Mierzyć Bożą miarą…

M

Szczęść Boże! Moi Drodzy, bardzo dziękujemy Księdzu Markowi za rozważanie o świątyni naszego serca – i o tych wszystkim, co ją „zagraca”… Jest nad czym pracować… Ale warto podejmować ten trud. Tymczasem, wspieramy Księdza Marka i Jego Parafię, i Jego pracę – naszą modlitwą. Oby już dom w Kogałymie więcej nie zamarzał…

Moi Drodzy, wspierajmy też naszymi modlitwami Ojca Świętego Franciszka w Jego pielgrzymowaniu do Japonii. Niech przyniesie ono błogosławione owoce pomnożenia wiary w sercach tamtych ludzi!

Dobrego dnia i Bożego czasu życzę Wszystkim!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 33 Tygodnia zwykłego, rok I,

do czytań: 1 Mch 6,1–13; Łk 20,27–40

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI MACHABEJSKIEJ:

W czasie swojej wyprawy po górnej krainie król Antioch dowiedział się, że w Persji jest Elimais, miasto sławne z bogactwa, ze srebra i złota, że jest tam nadzwyczaj bogata świątynia, a w niej złote hełmy, pancerze i zbroja, którą pozostawił tam król macedoński Aleksander, syn Filipa, który panował najpierw nad Grekami. Udał się więc tam, usiłował zdobyć miasto i obrabować je, to mu się jednak nie powiodło, gdyż mieszkańcy miasta poznali jego zamiary. Stanęli do walki przeciwko niemu, a on musiał się wycofać. Z wielkim smutkiem powrócił stamtąd i udał się do Babilonu.

Do Persji przybył do niego jakiś posłaniec z wiadomością, że pobite są te wojska, które były wysłane do ziemi judzkiej; przede wszystkim wyruszył Lizjasz na czele ogromnego wojska i został przez nich pobity; oni zaś stali się naprawdę mocni dzięki broni, wojsku, a także dzięki wielkim łupom, które zabrali pobitemu wojsku; zburzyli ohydę, którą wybudował na ołtarzu w Jerozolimie, świątynię wokoło otoczyli wysokimi murami jak poprzednio, a także jego miasto Bet–Sur.

Gdy król usłyszał o tych wypadkach, zdumiał się i przeraził się do tego stopnia, że padł na łoże i ze smutku się rozchorował, bo nie tak się stało, jak sobie życzył.

Przez wiele dni tam przebywał, gdyż przyszedł na niego ciężki smutek i nawet przypuszczał, że umrze. Przywołał więc wszystkich swoich przyjaciół i powiedział do nich: „Sen odszedł od moich oczu, a troska gniecie me serce; powiedziałem więc w swoim sercu: «Doszedłem do tak wielkiej udręki i niepewności, w jakiej obecnie się znajduję, a przecież w używaniu swej władzy byłem łaskawy i miłosierny. Teraz jednak przypominam sobie całe zło, którego dopuściłem się w Jerozolimie. Zabrałem bowiem wszystkie srebrne i złote naczynia, które tam się znajdowały, i bez przyczyny wydałem rozkaz, aby wytępić wszystkich mieszkańców ziemi. Wiem, że dlatego właśnie spotkało mnie to nieszczęście, i oto od wielkiego smutku ginę na obcej ziemi»”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu». Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę”.

Jezus im odpowiedział: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania.

A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzaku, gdy Pana nazywa «Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”.

Na to rzekli niektórzy z uczonych w Piśmie: „Nauczycielu, dobrze powiedziałeś”, bo o nic nie śmieli Go już pytać.

I cóż można odpowiedzieć strapionemu królowi Antiochowi na jego dylematy i zmartwienia? Cóż odpowiedzieć na to wszystko, co sobie przypomniał na temat swojego własnego panowania. Jeżeli uznać prawdziwość zasady, że o faktach się nie dyskutuje, bo fakty to coś, co po prostu się stało i nawet najdłuższa dyskusja o nich nie spowoduje, że się „odstaną – to i o „osiągnięciach” Antiocha nie ma co dyskutować, tylko po prostu uznać prawdę: tak się właśnie stało, jak sam zainteresowany dziś wyznał.

Co prawda, możemy się w jego wypowiedzi dopatrzeć pewnej sprzeczności, bo najpierw mówi: Doszedłem do tak wielkiej udręki i niepewności, w jakiej obecnie się znajduję, a przecież w używaniu swej władzy byłem łaskawy i miłosierny; po tym jednak uczciwie dodaje: Teraz jednak przypominam sobie całe zło, którego dopuściłem się w Jerozolimie. Zabrałem bowiem wszystkie srebrne i złote naczynia, które tam się znajdowały, i bez przyczyny wydałem rozkaz, aby wytępić wszystkich mieszkańców ziemi.

No, to się może trzeba zdecydować: W używaniu swej władzy byłem łaskawy i miłosierny; czy też: Wydałem rozkaz, aby wytępić wszystkich mieszkańców ziemi; bo jedno do drugiego ma się nijak. Z tego, co wiemy z historii – nawet z uważnej lektury samego Pisma Świętego – to bardziej zgodne z faktami było drugie zdanie. Dlatego Antioch – już w pełnej prawdzie o sobie, bo w momencie rozstania się z tym światem raczej się już nie żartuje i niczego nie udaje – musiał przyznać: Wiem, że dlatego właśnie spotkało mnie to nieszczęście, i oto od wielkiego smutku ginę na obcej ziemi.

Tak, swoją drogą, to dobrze, że chociaż w ostatnim momencie ziemskiego życia uświadomił sobie, czego to przez całe swoje życie dokonał. Bo czego nie przypomniałby sobie za życia, to z całą pewnością tam, po drugiej stronie, i tak ujrzałby z całą ostrością, więc po co się oszukiwać?… Czy nie lepiej zatem już tu, na ziemi, jak najszybciej zawrócić ze złej drogi i wejść na tę właściwą – o ile jest jeszcze na to czas?

Przecież za swoje czyny trzeba będzie ponieść osobistą odpowiedzialność przed Bogiem! Czy to właśnie dotarło dziś do świadomości króla Antiocha?…

Zwłaszcza, jeśli uświadomimy sobie – dzięki dzisiejszej Ewangelii – że dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania.

Czyli że nie można przykładać naszej miary do tamtej rzeczywistości. I naszych ludzkich sposobów tłumaczenia – albo lepiej: zaciemniania – niektórych swoich sprawek próbować przenosić w rzeczywistość wieczną, bo tak się po prostu nie da! Tam już bowiem nie będzie możliwości żadnego kręcenia, kombinowania, oszukiwania. Tam staniemy w całej prawdzie o sobie! I przekonamy się, że nasze ludzkie sposoby wytłumaczenia sobie naszych ciemnych spraw i niewłaściwych zachowań, tak często przez nas stosowane i tak logicznie poukładane w całość – tam okażą się bezużyteczne.

Bo tam wszystko będzie zmierzone miarą Boską, nie ludzką. Bo tam – po prostu – staniemy w całej prawdzie o sobie i jakiekolwiek układy, znajomości czy ludzkie kombinacje, na nic się nie zdadzą.

Może więc lepiej już teraz postawić na prawdę i nie uciekać od niej? Choćby po to, by w chwili przejścia z tego świata do wieczności nie przeżywać takich dramatycznych chwil, jakie przeżywał dziś król Antioch… I – oczywiście – aby po tej drugiej stronie nie doznać bardzo niemiłego zaskoczenia…

Czy zatem staram się codziennie, na bieżąco – choćby przez króciutki, wieczorny rachunek sumienia oraz porządny rachunek sumienia przed każdą Spowiedzią – poznawać prawdę o sobie?… I czy od niej nie uciekam, ale przynajmniej próbuję zrobić z niej jak najlepszy użytek?…

2 komentarze

  • „I – oczywiście – aby po tej drugiej stronie nie doznać bardzo niemiłego zaskoczenia”…
    – Eeee tam… Ludzie mają tak dość łajdactw i pospolitych świństw ze „geniuszy”od władzy „doczesnej”
    i tych w sutannach specjalistów „od wieczności”, że straszenie ich „przygodami króla Antiocha” i „niemiłym zaskoczeniem z drugiej strony” zasługuje co najwyżej na wzruszenie ramionami. Za draństwa popełnione „po tej stronie” winno się odpowiedzieć „po tej stronie”…

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.