Miłość – jaka tak naprawdę?…

M

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa nasz
stały Komentator, Robert Pogorzelski, któremu całym sercem
dziękuję za bardzo jasne, konkretne, nierzadko radykalne, ale
głęboko umotywowane i 
rzetelnie przemyślane
refleksje, wsparte – co łatwo zauważyć – szeroką wiedzą i
wszechstronnym oczytaniem. A nade wszystko – głębokim życiem
religijnym. Dziękując za to ogromne bogactwo, jakie Dostojny
Jubilat wnosi do naszych rozważań, życzę Bożej opieki i Bożego
prowadzenia na każdy dzień. Zapewniam o modlitwie!
Moi
Drodzy, od dzisiaj – przez najbliższe dni – zamierzam prowadzić
rozmowy z moimi Kandydatami do Bierzmowania, w ramach podsumowania
rocznego przygotowania i bezpośredniego już wejścia w czas
przeżywania samego Sakramentu. Te rozmowy zamierzam prowadzić
zarówno z każdym z Kandydatów, jak i z obojgiem Jego Rodziców. Na
każdą Rodzinę przeznaczam pół godziny.
Chodzi
mi o spokojną rozmowę o atmosferze religijnej domu oraz o odpowiedź
na pytanie: Co dalej? Co po Bierzmowaniu?
Będzie
to dla mnie dość pracowity czas, ale jestem pewien, że owocny…
Niech Pan sam błogosławi moim Kandydatom, aby dobrze przygotowali
się do przyjęcia tak ważnego Sakramentu…
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Środa
24 tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: 1 Kor 12,31–13,13; Łk 7,31–35

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze
doskonalszą. Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości
bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał
brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie
tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę,
tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym
niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a
ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym
nie zyskał.
Miłość
cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka
poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie
szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy
się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. Nie jest jak
proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który
zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko
poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest
doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem
dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak
dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego co
dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno – wtedy zaś
zobaczymy twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś
będę poznawał tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają
wiara, nadzieja, miłość – te trzy. Z nich zaś największa jest
miłość!

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Po
odejściu wysłanników Jana Chrzciciela Jezus powiedział do tłumów:
„Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są
podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno
przymawiają jedne drugim: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście;
biadaliśmy, a wyście nie płakali».
Przyszedł
bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy
mówicie: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i
pije; a wy mówicie: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i
grzeszników». A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej
słuszność”.

Usłyszany
przez nas przed chwilą fragment Pierwszego Listu do Koryntian
Świętego Pawła Apostoła, zwany powszechnie Hymnem
o miłości,
bywa też w
niektórych biblijnych komentarzach określany mianem Pieśni
nad Pieśniami Nowego Testamentu.

I jest to z pewnością
prawdą, bo sposób, w jaki Apostoł mówi tu o miłości,
rzeczywiście może wręcz zachwycać, gdyż jest to wspaniały
poemat na cześć czystej i pięknej miłości,

łączącej ludzi.
Można
więc – czytając go – rozmarzyć się wręcz i nawet wzruszyć,
gdyby nie Ewangelia, która jakoś zupełnie nie
pasuje do tego sielskiego obrazu.

Bo Jezus wypomina w niej –
jak ich określa – „ludziom tego pokolenia” przekorę,
złośliwość, upór…

Nijak to się ma do tej błogiej
atmosfery, jaka emanuje z pierwszego czytania. A skoro tak, to może
i w pierwszym czytaniu nie
chodzi jedynie o błogą i
sielską atmosferę, a
o konkretną postawę,

która ma cechować ucznia Chrystusa?
Bo
chociaż słowa, jakimi dzisiaj Paweł wyraża swoją naukę o
miłości, faktycznie są wzniosłe i wzruszające, to jednak
praktykowanie na co dzień
tak opisanej miłości niewiele ma zwykle wspólnego z poezją… To
jest często radykalne
pokonywanie siebie,
to
jest przełamywanie swojego egoizmu, to jest codzienne, cierpliwe
ofiarowanie siebie drugiemu człowiekowi – właśnie w duchu tych
słów: Miłość
cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka
poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie
szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy
się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.

Gdybyśmy
tak zechcieli zastanowić się nad każdym z zacytowanych zdań: co
chociażby oznacza, że miłość jest cierpliwa,

albo że nie szuka poklasku, albo że nie unosi się pychą, albo
też: że nie unosi się gniewem, lub wreszcie: że wszystko
przetrzyma – to czy skojarzy
nam się to ze słodką poezją

i jakimś beztroskim marzycielstwem, czy jednak z ostrą
wewnętrzną walką,

którą nieraz musimy toczyć z własnymi słabościami,
przyzwyczajeniami, z własnym egoizmem i dopasowywaniem wszystkiego
do siebie?… A to jest naprawdę
bardzo trudne.
Jak
słyszeliśmy w Ewangelii, „ludzie tego pokolenia”, które żyło
z Jezusem, nie starali się nawet o to, żeby coś ze swego egoizmu
pokonywać. Jak stwierdził dziś sam Jezus, byli
oni podobni
[…]
do dzieci,
które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim:
«Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście
nie płakali».

Niczym rozkapryszone dzieci… Taka
postawa nie ma nic wspólnego z miłością.
Miłość
bowiem – żeby to jeszcze raz powtórzyć – to niejednokrotnie
ciężka walka i
intensywna praca nad sobą.

Nic to nie ma wspólnego z poezją. I nie mówimy sobie tego tutaj po
to, aby wprowadzać nastrój
pesymizmu, czy odzierać coś tak pięknego, jak miłość – z
jej piękna.
Nic z tych
rzeczy! Chodzi natomiast o to, aby postrzegać
ją w sposób realistyczny

i na pewno nie sprowadzać jedynie do taniego i płytkiego uczucia.
Jeżeli
bowiem miałaby ona być sprowadzona do taniego uczucia, a słowa
Apostoła Pawła, które dziś rozważamy, stałyby się jedynie
piękną dedykacją,

jedynie miłym dla ucha wierszykiem, wypisanym na samogrającej
kartce, to z pewnością wcześniej czy później doznalibyśmy
potężnego rozczarowania
taką
miłością… Bo taka miłość
nie jest w stanie kształtować życia. Taka miłość nie niesie
ze sobą dobra. I szybko okaże
się, że tak pojmowana miłość nie
jest cierpliwa, nie jest łaskawa…

Tak pojmowana miłość właśnie
jest zazdrosna, szuka poklasku,
ciągłego
doceniania… Tak
ulotnie pojmowana miłość łatwo unosi
się gniewem i pychą,

niewiele znosi i niewiele przetrzyma. Tak pojmowana miłość –
szybko ustaje.
Bo
tak pojmowana miłość – to
jest żadna miłość.

Miłość prawdziwa jest konkretna, wymagająca.
Miłość prawdziwa
kosztuje
– bo musi kosztować. Skoro jest jakąś wartością – niemałą
wartością
– to musi
kosztować.
Dlatego
słuchając lub czytając kiedykolwiek Pawłowy Hymn o miłości,
postarajmy się nigdy nie patrzeć nań jako na słodki wierszyk, ale
jako na program pracy!
Pracy, która – wsparta łaską Bożą – zaowocuje
właśnie prawdziwą
miłością.
Jak
to zatem w
końcu jest z tą moją miłością? Co mogę o niej na ten temat
powiedzieć? Czym ona jest: rzetelną
i konkretną pracą nad sobą

– czy pięknymi może, ale nic nie znaczącymi słowami?…

13 komentarzy

  • Robercie, na Twoje urodziny Jezus obdarował Cię pięknym ale wymagającym Słowem w Pierwszym Czytaniu. Życzę Ci takiej miłości o które mówi św. Paweł, życzę pełnego Bożego obdarowania w tym życiu i w przyszłym. Niech Ci Bóg błogosławi. Szczęść Boże.

  • Bardzo fajny pomysł z tymi rozmowami z kandydatami do Bierzmowania i ich rodzicami. Wśród moich rówieśników często padała odpowiedź, że "idę na Bierzmowanie, bo mi się kiedyś może do ślubu kościelnego przydać…" Ciekawe, co odpowiedzą księdzu kandydaci i rodzice. Mam nadzieję, że kiedyś ksiądz o tym wspomni. Pozdrowienia dla Roberta w dniu jego święta:) Ania2.

    • Tylko kilka Osób wprost o tym tak mówiło. Większość mówiła o wierze, o bliskości Boga – podobnie, jak Ich Rodzice. Jak to będzie w praktyce i co naprawdę wszyscy myśleli – tego nie wiem. I nie zamierzam dochodzić. Nie będę też mojej Młodzieży kontrolował. Wielokrotnie to Im mówiłem, że czas podpisów w dzienniczku się skończył. Teraz stawiam na Ich dojrzałość. I to nie tyle, że ja stawiam, bo ja kiedyś z tej Parafii odejdę, i każdy kolejny Ksiądz odejdzie, a pozostanie osobista relacja z Jezusem. A tę już każdy musi kształtować sam.
      O bardziej szczegółowych kwestiach nie mogę mówić, bo rozmowy te traktuję jako rozmowy duszpasterskie, które z zasady objęte są poufnością.
      Ks. Jacek

  • Miłość jest wymagająca dlatego pragnie ludzkiej pokory.
    "Gdy człowiek godnie przyjmuje Moje Święte, Eucharystyczne Serce, Ja wraz z Ojcem i Duchem Świętym wchodzimy do wnętrza waszej duszy. Po połknięciu Świętych Postaci, tuż po przejściu Ich przez wasz przełyk, rozdziela się Bóstwo od Chleba i Wina. Postać fizyczna ulega strawieniu, wchłonięciu przez organizm, zaś Bóstwo Boga wypełnia i uświęca duszę.

    Dusza człowieka po przyjęciu godnym na kolanach i do ust Mojego Świętego Eucharystycznego Serca nabiera sił i mocy, bo wówczas mocna jest Mocą Trójcy Świętej. Rani Mnie wasza inna postawa niż klęcząca i do ust, z rąk kapłana i diakona. Gdy w innej postawie przyjmujecie Moje Święte Eucharystyczne Serce, to jest wam policzone, jako zniewaga Bożego Majestatu."
    Daremny trud pracy z młodzieżą, który uczy tylko ciężkiej walki nad sobą. Sakramenty święte są tak cennym darem, że pyszne przyjmowanie ich w postawie stojącej nie przynosi żadnej korzyści. Właśnie rozpoczął się upadek Kościoła w tej formie jaką znamy i żadne rozmowy temu nie zaradzą. Nadzieja jeszcze w małych parafiach gdzie gorliwi kapłani wskażą, wbrew nakazowi z góry, drogę ratunku by sakrament bierzmowania nie był uroczystym pożegnaniem z Kościołem.

    • "Daremny trud pracy z młodzieżą, który uczy tylko ciężkiej walki nad sobą. ", nie zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami,ja widuję młodych przed i po bierzmowaniu uczestniczących w naszych modlitwach Wspólnotowych i jestem mile zdumiona ich zaangażowaniem w modlitwie, w posłudze w kościele.
      Co to za stwierdzenie " Daremny trud pracy z młodzieżą, który uczy tylko ciężkiej walki nad sobą" ??? Bez pracy nie ma kołaczy…
      Piszesz " że pyszne przyjmowanie ich ( Sakramentu) w postawie stojącej nie przynosi żadnej korzyści."
      Po czym poznajesz, że człowiek jest wówczas pyszny, ja uważam, że ani pokory ani pychy nie widać na zewnątrz, ma się ją w sercu.
      "Właśnie rozpoczął się upadek Kościoła w tej formie jaką znamy i żadne rozmowy temu nie zaradzą." Współpraca księdza z Rodzicami nad duchowym rozwojem dzieci, Ty uważasz za daremne? to daj swoją propozycję przeciwdziałania temu, nie tylko krytykuj.
      "Nadzieja jeszcze w małych parafiach gdzie gorliwi kapłani wskażą, wbrew nakazowi z góry, drogę ratunku by sakrament bierzmowania nie był uroczystym pożegnaniem z Kościołem."
      " …w małych parafiach ???" tu potrzeba zaangażowania i troski wszystkich; Ciebie i mnie i wszystkich rodziców, również kapłanów i nauczycieli.

    • Bardzo szanuję wypowiedzi Daśka – i samego Daśka – ale akurat tę powyższą wypowiedź traktuję jako bardzo niezrozumiałą, niesprawiedliwą, a do pewnego stopnia także arogancką. Wzywam do posłuszeństwa Kościołowi! Inaczej grozi stworzenie własnego, prywatnego "kościoła". Ks. Jacek

  • Zaczyna się i nie ma odwrotu. Kościół upada. Widzę zaangażowanie szafarzy, a nawet szafarki. Pustki w kosciołach i wyludnione poelgrzymki. Ksieża modernisci narzucają swoją wizję ewangelizacji, która prowadzi do katastrofy. Wybaczcie, ale czarno to widzę.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.