miastkowa po szczęśliwej i sprawnej podróży. Tak zakończył się
nasz pobyt w Szklarskiej Porębie, za który – wielka chwała Panu!
Wyjechaliśmy ze Szklarskiej wczoraj dopiero ok. 19:00, bo chcieliśmy
jeszcze tego ostatniego dnia nacieszyć się wyjątkowym miejscem i
atmosferą.
A
oto dzisiaj do Polski przylatuje Ksiądz Marek. Jeśli Bóg pozwoli,
to samolot wyląduje w Warszawie na Okęciu o godz. 11:45. Wszyscy
życzymy błogosławionego czasu odpoczynku i wspieramy modlitwą!
Dzisiaj
także, z Włodawy, wyrusza pierwsza z Grup 38 Pieszej Pielgrzymki
Podlaskiej. Niech Pan błogosławi Pielgrzymom i całemu temu
wielkiemu dziełu rekolekcji w drodze.
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Wtorek
17 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Ignacego z Loyoli, Kapłana,
do
czytań: Jr 14,17–22; Mt 13,36–43

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Oczy
moje wylewają łzy dzień i noc bez przerwy, bo wielki upadek
dotknie Dziewicę, Córę mojego ludu, klęska bardzo wielka. Gdy
wyjdę na pole – oto pobici mieczem. Jeśli pójdę do miasta –
oto męki głodu. Nawet prorok i kapłan błądzą po kraju nic nie
rozumiejąc.
Czy
nieodwołalnie odrzuciłeś Judę, albo czy odczuwasz wstręt do
Syjonu? Dlaczego nas dotknąłeś klęską bez możliwości uleczenia
nas? Spodziewaliśmy się pokoju, ale nie ma nic dobrego; czasu
uleczenia, a tu przerażenie.
Uznajemy,
Panie, naszą niegodziwość, przewrotność naszych przodków, bo
zgrzeszyliśmy przeciw Tobie. Nie odrzucaj nas przez wzgląd na Twoje
imię, od czci nie odsądzaj tronu Twojej chwały. Pamiętaj, nie
zrywaj swego Przymierza z nami.
Czy
są wśród bożków pogańskich tacy, którzy by zesłali deszcz?
Czy może niebo zsyła krople deszczu? Czy nie raczej Ty, Panie, nasz
Boże? W Tobie pokładamy nadzieję, bo Ty uczyniłeś to wszystko.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego
uczniowie i prosili Go: „Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście”.
On odpowiedział :
Tym,
który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat,
dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego.
Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest
koniec świata, a żeńcami są aniołowie.
Jak
więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu
świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego
królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się
nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i
zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce
w królestwie Ojca swego.
Kto
ma uszy, niechaj słucha”.

Oto
do czego prowadzi nieposłuszeństwo Bogu i buntowanie się przeciwko
Niemu! – tak możemy skonkludować przesłanie dzisiejszego
pierwszego czytania. Dość znamiennie bowiem brzmią słowa: Oczy
moje wylewają łzy dzień i noc bez przerwy, bo wielki upadek
dotknie Dziewicę, Córę mojego ludu, klęska bardzo wielka. Gdy
wyjdę na pole – oto pobici mieczem. Jeśli pójdę do miasta –
o
to
męki głodu. Nawet prorok i kapłan błądzą po kraju nic nie
rozumiejąc.

Właśnie!
Jeżeli
nawet prorok i kapłan niczego nie pojmują, są zdezorientowani i
przerażeni, to cóż dopiero powiedzieć o zwykłych ludziach? Z
drugiej jednak strony, to
przecież nikt inny, jak właśnie owi
ludzie przyczynili się do takiego stanu rzeczy.

I dobrze, gdyby mieli tego świadomość.
Oto
dzisiaj słyszymy Proroka Jeremiasza, wyrażającego skruchę swego
narodu, w tych słowach: Uznajemy,
Panie, naszą niegodziwość, przewrotność naszych przodków, bo
zgrzeszyliśmy przeciw Tobie. Nie odrzucaj nas przez wzgląd na Twoje
imię, od czci nie odsądzaj tronu Twojej chwały. Pamiętaj, nie
zrywaj swego Przymierza z nami.

A
w kontekście zarzutów, stawianych przez Boga, iż jego naród
oddaje cześć obcym i fałszywym bożkom, bardzo pocieszająco
brzmią słowa: Czy
są wśród bożków pogańskich tacy, którzy by zesłali deszcz?
Czy może niebo zsyła krople deszczu? Czy nie raczej Ty, Panie, nasz
Boże? W Tobie pokładamy nadzieję, bo Ty uczyniłeś to wszystko.

Czy
jednak Prorok wyrażał prawdziwe
nastawienie swego narodu,

czy tylko swoje własne? Czy
naród naprawdę zrozumiał swój błąd i szczerze
zwrócił się do swego Boga

– prawdziwego i jedynego Boga? Można mieć taką nadzieję,
szczególnie po tym, jak doświadczył klęsk i nieszczęść,
spowodowanych swoim bałwochwalstwem.
W
tym kontekście, trzeba powiedzieć, że wszystkie te kary i
przestrogi, i związane z nimi doświadczenia, jakich
doznał, są
naprawdę wielkim
dobrodziejstwem ze strony Boga.

Bo one przypominają narodowi o konieczności otrząśnięcia się i
powrotu na właściwą drogę. Zwłaszcza, jeżeli weźmiemy pod
uwagę treść dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus zapowiada Sąd
Ostateczny, a w jego trakcie – definitywne
rozprawienie się z wszelkim złem,

jakiego ludzie dopuszczali się za swego życia doczesnego.
Jezus
mówi: Jak
więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu
świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego
królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się
nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i
zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce
w królestwie Ojca swego.

Tak, sprawiedliwi będą się na wieki radować. A dla
niesprawiedliwych – nie będzie już nadziei. Im już nie będzie
dana żadna szansa, a tylko kara Boża, czego jednym z wyrazów
będzie – jak słyszeliśmy – płacz
i zgrzytanie zębów.
Te
bardzo ostre słowa uświadamiają nam, że ze złem nie ma żartów,
zła nie można akceptować, ze złem nie można pertraktować, zła
nie można oswajać czy jakkolwiek tłumaczyć. Zło
trzeba natychmiast z kretesem odrzucać!
Bo
za każde zło trzeba będzie kiedyś odpowiedzieć i ponieść jego
konsekwencje.
Moi
Drodzy, ja mam świadomość, że dzisiaj jest to jednym z mniej
wygodnych tematów:

o Sądzie Bożym, o Sądzie Ostatecznym, o piekle – w ogóle nie
chce się mówić. Nie wypada. To takie staroświeckie, niemodne,
wręcz zaściankowe. Wielu powie, że dzisiaj przede wszystkim trzeba
stawiać na głęboką motywację do wiary,

a nie straszyć ludzi piekłem.
Owszem,
motywacji do wiary zawsze trzeba poszukiwać. Ale nie
można zamykać oczu na prawdę o złym duchu

i jego pokrętnej, podstępnej działalności. I o osobistej
odpowiedzialności za zło

też nie można tak sobie przestać mówić. Zło
istnieje, zło jest groźne, za zło trzeba będzie ponieść
odpowiedzialność
i konsekwencje.

Może
więc lepiej go nie popełniać, bardziej
zdecydowanie go unikać?…
I trwać przy Bogu, słuchać Go i pełnić Jego wolę, zamiast
zastanawiać się potem, jak Boga przeprosić i przejednać Go sobie?

Wszak
nawet w świecie medycyny panuje przekonanie, że lepiej
jest chorobie zapobiegać, niż ją później leczyć.

Z chorobą grzechu jest dokładnie tak samo: o wiele lepiej jest jej
zapobiegać, niż potem ją leczyć. Albo doczekać się tego, że
choroba ta ostatecznie stoczy człowieka w czeluści piekła. Lepiej
zapobiegać. I trwać przy Bogu.
Tak,
jak trwał – i jak zapobiegał złu w swoim życiu – Patron dnia
dzisiejszego, znany jako Święty
Ignacy
z Loyoli.
Inigo
Lopez
urodził
się w roku 1491,
na zamku w Loyola,
w
kraju Basków, w Hiszpanii, jako
trzynaste dziecko w zamożnym rycerskim rodzie. O jego wczesnej
młodości mało wiemy. Na pewno otrzymał
staranne wychowanie.

Służył jako oficer w wojsku wicekróla Nawarry.
Wiadomo
też, że nosił długie włosy, spadające mu aż do ramion,
różnobarwne spodnie i kolorową czapkę. Publicznie najchętniej
pojawiał się w pancerzu
rycerza, nosząc miecz, sztylet i oręż wszelkiego rodzaju.

Kiedy po latach opowiadał współbraciom o swoim życiu, wyznał, że
do trzydziestego roku
życia oddawał się marnościom świata,

że największą jego rozkoszą były ćwiczenia rycerskie z próżnej
żądzy sławy. W czasie walk hiszpańsko – francuskich znalazł
się w oblężonej Pampelunie. Zraniony
poważnie przez kulę armatnią w prawą nogę, został przewieziony
do rodzinnego zamku. Było to w roku 1521.

Długie miesiące rekonwalescencji były dla niego okresem
łaski i gruntownej przemiany.

Dla
zajęcia czymś długiego czasu bezczynności, poprosił o jakąś
lekturę, najlepiej – powieści rycerskie. Jednak na zamku ich nie
było. Podano
mu więc książkę:
Życie
Jezusa”
.
Gdy tylko wyzdrowiał – chociaż na nogę kulał całe życie –
opuścił rodzinny zamek i udał się do pobliskiego sanktuarium
maryjnego, Montserratu. Zdumionemu
żebrakowi oddał swój kosztowny strój rycerski. Przed cudownym
wizerunkiem Maryi złożył swoją broń.

Stąd
udał się do Manrezy, gdzie zamieszkał w celi, użyczonej mu przez
dominikanów. I tu jednak wydawało mu się, że ma za wiele wygód.
Dlatego zamieszkał w jednej z licznych tam grot. Aby zdławić
w sobie starego, próżnego, ambitnego człowieka,

nie golił się ani nie strzygł, pościł codziennie i biczował
się. Codziennie bywał u dominikanów na Mszy Świętej. Oddawał
się modlitwie i rozważaniu Męki Pańskiej.

Szatan dręczył go gwałtownymi pokusami aż do myśli o
samobójstwie.
W
takich zmaganiach powstał szkic jego najważniejszego
dzieła, jakim są
Ćwiczenia
duchowne”
.
Formę
ostateczną otrzymały one dopiero w 1540 roku. Były więc owocem
dziewiętnastu lat przemyśleń i kontemplacji.

Pragnąc nawiedzenia Ziemi Świętej i męczeństwa na niej z rąk
Turków, Ignacy zupełnie wyczerpany z sił, przez Rzym i Wenecję
udał się w pielgrzymkę. Żył z użebranych pieniędzy i
czynionych po drodze przysług. W
1523 roku, dotarł szczęśliwie do celu. Chciał tam pozostać do
końca życia,

dopiero w wyniku nalegań tamtejszego legata papieskiego wrócił do
kraju. W drodze był dwukrotnie więziony pod zarzutem szpiegostwa.
Po
długiej podróży powrócił do Barcelony, gdzie przez
dwa lata uczył się języka łacińskiego.

Nie wstydził się zasiadać w ławie szkolnej z dziećmi, chociaż
miał już wówczas trzydzieści cztery lata. Potem udał się do
Alkala, by na tamtejszym uniwersytecie studiować filozofię. Wolny
czas poświęcał nauczaniu
prawd wiary prostych ludzi. Mieszkał w szpitalu i utrzymywał się
za posługę oddawaną chorym.

Jego żebraczy strój i niezwykły tryb życia wzbudziły u
niektórych podejrzenie, czy
przypadkiem nie należy on do sekty
alumbrado”,
która
w tym czasie niepokoiła w Hiszpanii władze kościelne. Został
nawet na jakiś czas uwięziony przez Świętą Inkwizycję, co potem
jeszcze kilka razy się powtórzyło. Wszystkie te przykrości znosił
jednak z radością – dla Jezusa.
W
roku 1528 udał się do Paryża,

gdzie na tamtejszym uniwersytecie zapoznał się i zaprzyjaźnił z
Błogosławionym Piotrem Favrem i ze Świętym Franciszkiem Ksawerym.
Do ich trójki dołączyło niebawem jeszcze kilku mężczyzn. I to
właśnie wszyscy oni zebrali
się rankiem 15 sierpnia 1534 roku w kapliczce na zboczu wzgórza
Montmartre
i tam w czasie
Mszy Świętej, odprawionej przez Piotra Favre’a, który przed
miesiącem otrzymał święcenia kapłańskie, złożyli
śluby ubóstwa, czystości oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza
Ojcu Świętemu. W ten sposób powstał nowy zakon, zwany
Towarzystwem Jezusowym, potocznie zwanym jezuitami.

Jego
członkowie, zaraz po zawiązaniu nowej wspólnoty, chcieli
udać się do Ziemi Świętej,

aby nawracać niewiernych i z ich ręki ponieść śmierć męczeńską.
Do pielgrzymki jednak nie doszło. Wówczas udali się do Rzymu, aby
przedstawić się
Papieżowi i oddać się do jego dyspozycji.
Papież
Paweł III przyjął ich uprzejmie i zachęcił, by wszyscy przyjęli
święcenia kapłańskie. Stało się to rzeczywiście w 1536 roku.
Potem oddali się posłudze chorych po szpitalach i nauczaniu prawd
wiary wśród dzieci.
Na
polecenie Papieża, Ignacy opracował Konstytucje
swego Zakonu.
Po wielu
przeszkodach Rzym zatwierdził je w 1540 roku. w tym czasie liczba
członków Towarzystwa Jezusowego bardzo szybko rosła – i to w
różnych krajach! W roku
1541 zebrała się pierwsza kapituła generalna. Przełożonym
generalnym jednogłośnie został wybrany Ignacy.
I
tak już do końca życia, przez ostatnich szesnaście lat, był on –
jeśli tak można powiedzieć – przykuty
do swojego biurka i rzadko opuszczał progi domu generalnego swego
zakonu, by być zawsze do dyspozycji duchowych synów.

Owocem jego pracy jest zachowanych około siedmiu tysięcy listów.
Nękany
różnymi chorobami i dolegliwościami, zmarł
na rękach swoich współbraci w dniu 31 lipca 1556 roku.

Pozostawił wiele mądrych i głębokich dzieł, zawierających
niezwykle cenne pouczenia duchowe. Zachęcał w nich do praktykowania
codziennej modlitwy myślnej, wkazywał także na liturgię jako na
źródło życia duchowego. Świętego
Ignacego z Loyoli kanonizował w 1623 roku Papież Grzegorz XV.

Jego relikwie spoczywają w rzymskim kościele
di
Gesu.
A
oto fragment historii życia naszego dzisiejszego Patrona, spisanej
na podstawie jego własnych opowiadań przez Ludwika Consalvo:
„Ignacy rozczytywał
się w próżnych i zmyślonych dziełach,

które opowiadały o niezwykłych czynach sławnych ludzi. Skoro więc
poczuł się lepiej, prosił, aby dla zajęcia czasu przyniesiono mu
parę takich książek. Ale w tym domu takich właśnie nie było.
Podano mu zatem „Życie
Jezusa” oraz „Żywoty Świętych”,

obydwie w języku ojczystym.
Czytał
je często i wkrótce
zaczęło go pociągać to, co w nich odnajdywał.

Nieraz też podczas czytania biegł myślą do tego, co czytał
dawniej, do marzeń, którymi zajmował się uprzednio, i do wielu
podobnych spraw, jak się mu kolejno narzucały.
Zarazem
i miłosierdzie Boże
przychodziło z pomocą, zastępując tamte myśli innymi,
pochodzącymi z najnowszego czytania.

Kiedy więc czytał o życiu Chrystusa Pana i Świętych, zastanawiał
się i pytał samego siebie: A
gdybym tak ja zaczął postępować jak Święty Franciszek albo
Święty Dominik?
Wiele
nad tym rozmyślał. Te myśli pozostawały w nim dość długo, a
następnie wskutek zaistniałej jakiejś okoliczności zastępowały
je próżne marzenia światowe. One także zatrzymywały się na
dłuższy czas. Taka
zmienność myśli trwała w nim dość długo.
Pomiędzy
owymi dwoma rodzajami myśli istniała jednak pewna różnica. Gdy
się bowiem zajmował sprawami
światowymi, odczuwał wielką przyjemność, kiedy znużony
zaprzestawał, przeżywał smutek i pustkę.

Kiedy natomiast rozmyślał o naśladowaniu wielkich dzieł pokuty,
dokonywanych przez świętych mężów, wtedy odczuwał
przyjemność nie tylko rozmyślając, ale także po zaprzestaniu
rozmyślania.

Przez pewien czas nie dostrzegał tej różnicy ani nie przywiązywał
do niej wagi, aż pewnego dnia otwarły się oczy jego duszy i zaczął
się zastanawiać, widząc najwyraźniej, iż jeden
rodzaj rozmyślania napawa go smutkiem, drugi radością.

Taka
była jego pierwsza medytacja o sprawach Bożych.” Tyle z dzieła
opisującego życiową drogą Świętego Ignacego.
A
my, słuchając Słowa Bożego, przeznaczonego na dzień dzisiejszy w
liturgii Kościoła, a także
wpatrując się w duchową sylwetkę dzisiejszego Patrona, zapytajmy
samych siebie, czy
zdecydowanie unikamy
każdej okazji do grzechu?

Czy koncentrujemy większą uwagę na codziennym czynieniu dobra?

2 komentarze

  • Coś źle wcisnęłam i komentarz mi zniknął, był chyba chwastem… Panie, oczyszczaj mnie już teraz. Zabierz złudzenia, chcę żyć w Prawdzie, bo Ty Jezu jesteś Drogą, Prawdą i Życiem.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.