Czas wrzeszczeć wniebogłosy!

C

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Profesor Roman Krawczyk, przez cztery pierwsze lata mojej seminaryjnej formacji – Rektor naszego siedleckiego Seminarium, a do końca pobytu w Seminarium: Wykładowca Starego Testamentu; obecnie zaś – Wykładowca Uniwersytetu Przyrodniczo – Humanistycznego w Siedlcach, przy którym przyszło mi pełnić posługę Duszpasterza akademickiego. Dziękując Księdzu Rektorowi za wiele dobra, jakie od Niego otrzymałem, a szczególnie za dwa piękne gesty, które wobec mnie uczynił, a które pokazały mi Go jako Człowieka o naprawdę wielkiej klasie i wielkim formacie ludzkim i kapłańskim, życzę Bożego błogosławieństwa w posłudze kapłańskiej i pracy naukowej!

Urodziny natomiast przeżywa Magda Martyniuk, należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.

Oboje świętujących zapewniam o modlitwie!

Dobrego i błogosławionego dnia!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 33 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Bł. Karoliny Kózkówny, Dziewicy i Męczennicy,

do czytań: 1 Mch 1,10–15.41–43.54–57.62–64; Łk 18,35–43

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI MACHABEJSKIEJ:

Wyszedł korzeń wszelkiego grzechu, Antioch Epifanes, syn króla Antiocha. Przebywał on w Rzymie jako zakładnik, a zaczął panować w sto trzydziestym siódmym roku panowania greckiego.

W tym to czasie wystąpili spośród Izraela synowie wiarołomni, którzy podburzyli wielu ludzi, mówiąc: „Pójdźmy zawrzeć przymierze z narodami, które mieszkają wokoło nas. Wiele złego bowiem spotkało nas od tego czasu, kiedyśmy się od nich oddalili”. Słowa te w ich mniemaniu uchodziły za dobre. Niektórzy zaś spomiędzy ludu zapalili się do tej sprawy i udali się do króla, a on dał im władzę, żeby wprowadzili pogańskie obyczaje. W Jerozolimie więc wybudowali gimnazjum według pogańskich zwyczajów. Pozbyli się też znaku obrzezania i odpadli od świętego przymierza. Sprzęgli się też z poganami i zaprzedali się im, aby robić to, co złe.

Król wydał dekret dla całego państwa. „Wszyscy mają być jednym narodem i niech każdy zarzuci swoje obyczaje”. Wszystkie narody przyjęły ten rozkaz królewski, a nawet wielu Izraelitom spodobał się ten kult przez niego nakazany. Składali więc ofiary bożkom i znieważali szabat.

W dniu piętnastym miesiąca Kislew sto czterdziestego piątego roku na ołtarzu całopalenia wybudowano „ohydę spustoszenia”, a w okolicznych miastach judzkich pobudowano także ołtarze; ofiary kadzielne składano nawet przed drzwiami domów i na ulicach. Księgi Prawa, które znaleziono, darto w strzępy i palono ogniem. Królewskie polecenie zabijało tego, u kogo gdziekolwiek znalazła się Księga Przymierza albo jeżeli ktoś postępował zgodnie z nakazami Prawa.

Wielu jednak spomiędzy Izraelitów postanowiło sobie i mocno się trzymało swego postanowienia, że nie będą jedli nieczystych pokarmów. Woleli raczej umrzeć aniżeli skalać się pokarmem i zbezcześcić święte przymierze. Oddali też swoje życie. Wielki gniew Boży strasznie zaciążył nad Izraelem.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi.

Wtedy zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”

Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie.

A gdy się zbliżył, zapytał go: „Co chcesz, abym ci uczynił?”

Odpowiedział: „Panie, żebym przejrzał”.

Jezus mu odrzekł: „Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła”.

Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.

Kiedy tak słuchamy uważnie pierwszego dzisiejszego czytania, to z pewnością zauważamy, że stanowi ono swoistą listę nieprawości i grzechów, jakich wobec Boga dopuszczali się synowie Izraela. Każdy kolejny akapit tego czytania, a nawet każde kolejne zdanie, niesie ze sobą informację o jakimś kolejnym złu, czynionym przez nich. Chciałoby się wręcz zapytać, co jeszcze wymyślą, co jeszcze zrobią, co im jeszcze przyjdzie do głowy, żeby obrażać i znieważać Boga?…

A tak, swoją drogą, to możemy też chyba szczerze powiedzieć, że to nie jest lista zamknięta, bowiem i synowie Izraela wówczas – i synowie wszystkich narodów świata dzisiaj – listę tę wydłużali i wciąż wydłużają o kolejne, coraz bardziej brutalne i niegodziwe rzeczy, którymi obrażają Boga.

Po raz kolejny zatem, po stronie nas, którzy też czasami do tej listy dopisujemy to i owo swoim postępowaniem, ale którzy jednak chcielibyśmy inaczej, lepiej kształtować swoje relacje z Bogiem, pojawia się pytanie: Co robić? Często to pytanie stawiamy sobie, szczególnie dzisiaj, kiedy widzimy tak powszechne i zdecydowane odchodzenie świata od Boga. Dzisiejszemu człowiekowi Bóg zwyczajnie nie jest potrzebny! A i formy Jego obrażania i znieważania są coraz bardziej brutalne i bezwzględne.

Cóż zatem robić? Co my mamy robić? Co ja mogę konkretnie zrobić? Czy jesteśmy wszyscy skazani na totalną nieprawość i zupełne odejście świata od Boga? Co robić?

A może właśnie to, co zrobił niewidomy, siedzący przy drodze do Jerycha, kiedy drogą tą przechodził Jezus. Cóż on takiego zrobił? A zaczął po prostu wrzeszczeć wniebogłosy: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Kiedy zaś ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł, to on nie dość że nie umilkł, ale jeszcze głośniej się wydzierał: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!

Moi Drodzy, to scena wyjęta żywcem z naszych dzisiejszych realiów. Bo i dzisiaj «ci, co idą na przedzie» – w sensie przewodzenia ludziom, w sensie zajmowania jakichś kierowniczych czy ważnych stanowisk lub odgrywania ważnych ról w społeczności – nie są zbytnio zadowoleni (mówiąc bardzo oględnie…) z tego, że ktoś za bardzo „wychyla się” ze swoimi zbyt śmiałymi poglądami w kwestiach wiary, ze swoim zbytnim szacunkiem do Boga. Wówczas to owi piewcy politycznej czy obyczajowej, czy wszelkiej innej „poprawności” bardzo zdecydowanie nastają na takiego człowieka, by umilkł.

Tak, to jest właśnie bardzo ciekawe, że kiedy ludzie dopisują kolejne punkty do listy nieprawości, czynionych względem Boga, to oni ani nie protestują, ani nie mówią o przestrzeganiu konstytucji czy innych praw, ani o prawach człowieka jakoś nikt nie mówi, kiedy prześladowani są ludzie wierzący. Jakby nie byli ludźmi i jakby im żadne prawa nie przysługiwały! Tego typu rzeczy – według wielkich tego świata – można robić, takie podłe i kłamliwe rzeczy można mówić, promować, pokazywać…

Można znieważać Najświętszy Sakrament i inne świętości, można poniżać ludzi wierzących – można! Ale niech ktoś tylko głośniej przyzna się do swojej wiary, to od razu «nastają na niego, żeby umilkł». Cóż zatem mamy robić w takiej sytuacji?

A to dokładnie, co zrobił niewidomy z dzisiejszej Ewangelii: wrzeszczeć wniebogłosy! Może niekoniecznie dosłownie – chociaż i takie sytuacje mogą się pojawić – ale swoim działaniem i stylem życia, sposobem mówienia i reagowania, jasno i odważnie, bardzo odważenie, świadczyć o Jezusie i o swojej wierze w Niego!

Wbrew temu, co powiedzą ludzie wokół, a szczególnie ci, którym się wydaje, że to oni i tylko oni mogą nadawać kształt życiu społecznemu i tylko oni mogą mówić, jak dzisiaj należy mówić i postępować, a czego nie należy; i kogo można zaakceptować, a kogo można odrzucić. Nie, oni nie mają takiej władzy! Trzeba im to jasno dać do zrozumienia, a nawet mówić prosto w oczy: pełnia władzy należy do Jezusa Chrystusa, a nie do samozwańczych autorytetów, czy zarozumiałych „ekspertów” od wszystkiego.

A jeżeli będzie taka potrzeba, to należy – tak, jak ów odważny człowiek w Ewangelii – niemalże dosłownie krzyczeć: Jezusie, Synu Boży, ulituj się nad nami! Ulituj się nad dzisiejszym światem! I nad tymi, którzy najbardziej Tobie się sprzeciwiają!

Moi Drodzy, może właśnie nadszedł czas na to, byśmy – jako ludzie wiary, przyjaciele Jezusa – wyszli z cienia, wyszli z tego swojego zakompleksienia, i zaczęli bez żadnych zahamowań przyznawać się do swojej wiary i bardzo odważnie świadczyć o niej wobec ludzi. Bo my wcale nie jesteśmy w niczym gorsi od tych, którym się wydaje, że są najważniejsi na świecie. Nie, najważniejszy jest Jezus Chrystus! A my jesteśmy Jego uczniami i nie mamy powodu się tego wstydzić!

Tak właśnie pojmowała swoje życie i swoją postawę Patronka dnia dzisiejszego, Błogosławiona Karolina Kózkówna. Świadectwo jej męczeństwa jest bardzo mocnym głosem także dzisiaj dla nas, współczesnych katolików. Na to zwrócił uwagę Jan Paweł II w homilii, wygłoszonej na Mszy Świętej, w trakcie której ogłaszał ją Błogosławioną. Co zaś możemy powiedzieć więcej o tej naszej Patronce?

Urodziła się w podtarnowskiej wsi Wał–Ruda, 2 sierpnia 1898 roku, jako czwarte z jedenaściorga dzieci. Pięć dni później otrzymała Chrzest Święty w kościele parafialnym w Radłowie. Jej rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo. Pracowała z nimi na roli.

Wzrastała w atmosferze żywej i autentycznej wiary, która wyrażała się we wspólnej rodzinnej modlitwie wieczorem i przy posiłkach, w codziennym śpiewaniu „Godzinek”, częstym przystępowaniu do Sakramentów i uczestniczeniu we Mszy Świętej – także w dzień powszedni.

Ich uboga chata była nazywana „kościółkiem”. Krewni i sąsiedzi gromadzili się tam często na wspólne czytanie Pisma Świętego, żywotów Świętych i religijnych czasopism. W Wielkim Poście śpiewano tam „Gorzkie Żale”, a w okresie Bożego Narodzenia – kolędy.

Karolina od najmłodszych lat ukochała modlitwę i starała się wzrastać w miłości Bożej. Nie rozstawała się z otrzymanym od matki różańcem – modliła się nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy. We wszystkim była posłuszna rodzicom, z miłością i troską opiekowała się licznym młodszym rodzeństwem.

W 1906 roku rozpoczęła naukę w ludowej szkole podstawowej, którą ukończyła w 1912 roku. Potem uczęszczała jeszcze na tak zwaną naukę dopełniającą trzy razy w tygodniu. Uczyła się chętnie i bardzo dobrze, z religii otrzymywała zawsze najwyższe oceny, była pracowita i obowiązkowa.

Duży wpływ na duchowy rozwój przyszłej Błogosławionej miał jej wuj, Franciszek Borzęcki, człowiek bardzo religijny i zaangażowany w działalność apostolską i społeczną. Karolina pomagała mu w prowadzeniu świetlicy i biblioteki, do której przychodziły często osoby dorosłe i młodzież. Prowadzono tam kształcące rozmowy, śpiewano pieśni religijne i patriotyczne, deklamowano utwory wieszczów.

Karolina odkrywała w sobie talent katechetyczny. Nie poprzestawała na tym, że poznała jakąś prawdę wiary lub usłyszała ważne słowo – zawsze spieszyła, by przekazać je innym. Z potrzeby serca katechizowała swoje rodzeństwo i okoliczne dzieci, śpiewała z nimi pieśni religijne, odmawiała Różaniec i zachęcała do życia według Bożych przykazań. Wrażliwa na potrzeby bliźnich, chętnie zajmowała się chorymi i starszymi. Odwiedzała ich, oddając im różne posługi i czytając pisma religijne. Przygotowywała w razie potrzeby na przyjęcie Wiatyku i Namaszczenia Chorych.

Zginęła w wieku zaledwie siedemnastu lat, na początku pierwszej wojny światowej, w dniu 18 listopada 1914 roku. Carski żołnierz uprowadził ją przemocą i bestialsko zamordował, gdy broniła się, pragnąc zachować dziewictwo. Nie było świadków samego momentu śmierci. Po kilku dniach, 4 grudnia 1914 roku, w pobliskim lesie znaleziono jej zmasakrowane zwłoki.

Pogrzeb Karoliny był wielką manifestacją wiary okolicznej ludności, która z wielkim przekonaniem mówiła, że uczestniczy w pogrzebie męczennicy. Karolinę pochowano w parafialnym kościele we wsi Zabawa. W dniu 10 czerwca 1987 roku, Jan Paweł II, w Tarnowie, ogłosił ją Błogosławioną.

A oto co mówił w homilii, w trakcie Mszy Świętej beatyfikacyjnej: „Orędzie Ośmiu Błogosławieństw, siejba Bożej Ewangelii, idzie przez stulecia. […] I oto za naszych czasów, w tym stuleciu, […] ognisty język Ducha Prawdy, Parakleta, zatrzymał się nad postacią prostej, wiejskiej dziewczyny: Bóg wybrał właśnie to, co niemocne, aby mocnych poniżyć, aby zawstydzić mędrców.

Czyż Święci są po to, ażeby zawstydzać? Tak. Mogą być i po to. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości. Potrzebny jest nam wszystkim, starym i młodym. Chociaż ta młodziutka córka Kościoła tarnowskiego, którą od dzisiaj będziemy zwać Błogosławioną, swoim życiem i śmiercią mówi przede wszystkim do młodych. Do chłopców i dziewcząt. Do mężczyzn i kobiet.

Mówi o wielkiej godności kobiety: o godności ludzkiej osoby. O godności ciała, które wprawdzie na tym świecie podlega śmierci, jest zniszczalne, jak i jej młode ciało uległo śmierci ze strony zabójcy, ale nosi w sobie – to ludzkie ciało – zapis nieśmiertelności, jaką człowiek ma osiągnąć w Bogu wiecznym i żywym, osiągnąć przez Chrystusa.

Tak więc Święci są po to, ażeby świadczyć o wielkiej godności człowieka. Świadczyć o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym – dla nas i dla naszego zbawienia; to znaczy równocześnie świadczyć o tej godności, jaką człowiek ma wobec Boga. Świadczyć o tym powołaniu, jakie człowiek ma w Chrystusie. Karolina Kózkówna była świadoma tej godności. Świadoma tego powołania.

Psalm responsoryjny, który dziś wyśpiewaliśmy, pozwala nam niejako odczytać poszczególne momenty tego świadectwa. Tego męczeństwa. Czyż to nie ona tak mówi – ona, Karolina? Zachowaj mnie, Boże, bo chronię się u Ciebie, mówię Panu: Tyś jest Panem moim. Czyż to nie ona mówi poprzez słowa Psalmisty? W momencie straszliwego zagrożenia ze strony drugiego człowieka, wyposażonego w środki przemocy, chroni się do Boga. A okrzyk Tyś jest Panem moim oznacza: nie zapanuje nade mną brudna przemoc, bo Ty jesteś źródłem mej mocy – w słabości. Ty, jedyny Pan mojej duszy i mego ciała, mój Stwórca i Odkupiciel mego życia i mojej śmierci. Ty, Bóg mojego serca, z którym nie rozstaje się moja pamięć i moje sumienie.

Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy, On jest po mojej prawicy, nic mnie nie zachwieje. Bo serce napomina mnie nawet nocą. Tak Psalmista. I tak Karolina w momencie śmiertelnej próby wiary, czystości i męstwa. Jakbyśmy szli po śladach ucieczki tej dziewczyny, opierającej się zbrojnemu napastnikowi, szukającej ścieżek, na których mogłaby pośród tego rodzimego lasu w pobliżu jej wsi ocalić życie i godność.

Ty ścieżkę życia mi ukażesz. Ścieżka życia. Na tej ścieżce ucieczki został zadany ostatni, zabójczy cios. Karolina nie ocaliła życia doczesnego. Znalazła śmierć. Oddała to życie, aby zyskać Życie z Chrystusem w Bogu. W Chrystusie bowiem, wraz z Sakramentem Chrztu, który otrzymała w kościele parafialnym w Radłowie, zaczęło się jej nowe Życie. I oto padając pod ręką napastnika, Karolina daje ostatnie na tej ziemi świadectwo temu Życiu, które jest w niej. Śmierć cielesna go nie zniszczy. Śmierć oznacza nowy początek tego Życia, które jest z Boga, które staje się naszym udziałem przez Chrystusa, za sprawą Jego śmierci i zmartwychwstania.

Ginie więc Karolina. Jej martwe ciało dziewczęce pozostaje wśród leśnego poszycia. A śmierć niewinnej zdaje się odtąd głosić ze szczególną mocą tę prawdę, którą wypowiada Psalmista: Pan jest moim dziedzictwem, Pan jest moim przeznaczeniem. To On mój los zabezpiecza. Tak. Karolina porzucona wśród lasu rudziańskiego jest bezpieczna. Jest w rękach Boga, który jest Bogiem Życia. I męczennica woła wraz z Psalmistą: Błogosławię Pana.

Dziecko prostych rodziców, dziecko tej nadwiślańskiej ziemi, Gwiazdo twojego ludu, dziś Kościół podejmuje to wołanie twojej duszy, wołanie bez słów i nazywa Ciebie Błogosławioną! Chrystus stał się twoją mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem. Stał się twoją mocą. Dziękujemy Chrystusowi za tę moc, jaką objawił w twoim czystym życiu i w twojej męczeńskiej śmierci.” Tyle z pięknej homilii Jana Pawła II.

Słuchając tych słów, wpatrując się w świetlany przykład niezwykłej odwagi tej „prostej, wiejskiej Dziewczyny”, a jednocześnie wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, postawmy sobie osobiście tylko jedno pytanie: Czy ja mam odwagę – patrząc prosto w oczy całemu dzisiejszemu światu – pełnym głosem mówić o swojej wierze i odważnie świadczyć o swojej przyjaźni z Jezusem?

2 komentarze

  • Dziękuję za każde słowo komentarza do dzisiejszego Słowa, odebrałam to jako kolejny dzień rekolekcji na temat ” Stałem się sługą Ewangelii ” a więc Jezusa i na tym nie koniec, bo dziś kolejny dzień formacji dla Jezusa w Seminarium odnowy wiary. Jesteśmy już po oficjalnym, publicznym ogłoszeniu u stóp Żywego Jezusa, że Jezus jest naszym Panem .
    Czy jestem gotowa oddać życie za Jezusa….. Na pewno jestem wstanie wołać „Jezusie Synu Dawida , ulituj się nade mną i Panie abym przejrzała „

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.