Czy miłujesz Mnie więcej?…

C

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywa Pani Irena Zaborska, Gospodyni w Parafii w
Ciepielowie, w Diecezji Radomskiej – Osoba zawsze bardzo życzliwa
Uczestnikom Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej na Jasną Górę, ale też
Uczestnikom moich rajdów rowerowych z Młodzieżą, organizowanych
trasą tejże Pielgrzymki. Dziękując Pani Irenie za dobre serce,
życzę Bożego błogosławieństwa i pogody ducha na każdy dzień!
Zapewniam o modlitwie!
Moi
Drodzy, wspaniałe rzeczy dzieją się w mojej rodzinnej Parafii.
Jubileuszowe Misje Ewangelizacyjne naprawdę poruszają ludzkie
serca. A wczorajsza Msza Święta wieczorna, z odnowieniem
przyrzeczeń kapłańskich i przyrzeczeń małżeńskich, z pewnością
dała wszystkim nowy, dobry impuls. Niech Pan pomnoży dobre owoce
tego czasu w sercach wiernych!
Dzisiaj
w Miastkowie natomiast, o godzinie 9:00 – Msza Święta w intencji
Maturzystów. Wspominam o tym w rozważaniu. O 14:00 zaś – w
intencji Strażaków. O tym wspomniałem wczoraj w słowie wstępnym
– o tym dokładnie, iż liczę na to, że Strażacy nie tylko
pięknie się będą prezentować, w całej gali, ale że będą też
– przynajmniej na swoich uroczystościach – przystępować do
Komunii Świętej. I że będą strażnikami wiary! O to się dla
Nich dzisiaj będziemy modlić.
Dzisiaj
także obchodzimy Narodowy Dzień Czytania Pisma Świętego. Sprawmy,
co w naszej mocy, aby to nie był tylko jeden taki dzień w roku…
I
jeszcze jedna sprawa: dziś pierwsza niedziela miesiąca. Dziękujmy
Jezusowi za to, że jest z nami – za całe dzieło zbawienia! I za
Jego Zmartwychwstanie!
Niech
Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

3
Niedziela Wielkanocy, C,
5
maja 2019., Par. Miastków Kościelny,
do
czytań:
Dz 5,27b–32.40b–41; Ap 5,11–14; J 21,1–19

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Arcykapłan
zapytał apostołów: „Zakazaliśmy wam surowo, abyście nie
nauczali w to imię, a oto napełniliście Jerozolimę waszą nauką
i chcecie ściągnąć na nas krew tego Człowieka?”
Odpowiedział
Piotr i apostołowie: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi.
Bóg naszych ojców wskrzesił Jezusa, którego straciliście,
przybiwszy do krzyża. Bóg wywyższył Go na prawicę swoją jako
Władcę i Zbawiciela, aby dać Izraelowi nawrócenie i odpuszczenie
grzechów. Dajemy temu świadectwo my właśnie oraz Duch Święty,
którego Bóg udzielił tym, którzy Mu są posłuszni”.
I
zabronili apostołom przemawiać w imię Jezusa, a potem zwolnili. A
oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się
godni cierpieć dla Imienia Jezusa.

CZYTANIE
Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ja,
Jan, ujrzałem i usłyszałem głos wielu aniołów dokoła tronu i
Zwierząt, i Starców, a liczba ich była miriady miriad i tysiące
tysięcy, mówiących głosem donośnym: „Baranek zabity jest
godzien wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć,
i chwałę, i błogosławieństwo”.
A
wszelkie stworzenie, które jest w niebie i na ziemi, i pod ziemią,
i na morzu, i wszystko, co w nich przebywa, usłyszałem, jak mówiło:
„Siedzącemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, i
chwała, i moc na wieki wieków”. A czworo Zwierząt mówiło:
„Amen”. Starcy zaś upadli i oddali pokłon.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
znowu ukazał się nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten
sposób:

Byli
razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany
Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów.
Szymon Piotr powiedział do nich: „Idę łowić ryby”.
Odpowiedzieli mu: „Idziemy i my z tobą”. Wyszli więc i wsiedli
do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili.
A
gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie
nie wiedzieli, że to był Jezus.
A
Jezus rzekł do nich: „Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?”
Odpowiedzieli
Mu: „Nie”.
On
rzekł do nich: „Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a
znajdziecie”. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej
wyciągnąć.
Powiedział
więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: „To jest
Pan!” Szymon Piotr, usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na
siebie wierzchnią szatę – był bowiem prawie nagi – i rzucił
się w morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą
sieć z rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko, tylko około
dwustu łokci.
A
kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na
nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: „Przynieście
jeszcze ryb, któreście teraz ułowili”. Poszedł Szymon Piotr i
wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu
pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości sieć się
nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: „Chodźcie, posilcie się!”
Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: „Kto Ty
jesteś?”, bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął
chleb i podał im, podobnie i rybę.
To
już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy
zmartwychwstał.
A
gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: „Szymonie,
synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?”
Odpowiedział
Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”.
Rzekł
do niego: „Paś baranki moje”.
I
powtórnie powiedział do niego: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz
Mnie?”
Odparł
Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”.
Rzekł
do niego: „Paś owce moje”.
Powiedział
mu po raz trzeci: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?”
Zasmucił
się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: „Czy kochasz Mnie?”
I rzekł do Niego: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię
kocham”.
Rzekł
do niego Jezus: „Paś owce moje.
Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i
chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz
ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz”.
To
powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A
wypowiedziawszy to, rzekł do niego: „Pójdź za Mną!”

Słyszeliśmy
w dzisiejszym pierwszym czytaniu, że arcykapłan zapytał
Apostołów: „
Zakazaliśmy wam surowo,
abyście nie nauczali w to imię, a oto
napełniliście Jer
ozolimę waszą nauką
i chcecie ściągnąć na nas krew tego Człowieka?”

Chciałoby się odpowiedzieć na to pytanie także pytaniem: A
niby co?
A któż to skazał Jezusa na śmierć i doprowadził do
wykonania tego sfingowanego wyroku?

Zdaje
się, że po tej właśnie linii idzie dzisiaj wystąpienie
Świętego Piotra, który co prawda nie w jakiejś formie zaczepnej,
konfrontacyjnej, ale jednak bardzo jasno i konkretne, stwierdza:
Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi. Bóg naszych ojców
wskrzesił Jezusa, którego straciliście,
przybiwszy
do krzyża
. Zatem, nie ma wątpliwości, kto
ponosi osobistą odpowiedzialność za zabicie Jezusa.

Oczywiście,
my wiemy, że to wszystko było wpisane w Boże plany i Jezus
chciał oddać swoje życie za zbawienie człowieka, dla ratowania go
przed wiecznym potępieniem. Ale nie zmienia to faktu, że określeni
ludzie w bardzo określonym czasie swoimi działaniami doprowadzili
do
Jego skazania i zabicia. A Piotr to dzisiaj
tylko otwarcie przyznał, potwierdzając jedynie przekonanie wielu
osób w tej sprawie.
I
na pewno nie chodziło mu o to, by kogokolwiek za cokolwiek
rozliczać, bo jeżeli mielibyśmy rozliczać starszyznę żydowską
za skazanie i zabicie Jezusa – po wysłuchaniu pierwszego czytania,
to po wysłuchaniu Ewangelii musielibyśmy postawić surowe zarzuty
samemu Piotrowi za zdradę, a innym Apostołom za
ucieczkę spod Krzyża swego Mistrza. Tymczasem – to nie w tym
rzecz!

Zwłaszcza,
jeśli uważnie wysłuchaliśmy drugiego czytania, z Księgi
Apokalipsy Świętego Jana, a w nim: słów uwielbienia, jakie
rozlegają się w Niebie na cześć Syna Bożego, jak chociażby
tych: Baranek zabity jest godzien wziąć
potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć, i chwałę, i
błogosławieństwo;
a także: Siedzącemu
na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc
na wieki wieków;
oraz że czworo
Zwierząt
mówiło: „Amen”.
Starcy zaś upadli i oddali pokłon.
W świetle tych słów
uświadamiamy sobie, że na całą sprawę mamy spojrzeć głębiej
i w sposób, w jaki spojrzał na nią sam Jezus. A On jak
spojrzał?

Jasno
pokazuje to zarówno dzisiejsze pierwsze czytanie, jak i Ewangelia.
Zobaczmy, Piotr – stwierdzając wyraźnie, że to działania
starszyzny żydowskiej stoją za skazaniem Jezusa, nie chce się na
nikim odgrywać za to, czy mścić. On po prostu daje świadectwo
prawdzie.
I bardzo dobrze, bo tak trzeba! Trzeba żyć w
prawdzie. A prawda – to uznanie faktów. A o faktach się
nie dyskutuje. Fakty są takie, jakie są. Trzeba je po prostu uznać.

I
wyciągnąć z nich wnioski dla siebie. Ale to już Piotr
pozostawia samym zainteresowanym. On natomiast idzie dużo dalej i
dużo głębiej, gdy mówi: Bóg wywyższył Go [to
znaczy Jezusa] na prawicę
swoj
ą jako Władcę i Zbawiciela, aby
dać Izraelowi nawrócenie i odpuszczenie
grzechów. Dajemy temu świadectwo my właśnie oraz Duch Święty,
którego Bóg udzielił tym, którzy Mu są posłuszni.

A
zatem – podobnie, jak w drugim czytaniu – akcent położony jest
na owoce tego, iż Jezus swoje życie złożył w ofierze. Nie
na roztrząsaniu, kto, kogo, kiedy i za co – tylko: Co z tego
wynika?
Jakie duchowe korzyści wynikają z tego, co się
stało? Tak naucza Piotr, pierwszy z Dwunastu, i pozostali
Apostołowie, a przecież wszyscy Oni nauczali w imieniu Jezusa,
nie w swoim własnym, przeto uznać należy, iż wyrażali w ten
sposób Jego stanowisko. On sam zaś dzisiaj swoje stanowisko
zaprezentował w usłyszanej przed chwilą Ewangelii.
Najpierw,
przychodząc do Apostołów, którzy Go nie poznali, jak nie
poznało Go wiele osób po Jego Zmartwychwstaniu, bo Jego ciało było
w jakiś sposób odmienione, było ciałem uwielbionym – wchodzi
w ich dramatyczne położenie
i wyciąga do nich pomocną dłoń.
Dlaczego mówimy o dramatycznym położeniu?

Komentatorzy
biblijni zwracają uwagę na ogólną atmosferę, jaka wśród
panowała wtedy w apostolskim Gronie, a czego świadectwem była
krótka rozmowa, przytoczona dziś przez Ewangelistę: Szymon
Piotr powiedział do nich
[czyli do obecnych tam
Apostołów]: „Idę łowić ryby”. Odpowiedzieli mu:
„Idziemy i my z tobą”. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej
nocy nic nie 
złowili. Jaka to
była atmosfera? Jakie nastawienie?

Bardzo
negatywne. To była totalna rezygnacja. To było wyrażenie
takiego mniej więcej nastawienia, że oto trzy lata temu dali się
Jezusowi poprowadzić,
dla Niego odeszli od swojego fachu, którym
było łowienie ryb, gdyż mieli ludzi łowić, mieli cały
świat zawojować, ale oto teraz wszystko się skończyło, wszystko
w gruzy runęło, nie ma więc czego wspominać – Jezus
przegrał, a więc i oni przegrali,
dlatego nie pozostało im nic
innego, jak tylko powrócić do tego, co przez całe życie robili,
na czym się dobrze znali i nie dać się więcej mamić
jakimiś mrzonkami, tylko twardo stąpać po ziemi i swoje robić. W
końcu, z czegoś trzeba żyć! Tanimi mrzonkami i wzniosłymi
hasłami garnka się nie napełni.

Tak
musieli pomyśleć Apostołowie, wracając do swojego wyuczonego i
przez lata wykonywanego fachu. Nie wiedzieli jeszcze bowiem, że
Jezus zmartwychwstał.
Wiedzieli, że został zabity. I
wiedzieli, że sami się w całej sprawie – mówiąc najbardziej
oględnie – nie popisali odwagą. Na czele z Piotrem,
pierwszym pośród nich. Dlatego może to ich nastawienie nie miało
jakiegoś odcienia pretensji do Jezusa – albo nie tylko do Niego –
a bardziej do samych siebie…

Ale
właśnie w tym momencie mieli się przekonać, że Jezus nie
przegrał! I że nic się nie skończyło!
Że tak naprawdę –
teraz dopiero wszystko się zacznie! Bo oto Jezus stanął wśród
nich, wchodząc – żeby to jeszcze raz zauważyć i podkreślić –
w to ich załamanie, w tę rezygnację, w to poczucie
przegranej.

Zresztą,
połów, którego dokonali – a dokładniej: którego nie dokonali,
bo chociaż zarzucili sieci, to tak samo puste wyciągnęli, jak i
puste zarzucili – był najlepszą ilustracją stanu ich ducha.
Oni byli wewnętrznie puści, w sensie: wypłukani z tych
ideałów, wzniosłych celów, wspaniałych zamierzeń, jakie Jezus
przez trzy lata w nich budował. Oni to wszystko – tak się
przynajmniej zdawało – w jednej chwili stracili.

Ale
– właśnie: tak się tylko zdawało. Bo spotkanie, którego dziś
jesteśmy świadkami, miało ich przekonać, że sytuacja wygląda
zupełnie inaczej.
Jezus przyszedł do nich, wkroczył
zdecydowanie w ich położenie i od razu dał mocny znak, po
którym Go poznali. Oczywiście, tym znakiem był obfity połów ryb.
Kiedy na polecenie Jezusa zarzucili sieć w innym miejscu, niż
dotychczas łowili, okazało się, że nie dali rady ich
wyciągnąć.
Ułowili sto pięćdziesiąt trzy wielkie ryby!

Nie
wiemy dzisiaj, jaką symbolikę zawiera w sobie ta liczba –
prawdopodobnie jakąś zawiera, ale nikt na razie nie jest w stanie
tego wyjaśnić. Jedynym pewnym wyjaśnieniem jest to, że ryb było
po prostu bardzo dużo. I że był to mocny znak ze strony
Jezusa – taki, powiedzielibyśmy: znak otrzeźwiający
który kazał im wybudzić się z tego letargu i tego załamania, w
jakie popadli, a wziąć się w garść, wziąć się do roboty,
gdyż nie tylko nic się nie skończyło, ale właśnie teraz
wszystko miało się na nowo zacząć!

I
chociaż wszyscy mieli świadomość, że w całej sprawie skazania i
zabicia ich Mistrza zawalili na całej linii, bo poddali się
bez walki i niemal wszyscy uciekli, a dwaj z nich Go zdradzili, to
Jezus dzisiaj nie rozliczał ich z tego, tylko zaprosił do
współpracy – do dalszej współpracy, aby nadal
wspólnie pomnażać duchowe owoce tego, co się stało.

Przy
czym – to bardzo ważne, zauważmy to! – nie stwierdził, że
nic się nie stało.
Nie powiedział Piotrowi: „Słuchaj,
Piotrek, nie przejmuj się, to nic takiego, każdemu się to mogło
przytrafić, nic się nie stało” – nie! I Jezus wiedział, i
Piotr wiedział, i pozostali Apostołowie wiedzieli, że się
stało i co się stało.
Przed faktami – takimi, jakie one były
nie dało się przecież uciec. I chyba nikt nie chciał
uciekać.

Ale
Jezus zrobił z nich najlepszy, jaki można było zrobić, użytek –
podobnie, jak później Piotr z prawdy o zabiciu Jezusa, ale i o Jego
Zmartwychwstaniu, też zrobił dobry użytek, o czym mowa w
pierwszym czytaniu. Jaki to dobry użytek?

Otóż,
wyciągnięcie właściwych wniosków na przyszłość!
Wyprowadzenie właściwej nauki z tego, co się stało. Przekucie
tego zła, jakie się dokonało – w prawdziwe i trwałe dobro!
Tego właśnie dzisiaj dokonał Jezus, kiedy po trzykrotnym
zaparciu się Piotra – dał mu możliwość trzykrotnej
rehabilitacji.

Moi
Drodzy, powiedzmy to sobie bardzo wyraźnie: to nie Jezusowi było
potrzebne
owo Piotrowe trzykrotne zapewnianie o miłości. Nie
Jezusowi!
On dobrze wiedział, co Piotr przeżywał i jak bardzo
żałował swojej słabości; tego, że im bardziej zapewniał o
swojej gotowości pójścia na śmierć za Jezusa, tym łatwiej
się go wyparł
i teraz strasznie się tego wstydził
Jezus o tym dobrze wiedział. Dlatego nie Jemu było potrzebne to
zapewnianie o miłości. To Piotrowi było ono potrzebne
właśnie po to, aby mógł się zrehabilitować w swoich własnych
oczach.

I
żeby wiedział, że Jezus nadal na niego liczy. A może nawet
bardziej, niż dotychczas, na niego liczy – i może nawet
bardziej, niż na innych, skoro zapytał go: Szymonie,
synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?
Mając
możliwość odpowiedzieć twierdząco na te pytania, Piotr sam w
siebie
mógł na nowo uwierzyć. Ale i w to, że Jezus ich nie
oszukał, nie przegrał, nie zostawił ich, lecz nadal na nich liczy
i zaprasza do współpracy.
I że jednak nie ryby, a ludzi będą
łowić.

Bardzo
znamiennym znakiem owego zaproszenia do współpracy był wspomniany
dzisiaj przez Ewangelistę drobny epizod, który może
dlatego, że jest drobny, nieco nam umyka, a mianowicie, że kiedy
Apostołowie wyszli na brzeg i jakoś wytaskali przepełnioną sieć
z rybami, i kiedy podeszli do Jezusa, ujrzeli żarzące
się na ziemi węgle
, a na nich
ułożoną rybę oraz chleb.
Skąd On to miał, skoro
pierwszym pytaniem, jakie im dziś postawił, było: Dzieci,
czy nie macie nic
do jedzenia?
To by sugerowało, że i On nic nie miał. A tu
tymczasem rozpalone ognisko, chleb, ryby… I tylko prośba do
Apostołów: Przynieście jeszcze ryb, któreście
teraz
ułowili…

Myślę,
że nie będziemy się zastanawiać, skąd Jezus wziął te ryby i
ten chleb, tylko zobaczymy symbolikę tego wydarzenia. A ona
jest aż nadto czytelna: to Jezus tak naprawdę daje nam wszystko!
To od Niego wszystko, mamy. Od nas oczekuje, abyśmy się od
siebie dołożyli z t
ym, co mamy.

Ale
znowu: to, co mamy, to od kogo mamy? Skąd Apostołowie mieli
ryby, które mieli teraz dołożyć do tego wspólnego stołu?
Przecież też od Jezusa! Zatem, On naprawdę się o nas
troszczy, On naprawdę wszystko nam daje! W takim razie –
czego oczekuje od nas? Tego, co my możemy Mu dać, a czego, jeśli
nie damy, to Jezus też nie będzie w stanie uzupełnić
pomimo swojej wszechmocy. Cóż to jest takiego? Nasze dobre
serce,
nasze otwarte i gorące serce! Nasza dobra wola!
Nasza gotowość i chęć do współpracy!

Moi
Drodzy, Jezus i nam – podobnie, jak Apostołom, czy jak starszyźnie
żydowskiej – nie chce robić wyrzutów o naszą słabość,
o naszą grzeszność, jeżeli tylko zechcemy dźwigać się z niej,
powstawać z upadków i dalej już trzymać się mocno tylko
Jezusa, tylko za Nim podążać
i tylko z Nim współpracować.
Słyszeliśmy w pierwszym czytaniu, że członkowie starszyzny
żydowskiej z tej szansy nie skorzystali. Po przemowie Piotra,
nadal zabraniali Apostołom przemawiać w imię Jezusa, dalej ich
prześladowali, a prawdę o Zmartwychwstaniu fałszowali, albo
wyciszali.

Apostołowie
z tej szansy skorzystali: nie tylko wtedy dołożyli swoich
ryb, złowionych z pomocą Jezusa, ale do wspólnego dzieła –
dzieła rozwoju Kościoła – dołożyli, włączyli całych
siebie, całe swoje życie.
Oni tak wykorzystali szansę, którą
im stworzył Jezus.
A
my? Czy staramy się dźwigać z naszych słabości i grzechów? Nie
udawać, że nic się nie stało, ale właśnie dźwigać się z
nich – konsekwentnie i wytrwale?
I czy podejmujemy z Jezusem
twórczą współpracę na wszystkich odcinkach naszego życia?
I żeby nie rzucać jakichś górnolotnych haseł, tylko dotknąć
konkretów: czy każdą okazję do dobra, którą Pan nam stwarza, my
rzeczywiście wykorzystujemy?
Czy może oglądamy się na innych,
by to inni zrobili? Czy wykorzystujemy każdą okazję do tego, by
zaświadczyć o swojej wierze: jasnym i konkretnym, a kiedy
trzeba, to i mocnym słowem, ale i konkretnym czynem?

Czy
rozwijamy talenty, które otrzymaliśmy od Pana – by je potem
wykorzystać dla wspólnego dobra? I czy przeżywamy z Jezusem
wszystkie ważne wydarzenia w naszym życiu – tak, właśnie z
Jezusem, polecając je w szczerej modlitwie?

Stawiam
te pytania dzisiaj, w przededniu matur, kiedy kilkoro z naszych
Maturzystów poprosiło o możliwość odprawienia Mszy Świętej
w tej intencji.
Wierzę, że we wspólną modlitwę wszyscy oni
się dzisiaj włączają, ale też ich Rodzice i Bliscy. Ale
pozwólcie, że wrócę na chwilę pamięcią do niedawnych
egzaminów gimnazjalnych,
kiedy to praktycznie w żaden z tych
trzech dni nikogo z naszych Gimnazjalistów nie było w kościele!

I
tu nie chodzi, moi Drodzy, o jakieś zaczarowywanie rzeczywistości,
na zasadzie, że nie skoro się nie nauczyłem, to teraz biegnę
do kościółka,
żeby Jezus za mnie problem rozwiązał, albo w
ogóle – najlepiej – napisał za mnie egzamin. To nie w tym
rzecz! Rzecz w tym, aby z Jezusem przeżywać całe nasze życie,
we wszystkich jego aspektach i odsłonach – tych radosnych, ale
i tych trudnych. Dlatego dobrze, że dzisiaj modlimy się za
Maturzystów!
Ale
też bardzo dobrze, że w naszej Parafii żywa jest tradycja
błogosławieństwa pól. Dobrze, że dożynki jednoczą nas
we wspólnym dziękczynieniu Bogu za otrzymane zbiory. Szkoda, że
coraz mniej osób w tych nabożeństwach uczestniczy… A
kiedy długo nie ma deszczu, albo przychodzą inne trudne
doświadczenia – w przyrodzie, ale nie tylko – to czy od razu
kierujemy swoje kroki do Jezusa, aby modlić się o poprawę
sytuacji?

A
kiedy w naszych domach i rodzinach tyle doświadczamy różnych
trudności, problemów, konfliktów – to czy powoduje to, iż
więcej czasu poświęcamy na modlitwę, iż częściej
przychodzimy na Mszę Świętą, do Komunii Świętej, na adorację,
aby Jezusa w te problemy włączyć i by On sam mógł pomóc
nam – tak, jak Apostołom – dokonać obfitego i udanego połowu?
Czy częściej sięgamy po Pismo Święte? Czy w ogóle po nie
sięgamy – czy tylko przy okazji wizyty duszpasterskiej, żeby je
położyć na chwilę na stole?…
A
kiedy przeżywamy powodzenia, sukcesy, a może jakieś rocznice,
jubileusze – czy od razu przychodzimy z tym do Jezusa, aby
właśnie Jemu przede wszystkim dziękować i prosić o
błogosławieństwo na przyszłość? Jak to jest, moi Drodzy, z tym
naszym dokładaniem się do wspólnego stołu – stołu, na
którym już są dary Jezusa, ale potrzeba, abyśmy dali coś od
siebie?… Abyśmy dali z siebie więcej – coś więcej,
aniżeli tylko to, co trzeba, czy co nakazuje tradycja, zwyczaj, lub
poczucie przyzwoitości.

Jezus
dzisiaj zapytał Piotra: Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli
ci?
Otóż, właśnie – czy miłujesz Mnie
więcej?…
Czy ja daję z siebie więcej? Czy
daję z siebie cokolwiek? Czy może czekam, że to Jezus
wszystko za mnie zrobi?… On i tak praktycznie wszystko za mnie
robi, ale wobec mojego zamkniętego serca, braku mojej dobrej
woli, mojego minimalizmu i duchowego skąpstwa – jest absolutnie
bezradny. Pomimo swojej wszechmocy. Jest bezradny, bo przecież nie
może – nie chce – do niczego mnie zmuszać.

Może
zatem najwyższy już czas, abym wreszcie wyzwolił się z tego
katolicyzmu tradycyjnego, schematycznego i nakazowo
zakazowego, a powtórzył odważnie za Piotrem: Panie,
Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham!

I
poszedł z Nim na totalną współpracę, oddając Mu bez
zastrzeżeń całe swoje życie, wszystkie swoje talenty, swoje siły
i swój czas! Z takiej współpracy – na pewno – zrodzą się
wspaniałe owoce! Prawdziwe cuda się będą działy! Tylko trzeba
w to uwierzyć!
I odważyć się, by dawać z siebie więcej…

3 komentarze

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.