Dana mi łaska nie okazała się daremna…

D

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Sebastian
Gruszczyński, przez pewien czas – Lektor w Miastkowie i Wiceprezes
Służby liturgicznej. Dziękując Jubilatowi za to, że pomógł mi
na początku mojej posługi wikariusza w tej Parafii „ogarnąć”
Służbę liturgiczną, życzę Bożego błogosławieństwa na całe
życie! I zapewniam o modlitwie.
Dzisiaj
ciąg dalszy rozmów z Kandydatami do Bierzmowania i Ich Rodzicami.
Po wczorajszych rozmowach mam bardzo dobre wrażenia i przemyślenia.
Moi
Drodzy, czy pamiętacie w modlitwach o Księdzu Marku? Prosił nas o
duchowe wsparcie w czasie rekolekcji i w innych działaniach, które
w tych dniach podejmuje. To właśnie z ich powodu nie mamy w tym
tygodniu słówka z Syberii. Nie zapominajmy o tak niezwykle ważnym
i tak bardzo potrzebnym duchowym towarzyszeniu Księdzu Markowi i
Tym, których ma wokół siebie – w całym tym wielkim dobru, jakie
się tam aktualnie dokonuje.
Życzę
Wszystkim błogosławionego dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Czwartek
24 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Męczenników: Andrzeja
Kim Taegon, Kapłana,
Pawła
Chong Hasang i Towarzyszy,
do
czytań: 1 Kor 15,1–11; Łk 7,36–50

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Przypominam,
bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którą przyjęliście i
w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni,
jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem. Chyba żebyście
uwierzyli na próżno. Przekazałem wam na początku to, co
przejąłem: że Chrystus umarł za nasze grzechy zgodnie z Pismem,
że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z
Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później
zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie;
większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem
ukazał się Jakubowi, później wszystkim Apostołom. W końcu, już
po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi.
Jestem
bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się
apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską
Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się
daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja,
co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Tak więc czy to ja, czy inni,
tak nauczamy i tak wyście uwierzyli.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jeden
z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc
do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która
prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest
gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowego olejku
i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego
nogi łzami i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała
Jego stopy i namaszczała je olejkiem.
Widząc
to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: „Gdyby On
był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta,
która się Go dotyka, że jest grzesznicą”.
Na
to Jezus rzekł do niego: „Szymonie, muszę ci coś powiedzieć”.
On
rzekł: „Powiedz, Nauczycielu”.
Pewien
wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset
denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać,
darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?”
Szymon
odpowiedział: „Sądzę, że ten, któremu więcej darował”.
On
mu rzekł: „Słusznie osądziłeś”. Potem zwrócił się do
kobiety i rzekł Szymonowi: „Widzisz tę kobietę? Wszedłem do
twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała
Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a
ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie
namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi.
Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ
bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”.
Do
niej zaś rzekł: „Twoje grzechy są odpuszczone”.
Na
to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: „Któż On
jest, że nawet grzechy odpuszcza?”
On
zaś rzekł do kobiety: „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”.

Komentatorzy
biblijni zwracają uwagę, że te oto słowa Apostoła Pawła z
dzisiejszego pierwszego czytania: Przekazałem
wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł za nasze
grzechy zgodnie z Pismem, że został pogrzebany, że zmartwychwstał
trzeciego dnia zgodnie z Pismem

to
najstarsze
spisane wyznanie
wiary pierwotnego Kościoła,

dotyczące Zmartwychwstania Jezusa,
czyli
najbardziej podstawowej prawdy – prawdy zbawczej, a jednocześnie:
prawdy
konstytuującej
Kościół.

To
przecież na tej prawdzie – jak na fundamencie – został
on zbudowany, gdyż ona stanowi najwyższy i chyba jedyny
sens jego istnienia.

Gdyby bowiem Chrystus nie zmartwychwstał, nie byłoby Kościoła,
nie byłoby też naszego zbawienia. Dlatego Apostołowi tak bardzo
zależało
na głoszeniu
tej prawdy,

a jednocześnie – na jej uwiarygodnieniu.

Stąd
też po
przypomnieniu samej treści owej głównej prawdy wiary Kościoła,
przedstawił
– jeśli to można tak określić – listę
świadków,
a więc osób, które widziały Zmartwychwstałego. Napisał,
że kiedy Jezus zmartwychwstał, wówczas ukazał
się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż
pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd,
niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później
wszystkim Apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się
także i mnie jako poronionemu płodowi.

Długa
to lista – jak widzimy.
Miał
zatem kto potwierdzić prawdziwość owego świadectwa,
przedstawionego przez Pawła, a wyznawanego przez ówczesnych
chrześcijan. Na
końcu tej listy

zobaczyliśmy samego Pawła, określającego mianem „poronionego
płodu”.

To bardzo mocne, wręcz drastyczne określenie. Dlaczego akurat
takiego Apostoł użył?
On
sam to wyjaśnia w następnych zdaniach, pisząc: Jestem
bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się
apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży.

To
naprawdę wielka pokora i uniżenie.
Jednak
– co ciekawe – w kolejnych zdaniach Paweł jakby
podnosi głowę

i z całą pokorą, ale i z głębokim wewnętrznym przekonaniem
stwierdza, że jednak coś
dobrego w życiu zrobił

i starał się nie marnować łaski, jaką mu Pan okazał. Tak o tym
pisał:
Lecz
za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie
okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich
wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Tak więc
czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli.

Ciekawe, prawda?
Z
jednej strony – świadomość słabości i bardzo
nieciekawej przeszłości,

z drugiej jednak strony: świadomość konkretnych
owoców pracy apostolskiej,
wspartej
oczywiście łaską Bożą. I to właśnie ten Paweł siebie samego
dopisuje do listy świadków – może nie tyle samego faktu
Zmartwychwstania, bo
wtedy jeszcze nie należał do Grona Apostołów,
co świadków
Zmartwychwstałego,

bowiem na oczach Apostoła i przez jego ręce dokonywały się
niezwykłe
znaki,

jakich Jezus w swoim Kościele dokonywał. Dlatego właśnie Paweł
mógł tak śmiało swoje imię do tej listy dopisać.
Z
pewnością, na tej liście mogłaby się też znaleźć kobieta,
opisana w dzisiejszej Ewangelii.

Jak dowiadujemy się z
relacji Świętego Łukasza,
prowadziła
w mieście życie grzeszne.
Jednak
dowiedziawszy się, że 
[Jezus]
jest
gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowego olejku
i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego
nogi łzami i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała
Jego stopy i namaszczała je olejkiem.

Jej grzechy zostały odpuszczone i mogła zacząć nowe życie. Czyż
nie było to jej prawdziwe
zmartwychwstanie?
I
czy nie doświadczyła na sobie mocy zmartwychwstania Jezusa, które
jeszcze wtedy – w sensie faktycznym – nie dokonało się, ale
właśnie przez
takie fakty było zapowiadane?
Moi
Drodzy, do tej listy świadków, potwierdzających z całą mocy, że
Chrystus umarł za nasze grzechy zgodnie z Pismem, że został
pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem

winniśmy
dopisać także swoje imię. A nie tyle
dopisać na papierze, co
bardziej znaleźć faktycznie swoje miejsce w gronie tych, którzy
całym swoim życiem i całą postawą naprawdę
świadczyć będą, że Jezus zmartwychwstał,

że żyje – i że naprawdę działa w swoim Kościele. Konkretnie
działa w życiu każdej i każdego z nas.
Bardzo
przekonującymi świadkami tej prawdy byli i

Patronowie dnia dzisiejszego: Święci
Męczenni
cy:
Andrzej
Kim Taegon, Kapłan, Paw
eł
Chong Hasang i 
ich
Towarzysze.
Jeden
z nich,
Andrzej Kim Taegon,
był
pierwszym kapłanem koreańskim. Urodził
się w 1821 roku,
w
koreańskiej prowincji Tcziong–Czu. Jego ojciec, Ignacy, zginął w
czasie prześladowań w roku 1839 i
został beatyfikowany w roku 1925.

Po chrzcie, który Andrzej przyjął mając lat piętnaście, przebył
kilkaset kilometrów do seminarium w Makao w Chinach. Po sześciu
latach zdołał wrócić do swojego kraju poprzez Mandżurię.
W
tym samym roku przebył Morze Żółte i w
Szanghaju, w roku 1845, przyjął święcenia kapłańskie.

Został skierowany do przygotowania bezpiecznej
przeprawy wodnej dla misjonarzy chrześcijańskich,
tak aby udało im się ujść straży granicznej. Został jednak
aresztowany i po torturach
ścięty
niedaleko
stolicy swojego kraju, Seulu, w
dniu 16 września
1846 roku.
Z
kolei inny
dzisiejszy Patron, Paweł
Chong Hasang,
był
współpracownikiem i tłumaczem kapłanów. Przez dwadzieścia lat
przewodził wspólnocie chrześcijańskiej w Korei. Kiedy był
klerykiem, poniósł śmierć w wieku czterdziestu czterech lat –
ścięty mieczem w dniu 22
kwietnia 1839 roku.
A
trzeba tu jeszcze wspomnieć,
chrześcijaństwo
dotarło do Korei
podczas
japońskiej inwazji w 1592 roku,
kiedy to ochrzczono zaledwie kilku Koreańczyków, czego
prawdopodobnie dokonali katoliccy żołnierze japońscy.
Ewangelizacja była
utrudniona,
ponieważ
Korea przez wiele dziesiątków lat całkowicie izolowała się od
innych państw, pozwalając swoim mieszkańcom jedynie na coroczną
wyprawę do Pekinu w celu zapłacenia podatków. Przy okazji jednej z
takich wypraw, w 1777
roku, udało się przewieźć do Korei książki chrześcijańskie,

otrzymane od jezuitów w Chinach. W ten sposób zaczął się powolny
rozwój Kościoła w Korei.
Kiedy
dwanaście lat później udało się na teren Korei przedostać
chińskiemu księdzu, zastał
on tam już około czterech tysięcy chrześcijan,

spośród których żaden dotąd jeszcze nigdy nie widział kapłana.
Siedem lat później chrześcijan w Korei było już prawie dziesięć
tysięcy. Wolność
religijną wprowadzono dopiero w 1887 roku,

po podpisaniu traktatu z Francją. W XIX wieku poniosło śmierć
męczeńską trzech biskupów katolickich, dziesięciu kapłanów i
ponad dziesięć tysięcy wiernych. Z nich tylko część dostąpiła
chwały ołtarzy.
Papież
Jan Paweł II, podczas swojej wizyty apostolskiej w Korei w 1984
roku, kanonizował

oprócz Andrzeja Kim Taegon i Pawła Chong Hasang – także
dziewięćdziesięciu ośmiu Koreańczyków i trzech misjonarzy
francuskich. W całej tej grupie byli biskupi i księża, jednak
większość stanowili
ludzie świeccy.
W
swojej ostatniej zachęcie,
skierowanej do wiernych, Święty Andrzeja Kim Taegon tak pisał z
więzienia: „Umiłowani bracia i przyjaciele! […] U
Pana świat jest rolą; my, ludzie – jakby ryżem, a łaska
wilgocią.
On to dzięki
Wcieleniu i Odkupieniu nawadnia nas krwią swoją, abyśmy mogli
wzrastać i dojrzewać. W dniu sądu, gdy przyjdzie czas zbiorów,
ten, kto dzięki łasce okaże się dojrzały
– jako przybrane dziecko Boże – radować się będzie
Królestwem
niebieskim;
kto zaś nie
będzie dojrzały, stanie się jako nieprzyjaciel, i choć sam był
już przybranym dzieckiem, otrzyma sprawiedliwą karę na wieki.
Bracia
najmilsi, to wiedzcie, że Pan nasz, Jezus, przyszedłszy na świat,
przecierpiał niezliczone udręki. Przez swoją mękę założył
Święty
Kościół i pomnaża go cierpieniem wiernych.

Choć moce tego świata uciskają Kościół i zwalczają, to jednak
nigdy nie zdołają go
pokonać!
Po
Wniebowstąpieniu, od czasów apostolskich aż po dni obecne, Kościół
Święty wszędzie wzrasta pośród ucisków.
Teraz
zaś od pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu już lat, odkąd
święty Kościół zaczął istnieć w naszej Korei, wierni
raz po raz znoszą ucisk,

a i dzisiaj również szaleje prześladowanie. Wielu braci w tej
samej wierze, pośród nich i ja, zostaliśmy wtrąceni do więzienia.
Także i wy żyjecie pośrodku prześladowań. Ponieważ wspólnie
jedno ciało stanowimy, jakże się nie smucić tym szczerze? Jakże
nie odczuwać po ludzku bólu z powodu rozdzielenia?
Jednakże,
jak mówi Pismo, Bóg troszczy się o najmniejszy włos na głowie, i
to całą swoją wszechwiedzą. Toteż czy można widzieć w tym
prześladowaniu coś innego, jak rozkaz Pana, Jego nagrodę lub
wreszcie Jego karę? Postępujcie
zatem zgodnie z Bożą wolą, z całego serca walczcie pod wodzą
Jezusa, niebiańskiego
Przewodnika,
pokonujcie moce tego świata, zwyciężone już przez Chrystusa!

Proszę was, nie zaniedbujcie miłości braterskiej, ale pomagajcie
sobie wzajemnie. Wytrwajcie, dopóki Pan nie zmiłuje się nad nami i
nie oddali utrapień.
Jest
nas tutaj dwudziestu, i wszyscy dzięki Bogu trzymają się dobrze.
Jeśli ktoś zostanie zabity, pamiętajcie,
proszę was, o jego rodzinie.

Wiele mam jeszcze do powiedzenia, ale jakże to wyrazić na piśmie?
Kończę więc list. Ponieważ bliscy jesteśmy ostatecznej walki,
dlatego proszę was, abyście postępowali
zgodnie z zasadami wiary,

tak abyśmy dostawszy się do nieba, wspólnie mogli sobie nawzajem
powinszować. Pozostawiam wam pocałunek miłości.” Tyle z listu
Świętego Andrzeja Kim Taegon.
Wpatrzeni
w heroiczne świadectwo Męczenników koreańskich, oraz zasłuchani
w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zapytajmy
samych siebie i odważnie odpowiedzmy na pytanie: Czy
jestem świadkiem

Zmartwychwstania Jezusa? Na
ile przekonujące

jest to moje świadectwo?
I w czym tak konkretnie się wyraża?…

5 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.